Home WiadomościArchiwum Pallotyni: refleksja misjonarza z Wybrzeża Kości Słoniowej

Pallotyni: refleksja misjonarza z Wybrzeża Kości Słoniowej

Redakcja
Zbrojny konflikt trwający od 19 października 2002 r. na Wybrzeżu Kości Słoniowej wydaje sie nie mieć końca! Już blisko 10 lat trwa propaganda obiecująca pokój zarówno ze strony rządu jak i ze strony zbrojnej opozycji. Pokój, którym tak bardzo szczycił się kraj Felixa Houphouëta-Boigny, pierwszego prezydenta WKS, jest teraz najczęściej wypowiadanym słowem, przez mieszkańców tej części Czarnego Kontynentu. Do pokoju nawołuje Kościół, rząd, media, artyści, zwykli ludzie…

 
„Le Vieux" (starzec, mędrzec), jak nazywano pierwszego prezydenta WKS, potrafił utrzymać pokój w kraju będącym przedmiotem pożądliwości z wszystkich stron ze względu na swoje bogactwa naturalne. W pewnym momencie „Starzec" musiał jednak odejść jak każdy śmiertelnik i był to moment zwrotny w życiu wszystkich jego „dzieci" i „wnuków", bo przecież tak traktował lud powierzony mu od 1960 roku. Patrząc z perspektywy zakonnika, który mieszkał w tym kraju jeszcze za życia poprzedniego prezydenta, doszedłem do wniosku, że mimo swojej życiowej mądrości prezydent nie pomyślał o tym, że przecież kiedyś ktoś obejmie po nim stery, że trzeba by dać „dzieciom" do ręki wędkę, a nie złowioną już przez siebie rybę?

Na przestrzeni ostatnich lat wiele mówiło się w mediach o Wybrzeżu Kości Słoniowej. Wiele dobrego, ale i wiele złego. Gościnni i pokojowo uśmiechnięci Ivoryjczycy zaczęli się gubić w przepisach Bożych i ludzkich przykazań. Zaczęto ich postrzegać jako ksenofobów i rasistów, szukających sposobu pozbycia się cudzoziemców!  Obcym stał się każdy, kto nie myśli tak jak oni, kto nie mówi i czyni tak jak oni. Coraz więcej niechęci, a nawet wrogości i nienawiści wkradło się pod dachy Ivoryjczyków, nawet jednego klanu czy rodziny. Dzisiaj „biblijnie" brat sprzedaje brata, a dziecko rodziców! Dzisiaj każdy może natknąć się na śmierć nie wiadomo kiedy i gdzie? Czarny obłok zawisł nad 20 milionowym państwem afrykańskim ludów Akan, Krou, Sénoufo i Mandé, który zamieszkały jest również przez kilka milionów obcokrajowców, wywołujących negatywne nastroje u przeciętnego Iworyjczyka.

Pomimo bardzo poważnego kryzysu społeczno-politycznego na WKS (by nie użyć już słowa „wojna"), mieszkańcy tego skrawka kontynentu zachowali głęboko w sercu pozytywne wartości kultury swoich przodków. Często zastanawiałem się, do jakiego poziomu dojść może ludzka wytrzymałość na stres i niezrozumienie? Pomimo bardzo wielu momentów po-houphouetowskich czasów, gdzie człowiek był pod dużą presją propagandy politycznej, a następnie propagandy ulicznej, Ivoryjczycy potrafili zachować dobre serce i uśmiech nawet do cudzoziemca, który przecież według propagandy chce wyrządzić mu krzywdę i zniszczyć jego kraj!

Kiedyś zamierzałem zostać jednym z tych misjonarzy, którzy całe życie poświecili na głoszenie Ewangelii przekazując ludom Afryki wiarę katolicką! Po kilkunastu latach pracy: najpierw w przepięknej bazylice-sanktuarium Matki Bożej Pokoju, następnie po 3 letnim doświadczeniu pracy w buszu w Grand-Béréby, a ostatecznie w nieźle rozwiniętej parafii Świętego Zbawiciela Miłosiernego w Abidjanie, doszedłem do wniosku, że to nie ja nawracam Afrykę, ale Afryka mnie! Miałem szczęście doświadczenia modlitwy w moim rodzinnym kraju i w kilku innych krajach, ale tak wewnętrznego duchowego doświadczenia podyktowanego obserwacją modlącego się Afrykańczyka nie doznałem nigdzie. Nie jest łatwo opisać, to co odczuwam czy przeżywam duchowo na Czarnym Kontynencie. Nie chciałbym być postrzegany też, jako człowiek głębokiego spotkania z Bogiem czy wielkiego osobistego nawrócenia, chociaż bym tego pragnął. Nie da sie jednak zaprzeczyć, że modlitwa ludzi, do których zostałem posłany i sposób w jaki się modlą, zachęcają mnie często do refleksji nad stanem mojej duszy. Bardzo daleki jestem od obrazu, jakiego Bóg i drugi człowiek by sobie o mnie życzyli, ale wiem też, że idąc po linii pozytywnej refleksji – nie błądzę. Każdemu życzyłbym widoku modlącej sie kobiety afrykańskiej przed statuą Matki Bożej, klęczącego i zatopionego w modlitwie mężczyzny, czy dziecka niewinnie pozdrawiającego figurę Świętego Wincentego Pallottiego. Czasami jest to modlitwa cicha, czasami szept, a czasami głośna modlitwa dziękczynna czy błagalna. Obserwując gesty rąk, twarzy i całego ciała można odczuć obecność Tego, do którego modląca osoba się zwraca.

Podczas pracy misyjnej robię dużo zdjęć, często zdarzało mi się być skrępowanym i onieśmielonym pięknem, ale i duchowa głębią tego, co widziałem przez obiektyw. Niestety nie da się tego uchwycić na kliszy czy zatrzymać w pamięci aparatu, ale czasami nawet chyba nie wypada? Niedoskonałym odzwierciedleniem tego może być spojrzenie dwojga kochających się osób, czy pocałunek matki. Nie opisuje tu oczywiście stanu duszy przeciętnego Afrykańczyka, bo nie mam do tego dostępu ani prawa, ale wierze, że tak realnie przeżyte spotkanie człowieka z Bogiem prowadzi często do nawrócenia własnego czy drugiej osoby. W pewnym sensie jest to milczące głoszenie ewangelii – tej ewangelii, która zachęca nas do miłości miłosiernej i pokoju.

Pomimo, iż snuję tę refleksje pod obstrzałem, wierzę, że prawdziwy pokój nie jest utopią i nawet w kraju tak zmęczonym przemocą, ludzie odzyskają pełną pogodę ducha, a kraj zacznie podnosić się z „gruzów", chociaż po ludzku rzecz biorąc zajmie to jeszcze wiele lat.

Br. Zbigniew Kłos SAC
Abidjan, 31.03.2011 r.

Za: www.pallotyni.org

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda