Home DokumentyPolskie dokumenty o życiu konsekrowanymEpiskopat PolskiPisma, przesłania i homilie bł. Stefana Kard. Wyszyńskiego 1957.02.08 – Niepokalanów – Aktualność Ojca Maksymiliana. Przemówienie do franciszkanów w Niepokalanowie

1957.02.08 – Niepokalanów – Aktualność Ojca Maksymiliana. Przemówienie do franciszkanów w Niepokalanowie

Redakcja
 
Kard. Stefan WyszyńskiPrymas Polski

AKTUALNOŚĆ OJCA MAKSYMILIANA.
PRZEMÓWIENIE DO FRANCISZKANÓW W NIEPOKALANOWIE

Niepokalanów 8 lutego 1957 r.

 

Drogi Ojcze Prowincjale, drodzy ojcowie, młodzieży, seniores!

Wybrałem sobie moment sposobny w powrotnej drodze z Gniezna do Warszawy, żeby wstąpić ze spokojną głową do Niepokalanowa. Jestem całkowicie usprawiedliwiony, bo wszyscy myślą, że jadę, a ja sobie spokojnie tu przebywam. Pragnąłbym dać serdeczny wyraz swej radości ze spotkania z rodziną franciszkańską właśnie tutaj, w Niepokalanowie. Radość moja jest dlatego szczera i rzetelna, że spotykam się z rodziną franciszkańską, która z takim spokojem i cierpliwością, a zarazem gruntownie wspiera archidiecezję warszawską, współpracując ze mną, a także całą Polskę. Służycie nam duchem franciszkanizmu, tak pięknie odnowionego w miłości bezgranicznej, jakiej przykład dał ojciec Maksymilian, człowiek pracy i człowiek ofiary.

Zawsze mnie interesowało to niezwykłe zjawisko, jakim na terenie życia religijnego Polski był Niepokalanów, „Rycerz Niepokalanej”, Milicja Niepokalanej i ten „wyskok” ducha franciszkańskiego – Niepokalanów japoński. Pan Bóg widocznie zapragnął … – planuje On przecież w głębokich i dalekich rzutach – … zapragnął tego, aby przygotować Ojczyznę naszą do niemałych zmagań. Polska miała przejść przez wielkie doświadczenia, trzeba więc było, aby dobrze pamiętała, że jest taka moc w świecie, która ściera głowę węża, i to nie tylko raz; która ściera głowę węża zawsze; że w Kościele Bożym ta moc żyje. To jest moc żywotna, nazywamy Ją „vita, dulcedo et spes nostra” – „życie, słodyczy i nadziejo nasza”. Ta moc żyje. Zadanie swoje wypełniła Matka Najświętsza nie tylko raz, nie tylko wtedy, gdy przyjmowała Zwiastowanie, nie tylko wtedy, gdy była w Kanie, nie tylko wtedy, gdy stała pod krzyżem na Kalwarii, nie tylko wtedy, gdy była w Wieczerniku Zielonych Świątek, ale i wtedy, gdy zasiadła po prawicy swojego Syna „in vestitu deaurato circumdata varietate” – „pełna chwały w złotogłów odziana”, gdy została Matką duchową Kościoła powszechnego.

Przez cały czas – i tak będzie aż do skończenia świata – Maryja jest życiem, Maryja zwycięża, nieustannie zwycięża, nieustannie ściera głowę węża. Jeżeli więc grozi światu jakieś wielkie niebezpieczeństwo, trzeba temu światu przypomnieć, że jest taka siła, przed którą wszystko się korzy.

Ponieważ Polska była w wielkim niebezpieczeństwie i jest w nim nadal, dlatego trzeba było tę siłę ukazać, trzeba ją było niejako upowszechnić, trzeba było Jej imię włożyć w każde usta. Bóg posłużył się do tego dzieła ojcem Maksymilianem. Zdawało się niekiedy mądrym ludziom, że może ten dziwny pośpiech, z jakim to dzieło było prowadzone, ten szybki rozwój dzieła nieco utrudnia jego pogłębienie. Wtedy szło o jedno: żeby w prosty sposób, może nawet katechizmowy, objawić bohaterską wiarę i na jej przykładzie upowszechnić świadomość, że trzeba bohaterskiej wierności. I ojciec Maksymilian dał wzór bohaterskiej wiary, a naród zapatrzony w jego przykład dał wzór bohaterskiej wierności. W tym widzę aktualność Sługi Bożego, który był posłany przez Boga w swoim czasie, i Bóg mu pomógł zostać rycerzem Niepokalanej w pracy i w śmierci.

Aktualność ojca Maksymiliana trwa nadal. Jakże często i dziś możemy się powołać w walce o prawa Kościoła na to, że idealizm chrześcijański, chrześcijańska miłość bliźniego, miłość społeczna, miłość uspokajająca, miłość zdobywcza, jest właśnie taka, która nie godzi w człowieka, ale która staje w obronie człowieka; która nie wyciąga dłoni przeciwko człowiekowi, ale wyciąga dłonie ku człowiekowi; która zwalcza nienawiść własną, by zwyciężyć nienawiść innych; która miłuje nie słowem, lecz czynem; która walce klas przeciwstawia walkę miłości; która uczy przejść ponad sobą, aby uratować nawet nieprzyjaciół. I to jest właśnie ten szczytny, a zarazem jakże realistyczny idealizm, który na gorąco chwyta serca ludzkie w ich męce i w potrzebie współczesnej.

My dzisiaj tak często powołujemy się na ten przykład, ilekroć ktoś poddaje w wątpliwość, czy też Kościół ma dziś współczesnemu światu jeszcze coś do powiedzenia, czy Kościół jest naprawdę postępowy w tym świecie, który się mieni być postępowy i zapowiadający nowe formy życia społecznego. Wtedy mówimy, że postępowość nasza polega nie tylko na tym, że jesteśmy przy ludziach pracy i miłujemy ich w pracy, ale my uczymy, że trzeba wyrzec się siebie, ażeby uratować brata. Pragniemy ratować człowieka nawet kosztem samych siebie. To nie jest tylko fantazja, to nie jest tylko piękna literatura, to jest rzeczywistość. A jak ona wygląda, pokazujemy w skrócie na przykładzie ojca Kolbego. Mogą nam mówić, że on był jeden, czy zdolni są do tego wszyscy inni? Odpowiadamy: mógł on, mogli ci i tamci, dlaczego nie ja? I dyskusja się urywa. Bóg daje łaskę, ilekroć zapragnie, ażeby człowiek okazał się bohaterski.

Zapewne nie zawsze trzeba bohaterstwa. Niekiedy większym bohaterstwem jest zwykła, prosta obowiązkowość codzienna, szara, nieznana, ale niekiedy trzeba wielkich przykładów, które by obiegły naród cały i krzepiły go. Powiedział mi jeden z komunistów kilka lat temu:
            – Tak, tak, Franciszek. Gdyby wszyscy byli jak Franciszek, to byśmy wam uwierzyli.

Odpowiadam:
           – Tak, tak, Franciszek. Ale on wziął ducha swego z Chrystusa. Chcecie wierzyć Franciszkowi bez Chrystusa? Uwierzcie Franciszkowi, bo on z Chrystusa, uwierzcie Chrystusowi …

Drodzy moi! Te myśli stale nurtują w mej duszy, bo wydaje mi się, że ojciec Maksymilian jest taką postacią, z którą świat się tak łatwo nie rozstanie. To nie jest postać do archiwum. Nie da jej się opisać, pokartkować, ponumerować, ustawić w bibliotece kilkanaście czy kilkadziesiąt tomów i powiedzieć z archiwalnym spokojem: wszystko skończone. Nie. To nie jest postać, która się zmieści w archiwach. On zawsze będzie wychodził z półek, z kartotek, zawsze będzie się wychylał z okładek i z opraw. Nie da się człowieka tak oprawić i postawić na półkę. Nie uda się to z ojcem Kolbem. On musiał nawet w ramach życia zakonnego przerastać ustalone formy, i może chciano również jego ustawić w jakimś szeregu, ale ojciec Maksymilian powiedział: ja tworzę szereg – i ustawił rodzinę zakonną franciszkańską w innym szeregu. I stało się dobrze, bo była to łaska na tamte czasy szczególnie wielka dla rodziny zakonnej franciszkańskiej. Dlatego ten człowiek, który przerasta nas wszystkich, nie da się – jak mówię – łatwo skartotekować. Będzie zawsze i długo przerastał nas wszystkich o głowę.

Ale też gdy rzucił wam, ojcowie, i nam wszystkim, szczególnie wam, młodzi, i całej polskiej młodzieży, wezwanie do rycerstwa, to zarazem pokazał, że miłującym Boga wszystko pomaga do dobrego.

Było to może tragiczne, gdy raz i drugi ojcowie i bracia wyprowadzani byli z Niepokalanowa przez gestapowców. Jednak to jest jeden z wielkich tytułów chwały waszej. Było niewątpliwie bolesne to wszystko, co działo się z ojcem Kolbem, a jednak któż dzisiaj żałuje tego, że było właśnie tak. Rozumiemy jak bardzo to było potrzebne. Ciężko było wam wszystkim, gdy wam odbierano zda się prawicę, gdy was obrabowano tutaj z narzędzi pracy, którymi chwaliliście Maryję. Zabrano maszyny, ale pozostały serca, pozostali żywi ludzie. I choć maszyny zamilkły, pracowały serca, i dzięki temu, że maszyny zamilkły, serca wasze wypowiedziały się w tak przepięknej, doskonałej pod każdym względem świątyni ku czci Niepokalanie Poczętej. Słusznie nieraz się mówi, że gdyby maszyny zostały i pracowały, to może by świątynia jeszcze nie stała. A tak dotknięto was srogo, ale nie zwalczono waszej miłości i waszej wiary. Pracę, którą z wielkim rozmachem prowadziliście na maszynach, uruchamialiście bez przerwy i pracowaliście bez maszyn, aby stworzyć to, czym się dzisiaj tak radujemy. Ileż tam jest miłości, ileż tam jest czystej intencji, by wejrzeć w to zjawisko szczególne i jedyne świata – w Niepokalaną, i na ile to jest możliwe odtworzyć w kamieniu, w tych murach, w tych ścianach – ideał Niepokalanej.

Gdy Murillo miał namalować obraz „Immaculata” – „Niepokalana”, a raczej „Purissima” –„Najczystsza” – to długo się podobno modlił i chciał przeniknąć niebo, chciał wykraść jego tajemnice, ażeby sobie wyobrazić, jak mogła wyglądać Niepokalana i w czym będzie Jej najbardziej do twarzy. Mówią jedni – chociaż inni temu przeczą – że podobno właśnie on pierwszy wprowadził do malarstwa maryjnego zestawienie: biel i błękit, błękit szat, błękit oczu, złoto włosów i biel nieskalana. Tak powstała „Purissima”, „Mater Purissima”. To był ten pozytyw ludzki. Trzeba było wielkiej modlitwy, trzeba było wielkiej czystości, żeby to ukraść niebu, wyczarować pędzlem. Udało się. Udało się ku zachwytowi świata, bo od tamtej pory nic doskonalszego na ten temat nie powstało.

Myślałem sobie właśnie o tym, gdy chodziłem po waszej świątyni, że wyście pracowali też z tą zazdrosną troską, aby to piękno wydobyć, i tak jak tam pędzlem, tak tu ręką, dłonią, kielnią, dłutem odtworzyć je. I gdy się wchodzi do waszej świątyni, gdy się jej człowiek przygląda w najrozmaitszych rodzajach oświetlenia, odbiera się to samo wrażenie. To jest jednakże „Purissima”, to jest „Purissima” na swój sposób wypowiedziana. Taka rzecz mogła powstać tylko z pomocą modlitwy i wielkiej miłości, jakiegoś zapatrzenia się oczyma duszy, w głąb nieba, żeby, broń Boże, niczym nie umniejszyć chwały Niepokalanej.

Może dla nas ten termin „Niepokalana” jest za słaby, stanowczo za słaby, bo kryje w sobie jakąś negację, podobnie jak negatyw w odniesieniu do danej rzeczy. „Purissima” – „Najczystsza” natomiast to jest coś na wskroś pełnego, coś na wskroś dodatniego, coś duchowego.

Programem Polski, programem „Mater Purissima” dla Niepokalanowa stało się to, co wyszło z męki, z bólu, z cierpienia i upokorzenia, które was spotkało. Odpowiedzieliście na to wszystko hołdem na cześć Matki Boga, który budzi wielką ufność, wielką radość, żywą wiarę. To jest najlepszym dowodem miłości, jaki można dać w tych ciężkich czasach Bogu wielbiąc Matkę Jego Syna.

Jeśli tak jest w murach, w tym zewnętrznym wysiłku umysłowym, to jak wygląda to wewnątrz, w pracy ducha, w tym nieustannym zmaganiu się ducha o lepsze, o częstsze, o wierniejsze zbliżanie się do Boga. I to wyście czynili, bo gdybyście tego nie czynili, to byście nie wytrwali, dzieło by się nie utrzymało. Skoro więc trwacie, skoro żyjecie, skoro się rozwijacie poprzez te wszystkie doświadczenia, które was spotykały wraz z całym Kościołem, to dlatego właśnie, że obok pracy zewnętrznej była praca, która jest wewnętrzną treścią miłości, która wewnątrz tryska miłością; bo z niej płynie owoc, który mamy przed naszymi oczyma, który się daje doskonalić.

Najmilsi, pragnąłem wam to powiedzieć, ażeby dać wyraz swej radości z widoku tej świątyni.

Gdy byłem w więzieniu, modliłem się o to, żebym mógł spełnić przyrzeczenie, dane wam, że przyjadę sam konsekrować ten kościół. Ale później zrozumiałem, że nie wypada o to prosić, lecz całkowicie zaufać Bogu. Niech On sam pokieruje. I modliłem się, żebyście nie odłożyli konsekracji, żebym ja nie był przeszkodą, byleby tylko ten dar w Roku Jubileuszowym przez polskich franciszkanów, przez polski lud Matce Niepokalanej, Niepokalanemu Rycerzowi Boga Żywego był złożony. Raduję się, że ten dar doszedł w tak pięknej szacie, w tak pięknym wyrazie. Była to i jest moja największa radość.

Złożyliście Bogu największy hołd wdzięczności i radości wybudowaniem świątyni. Budujecie ją w swej duszy, budujecie w waszej rodzinie zakonnej franciszkańskiej, a współpracując ze mną budujecie ją na terenie archidiecezji i Polski całej. I za tę wytrwałą pracę niech wam najlepszy Bóg przez ręce swego Niepokalanego Rycerza, Matki Niepokalanej jak najhojniej zapłaci.

Jesteśmy w Roku Królowej Polski. Jeszcze w Komańczy zapraszałem rodzinę franciszkańską, żeby obok Jasnej Góry stała się ośrodkiem żarliwej, gorącej pracy dla rozszerzenia i pogłębienia kultu Matki Najświętszej w Ojczyźnie naszej. Jest to bardzo potrzebne. Stoimy przecież wobec wielkich zadań. Mamy przygotować Polskę na Milenium – na Tysiąclecie chrześcijaństwa. Pozostało nam dziewięć lat. Na razie mamy program – słowo, które padło z Jasnej Góry w postaci Przyrzeczeń Jasnogórskich. Ale to słowo ma stać się ciałem, ma odmienić życie polskie, ma je ubogacić w cnoty, ma nas oczyścić z wielu wad narodowych, ma uświęcić duszę każdego Polaka, by żył w łasce, ma uświęcić rodziny, życie społeczne, życie narodu całego. To jest wielka praca, wielkie zadanie. Będę serdecznie wdzięczny rodzinie franciszkańskiej, gdy stanie ramię w ramię wraz z duchowieństwem całej Polski do tej wielkiej pracy, aby Polska była prawdziwie domem Bożym i świątynią Boga.

Aby tak było, abyście w tej pracy byli z nami razem, byście z tej pracy zaczerpnęli jak najwięcej dla waszego ducha franciszkańskiego i dla chwały umiłowanej waszej Matki, abyście w tej pracy sami jeszcze bardziej rozkwitli i stali się płonącym ogniskiem jak krzak, który widział Mojżesz, chciejcie, najmilsi, przyjąć ode mnie prymasowskie błogosławieństwo jako wyraz mojej gorącej miłości i wspólnoty z wami oraz zadatek wszelkich łask Bożych.

Tekst nieautoryzowany. Archiwum Niepokalanowa.

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda