Home DokumentyPolskie dokumenty o życiu konsekrowanymEpiskopat PolskiEpiskopat Polski - BiskupiHomilie i przemówienia biskupów 1987.01 – Warszawa – Kard. Józef Glemp, Słowo prymasa do misjonarzy i rekolekcjonistów zakonnych

1987.01 – Warszawa – Kard. Józef Glemp, Słowo prymasa do misjonarzy i rekolekcjonistów zakonnych

Redakcja
 
Kard. Józef Glemp

SŁOWO PRYMASA DO MISJONARZY I REKOLEKCJONISTÓW ZAKONNYCH

Warszawa, styczeń 1987 r.

 

Nie mam zamiaru narzucać, ale jest już tradycją, że na początek dni skupienia misjonarzy i rekolekcjonistów kieruję słowo, w którym staram się naświetlić bieżące życie Kościoła i problemy, jakie wynikają na dziś.

Kościół jest organizmem żywym, żyjącym łaską Jezusa Chrystusa, ale ciągle wkorzeniony w rzeczywistość ziemską, a rzeczywistość ziemska nigdy nie jest statyczna. Dzień za dniem przynosi zmiany i człowiek może świadomie wpływać na kształt tych zmian. I nikt bardziej, jak Kościół, nie jest zainteresowany tymi zmianami i kształtowaniem ich według myśli Bożej. Przecież my jesteśmy po to posłani, aby przez Ewangelię, przez głoszenie zbawienia i przez postawę naszego życia kształtować takie formy zachowań ludzkich, które będą do tego zbawienia zmierzały. Zbawienie człowieka jest ponad wszystko, jest ponad wszystkie inne racje i okoliczności, jakiekolwiek byśmy wymienili jeszcze motywacje naszych zachowań to na pierwszym planie musimy mieć zawsze zbawienie ludzi nasze. Dlatego Kongres Eucharystyczny, który wymienia się jako temat najbardziej wybijający się w tym roku, ma także na celu – przybliżyć nam zbawienie.

Prace do przygotowania Kongresu są już daleko posunięte. Wszyscy, Confratres, jesteście w to w określony sposób włączeni. Wiemy, jak bardzo życzliwie przez cały Kościół został ten program Kongresu Eucharystycznego przyjęty. Widzimy bowiem, jakich głębokich pokładów życia religijnego i duszpasterskiego sięgamy w naszej trosce o właściwe kształtowanie form życia.

Nasze przygotowanie do uczczenia Jezusa w Eucharystii złączyliśmy z Matką Najświętszą. Włączyliśmy w to Kongres Maryjny i Mariologiczny w Lublinie. Wtedy zaczęło się to właściwe przygotowanie do Kongresu. Modlitwy o szczęśliwy przebieg Kongresu także kierujemy ku Matce Najświętszej. Wiele wspólnot zakonnych, ale i parafie modlą się do Matki Najświętszej o pomyślność dla Kongresu. Odmawiamy w tym roku II tajemnicę różańca świętego. Ten kolejny rok, w tym wieńcu 15 róż ma nas przybliżyć do 2000-go roku. Modlitwa więc towarzyszy nam ustawicznie, ona też powinna przepajać naszą pracę przygotowawczą do Kongresu i do każdej czynności duszpasterskiej.

Nasz Kongres Eucharystyczny, krajowy, który planujemy, ma swoje charakterystyczne cechy. Nie jest podobny do żadnego z Kongresów, jakie dotychczas zna historia Kościoła. Jest w pewnym stopniu bezprecedensowy. Na tę bezprecedensowość składa się przede wszystkim obecność Ojca Świętego nie na początek czy na zakończenie, ale na cały przebieg Kongresu. Tego nigdy nie bywało. I to stanowi o strukturze tego Kongresu. Struktura naszego Kongresu jest także niespotykana, zwykle to odbywało się w jednym miejscu, polegało to na wielu konferencjach w przeciągu tygodnia, zakończonych wielką celebracją eucharystyczną. My dzisiaj celebrację Kongresu Eucharystycznego rozkładamy na siedem dni a więc będzie siedem stacji kongresowych. Tam, gdzie będzie Ojciec Święty, tam będzie celebracja Kongresu Eucharystycznego, a więc nie jeden dzień, ale cały tydzień i obejmujący nie jedno miasto, ale całą Polskę. Tam, gdzie jest Ojciec Święty – jest stacja kongresowa, ale przecież wszystkie diecezje i wspólnoty będą to na swój sposób przeżywać i celebrować. A więc jest to ta nietypowość, której pierwszym wyrazem jest forma celebracji. Według dotychczasowego planu, nie jest on jeszcze ustalony, będzie w najbliższych dniach opracowywany, bardziej szczegółowo, ale wiadome są już miasta. Gdy chodzi o Warszawę, byłoby tu rozpoczęcie i zakończenie Kongresu.

Według tego planu Kongres rozpocząłby się w Katedrze Warszawskiej tuż po przyjeździe Ojca Świętego z lotniska, krótkim wystawieniem Najświętszego Sakramentu, przemówieniem Ojca Świętego. Powinno temu towarzyszyć bicie dzwonów w całym kraju i adoracje w poszczególnych, parafiach. Następnie po tych i innych czynnościach formalnych, drugą czynnością Kongresu byłoby w którymś z kościołów warszawskich spotkanie z teologami i ze światem kultury, gdzie byłoby rozpoczęcie tej formy sympozjalnej Kongresu.

Ogólnie można powiedzieć, że Kongres w całym swoim integrum składa się jak gdyby z takich trzech działów.

Pierwsza, to jest celebracja, a więc uczczenie Eucharystii publiczne, solemne, drugie to jest ten wątek sympozjalny, a więc domagający się wysiłku intelektualnego, a więc cały cykl konferencji, referatów, sympozjów. To już właściwie się rozpoczęło i główna, zasadnicza część tego winna się realizować już przed celebracją Kongresu. Mamy już cały szereg sympozjów, które się już w diecezjach odbywają, które się będą jeszcze odbywały – ogólnopolskie na Jasnej Górze na początku marca. Będzie więc cały szereg referatów, które chcemy zebrać, usystematyzować i wydać, ażeby na dni czerwcowe każda parafia, dekanat czy diecezja miały wystarczający materiał i to w miarę popularny, ażeby prawdy głębokie można było, w sposób przystępny dla ludzi przekazać w formie adoracji i tej formy dewocyjnej, ale także w formie studiów, w formie sympozjów. To będzie mogło trwać jeszcze potem, zwłaszcza, że to, co nam Ojciec Święty powie, będzie także przedmiotem dalszych rozważań i na to są potrzebne dalsze sympozja, by ten wysiłek intelektualny towarzyszył także celebracji Eucharystycznej.

Trzecim komponentem Kongresu to jest dzieło Kongresowe, które trzeba, żeby nie tylko cała Polska wyraziła, a wyrazi przez dzieła uszczegółowione, bo wtedy to się liczy w kraju i daje świadectwo postawy wierzących, jeżeli wszyscy się zaangażujemy, wszyscy tzn., że każdy z siebie coś da. Trzeba by więc zacząć od człowieka indywidualnego. Dzieło Kongresu to jest postanowienie jakiegoś dobra przez każdego człowieka. Wracamy tutaj trochę do programów, jakie były związane z wielką Nowenną – to odrodzenie życia moralnego, które przedstawia się dzisiaj bardzo niedobrze. Żeby można jako dzieło kongresowe wydobyć z ludzi, którzy rozumieją ideę obecności Chrystusa w Eucharystii, takie postanowienie zmiany życia moralnego, które by ukierunkowało ku świętości. Trzeba tu nad tym pracować. Możemy tu poszczególne wady wydobywać, żeby człowieka zachęcić do osobistej decyzji, poprawy. Ktoś pali papierosy – dziełem Kongresu będzie zaprzestanie tego, ktoś nadużywa alkoholu – jest po tej samej linii. Zwłaszcza sprawy alkoholizmu, trzeźwości jako dzieło kongresowe winniśmy bardzo mocno eksponować. Powinny powstawać towarzystwa trzeźwościowe, bractwa św. Maksymiliana Kolbego. Jest to wspaniała okazja, żeby całą tę dziedzinę naszej boleści, żeby to odrodzić. Dotyczy to poszanowania życia, miłości bliźniego, ogólnej grzeczności, postawy dawania świadectwa chrześcijańskiego życia. Niemniej można także proponować dzieła zewnętrzne, które czasem już się pojawiały, a które trzeba ciągle przypominać: odnowę kaplicy, czy odnowienie przydrożnych krzyży, figur, szacunek dla tego. To wszystko da sią w tym nastroju religijnym jaki Kongres wywoła zrealizować.

Wracając jeszcze do tych sympozjów, powinniśmy duży nacisk położyć na to podłoże intelektualne. Eucharystia bowiem zawiera tyle prawd istotnych dla chrześcijaństwa, a także dla życia chrześcijańskiego. Widzę, że w Waszym programie będziecie wiele tych spraw omawiać szczegółowo. Natomiast poza wspomnieniem rozwijania ruchu trzeźwościowego winniśmy w związku z Kongresem ożywić dwie sprawy.

Pierwszy – to przebaczenie. Przebaczenie, bez którego poprawnie do Eucharystii dojść nie można. Jest to także jedna z cech charakterystycznych naszego Kongresu, że jako hasło nie wybrano tematu społecznego. Obecnie dominują jakieś hasła społeczne kongresów. Myśmy wybrali: „Do końca ich umiłował”. Hasło wyjęte prosto z Wieczernika, czyli dotyczy najbardziej istotnej sprawy religijnej. Dopiero ona ma rzucać refleksje społeczne. Tak więc i tutaj zgoda, pojednanie, pogodzenie się ludzi jest i powinno być pierwszym rezultatem hasła „Do końca ich umiłował”. Jeżeli Chrystus do końca nas umiłował, to my musimy siebie także ukochać ponad wszystkie przeciwności i zawiści. Temu zagadnieniu będą poświęcone dwie niedziele, które będą poprzedzały sam Kongres. Najbliższa niedziela poprzedzająca przyjazd Ojca Świętego i Kongres, będzie poświęcona pojednaniu. Tym bardziej, że Stolica Apostolska przypomina nam adhortację apostolską Ojca Świętego „O pokucie i nawróceniu”. Trzeba do tego dokumentu papieskiego wrócić, bo on daje podstawę do właściwego zrozumienia Eucharystii. Musi być to pojednanie z Bogiem i pojednaniem z ludźmi. Wśród naszych wiernych ciągle jeszcze pokutuje zawiść, niechęć, uprzedzenia a wynika to z braku świadomej walki z tą wadą. Po prostu nikt nie pracuje nad tym, żeby pokonać niechęć, waśnie, swary. Najpierw na tle rodzinnym, a potem na tle układów sąsiedzkich a potem szerzej. Ma to być utrzymane w motywacji ściśle religijnej. My tu abstrahujemy od jakiejkolwiek polityki.

Drugim zagadnieniem /niedziela druga przed rozpoczęciem Kongresu/ będzie zwrócenie uwagi na biednych. Mamy wśród siebie bardzo dużo ludzi ubogich, zagubionych, nieszczęśliwych. Ci ludzie jakże często są poza zasięgiem oddziaływania Kościoła. Zadawalamy się, że mamy tyle i tyle praktykujących i wydaje się nam, że nasze struktury parafialne docierają do wszystkich. Nie ma nic błędniejszego, jak takie zapatrywanie. Ilość uczęszczających regularnie na Mszę św. zmniejszyła się, pozostaje powiększający się margines ludzi, którzy tracą kontakt z Kościołem i to tracą nie tylko komuniści, nie tylko ludzie, którzy zmienili ideologię, czyli zgubili wiarę w Boga, ale ludzie jacyś zaniedbani, biedni, niedostrzeżeni przez Kościół. Rozdawaliśmy dary, to jeszcze przychodzili, ale tylko widzieliśmy ich jako odbiorców darów, natomiast dzisiaj trzeba, aby widzieć człowieka w jego konkretnych potrzebach, czasem nie tylko materialnych. Temu zagadnieniu powinna być poświęcona jedna z niedziel tuż przed Kongresem, ażeby miłość Chrystusa, którą „Do końca nas umiłował” mogła wejść w nasze społeczeństwo, musimy poznawać, nie robić sobie iluzji, że już znamy je wystarczająco. Właśnie, że nie znamy. Okazało się najlepiej, gdy przyszły do Warszawy Siostry Misjonarki Miłości. Okazało się, że mamy tyle Zgromadzeń męskich i żeńskich, bardzo dbających o swój prestiż, budujących, rozbudowujących się, działających, ale nie zauważających tego, kto jest najbiedniejszy. I to jest jedno z podstawowych zadań Kongresu, żeby miłość wyszła poza krąg oficjalny, ale weszła tam, gdzie jest naprawdę potrzebne świadectwo miłości poza kwalifikacją. Cały człowiek, jest religijny czy nie, on potrzebuje miłości i dopiero tak dane świadectwo Kościoła świadczy o naszym autentyzmie. Tak postępowali wszyscy wielcy miłosiernicy. Na to dzisiaj Polska musi się zdobyć.

Te nasze plany padają na konkretne okoliczności i usytuowanie w jakich znajduje się nasza Ojczyzna. Te okoliczności bardzo zależą od całej sytuacji Kościoła. Dzisiaj właściwie nie ma wyizolowanych rzeczy w świecie. Ogólną charakterystyką, która nas interesuje i gdyby można uogólnić sytuację światową, możemy powiedzieć, że odnotowujemy duże ożywienie religijne. To ożywienie może najmniej dotyczy krajów o starym chrystianizmie, dotyczy krajów młodszych, zwłaszcza krajów islamizmu, dotyczy także Związku Radzieckiego, gdzie formalnie i publicznie przyznaje się ożywienie życia religijnego oczywiście w tym kontekście jak je zlikwidować, ale te świadectwa każą nam myśleć i one wracają do nas jako zagadnienie – jest ożywienie życia religijnego.

Niedawno, kilkanaście dni temu byłem w Algierii, by złożyć rewizytę kard. Divalowi i zapoznać się z życiem Polaków, których jest ok. 3000, naszych wykształconych ludzi, inżynierów, doktorów, lekarzy i innych fachowców.

Są rozproszeni na ogromnej przestrzeni. Otóż, proszę sobie wyobrazić, że te 3000 Polaków stanowią 80% praktykujących katolików w całej Algierii, czyli po ustąpieniu Francuzów Polska przejęła oficjalną, widoczną obecność Kościoła na tym terenie. Gdy nasi Polacy przyjeżdżają /przyjeżdżają tacy, jacy są, obojętni, zaniedbani religijnie/ gdy on dostanie się w środowisko islamskie o ożywionym życiu, bo to jest państwo socjalistyczne, w którym jednak zamiast światopoglądu materialistycznego, naukowego jest islamizm. Jest obowiązujący. Prezydent, ministrowie muszą być tego wyznania. Otóż katolicy nasi, gdy wejdą w to środowisko, są pytani, jaki jest twój Bóg, jakich zasad trzymasz się w swoim życiu i ten, chcąc nie chcąc, prosi o katechizm i zaczyna czytać, studiować i zaczyna prosić o chrzest dziecka, o ślub i tak staje się apostołem. Spotkałem autentycznych apostołów, którzy się nawrócili, tam w Algierii i są autentycznymi świadkami Chrystusa. Otóż, tak to okoliczności czasem sprawiają, że idzie ożywienie życia religijnego, idzie przez świat może dlatego, że on jest taki zmaterializowany, jest tyle zagrożeń życia i to wołanie o pokój, które czasem staje się sloganem, dzisiaj staje się wielką rzeczywistością. Ludzie po prostu chcą żyć, nie chcą ginąć z zatrucia przyrody, nie chcą ginąć od takiej czy innej broni. To wszystko zauważamy powszechnie w świecie i musimy w tym kontekście także widzieć nas, którzy jesteśmy jakby na celowniku odpowiedzialnych za dzieje. Jesteśmy na celowniku, ale i pod reflektorem, obserwują nas, widzą te zmagania, bo jedynie Polska jest tym krajem, który w konfrontacji z komunizmem nie poddał się, tylko potrafiła zachować swoją autentyczność i autonomię. Gdy chodzi o Kościół, to jest ten fenomen, który świat studiuje. W świecie dzisiaj zachodzą bardzo duże zmiany i nie umiemy jeszcze dzisiaj określić kierunku w jakim pójdą, ale musimy widzieć i zauważać, że te zmiany idą. One w Polsce zauważalne są od 1980 roku, a w innych krajach pojawiają się teraz, ale takim wspólnym mianownikiem tych zmian jest chęć autentyzmu, prawdy, miłości, i to musimy widzieć w nauce Kościoła, a nie poprzez hasła, które nam często chcą podsuwać różni nowocześni prorocy.

Tak więc nasz katolicyzm w Polsce, który przeszedł – musimy sobie uświadomić lata 1945-47, a potem ostrość prześladowań, jakie Kościół przeszedł – przecież to wszystko było straszne. Dzisiaj aż dziw bierze, że Kościół nieprzygotowany przecież do walki przetrzymał to. W 1947 r. każdy myślał, że to się wszystko skończy raz dwa, może na wiosnę, może na jesień. Jeden Kardynał Wyszyński, który na początku przyszedł i powiedział, że nie trzeba czekać na zmiany tylko zabrać się za duszpasterstwo. I choć trzy lata przesiedział w więzieniu, ale tam właśnie przygotował te wielkie programy duszpasterskie, które naród nie tylko odrodziły, ale go bardzo scaliły, złączyły z Kościołem i pozwoliły przetrwać. Dzisiaj, gdybyśmy się także sugerowali jakimś rychłymi zmianami, że się coś odmieni w świecie, bylibyśmy w dużym złudzeniu. Dla nas naprawdę to, co jest autentyczne, to jest prawdziwe duszpasterstwo i szukanie zbawienia w tych okolicznościach, w jakich jesteśmy, a Bóg jest tym, który kieruje zmianami losów świata.

W tych dzisiejszych zmianach, choćby w takich drobnych wydarzeniach, których jest cała seria. Są rozmowy. Wczoraj miałem rozmowę z P. Koczem, Żydem, burmistrzem Nowego Jorku, dzisiaj będzie jeden z wybitnych, bardzo wysoko postawionych polityków Stanów Zjednoczonych. Przyjeżdżają teraz do Polski jakoś seryjnie, widząc, że tu trzeba przestudiować, widzieć autentycznie, jaka jest postawa narodu, jaka jest postawa Kościoła, i nie liczyć tylko na hasła, na propagandę, która jakże często zawodzi. I to jest to pewne novum, które trzeba widzieć, jak świat reflektuje się i koryguje swoje postępowanie.

Jesteśmy, żyjemy ciągle w czasach odpowiedzialnych, ale i w czasach, w których Bóg obdarza nas wieloma łaskami. Musimy dziękować za naszą wiarę, za naszą gorliwość – myślę tu o wszystkich kapłanach – za autentyzm wiary naszych wiernych. Dzięki temu właśnie Kościół rośnie. Ta postawa, która pojawi się u nas przez Kongres będzie dla Ojca Świętego wielką pomocą w Jego duszpasterzowaniu, a przecież duszpasterzowanie Ojca Świętego wykracza poza Kontynenty, jeżeli On mówi o solidarności całej rodziny ludzkiej to wykracza poza granice konfesyjne tylko. Tyle razy Ojciec Święty mówi o pokoju, czyli jest to problem nie propagandowy.

Ostatnio słyszeliście, Confratres, dałem wywiad do „Literaturnaja Gazieta”. To wszystko jest czynione ze ścisłą informacją, w poinformowaniu Stolicy Apostolskiej. A tam także przygotowane jest milenium. Ma się odbyć jakiś kongres pokoju i w obronie życia, na który zostałem zaproszony przez oficjalne czynniki Kościoła Prawosławnego. Nie udam się tam teraz, ale pojedzie kapłan przedstawiciel, kompetentny w tych sprawach i jeden świecki, żeby nie być nieobecnym, tam gdzie się coś otwiera, żebyśmy mogli być z naszą miłością i z naszą Ewangelią, którą żyjemy. Jest to także wszystko z poinformowaniem Stolicy Apostolskiej.

Tak więc, Confratres, przedstawiając Wam niektóre sprawy, które są zaczęte dopiero, nie wyjaśniam ich bardzo szeroko, chcę tylko Was uwrażliwić na bardzo dla nas odpowiedzialne poczynania, które się w świecie dzieją i które chcemy obserwować i widzieć w tych zmianach także i naszą obecność dla dobra zbawienia.

Musimy się modlić, bo modlitwa, czyli złączenie się z Panem naszym Jezusem Chrystusem jest najlepszą rękojmią, że będziemy mieli światło Ducha Świętego, i że w tej gmatwaninie dziejów, sytuacji wypełnimy zawsze wolę Bożą.

tekst nieautoryzowany
Materiały Komisji ds. Duszpasterstwa KWPZM, rok 1987

 

Archiwum KWPZM

 

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda