Home DokumentyPolskie dokumenty o życiu konsekrowanymEpiskopat PolskiEpiskopat Polski - BiskupiHomilie i przemówienia biskupów 1981.01.26 – Kraków – Kard. Franciszek Macharski, Przemówienie wprowadzające do dni skupienia dla misjonarzy i rekolekcjonistów zakonnych

1981.01.26 – Kraków – Kard. Franciszek Macharski, Przemówienie wprowadzające do dni skupienia dla misjonarzy i rekolekcjonistów zakonnych

Redakcja
 
Kard. Franciszek Macharski 

PRZEMÓWIENIE WPROWADZAJĄCE DO DNI SKUPIENIA DLA MISJONARZY
I REKOLEKCJONISTÓW ZAKONNYCH

Kraków, 26 stycznia 1981 r.

 

Bóg zapłać Ojcu Prowincjałowi za zaproszenie. Ja już jestem w tym miejscu trzeci raz. Pierwszy raz byłem w 1979 r., ale jako prelegent brałem już wcześniej udział w tych dniach skupienia. – Patrzę na spis wykładów i liczę: jest ich dziesięć. Mam poczucie, że byłbym piątym kołem u wozu, gdybym chciał wykład robić – a więc nie będzie piątego koła u wozu! Nasz wóz da sobie radę z tymi wyśmienitymi dziesięcioma wykładami, które już zostały przewidziane. – Ale brakowałoby mi tego, nie czcigodnym Ojcom, mnie by brakowało, gdybym nie przyszedł tutaj i nie powiedział, co mnie najbardziej na sercu leży.

Ks. Prymas będzie mówił zapewne w Warszawie w czwartek o ogólnej sytuacji w Polsce i w Kościele polskim. Ja się od tego powstrzymam. Natomiast chciałbym po Synodzie i po spotkaniu z polską rzeczywistością powiedzieć dość krótko, jak mi się wydaje ogromną rola wielkopostnych rekolekcji, które Ojcowie mają podjąć. To jest coś potężnego z każdego punktu widzenia, a ja myślę, że przede wszystkim z punktu widzenia tej łaski Bożej, która oczekuje na przyjęcie przez rekolekcjonistów, i przekazanie. Potężne narzędzie, którego nigdy nam nie zastąpi dostęp do środków społecznego przekazu.

To nie znaczy, żeby nie szanować środków społecznego przekazu. Komisja Wspólna wyrażając stanowisko Episkopatu i dążenie całego Ludu Bożego troszczy się, żeby nasz dostęp do „mass media” był coraz większy i to w sposób niejednostronny. Co znaczy niejednostronny? Godzina tygodniowo, kwadrans tygodniowo, jakiś kącik w telewizji, w radiu, to jest jednostronne, to są takie rezerwaty. One są konieczne, żeby człowiek mógł trafić na program o charakterze duszpasterskim, ale nasze zamierzenia są i były zawsze dużo szersze. Do środków społecznego przekazu, z teatrem i filmem włącznie, musi się dostać twórca, który reprezentuje nurt religijny sztuki. Taki twórca, który widzi rzeczywistość również w wymiarze religijnym i temu daje wyraz. On musi być wolny w swoim tworzeniu i winien mieć również dostęp do środków społecznego przekazu. To jest druga forma wolności, która przysługuje jemu, a równocześnie społeczeństwu, które ma prawo, żeby przychodzili do niego ludzie reprezentujący w publicystyce i sztuce ów religijny wymiar człowieka i świata. Nigdy byśmy się z tym nie pogodzili i na to nie zgodzili, żeby owe kwadranse czy godziny poświęcone religii oznaczały równocześnie, że cała reszta będzie ateistyczna. Chyba mówię jasno …

Ale to nie jest temat do kaznodziejstwa. Przepraszam, że pozwoliłem sobie na taką dygresję.

Spotkanie między Synodem a polską rzeczywistością było połączone dla mnie z jeszcze jednym przeżyciem a mianowicie: Jan Paweł II na ziemi niemieckiej. Rzeczywistość społeczna, polityczna, ekonomiczna – powiedzmy – dość różna od naszej. Jan Paweł II na ziemi niemieckiej: pierwsze jego kazanie wypowiedziane krótko po przylocie do Kolonii było poświęcone rodzinie! W tym kazaniu, które na mnie, nie tylko na słuchaczach, którzy się urodzili na ziemi niemieckiej, i wytrwali w deszczu i niewygodzie, albo przy telewizorach w wygodzie, zrobiło ogromne wrażenie. Ojciec Święty związał bowiem sprawę rodziny z Królestwem Bożym, a ściśle mówiąc z rozrostem Królestwa Bożego, a więc z ewangelizacją. Królestwo Boże, którego zalążkiem jest Kościół, ewangelizuje, a więc „zdobywa” w cudzysłowie tak mówimy, bo przecież nie jesteśmy agresywni. Królestwo Boże „zdobywa” przez to, że przekonuje, pociąga, przekazuje Dobrą Nowinę.

Ojciec Święty posłużył się tekstem Ewangelii św. Mateusza z rozdziału trzynastego „Królestwo Boże podobne jest do sieci”, przypominamy sobie – podobne jest do sieci zarzuconej w morze. Nie wiem, czy ktoś z Ojców używał kiedyś tego tekstu, żeby wypowiedzieć prawdę o ewangelizacji, o rozszerzaniu się Królestwa Bożego poprzez ewangelizację. Sieć … Królestwo Boże jest podobne do sieci …

Jakaż jest struktura sieci i zalążka Królestwa Bożego, którym jest Kościół?

Nie ma sieci, która nie byłaby powiązana, zawęźlona. Nie ma sieci, która byłaby zbudowana przypadkowo. Sieć jest strukturą bardzo systematyczną. Królestwo Boże tak jak jest pełne Ducha, tak też jest pełne wiążącej wszystkich w jedno systematyczności: jest strukturą hierarchiczną. Jest obmyślane i przemyślane, bo jest równocześnie owocem i narzędziem. Kościół jest owocem Chrystusowego, dokonanego już odkupienia, i jest równocześnie narzędziem, o ile to odkupienie Boże trwa. A więc sieć zarzucona w morze. Wychodzimy poza kategorie, którymi zwykle myślą ludzie, takie kategorie patrzenia na świat, w których zawsze widać drugi brzeg. Nie widać drugiego brzegu tam, gdzie chodzi o sprawy człowieka z punktu widzenia Bożego. Nie widać drugiego brzegu. Morze czasu przechodzi w morze wieczności. I jedynie wtedy można dostrzec człowieka i wszystkie jego sprawy we właściwym wymiarze, jeśli patrząc się w to morze czasu dostrzega się również ów wymiar wieczności.

Wszystko to, co o rodzinie mówi się podlega temu niebezpieczeństwu, że rodzina pozostaje wyłącznie w wymiarze społecznym, ekonomicznym, a nawet indywidualnym, choćby nawet bardzo humanistycznym. Rodzina jest – taka była teza Ojca Świętego – cząstką Kościoła, jest Kościołem domowym, nie tylko jako owoc, ale i narzędzie odkupienia. A więc narzędzie ewangelizacji! Jednym tchem wymienił Papież Kościół powszechny – tę potężną sieć od wieków zapuszczaną w morze czasu i morze ludzkości – i ten Kościół na ziemi niemieckiej, i ten Kościół w Kolonii, i jednym tchem wymienił Kościół domowy, którym jest rodzina!

W moim osobistym przekonaniu, na temat rodziny można mówić wtedy, gdy człowiek w rzeczywistość rodziny uwierzył. Jeśli się mówi tylko językiem socjologów, ekonomistów, czy pedagogów społecznych, braknie nam oddechu, braknie nam siły, żeby dotrzeć do serca człowieka /mówię „serca” w znaczeniu centrum osobowości/. To nie oznacza, żeby się nie posługiwać socjologią. Będzie tutaj opisu rzeczywistości dość dużo. One wszystkie są ważne, ale muszą być umieszczone na tej „nośnej rakiecie”, którą jest wiara. Tylko wiara w nadprzyrodzony aspekt struktury rodziny może pomóc spożytkować wiedzę o rodzinie, jakiej dostarczają nam nauki opisowe. Jeśli nie ma wiary, ta wiedza nie dotrze do serca sprawy, do istoty spraw, do istoty człowieka. Ona pozostanie na płaszczyźnie „felietonowej”. – Jeśli zainteresuje, to na chwilę, ale nie uruchomi mocy ludzkich, które są do uruchomienia tylko wtedy, jeśli człowiek wierzy: Człowiek mówiący i człowiek słuchający. Bo człowiek słuchający ma się stać człowiekiem czynu. A więc rodzina jako narzędzie ewangelizacji, to nie jest instrumentalizowanie rodziny. Rodzina ewangelizuje, ponieważ jest Kościołem, i ewangelizuje na tyle, na ile jest sobą – Kościołem domowym.

I w tym zestawieniu padły słowa o modlitwie domowej. W tym roku doświadczyliśmy religijności rozbudzonej i uzewnętrznionej zwłaszcza w drugiej połowie sierpnia, daje nam jakiś dostęp do tajemnicy serca człowieczego. Ja oczywiście nie jestem za tym, żeby „wyświechtać” tamte święte rzeczywistości z Wybrzeża, i nie tylko z Wybrzeża, ale i z kopalń i zakładów pracy w całym kraju, ale znajdzie się taki sposób, żeby o nich mówić z pietyzmem, dostrzegając w tamtych wydarzeniach, i w człowieku, przed którym się stoi, wielką tajemnicę jego spotkania z Bogiem.

Czy ja mogę pozwolić sobie tutaj na dygresję? Pozwolę sobie, bo zdaje się, że zdobędę się i na powrót do tematu.

Przed paroma dniami była w Krakowie wielka dyskusja naukowców, socjologów marksistowskich na temat społeczeństwa i przemian w społeczeństwie opublikowana w „Życiu Literackim”. W czasie tej dyskusji zastanawiano się, skąd ten przypływ religijności. Uderzyło, że jeden z docentów w sposób zdecydowany przestrzegał swoich marksistowskich kolegów przed przypisywaniem Kościołowi roli inspiratora i organizatora Sierpnia i Jesieni roku 1980. Powiada: to nie jest tak! – Bardzo dla nas interesujące, że to zostało odkryte, że ta rzeczywistość została dostrzeżona. Nas to nie zaskakuje, bo doprawdy Kościół organizatorem Lipca, Sierpnia i innych miesięcy nie był! Tenże sam docent powiada: Przestrzegam przed utożsamianiem Solidarności z partią chrześcijańską. To nie jest partia chrześcijańska w tym znaczeniu, żeby była kierowana przez Kościół. – I to było mówione, wydaje mi się, z szacunkiem dla prawdy.

Ale religijność robotników, bo o nią chodzi, skąd ta religijność robotników? Oczywiście, to pytanie zadają sobie ludzie, którzy nie wiedzieli, co się dzieje z polskim robotnikiem, nie tylko w wymiarze religijnym, ale i w innym; i ekonomicznym i społecznym. My zaskoczeni nie jesteśmy. Ale znowu przyjmujemy, owszem – z szacunkiem, że to się naukowcy dobrali do istoty zagadnienia. Mianowicie powiadają: człowiek w dziedzinie religii, i to tej religii, i może jedynie w tej dziedzinie czuje się sobą, czuje się podmiotem. Człowiek, jest przedmiotem w dziedzinie gospodarczej, zawodowej, społecznej. Przedmiotem, gdy chodzi o odpoczynek tak zorganizowany, że przeciętna polska rodzina nie jest w stanie wybrać się ze swoimi dziećmi na wakacje. Tak uprzedmiotowiony, że i w dziedzinie rozrywki nie jest sobą. I tam, gdzie chodzi o mieszkanie, i co się z tym wiąże, a więc o założenie własnej rodziny. Tam, gdzie chodzi o studia, tam gdzie chodzi o wybór pracy – uprzedmiotowiony! Człowiek nie jest sobą. Jest tylko różnica terminologiczna, czy powiem „uprzedmiotowiony”, czy powiem za prof. Kubiakiem „wyalienowany”. Religia, proszę zważyć, co to znaczy, religia jako jedyne miejsce, w którym człowiek nie czuje się wyalienowany …

My wszyscy, ludzie pokolenia średniego, ale to nie znaczy, że tutaj nie ma młodych, my ludzie, którzyśmy się uczyli wiedzy, nauki o świecie i Polsce współczesnej, i wiemy, że teoria marksistowska jest taka, że religia jest właściwym miejscem alienacji, a że ona alienuje człowieka. Okazuje się, że jest inaczej! Zgodnie z naturą religii człowiek religijny indywidualnie przychodzi do społeczności religijnej żeby w niej być sobą.

Trzeba powiedzieć: w naszych polskich warunkach, dzięki Kościołowi, kapłanów, sióstr zakonnych i biskupów, od lat Kościół jest miejscem, w którym człowiek nie jest alienowany, ale jest sobą, jest uszanowany, jest „obsłużony” tzn. ma możność znalezienia tego, co jest mu potrzebne. Proszę Księży, proszę w tym kontekście pomyśleć o waszych zadaniach rekolekcyjnych. O posłudze słowa, o posłudze nabożeństw, która dla wielu ludzi jest wśród pewnej monotonii całorocznej posługi nabożeństw i słowa, wielką nowością i wielką szansą. Spotkanie z nowymi ludźmi, z rekolekcjonistami, z misjonarzami, dopływ nowych idei, nowy sposób, nie mówię sprzeczny z tym parafialnym, ale przecież godzący się z nim, jakiś nowy i odświeżony sposób celebrowania – to przecież jest szansa! Dla nich także jest szansa, żeby się poczuli sobą, i różni ludzie mogli zaspokoić swoje zróżnicowane zapotrzebowania, także w dziedzinie religijnej.

Może nie warto byłoby tego mówić. Ale, powiadam, to dla mnie ważne, dla mnie ważne!

Otóż w tym opisie religijności dokonywanym przez marksistowskich socjologów uderza nas także proste sformułowanie – chodzi o procenty niewierzących w różnych grupach społecznych: wśród robotników 4,5%, inteligencja z wyższym wykształceniem 23,5%, a chłopi 0,7% /!/ / Ja zdjąłem okulary i patrzyłem; gdybym miał lupę, to patrzyłbym jeszcze raz, czy zero, to nie jest przypadkiem dziewięć – tak mi się chciało wierzyć. Ale stoi zero/ Powiedziałem, że mnie stać na to, żeby wrócić do tematu. I wracam.

prawa modlitwy rodziny: nikt z nas – jestem przekonany – kto ma poczucie pietyzmu, nie będzie rozmieniał na zbyt drobne wielkich faktów tej pobożności sierpniowej, jesiennej po kopalniach i tej pobożności Gdańsku i Gdyni 16 grudnia i 17 grudnia, które zostały już zapisane do dziejów zbawienia, a jednocześnie do dziejów Polski. Modlitwy wspólne robotników także poza Mszą św. przekreśliły schematy na temat naszej rzekomej obrzędowości przeżyć religijnych i ich ograniczeniu przeżyć do sentymentalnych. Religijność polska jest także intelektualną! Mówili to niejednokrotnie oceniający wizytę Jana Pawła II w Polsce: katolicyzm w Polsce objawił swoje intelektualne oblicze. I to nie tylko wśród inteligencji z wyższym wykształceniem , ale wśród przeogromnych mas ludzi, którzy setkami tysięcy przychodzili słuchać kazań papieskich i reagowali bezbłędnie na trudną przecież naukę Papieża, trudną, bo nie „łopatologiczną”, jasną przecież, ale subtelną i pełną nie jednej, ale wielu aluzji.

Otóż myślę, że w tej dziedzinie otwiera się przed nami możliwość dopomożenia ludziom, ażeby się dalej wypowiadali, nie tylko pod ciśnieniem wydarzeń gorącego sierpnia, ale także, w chłodne, jesienne zwyczajne dni. To, co się wówczas wyzwoliło, może się dalej wyzwalać, ale do tego trzeba naszej „akuszerki” w zwyczajnym życiu rodzinnym. Ten człowiek może się nie wstydzić, podjąć inicjatywę, pokierować modlitwą swojej rodziny. To jest sprawa naszej sztuki, żeby się ona urodziła, bo to jest w ludziach. A modlitwa rodzinna jest jezdnym z miejsc uprzywilejowanych w których rodzina przeżywa, że jest podmiotem, że jest sobą, a nie tylko przedmiotem polityki, ofiarą zaniedbań.

Nasze mówienie o rodzinie nie jest – nigdy nie było i nie jest – mówieniem w taki sposób, jakby rodzina była tylko przedmiotem naszych zabiegów wychowawczych, jakby rodzina była w Kościele, tylko „przedmiotem polityki rodzinnej”. Rodzina jest Kościołem domowym! Wielka to rzecz uszanowanie tego charakteru i powiedzenie, jak ktoś na synodzie powiedział: Rozpoznaj, rodzino, i uznaj godność twoją! My od początku i zawsze traktujemy rodzinę według tego, kim ona jest.

Papieskie wystąpienie w Niemczech miało pewien moment, który wiąże sprawę rodziny z naszą osobistą sprawą – kapłańską i zakonną, a więc rzeczywistością wiary i naszego zaangażowania. Ich wiara i ich zaangażowanie – nasza wiara i nasze zaangażowanie. Mianowicie, w parę dni po omawianym kazaniu, Ojciec Święty w bawarskiej miejscowości Altëtting przemawiał do zakonnic i do zakonników i poruszył zwięźle ten sam temat. – W Kolonii powiedział słowa, chyba już znane: Nie można żyć tylko na próbę, nie można tylko umierać na próbę, nie można tylko na próbę przyjmować drugiego człowieka. To było jedno z tych sformułowań Papieża, które trzeba powiedzieć, zatrzęsły nieco fundamentami antyrodziny i antymałżeństwa. A w Altëtting zaś powiedział: Nie ma klasztoru na chwilę, i nie ma zobowiązania przez kapłaństwo i śluby tylko na jakiś czas.

To zestawienie wypowiedzi otwiera jeszcze raz oczy na to, że człowiek żyjący w stanie kapłańskim, a tym bardziej powiedziałbym zakonnym, żyje – jakby to powiedzieć – żyje pod pewnym względem w tej samej rzeczywistości, w której żyją ludzie w małżeństwie i rodzinie: we wszystkich punktach, które są dla nas, w naszym życiu i dla nich w małżeństwie i rodzinie najtrudniejsze. One zostały nazwane przez Papieża, a przez ojca Kolbego, tj. przez jego życie zostały nie tylko nazwane, ale i przeżyte. Chodzi o życie ofiary.

Materiały Komisji ds. Duszpasterstwa KWPZM, 1981 r.

 

Archiwum KWPZM

 

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda