Home WiadomościArchiwum Kamilianie: Boże Narodzenie na Haiti

Kamilianie: Boże Narodzenie na Haiti

Redakcja
List o. Gianfranco Lovera – kamilianina pracującego na Haiti
grudzień 2010.

Dziękuję Przyjaciołom, którzy prosili mnie, aby wysłać kilka informacji z Haiti, w szczególności z naszej Misji. Nigdy nie jest łatwo znaleźć trochę czasu, aby napisać, ale zdaję sobie sprawę, że jest to ważne dla wszystkich, którzy nas kochają, pomagają nam, biorą udział w naszych zmaganiach w szczególny sposób w tym strasznym 2010 roku.

 
Pięknego dnia w połowie października jeden z naszych lekarz podchodzi do mnie, mówiąc: "Ojcze, musimy być gotowi na najgorsze: W Saint Marc dziś rano o ósmej zmarło nagle kilkanaście osób, w południe liczba wzrosła do czterdziestu. Wszystko wskazuje na to, że cholera".
Na słowo "cholera" cierpnie mi skóra. W porze obiadowej rozmawiam z członkami naszej wpólnoty zakonnej i zapraszam ich do modlitwy Informacja ta spada na nas jak grom z jasnego nieba… W gruzach zniszczonego przez trzęsienie ziemi Haiti wybuchła epidemia cholery.

To niemożliwe!!! Trzęsienie ziemi, cyklony, powodzie i teraz cholera.
Choroba rozprzestrzenia się jak pożar, zbliżając sie nieuchronnie do stolicy. Paniczny strach panuje wsród mieszkanców Port-au-Prince, którzy nadal zamieszkują prowizoryczne namioty i szałasy, gdzie panują katastrofalne warunki higieniczne.

Wszyscy zdają sobie sprawę, że wszelkie wysiłki podejmowane przez Państwo, Światową Organizację Zdrowia, Lekarzy bez Granic, różne organizacje pozarządowe, osoby prywatne, są absolutnie nieproporcjonalne… Jednym słowem, sytuacja wymyka się spod kontroli, w nieco ponad miesiąc, wszystkie dziesięć regionów wyspy są zainfekowane.

Nasz szpital św. Kamila rozpoczął dystrybucję tabletki do oczyszczania wody i leków zapobiegających odwodnieniu.

Do naszej Misji docierają pierwsi zareżeni. W ogrodzeniu, z dala od głównego wejścia otwieramy furtkę, aby umożliwić zarażonym przejście do specjalnie dla nich przygotowanych dużych niebieskich namiotów, do których można wejść i wyjść jedynie po macie nasączonej chlorem. Szczególne rodzaje środków odkażających umożliwia wszystkim zdezynfekowanie rąk. Niezależne zawory dostarczają wody zmieszanej z środkami dezynfekującymi. Pracownicy służby zdrowia używają wszelkich środków ostrożności, aby nie ulec zarażeniu.

Ludzie zareżeni cholerą powtarzają wkółko: "Nie chcę umierać! Nie chcę umierać!".

Natychmiastowe leczenie cholery przynosi bardzo szybkie i bardzo dobre rezultaty, ale nie możemy zapominać, że opóźnienie o kilka godzin może być śmiertelne.

Jeden przykład z wielu.
Szesnastoletni Jonny spędził sobotnie popołudnie grając w piłkę nożną z rówieśnikami. Około północy odczuwa pierwsze objawy zarażenia: wymioty i biegunka. Rodzina została poinformowana o objawach i sposobach leczenia cholery. Trzeba tylko znaleźć kogoś, kto mógły dowieźć młodego człowieka do naszego szpitala, ale w tym czasie nikogo nie udaje sie znależć. Panuje noc uprzedzająca wybory prezydenckie i wyjście na ulice jest bardzo ryzykowne. Pozostaje wezwać policję, prosząc o pomoc w ocaleniu życia Jonny. Niestety i ta próba uzyskania pomocy jest daremna, ponieważ wszyscy policjanci zajęci są zapewnieniem bezpieczeństwa w lokalach wyborczych i na ulicach. W końcu, około godziny szóstej rano, po wielu perypetiach, Jonny i jego rodzina dociera do szpitala św. Kamila, ale jest już za późno.

Odwodnienie jest tak poważne, że ledwie mamy czas, aby podłączyć kroplówki i usłyszeć ostatni oddech tego młodego chłopaka. W taki to prozaiczny sposób Jonny przenosi się z boiska do piłki nożnej na Haiti na wieczne ogrody Nieba! Trudno wyrazić w słowach ogrom cierpienia!

Rodzina prosi o wydanie zwłok, ale nie możemy ich im wydać.

Ciała zmarłych na cholerę muszą być nasączone chlorem i umieszczone w plastikowych workach a następnie położone na zewnątrz pod drzewem (w piekielnym haitiańskim upale), czekając na państwową cięzarówkę, aby je wywiozła do zbiorowego grobu.

Ciało zmarłego w niedzielę rano chłopca wraz z 30 innymi ciałami zmarłych zostało zabrane w środę po południu…

Wiele razy byłem świadkiem takich scen i zapewniam Was, że trudno mi będzie wymazać je z umysłu i serca. Nigdy też nie zapomnę tych chwil, gdy otwierają się drzwi ciężarówki, z której zionie doprawadzający do mdłości odór.

Ból spowodowany epidemią wzmagają uliczne zamieszki na ulicach stolicy. Ludność Port-au-Prince jest przekonana, że epidemię cholery sprowokowały siły ONZ z Nepalu. Starcia z żołniemi sił pokojowych nie obywają się bez ofiar, co prowokuje jeszcze większe napięcie.

Co najmniej czternaście osób oskarżonych o czary rozprzestrzeniające cholerę zostaje bestialsko zamordowanych.

Śmierć stanowi część ludzkiej rzeczywistości i określa jej granice. Z tymi uczuciami, choć pełnymi bólu, rodzina, krewni i przyjaciele gromadzą się wokół jednego z członków rodziny w czuwaniu modlitewnym w noc przed pogrzebem. Niestety nie wiedzą, że przyczyną śmierci była cholera. W ciągu kilku dni, wiele osób, które łączyły się w dzieleniu bólu z odejścia bliskich uległo zakażeniu cholerą.

Wokół ciała zmarłego, ludzie modlą się a także spożywają posiłki, nieświadomi śmiertelnego niebezpieczeństwa.

Ubrania zmarłych prane w pobliskich stumieniach potęgują rozpowszechnienie się epidemii.
Jak zatrzymać cholerę, gdy zanieczyszczone są rzeki? Wszystko przecież zaczęło się od rzeki w regionie Artibonid.

Zauważyłem dwie przeciwstawne postawy wobec tej strasznej choroby. Pierwsza to psychoza, paniczny strach, nawet gdy nie ma powodów do niepokoju. Druga to absurdalna negacja choroby w obliczu specyficznych objawów zarażenia powowująca drastyczne zmniejszenie szans na przeżycie z z obawy przed stwierdzeniem: "Jesteś chory na cholerę".

Święto Niepokalanego Poczęcia NMP, tak drogie dla nas Kamilianów, poprzedziły trzy dni intensywnej modlitwy za wstawiennictwem Maman Marie, prosząc Boga o ocalenie od cholery. To żarliwe błaganie z dotkniętego trzęsieniem ziemi Haiti dotyka nawet mniej czułe serca.
Wieczorem 7 grudnia zostały oficjalnie ogłoszone pierwsze wyniki prezydenckich wyborów. Przemoc opanowała ulice stolicy. Jeden z lekarzy mówił mi, że wszystkie maczety zostały wykupione. Drogi w wielu miejscach zablokowano dużymi kamieniami i spalonymi oponami. Ulice opustoszały, gdyż ludzie owładnięci strachem nie wychodzą ze swoich domów. Chorzy na cholerę w tej dramatycznej sytuacji pozbawieni są jakiejkolwiek opieki. Sytuacja ta trwała przez kilka dni.

W Dzień Niepokalanego Niepokalanego Poczęcia NMP w zaczęło brakować w naszym szpitalu kroplówek niezbędnych w leczeniu chorych na cholerę. Wykonuję kilkanaście rozmów telefonicznych, które okazują sie bezskuteczne. Sprzedawcy ze strachu pozamykali swoje apteki i sklepy, pracownicy Czerwonego Krzyża otrzymali rozkaz, aby nie wychodzić a przywódcy Światowej Organizacji Zdrowia zabarykadowali się w swoich siedzibach.

Ten kraj jest dosłownie w gruzach!
Nie mogę dać sobie spokoju… To nie do pomyślenia, by ludzie umierali w ten sposób.
Na szczęście siostry św. Wincentego maja kilka kartonów kroplówek Ringer Lactato. W takich chwilach strach należy pozostawić na drugim miejscu. Ratowanie życia naszych braci jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Kierowca, do którego dwonię, waha sie, ale pomimo wszystko jedziemy. To prawdziwy slalom między palącymi się oponami, gryzącym dymem, który tworzy ogromne czarne chmury, kamieniami barykad utrudniających podróż. W niektórych demonstrantach mniej zaciekłych, widok kamiliańskiej karetki budzi odruchy dobroci, która przejawia się w utorowaniu dla nas korytarza miedzy barykadami. Po kilku godzinach niebezpiecznej podróży (zwykle taką odległość pokonywaliśmy w 45 min) z ładunkiem kilku kartonów "cudownego płynu" wracamy na naszą Misję. Warto było zaryzykować!

Kilka istnień ludzkich zostanie uratowanych. Tylko modlitwa dziękczynienia i uwielbienia jest w stanie prywrócić sercu pokój po tak trudnym i niebezpiecznym dniu.

Gdy piszę ten list, ktoś wchodzi do mojego biura i informuje mnie: "Przed chwilą zamordowano dwóch policjantów, przyjaciół naszej Misji".
Tyle przemocy, tyle zamieszek na ulicach.

Dni mijają, epidemia cholery zbiera coraz obfitsze żniwo, ofiar jest tysiące, trudno je zliczyć.
W tym kontekście kamiliańskie powołanie jest bardzo na czasie.

Dziękuję za Waszą modlitwę, która umacnia nas w tych tragicznych momentach.

Ojciec Gianfranco Lovera-misjonarz z Haiti

 

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda