Home WiadomościZe Świata Z cyklu “Misje na weekend”: Centralny planista nie ogarnia

Z cyklu “Misje na weekend”: Centralny planista nie ogarnia

Redakcja

Przed wyjazdem do Chin widziałem w Internecie zdjęcia ogromnych i kompletnie pustych chińskich miast. Są przygotowane do przeniesienia ludności z rejonów wiejskich do miast. Nigdy nie myślałem, że coś takiego zobaczę na własne oczy. 

Nie było to miasto-widmo, ale tylko osiedle w Handan, w prowincji Hebei. Na nocleg zatrzymałem się w mieszkaniu, które należało do mojego gospodarza. Ma takich dwadzieścia. Otrzymał je jako rekompensatę za wysiedlenie ze wsi, którą zburzono, a na jej miejscu postawiono to osiedle.

Zbliżał się zachód słońca. Chciałem zobaczyć, jak miasto wgląda nocą. W wieżowcu naprzeciwko światło paliło się tylko w kilku oknach. Podobnie było w sąsiednich. Przy kolacji dowiedziałem się od mojego gospodarza, że nie może wynająć tych mieszkań i stoją puste. W jednym mieszka z żoną. W dwóch córka i syn z rodzinami. Na pozostałe nie ma chętnych. Wszyscy wysiedleni z jego wsi otrzymali po kilka mieszkań, które nie mają dzisiaj wartości. Centralny planista gdzieś się pomylił. Na drugi dzień obudziłem się i dotarło do mnie, że jestem w Chińskiej Republice Ludowej. W kraju o gospodarce rynkowej nigdy nie doszłoby do tak błędnej alokacji zasobów. Tutaj cały czas rządzi partia komunistyczna.

W Handan odwiedziłem siostry ze Zgromadzenia Ducha Świętego w nowo wyremontowanym klasztorze. W Chinach wszystko jest olbrzymie. Do klasztoru wjeżdża się na duży dziedziniec przez ogromną metalową bramę. Nad kaplicą klasztorną wznosi się ogromny krzyż. Kilka lat temu cztery siostry z tego zgromadzenia przyjechały do Polski na studia. Dwie wróciły już do Chin. W dniu wyjazdu z Handan siostry powiedziały mi, że w nocy usunięto krzyż z pobliskiego kościoła, ponieważ był za duży i rozpraszał przejeżdżających kierowców. Później przeczytałem w Internecie, że władze lokalne w prowincji Hebei mają w planach rozebranie 24 kościołów, które zostały zbudowane bez pozwolenia.

Opuściłem chińską prowincję i pojechałem do Szanghaju, największego miasta w Chinach i jednego z najnowocześniejszych na świecie. Odległość 1200 km z Pekinu pokonałem w 4,5 godziny najszybszym pociągiem świata, który osiąga szybkość 350 km/h. Po przyjeździe udałem się zaraz do kościoła pw. św. Michała Archanioła, gdzie planowałem wybrać się na niedzielną Mszę św. w języku francuskim. Kościół znajduje się przy nowoczesnej galerii handlowej i jest otoczony wysokimi biurowcami. Z daleka widziałem wieżę nowego kościoła i krzyż. Nie spodziewałem się tego po tym, co usłyszałem w Handan, o usuwaniu krzyży z przestrzeni publicznej.

Proboszczem tej parafii jest chiński ksiądz, który studiował teologię w Paryżu. To dlatego ta parafia jest miejscem, gdzie gromadzi się francuskojęzyczna wspólnota katolików. Szanghaj to miasto międzynarodowe. W czterech kościołach jest Msza po angielsku. Są też Msze po hiszpańsku i w innych językach. Po Mszy św. spotkałem Afrykanów, którzy przyjechali do Chin na studia. W Szanghaju jest 150 kościołów, 50 parafii i 80 księży. Słuchając proboszcza, opowiadającego o kościele w Szanghaju, cały czas myślałem o usuniętym krzyżu w Handan. Uzasadnienie władz lokalnych o usunięciu krzyża wydawało mi się absurdalne. Tak było tylko z mojego punktu widzenia.

Szanghaj jest dużym finansowym miastem. Jest tu więcej wolności religijnej, a władze lokalne są bardziej tolerancyjne. W Chinach jest tylko kilka procent chrześcijan. Katolików jeszcze mniej. Każdego dnia obok tego kościoła w Szanghaju przechodzi tysiące ludzi. Każdego dnia kilka osób zatrzymuje się na chwilę, by zajrzeć z ciekawości do środka. Ogrodnik parafialny odpowiada na ich pytania i oprowadza po kościele, a oni siadają później na chwilę w ławce i patrzą w ciszy na tabernakulum. Władze chińskie mają rację. Krzyż w przestrzeni publicznej rozprasza. „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12, 32).

W centrum duszpasterskim w Guangfu pracuje s. Franciszka. Studiowała w Polsce i jest moim przewodnikiem. Na drzwiach jednego z biur zobaczyłem napis w języku chińskim i angielskim: „Hundred Days Youth Office”. Centrum organizuje zajęcia dla młodzieży, która po ukończeniu szkoły podstawowej, przerwała swoją edukację. Kościół katolicki w diecezji Handan od wielu lat prowadzi projekt edukacyjny dla takiej młodzieży. Raz w roku jest studniowa szkoła dla chłopców, a później na sto dni przyjeżdżają dziewczyny. Przez sto dni mają także zajęcia z Pismem Świętym. W Chinach nie ma lekcji religii w szkołach. Widzę, że centralny planista wszystkiego nie ogarnia.

Jacek Gniadek SVD

Za: www.werbisci.pl

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda