Bp Władysław Miziołek
PRZEMÓWIENIE DO MISJONARZY I REKOLEKCJONISTÓW ZAKONNYCH
Warszawa, 08 listopada 1973 r.
Czcigodni Ojcowie.
Nie mam zamiaru przedstawiać tu swoich zaleceń czy życzeń, bo do tego powołana jest Konferencja Episkopatu czy jej Przewodniczący Ksiądz Prymas, względnie Komisja Duszpasterstwa Episkopatu. Osobiście pragnę Księży i Ojców powitać na obradach i wypowiedzieć kilka spostrzeżeń, wyniesionych z własnej pracy duszpasterskiej czy też z rozmów na te tematy. Spostrzeżenia swoje opieram i na wizytacjach parafii, i na doświadczeniach Wydziału Duszpasterstwa w Archidiecezji Warszawskiej, któremu przewodniczę, oraz na pracy w parafii św. Aleksandra w Warszawie, gdzie jestem proboszczem.
Zagadnienie rekolekcji i misji parafialnych należy doceniać, bo w pracy parafialnej odgrywają one dużą rolę. Jeżeli u nas misje i rekolekcje – mimo zmieniających się warunków – utrzymują się, należy z tego faktu się cieszyć i tak je organizować i przeprowadzać, aby wydały należyty owoc.
W tegorocznym programie obrad zwrócona została uwaga na cnotę pokuty i jej skutek w spowiedzi sakramentalnej i przemianie życia. Zagadnienie to jest niezmiernie ważne, bo żyjemy w święcie, który przeżywa nie tylko kryzys wiary, ale i kryzys moralności, zanik poczucia zła moralnego i jego niebezpieczeństw dla ludzkiego życia. W naszej religijności umiemy wspaniale przeprowadzać wielkie uroczystości, które mają w sobie coś w rodzaju manifestacji religijnej, podobnie nie zagubiliśmy ducha modlitewnego w całości przejawów życia religijnego, ale przeżywamy – wspólnie z całą kulturą zachodnią – kryzys prawdy religijnej i moralności.
Należałoby się nad tym zastanowić, czy w czasie rekolekcji względnie misji nie należałoby wygłosić choć jednej konferencji na temat prawdy religijnej i naszego stosunku do niej. Dziś dogmat, zasada postępowania moralnego sąniedoceniane, jako wartości religijne i życiowe. Jeżeli według tradycyjnego poglądu heretykiem jest każdy, kto przeczy świadomie choćby jednemu dogmatowi, to dziś mamy bardzo dużo „heretyków”, którzy wprawdzie uważająsię za katolików, ale mają swoiste poglądy na prawdy wiary i moralności. Na rekolekcjach trudno jest poruszaćwszystkie prawdy wiary, ale uwrażliwienie ludzi na autorytet prawdy Bożej i zachęta do czytania Ewangelii oraz do poznawania prawd wiary i moralności i kierowania się nimi w życiu jest jak najbardziej wskazana.
Nie mniej ważną Jest sprawa moralności w życiu Kościoła i Narodu. Rozpocznę od pewnego spostrzeżenia. Otóż w ubiegłym roku pojechałem po raz pierwszy do NRD i ciekawie obserwowałem tam kraj i ludzi oraz czyniłem porównania z naszym krajem. Uderzyło mnie, że my Polacy bardziej jesteśmy przywiązani do własnej tradycji, niżnasi zachodni sąsiedzi; z większą pieczołowitością odbudowaliśmy zniszczone zabytki naszej kultury i przeszłości. Gdy w drodze powrotnej wjechałem do kraju, zwróciłem uwagę na dwie rzeczy: przy kościołach kręciło się dużo dzieci i młodzieży śpieszących na katechizację /był to wrzesień/, a na ulicach i jezdniach napotykało się raz po raz pijaków, idących chwiejnym krokiem lub zataczających się. To jest jakaś niekonsekwencja naszej postawy religijnej /na pewno wielu, a nawet większość z tych pijaków uważa się za ludzi wierzących/ a zarazem niebezpieczeństwo dla zdrowia Narodu.
Dziś należy wskazać ludziom, że grzech niszczy zdrowie, radość i prawdziwe szczęście człowieka, bo taka argumentacja ludzi przekonuje, ale ostatecznie apelować do konsekwencji wiary i miłości Boga w życiu człowieka wierzącego. Jeżeli zaś chodzi o życie społeczne, to moralność jest zawsze duszą kultury, a jej brak prowadzi do degeneracji pokoleń. Naszą postawą w czasie ostatniej wojny i w czasach powojennych zdobyliśmy wiele uznania w świecie; czy chcemy to wszystko utracić przez upadek moralności w życiu społecznym, rodzinnym, indywidualnym?
Do tego dochodzi hołdowanie stylowi życia lekkiego i przyjemnego, który płynie do nas z Zachodu, szukanie w życiu jako najwyższych wartości przyjemności i wygody nawet za cenę wyrzeczenia się tego, co pokolenia dotychczasowe uważały za wielkie i święte.
Rekolekcje i misje mają doprowadzić do pokuty, spowiedzi, przemiany życia. Zdajemy sobie sprawę, że ze spowiedziąu nas nie jest dobrze. Mamy w naszych parafiach grupę ludzi, spowiadających się często, drugą grupę przystępujących do spowiedzi na Wielkanoc, a czasami jeszcze na Boże Narodzenie lub z okazji jakichś specjalnych wydarzeń w rodzinie, jak np. ślub czy pogrzeb. W całości jednak w naszych dużych miastach spowiada się rocznie około jednej trzeciej wierzących, wliczając w to również dzieci i młodzież. Przyczyny leżą częściowo w obniżonym poziomie moralności: rozerwane małżeństwa, swoboda zmysłowa u młodzieży, nieuczciwość pod względem pieniądza i własności bliźniego, pijaństwo itp. Z problemem trudności co do spowiedzi spotykamy się już u młodzieży, a czasami nawet dzieci z VII i VIII klasy szkoły podstawowej.
Niebezpieczeństwo zagraża dzisiaj spowiedzi również od strony prądów nowatorskich, występujących przeciwko spowiedzi indywidualnej, a propagujących formę nabożeństwa pokutnego z ogólnym rozgrzeszeniem. Tymczasem spowiedzi indywidualnej musimy bronić, bo jest ona olbrzymim środkiem religijno-wychowawczym, umożliwiającym wpływ duchowy kapłana na penitenta. Nigdy człowiek nie jest tak gotowym do przyjęcia pouczenia i wskazówek co do swego życia, jak na dobrze odbytej spowiedzi, i mało mamy innych okazji, gdzie tak bezpośrednio i dogłębnie moglibyśmy wpływać na człowieka. O tym znaczeniu spowiedzi muszą być przekonani sami kapłani i mimo trudności, jakie stanowi w naszej duszpasterskiej pracy obsługa konfesjonału, powinni pracę tę doceniać i pokochać. Pierwszym zaś przygotowaniem kapłana do spowiadania jest jego osobiste życie duchowo-ascetyczne.
Jako proboszcz parafii św. Aleksandra w Warszawie, codziennie rano przed Mszą św. siedzę w konfesjonale. Któregośdnia przyszła do mnie do spowiedzi niewiasta z dalekiej prowincji, która przyjechała odwiedzić swoje dzieci, osiadłe w Stolicy. Zachęcałem ją do częstszej, a nawet miesięcznej spowiedzi, wtedy ona tak mi powiedziała: „ProszęKsiędza, dawniej chodziłam co miesiąc do spowiedzi, a dziś się nieco zaniedbałam. Człowiek tak bardzo jest zapracowany i mało ma czasu nawet na kościół i modlitwę; a ponadto dziś o księżach i o ich życiu tak się różnie mówi”. – Niewątpliwie spowiedź jest dla każdego człowieka religijnym przeżyciem i chętniej idą ludzie wyznawaćswoje winy kapłanowi, który jest dla nich przykładem wiernego sługi Bożego.
Musimy doceniać również spowiedź częstą, miesięczną. Błędna jest postawa tych duszpasterzy, którzy likwidują lub zaniedbują pierwsze piątki miesiąca oparte o kult Serca Jezusowego. Utrzymajmy miesięczną spowiedź z adoracją i nabożeństwem wynagradzającym jako środek dla tej grupy wiernych, którzy pragną żyć na co dzień z Jezusem eucharystycznym. Jest to również wspaniały środek do przyuczenia dzieci po I Komunii św., aby częściej przystępowały do sakramentów świętych. Oczywiście dla tej grupy ludzi, co spowiadają się co miesiąc, trzeba miećjakiś program duchowego kierownictwa i na każdy miesiąc obmyśleć ich zadania w postępie duchowym. Ten program należy im ukazywać w adoracji, nauce pierwszopiątkowej oraz indywidualnie na spowiedzi.
Uważam, że o duszpasterskim znaczeniu spowiedzi i o należytym jej przeprowadzeniu w warunkach dzisiejszego życia powinniśmy mówić często na różnych kursach i zebraniach kapłańskich. Bobrze byłoby również, aby Ojcowie na misjach i rekolekcjach omawiali te sprawy z księżmi i odpowiednio ich nastawiali do tej czynności duszpasterskiej, którą ma być ukoronowaniem dzieła nawrócenia na ćwiczeniach duchownych.
Uwagi, jakie obecnie na koniec pragnę podać, wynikają ze spostrzeżeń wyniesionych z zagranicy oraz ze światowej literatury pastoralnej dzisiejszej doby.
Jedna z nich dotyczy ustosunkowania się dzisiejszego człowieka do Kościoła. W psychice dzisiejszego człowieka leży krytycyzm do wszelkiej władzy, a przesadne pragnienie wolności buntuje się przeciwko wszelkim ograniczeniom. W wypadku ludzi wierzących, zwłaszcza młodego pokolenia w krajach zachodnich, występują tego rodzaju dążenia w postaci grup oddolnych, które organizują się na marginesie życia Kościoła, a nieraz nawet w opozycji do Kościoła instytucjonalnego. Grupy te, w oparciu o znaną w filozofii marksistowskiej teorię bazy i zasadę pierwszeństwa działalności nad teorią, tworzą swoje osobiste życie religijne, niezależnie od hierarchii, jej wskazań i dogmatów, z pominięciem lub lekceważeniem tradycji i odziedziczonych form dogmatycznych i kultycznych. Nie można w tych grupach, a przynajmniej nie we wszystkich, widzieć tylko przejaw kontestacji wobec instytucji kościelnych; są to nieraz ludzie zapalni, ideowi, ale nie rozumiejący należycie Kościoła i jego roli w dziejach Objawienia i zbawienia Bożego. W każdym razie ich zjawienie się w dzisiejszym życiu religijnym stanowi jakiś sygnał niebezpieczeństwa co do zagubienia samej istoty Kościoła, który pochodzi od Chrystusa, „od góry”, a nie „od dołu”, w którym rząd apostolski trwa nadal w kapłaństwie służebnym i gdzie wola Chrystusa kieruje życiem i działaniem człowieka wierzącego. Tak oceniał zjawisko tych grup prof. J. Ratsinger z Ratyzbony czy też słynny teolog K. Rahner. Dlatego uważam za wskazane, aby na rekolekcjach i misjach poruszać dziś zagadnienie Kościoła, jego pochodzenia od Chrystusa i zadań w świecie oraz naszego stosunku do niego. Jeżeli zaś u nas kapłana uważa się za naturalnego kierownika życia religijnego, a parafię czy Kościół rektorski za ośrodek religijnego życia danej wspólnoty, powinniśmy to nastawienie pogłębiać i utrwalać.
W duszpasterstwie naszym rozwijamy obecnie ideę Pomocników Maryi. U podłoża tego ruchu leży troska o budzenie współodpowiedzialności wszystkich wiernych za Kościół, za sprawy Boże w dzisiejszym świecie. Jest to idea jak najbardziej soborowa. Do prowadzenia tej akcji najbardziej podatne są różne zespoły parafialne, jakich w dzisiejszym duszpasterstwie jest wiele. Nawiasem należy zaznaczyć, że praca nad zespołami jest koniecznością dzisiejszego duszpasterstwa, choć zabiera księdzu wiele czasu i wymaga od niego specjalnego przygotowania do prowadzenia każdej grupy. W psychice dzisiejszego człowieka leży tendencja do działania, do dialogu, do przeżywania wspólnoty z innymi tak samo myślącymi i przeżywającymi; współczesny człowiek pragnie być zauważony, wysłuchany, doceniony; dlatego duszpasterstwo zespołów jest nie tyle modą, ile potrzebą wynikającą z socjalizacji życia i mentalności człowieka epoki socjalnej. Właśnie w tych zespołach należy budzić odpowiedzialność za sprawy wiary i ukazywać ją na różnych odcinkach życia Kościoła. Tu nie chodzi o nazwę, ale o rzecz. Jeżeli ta akcja oparta jest o duchowośćmaryjną, wynika to z faktu, że Najświętsza Dziewica jest ideałem i wzorem Kościoła, że powołana przez Boga w najdoskonalszy sposób współdziałała z Chrystusem Panem w dziele zbawienia ludzkości. Jeżeli jednak komuś mimo wszystko nie odpowiadałaby nazwa, niech prowadzi samą rzecz w duchu umiłowania i współodpowiedzialności za Kościół.
Ostatnia uwaga dotyczy ruchów religijnych typu peumatologicznego, które w szczególny sposób rozwijają się w obydwu Amerykach, ale mają także swoich zwolenników w Afryce i Europie. Ruchy te zwane zielonoświątkowymi /pentekościści/ bazują na emocjonalnym przeżywaniu obecności Ducha Świętego w modlitwie i życiu chrześcijanina. W ostatnich latach powstał w Ameryce katolicki ruch pentekostyczny. Wydaje się, że dzisiejsza cywilizacja, nastawiona na budzenie w człowieku wrażeń i wszelkiego rodzaju emocji, sprzyja takiemu przeżywaniu spotkania z Bogiem, natomiast brak jest dzisiejszemu człowiekowi głębi przeżywania Boga w medytacji i wierności dla Boga w nastawieniu swej woli na Jego prawo. Nie kwestionując jednostronności takiego nastawienia, nie mniej nie możemy zaniedbywać czy nie doceniać elementu wrażeniowo-emocjonalnego w życiu religijnym. Misje i rekolekcje bazujączęściowo na takim poruszeniu irracjonalnych władz człowieka, choć apelują także do jego rozumu, a zmierzają do silnej i trwałej decyzji woli. Podobnie masowe uroczystości religijna na Jasnej Górze czy w innych miejscach z okazji wielkich rocznic czy wydarzeń religijnych, jak również pielgrzymki mają na celu zaspokojenie tych właśnie potrzeb duchowych. Uważam, że pod tym kątem należy przemyśleć nabożeństwa w czasie rekolekcji i misji, aby współdziałały one z głoszonym słowem Bożym i zmierzały do skutecznego celu.
Kończąc, pragnę wyrazić Czcigodnym Ojcom życzenie jak najwięcej łask Bożych i światła Ducha Świętego w ich pracach oraz jak najlepszych owoców w doprowadzeniu ludzi do pokuty i życia z Bogiem na co dzień.
Archiwum KWPZM
