1960.09.27 – Kraków – Res sacra homo. Kazanie podczas jubileuszu 300-lecia śmierci świętego Wincentego à Paulo

 

Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski

RES SACRA HOMO. KAZANIE PODCZAS JUBILEUSZU 300-LECIA ŚMIERCI
ŚWIĘTEGO WINCENTEGO À PAULO

Kraków, 27 września 1960 r.

 

Cokolwiek uczyniliście jednemu
z tych braci moich najmniejszych,
mnie uczyniliście (
Mt 25,40).

Najmilsze dzieci Boże!

Na frontonie jednej ze świątyń warszawskich umieszczono od dawna napis: Res sacra miser – Człowiek nieszczęśliwy to rzecz święta. Jest to gmach należący do sióstr szarytek. Wydaje się, że z tych słów spływają inne słowa Chrystusowe: Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnie uczyniliście (Mt 25,40).

Dobiegamy do końca uroczystości jubileuszowych trzechsetlecia śmierci wielkiego jałmużnika świata, świętego Wincentego à Paulo. Przez trzy dni w licznych i wymownych przemówieniach rozważano tę postać. Gdy mam dziś kończyć serię tych rozważań, wydaje mi się, najmilsi, że nie pora wchodzić w szczegóły, przytoczono ich bowiem już wiele. Trzeba raczej szukać myśli przewodniej, jakiejś syntezy, która pozwoliłaby nam z bogatego życia ojca ubogich wziąć to, co jest najbardziej przekonywające, co nie przemija, lecz pozostaje w duszy, co z tej świątyni powinno wyjść na ulice, do naszych domów i miejsc pracy, do codziennego, zwykłego życia. Idzie przecież o owoc tych rozważań, wspomnień i modłów.

CZŁOWIEK ZWRÓCONY KU CZŁOWIEKOWI

Gdybym w tym życiu tak bogatym i czynnym chciał wyszukać coś, co jest najbardziej istotne i trwałe, powiedziałbym, że to był człowiek skierowany całym swym życiem, umysłem, wolą i sercem, duszą i ciałem – ku człowiekowi. Człowiek oddany bez reszty i bez wahań człowiekowi. Człowiek życzliwie patrzący na człowieka.

Wyrasta ze swej epoki. Jesteśmy skłonni mówić – może to jest ułatwienie, a może raczej przejaw naszego bezpośredniego zainteresowania rzeczywistością – że żyjemy w czasach wyjątkowych. Dla każdego człowieka jego czasy są czasami wyjątkowymi. I dla Wincentego jego czasy były wyjątkowe. Ale ważne jest to, że nie zagubił się w tych swoich czasach wyjątkowych i ciężkich. Nie dał się owładnąć czasom, nie został ich niewolnikiem, przeciwnie, zwyciężył czasy, w których żył.

Jakie one były, wiele by można o tym mówić. Były tragiczne, bo były wielką poniewierką człowieka. Trzeba było na nowo przypomnieć kim jest człowiek. Trzeba było przed nim uklęknąć, czy ktoś był królem, czy galernikiem i opatrywać rany jego ciała i duszy. Trzeba było ratować człowieka. Trzeba było zbliżać jednych do drugich, możnych ku nędzarzom, władców ku podwładnym. Trzeba im było mówić: “bracie”. I ty, bracie w koronie i ty, bracie w kajdankach i ty, bracie władco i ty, bracie niewolniku!

Jałmużnik świata zapowiada litość nad człowiekiem, prosi niemalże hiobowymi słowami: Miłujcie się, przynajmniej wy, przyjaciele. Z tym wołaniem o litość dla człowieka poszedł do królów. Nie legł manierze dworskiej, nie przeląkł się władców. Duchem im rozkazywał i serca ich zyskiwał dla nędzy. G tym wołaniem: miłujcie się!… miejcie litość!… poszedł do ówczesnych pań i dotarł do ich serc. Zjednał je tak, że porzuciły salony i poszły do szpitali. Dokądkolwiek szedł, pamiętał, że trzeba mieć litość dla człowieka i że trzeba ją budzić. Takie były jego czasy, taka była jego epoka!

Odszedł, ale jest nadal promieniem świata. Dziś głos jego często wraca na nasze usta, a przykład porywa i budzi niepokój. Sumienia budzi.

PRYMAT CZŁOWIEKA W PLANIE BOŻYM

Wincenty to jeden z uczniów Chrystusowych, ale nie jedyny. Boć Chrystus, wzór Wincentego, jest wzorem dla wszystkich swych uczniów. Przecież to Chrystus, wzór dla jałmużników świata, ogłosił prymat człowieka w planie Bożym.

Moglibyśmy przytaczać przykłady, jak Bóg wywyższa człowieka. Oto raj i Boże dłonie kształtujące z miłością swe dzieci, oto tchnienie życia im przekazanego, oto obraz i podobieństwo Boga samego w człowieku.

A potem Betlejem, Słowo Przedwieczne osłonione ciałem, mieszkające wśród ludzi, wśród pasterzy, biedaków, a nawet wśród zwierząt. Po co? Po to, aby człowiek poznał Boga w postaci ludzkiej. Dla kogo to wszystko? Dla nas i dla naszego zbawienia. Tak, dla nas, tylko dla nas zstąpił z niebios!

A wreszcie Kalwaria. Wywyższony Człowiek! Wywyższony dlatego, że z nim jest Bóg: Gdy będę podwyższony nad ziemię, wszystko pociągnę ku sobie (J 12,32). Tylekroć dziś jeszcze, choć minęły wieki, patrzymy na krzyż. I do nas dziś jeszcze przemawia krzyż. Pociąga, porywa… Widzimy na nim wywyższonego Człowieka, wprawdzie udręczonego, ale wywyższonego.

Niedawno byłem wśród maluczkich dzieci, które mnie oblegały. W pewnej chwili jeden chłopaczek wziął krzyż biskupi i oglądając go pyta: a gdzie Bozia? Gdzie Bozia? Współczesny człowiek chce widzieć na krzyżu wywyższone człowieczeństwo. Krzyż, chociaż budzi niekiedy w pięknoduchach wrażenie nieestetyczne, jest dla współczesnego świata wyrzutem sumienia, bo przypomina wywyższenie poniżonego dziś człowieka. Jest szczególnie aktualny w czasach poniewierki człowieka, pokazuje bowiem, jak musi być wywyższony człowiek. I to przez samego Boga!

Podane przykłady wskazują na prymat człowieka w planie Bożym. Można to zsyntetyzować w jednym zdaniu: Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby wszelki, który weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny (J 3,16). Można to ująć w innym zdaniu: Wszelki kapłan z ludu wzięty, dla ludu jest postanowiony w tym, co do Boga należy. Dla ludu! A więc prymat człowieka w planie Bożym! Najważniejszą rzeczą na świecie i w planie Bożym jest człowiek. Jest rzeczą tak ważną, potężną i wspaniałą, że Słowo Przedwieczne okrywa się ciałem wziętym z Dziewicy i w nim już trwa. Chociaż Chrystus spełnił swe zadanie na krzyżu, chociaż dał się nam na pokarm w Eucharystii, nie rozstał się z ciałem wziętym z ziemi i nie rozstanie się z nim już nigdy. Pozostanie na wieki z ludzkim ciałem, chociaż zespolony w Trójcy Świętej. Posadził je po prawicy swego Ojca, który rzekł ongiś: Uczyńmy człowieka na obraz i podobieństwo nasze (Rdz 1,26). Chrystus nie przyszedł na ziemię, aby zbawiać glob ziemski, konstelacje gwiazd potęgę przyrody i jej bogactwo. Przyszedł po to, by zbawiać człowieka, choćby tego maluczkiego, najmniejszego, ukrytego jeszcze pod sercem matki.

Najważniejszy jest człowiek. Wszystko ma służyć człowiekowi, wszystko ma być na kolanach przed człowiekiem. Nawet tacy ludzie, ozdobieni władzą kapłańską, jak papież na Watykanie i biskup w swej katedrze, muszą uklęknąć przed człowiekiem i na znak czci Bożej dla człowieka nogi jego całować. To nie jest tylko piękna ceremonia, to jest wielka mowa Boga do ludzi.

Istnieje więc prymat człowieka nad rzeczą. Człowiek nie może się stać niewolnikiem rzeczy; nie może też być niewolnikiem innego człowieka ani żadnej władzy, choćby miała ona prawo – jak to jest w życiu społecznym – odwoływać się do posług człowieka. Może żądać posług od człowieka dla dobra wspólnego, ale nie może czynić go niewolnikiem.

NIE WYSTARCZY SPRAWIEDLIWOŚĆ: “BĘDZIESZ MIŁOWAŁ!”

Myśl Boża, która się wyraziła w pracy Wincentego, to wielka troska o miłość dla człowieka. Najważniejsze prawo, które człowiek ma na świecie – to miłość. Wszystkie inne prawa są niższego rzędu. Najważniejsza jest miłość. I dlatego też musi się toczyć wielka praca nad pomnażaniem miłości do człowieka. Czyny Wincentego podyktowane są troską o miłość do człowieka. I to o miłość powszechną!

Tak, jak jest miłość jednego ku wszystkim: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego (Mt 22,39), tak jest miłość wszystkich ku jednemu. Pierwsza jest trudna, ale Bóg wspiera. Druga jest po prostu deszczem łaski i dobroci, która spływa na człowieka, i od której nikt nie jest wolny. Czy to jest nasza matka i ojciec, czy bracia Ą siostry, równi nam czy wyżsi od nas, zwierzchnicy, władcy – wszyscy mają pierwszy i zasadniczy obowiązek wobec człowieka: miłować go.

Możemy pytać: dobrze, ale są przecież takie instytucje, społeczności i urządzenia, których głównym nakazem jest sprawiedliwość; mają się troszczyć o sprawiedliwość dla człowieka. To prawda, ale coraz częściej przekonujemy się, że nie można być sprawiedliwym we właściwy sposób bez miłości. Dlatego tak często władcy, zwłaszcza wieku XX, którzy pragnęli sprawiedliwości, nie mogli jej dać ludziom, a z nią ładu i pokoju, bo brak im było miłości. Nawet, aby być sprawiedliwym, trzeba miłować. Człowiek współczesny coraz lepiej to odczuwa. Dlatego pragnie i domaga się od wszystkich, a nawet od swych zwierzchników i władców odrobiny miłości. Współcześni ludzie zdają się mówić: wszystko zrobimy czego chcecie, wszystko dla was uczynimy, chociaż wymagalibyście od nas wielkich ofiar – jak to istotnie często czynicie – ale kochajcie nas, choć odrobinę kochajcie nas! Gdy jednak będziecie tylko wymagali, a nie będziecie kochali, to nawet tego, co się wam słusznie należy dla dobra społecznego – odmówimy. Serce nieogrzane miłością prędko się ściśnie, dłonie się skurczą i nie dadzą – zapewniamy was – nie dadzą nawet tego, co się wam słusznie należy. I na to już rady nie ma. Stąd wołamy do wszystkich władców: kochajcie nas, choć odrobinę!

Gdy nami rządzicie i władacie, kochajcie nas. Takie przyszły czasy, że już nam nie wystarczy sprawiedliwość, o którą słusznie zabiegamy, potrzeba nam waszej miłości. W przyszłym wieku, który przyjść musi, człowiek będzie się nie tylko troszczył o sprawiedliwość, ale będzie słusznie oczekiwał miłości.

PRAWO DO WOLNOŚCI

Obok miłości drugim elementem prymatu człowieka jest – wolność. Widzimy w u apostoła galerników. Nie wystarczyło, że się poświęcił i poszedł do nich. On im łańcuchy zdejmował z dłoni, a gdy nie miał już innego wyjścia, wstawał na ich miejscu, byleby tylko ci biedni ludzie odzyskali wolność.

Wielkim problemem, który wynika z prymatu człowieka, jest troska o jego wolność. Czy nie jest to może zbędna troska? Przecież wszystkie konstytucje całego niemal świata mówią o prawie człowieka do wolności. Tego jeszcze nie było za czasów Wincentego à Paulo, ale dziś już jest. A jednak, chociaż dziś już prawie we wszystkich konstytucjach wypisane jest literą prawo wolności człowieka, nadal najważniejszym niemal tematem, niezaspokojoną tęsknotą i troską ludzkości jest wolność człowieka w granicach jego naturalnych potrzeb i zadań. Wolność jego umysłu, woli i serca, wolność jego przekonań, wyznawania wiary i głoszenia własnego światopoglądu.

Jest to tak, zda się, naturalne, że niemal wstydliwie się o tym mówi. A jednak tyle jest jeszcze ludzkiej udręki, tyle męki człowieka pracy, który musi ostrożnie postępować, ażeby się przypadkiem nie zdradzić z tym, że ma łaskę wiary, bo może utracić łaskę chleba. Tyle jest niepokoju o to, ażeby dziecko katolickich rodziców mogło korzystać z wolności poznawania swego Boga wszędzie, także i w szkole. Tyle jest troski o to, ażeby w naszym życiu społecznym człowiek miał pełną swobodę korzystania z prawa zrzeszania się. Aby to prawo mieli nie tylko ludzie uprzywilejowani, ale wszyscy, bo każdy człowiek jest nie tylko jednostką, ale istotą społeczną. Tyle wciąż mamy trosk…

Śledzimy z uwagą głosy przychodzące z całego świata. Mężowie stanu rozjeżdżają się samolotami rakietowymi, jak gdyby gonili za wolnością dla człowieka. Jeżdżą na krańce ziemi, byleby znaleźć dla człowieka wolność. I niemal w domu ich nie ma, bo ciągle gdzieś tam walczą o wolność człowieka. My się z tego bardzo cieszymy i jesteśmy pełni nadziei. Gdy już cały świat mówić będzie o tej wolności, może nareszcie wytworzy się taka atmosfera, że i we własnym domu uzyskamy odrobinę, szczyptę, maleńki choćby jej oddech. Zazwyczaj głosi się ją całemu światu, tylko we własnej izbie jej nie ma. Pełni nadziei czekamy więc na tę chwilę, kiedy już cały świat będzie przeniknięty powietrzem wolności. Może dotrze do naszych płuc i przestanie nas dławić niewola. Może wszyscy i nasze dzieci, i ludzie pracy odetchną nareszcie.

Jest to wielka troska i problem światowy, bo prawie wszędzie są niewolnicy. Nie tylko ciała, ale i ducha! Święty galernik ma się dziś stać najbardziej aktualnym patronem troski o wolność człowieka.

TROSKA O ZASPOKOJENIE POTRZEB

Na prymat człowieka w świecie składa się także troska o zaspokojenie potrzeb. Zapoczątkował ją Chrystus Pan. W przedziwny sposób postawił się On na miejscu człowieka i zaczął opowiadać niepojęte rzeczy. Ukazał jakby obraz sądu ostatecznego i ostatecznej rozprawy. Oto porachunek, buchalteria wszechświatowa, cały proces wymiany dóbr ekonomicznych w rozruchu. Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, i posiądźcie królestwo, bo byłem głodny i nakarmiliście mnie, byłem spragniony i napoiliście mnie, byłem nagi i przyodzialiście mnie, byłem bezdomny i przyjęliście mnie, byłem w więzieniu i odwiedziliście mnie (Mt 25,34-36). Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych małych, tych maluczkich, tych najmniejszych braciszków moich, mnie uczyniliście!

Panie, powiedz, kiedy Ci to wszystko uczyniliśmy? Powiedz, kiedy?

Tak będzie w dniu sądu ostatecznego. O takie drobiazgi, najmilsze dzieci Boże, pytać nas będą i takie drobiazgi otwierać nam będą królestwo niebieskie.

Jako biskup lubelski byłem na posiedzeniu Towarzystwa Dobroczynności, bo miałem takie prawo statutowe. Występował tam pewien dobry człowiek, który mówił: Po co szarytki mają być w szpitalu? Niechaj się modlą, a garnki niech oddadzą nam. Nie wypada, aby się zajmowały garnkami. Wtedy go zapytałem: Mój bracie, a to dlaczego? Padła odpowiedź: Bo to jest wiek XX! – Więc należy potłuc wszystkie garnki dlatego, że to wiek XX? Nie w XX wieku, ale na sądzie ostatecznym usłyszysz: za kubek wody podany bliźniemu w imię moje, za kubek wody dadzą ci królestwo niebieskie! Na sądzie ostatecznym jeszcze będą garnki. Niech więc szarytki zostaną przy garnkach. Nie przekonałem go.

Troska o zaspokojenie ludzkich potrzeb wyrosła jak gdyby z ducha Ewangelii, bo sam Chrystus, Słowo Przedwieczne i pokarm nasz Eucharystyczny, kazał wszystkim składać ręce i mówić: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. Nie mówił: chleba mojego powszedniego daj mnie dzisiaj, ale nam, ale całej tej gromadzie, całej rzeszy. Chleba naszego powszedniego daj nam dziś. O to trzeba się modlić społem i troszczyć się wzajemnie.

Na prymat więc człowieka składa się troska o miłość, troska o wolność i troska o zaspokojenie potrzeb. I to właśnie było zajęciem świętego Wincentego à Paulo.

PRAWO OSOBOWE CZŁOWIEKA I KOŚCIOŁA DO CZYNIENIA DOBRA

Najmilsi! Chociaż konstytucje tak wiele mówią o prawach osobistych człowieka, i to każdego człowieka, to jednak myślę, że trzeba by wprowadzić przynajmniej jeszcze kilka praw: pierwsze, to prawo do czynienia dobrych uczynków. Każdy obywatel ma prawo czynić dobre uczynki i nie wystarczy, że wyręczy go urzędnik. Za czasów świętego Wincentego à Paulo był ten sam problem co dziś. Wincenty musiał wytłumaczyć książętom otaczającym króla, że nie wystarczy, iż państwo troszczy się o dobre uczynki i przez swoich urzędników okazuje ludziom dobro. Nie tylko urzędnicy mają obowiązek czynienia dobrze. Chrystus Pan mówił: Niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, aby widzieli uczynki wasze dobre i chwalili Ojca, który jest w niebiesiech (Mt 5,16).

Człowiek musi mieć wolność czynienia dobrze i prawo czynienia dobrze. I to zarówno człowiek pojęty jako jednostka, jak i człowiek pojęty jako rodzina, naród, państwo, a nawet Kościół. Bo Kościół, to są też dzieci Boże. To są też ludzie! Kościół ma prawo czynić dobrze. Ma prawo organizować dobroczynność, bo wychował mnóstwo ludzi, którzy czynili to przez wieki, gdy jeszcze żadne państwo nie uświadomiło sobie, że może to być jego obowiązkiem. Kościół umiał to czynić. Mówi o tym cała, jakże ciekawa, historia jego dobroczynności. Warto ją poznać.

Człowiek ma więc prawo do wolności czynienia dobrych uczynków i ma obowiązek je czynić. To jest po prostu nakaz rozwoju osobowości. Przez dobre myśli trzeba sobie stworzyć sposobność, by czynić dobrze. Człowiek nie rozwinie w pełni swego człowieczeństwa i swej osobowości, jeśli będzie tylko myślał dobrze i pragnął dobrze, a nie będzie czynił dobrze. Nie wystarczy uczyć innych o dobrych uczynkach, trzeba samemu je wykonywać. Nie wystarczy filozofować o dobroci czynu moralnego, trzeba czynić dobrze, by poznać smak i wewnętrzny sens dobrego czynu.

Istnieje również postulat społecznego współżycia: budzić wrażliwość na ludzi, nieść sobie wzajemną pomoc i skłaniać innych, by przychodzili sobie z pomocą. Chociaż zorganizowalibyśmy jak najlepiej opiekę społeczną, dobierając najlepszych urzędników, na jakimś odcinku obywatel nie będzie wychowany, jeżeli zwolnimy go od obowiązku czynienia dobrze i zastąpimy przez najlepiej nawet dobranych pracowników. W chwilach trudnych okaże się, że zamiast obywateli mamy egoistów i samolubów, którzy tylko myślą o własnych węzełkach, nie troszcząc się o swych braci.

Niebezpieczna jest to droga, by upaństwowić całą dobroczynność, by odmówić poszczególnemu człowiekowi prawa do budzenia i rozwijania dobroczynności, by pozbawiać Kościół prawa czynienia dobrze.

Kościół uczy łatwo zamieniać dobra materialne na duchowe. Niedawno, na uroczystość świętego Mateusza, Kościół czytał urywek ewangeliczny: Chrystus szedł drogą, zobaczył człowieka siedzącego przy cle, wśród blaszek złotych, srebrnych, miedzianych, brązowych, jakichkolwiek. Wymieniał blaszki. Przychodzili do niego różni ludzie, ale on nie widział ich twarzy, może najwyżej ręce upracowane. Nie widział ludzi… Chrystus go zapewne obserwował. Przyglądał się temu człowiekowi zajętemu wymianą blaszek. Podszedł do niego i mówi: Chodź za mną! Rzuć to wszystko, rzuć te blachy i chodź! Pójdziesz do żywych ludzi. I, jak mówi historyk ewangeliczny, zostawił celnik wszystko i poszedł za Nim. To tylko fragment. Ale ma on swoje różne odmiany, metamorfozy, postacie.

Dzisiaj też tak niekiedy bywa, że całe to bogactwo materialne może zasłonić nam człowieka. Jesteśmy wszyscy gwałtownie zajęci produkowaniem dóbr i za najwyższą naszą cnotę uważamy produkcję. Zapewne jest ona rzeczą konieczną, niezbędną, ale obyśmy przypadkiem w tej gorączce produkowania nie zapomnieli o człowieku, który jest celem produkcji. Trzeba widzieć przede wszystkim człowieka. Trzeba umieć łatwo wszystko, co się produkuje, przemienić na służbę człowiekowi. Jest nieszczęściem krajów bogatych, które się przed tym nieszczęściem ratują rozwijaniem dobroczynności, że nie umieją niekiedy rozprowadzać dóbr zbyt obficie nagromadzonych. Nam to na szczęście jeszcze nie grozi. Ale, powtarzam, obyśmy przypadkiem w tej gorączce nie zapomnieli o człowieku.

Gdy Wincenty chodził po wyzłoconych komnatach królów francuskich i widział nadmiar bogactwa, gorącym swym pragnieniem zamieniał je na dobro, które miałoby służyć człowiekowi.

Najmilsi, a więc – człowiek. A więc – służba człowiekowi, miłość do człowieka! To jest największe prawo, pierwsze i najważniejsze przykazanie. I to jest równocześnie najgorętsze pragnienie dzisiejszej ludzkości. Dziś postulatem światowym jest: frontem do człowieka! W XX wieku wszystkie inne hasła, choćby doniosłe, wartościowe i pełne niewątpliwego znaczenia, stoją hierarchicznie niżej. Najważniejsze to jedno: frontem do człowieka! Tak czynił święty Wincenty i dlatego jest wciąż aktualny.

Tak się szczęśliwie składa, że kończymy tę uroczystość w kościele, w którym spoczywa wielki głosiciel i pracownik miłosierdzia – ksiądz Piotr Skarga. Czytam jego imię na tablicy tu, na wprost ambony. Tu spoczywa, tu rozwijał swą działalność. Jego postać przypomina nam bardzo wiele. Napełniał to miasto, słynące ze swego miękkiego serca i otwartych dłoni, chrześcijańską dobroczynnością. Pozostawił tutaj wspaniały pomnik: Towarzystwo Dobroczynności, którego los dzisiaj, niestety, tak ciężki. Ale pamięć jego czynów i serca nie będzie wymazana z naszych myśli. Kościół bowiem nadal budzi w swym łonie postacie, które wołają o litość nad człowiekiem. Trzeba by złożyć hołd temu miastu królewskiemu, które jest napełnione tyloma instytucjami dobroczynnymi.

Obywatele miasta Krakowa! Nikt w Polsce nie zapomniał dotąd i prędko nie zapomni wspaniałej działalności i świetlanej pamięci długoletniego waszego pasterza – kardynała Sapiehy. Jego Książęco-Biskupi Komitet zachwycił nas w swej działalności i pobudził do troski o człowieka. To wszystko działo się tu, w waszym mieście królewskim. Hołd jego pamięci, hołd tym, którzy z nim pracowali! Hołd tym, którzy wspierali swym ofiarnym groszem, może wdowim, tę wspaniałą działalność!

Obecnie wstaje na horyzoncie Polski jeszcze jedna postać kogoś, kto tak troszczył się o człowieka, że życie oddał za niego. To ojciec Maksymilian Kolbe, Szaleniec Niepokalanej, który dogłębnie pojął służbę człowiekowi. Jako więzień obozu koncentracyjnego wybrał raczej własną śmierć, byle ratować brata, żołnierza, ojca rodziny i zasłonić go swymi ramionami, jak Chrystus zasłonił nas wszystkich na krzyżu. Nikt nie ma większej miłości nad tę, iżby kto duszę położył za przyjaciół swoich (J 15,13).

Oto, najmilsi, wspaniałe przykłady z tej samej “księgi Wincentego”: ksiądz Piotr Skarga, kardynał Sapieha, ojciec Kolbe.

Ponad wszystkie troski, ponad wszystkie zabiegi i instytucje, ponad wszelkie plany i osiągnięcia, ponad wszystko – większa jest miłość!

Powiedziałem na początku: Res sacra miser, człowiek nieszczęśliwy to rzecz święta. Teraz powiem: Res sacra homo, człowiek to rzecz święta! I tak, jak Chrystus jest dla nas i dla naszego zbawienia, tak wszystko, co w naszej myśli, woli i sercu – dla nas i dla naszego zbawienia. Najważniejsza jest troska o człowieka! Miłość jednego do wszystkich! Miłość wszystkich do jednego! Amen.

Archiwum KWPZM

Wpisy powiązane

1981.05.01 – Warszawa – List do o. Stanisława Podgórskiego CSsR, przewodniczącego KWPZM

1981.03.06 – Warszawa – Franciszkanizm dzisiaj. Przemówienie z okazji jubileuszu 800-lecia urodzin św. Franciszka z Asyżu

1981.01.08 – Warszawa – List do zakonnych rekolekcjonistów i misjonarzy ludowych, zebranych na dorocznym kursie