Home WiadomościZe Świata Trędowaty pośród trędowatych

Trędowaty pośród trędowatych

Redakcja

Ojciec Damian Veuster złamał polecenie biskupa, który w obawie o zdrowie misjonarza zabronił mu dotykać trędowatych.

Miał znoszoną i wypłowiałą sutannę, potargane jak u ucznia włosy, usiane plamami i stwardniałe od ciężkiej pracy ręce, ale w zachowaniu widać było młodzieńczą żywość. Jego dźwięczny śmiech, empatia i przyciągający ludzi magnetyzm wskazywały, że jest stworzony do najszlachetniejszej pracy i właśnie ją wykonuje. Taki był ojciec Damian – napisał w 1884 roku Charles Warren Stoddard, amerykański pisarz, wydawca i autor kilku książek o życiu na Polinezji, który kilkakrotnie odwiedził Kalawao na Moloka’i, gdzie poznał opiekuna trędowatych.

Święty „supermaczysta”

Do niedawna nikt nie kwestionował zasług ojca Damiana – pod takim imieniem kanonizowany w 2009 roku sercanin znany jest na całym świecie – w tym, co zrobił dla chorych. Jednak miał pecha. Był białym mężczyzną i jako taki został uznany za przedstawiciela białych „supermaczystów” i kolonizatorów. W narastającej w Stanach Zjednoczonych fali obalania pomników, w tym związanych z chrześcijaństwem, pojawiło się wezwanie do rewizji spojrzenia na postać świętego, którego statua stoi w Narodowej Sali Kolumn na Kapitolu w Waszyngtonie. Warto dodać, że pomnik z waszyngtońskiego Kapitolu jest wierną kopią tego, który znajduje się przed stanowym Kapitolem w Honolulu.

Wiele podobnych akcji można przypisać ignorancji atakującego pomniki historii tłumu. Tym razem głupotą popisała się jedna z prominentnych przedstawicielek Partii Demokratycznej, kongresmenka Alexandria Ocasio-Cortez. Wcześniej znana z radykalnych przekonań lewicowa polityk przedstawiła program tzw. Nowego Zielonego Ładu, czyli plan całkowitej dekarbonizacji gospodarki USA w ciągu 10 lat. Ocasio-Cortez postuluje m.in. pozbycie się krów, które jedzą trawę, a następnie wydalają do atmosfery szkodliwy metan. Innym razem obozy dla przybywających do USA imigrantów porównała do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Dla kongresmenki upamiętnienie o. Damiana stało się dowodem panowania patriarchatu i kultury „białej supremacji”. Jej zdaniem w tak ważnym miejscu powinna znaleźć się raczej statua Lili’uokalani, ostatniej królowej Hawajów. Smutkiem może napawać też fakt, że Ocasio-Cortez, uważana przez przewodniczącego Komitetu Narodowego Demokratów za „przyszłość partii”, opublikowała swoje wynurzenia trzy dni po tym, jak redaktor naczelny amerykańskiego katolickiego magazynu „National Catholic Reporter” nazwał ją „przyszłością Kościoła katolickiego”. Biskup pomocniczy Los Angeles Robert Barron uznał wypowiedzi socjalistycznej demokratki za „szalone i oburzające”.

Józef de Veuster, bo tak naprawdę się nazywał o. Damian, był Flamandem. Urodził się 3 stycznia 1840 w Tremelo w Belgii, w rodzinie średniozamożnego rolnika. Jego dwie siostry zostały zakonnicami, a brat wstąpił do Zgromadzenia Najświętszych Serc Jezusa i Maryi oraz Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu Ołtarza, którego członków popularnie nazywano sercanami białymi.

Horror na Moloka’i

Józef poszedł w ślady brata – wstąpił do sercanów białych, gdzie przybrał imię zakonne Damian, pod którym znany jest na całym świecie. Kiedy jego brat zachorował, co uniemożliwiło mu wyjazd na misje na Hawaje, Damian postanowił go zastąpić. Chociaż w zakonie był nowicjuszem, uzyskał zgodę przełożonych. Wyjechał w 1863 roku. Na misji miał przebywać kilka miesięcy, ale pozostał tam do końca życia. W marcu 1864 roku został wyświęcony na kapłana w katedrze w Honolulu. Przez kilka lat pełnił posługę w parafiach. Był silnym mężczyzną, potrafił wspinać się po skalistych klifach, wędrować przez pola lawy i wąwozy, a także podróżować kajakiem, by dotrzeć do wiernych mieszkających w odległych, rozrzuconych po wyspach osiedlach.

W 1873 roku bp Louis Désiré Maigret, wikariusz apostolski diecezji Honolulu, poszukiwał księży gotowych wyjechać na wyspę Moloka’i do pracy z pozbawionymi tam opieki duchowej trędowatymi. Moloka’i była znana jako miejsce ich przymusowej zsyłki. Kolonia trędowatych znajdowała się na półwyspie Kalaupapa, w północnej części wyspy. Zdając sobie sprawę, że to zadanie obarczone jest ogromnym ryzykiem śmierci, biskup szukał ochotników, którzy mieli tam pracować na zmianę. Zgłosiło się czterech księży, wśród nich był o. Damian. Wyjechał jako pierwszy i na własne żądanie pozostał na zawsze. Sytuacja, którą zastał w kolonii trędowatych, przypominała horror.

Plagą Hawajów były przywleczone przez handlarzy i osadników choroby, na które rdzenni mieszkańcy nie byli uodpornieni. Najstraszniejszą z nich i wzbudzającą grozę był trąd. Pierwszy potwierdzony przypadek choroby pojawił się na Hawajach w 1840 roku, a w ciągu trzydziestu lat osiągnęła ona rozmiary epidemii. Władze były bezradne. W 1865 roku Kamehameha V, król Hawajów, wydał rozporządzenie, na mocy którego dotknięci trądem mieli zostać obowiązkowo odizolowani w specjalnie wyznaczonym do tego celu miejscu położonym na wschodnim krańcu półwyspu Kalaupapa na wyspie Moloka’i. Wielu dotkniętych trądem nie chciało opuszczać swoich domów i rodzin, więc przesiedlano ich pod przymusem. Rządowi łowcy zmuszali ich do przenosin siłą, a odizolowani w kolonii chorzy mieli poczucie, że świat o nich zapomniał. Na wyspę co prawda dostarczano żywność, ale z trudem wystarczało jej do przeżycia. Na tym kończyła się pomoc z zewnątrz. Rząd królestwa Hawajów nie miał środków na pomoc medyczną. Chorzy sami mieli zorganizować sobie życie. Żyli w potwornej nędzy, która sprzyjała demoralizacji, szerzyło się pijaństwo i bezprawie. Z pewnością na rozprzestrzenianie się choroby wpływały też swobodne obyczaje seksualne.

Przyniósł im nadzieję

Ojciec Damian dotarł do Kalaupapa, gdzie wówczas przebywało 600 trędowatych, w maju 1873 roku. „Będę dla was ojcem, który kocha was tak bardzo, że nie waha się zostać jednym z was, żyć i umrzeć z wami” – powiedział, witając się z mieszkańcami. Swoją działalnością zmienił ich życie. Rozbudował kościół pw. św. Filomeny, przy pomocy chorych budował domy, produkował meble, sadził drzewa i skonstruował system wodociągowy. Zorganizował szkołę, zespół muzyczny i chór. Powoli kolonia stała się miejscem, w którym można było nie tylko umrzeć, ale i żyć. Misjonarz przyniósł tym odrzuconym ludziom nadzieję. Bez przerwy też domagał się od władz Hawajów i swojego zgromadzenia zwiększenia środków dla mieszkańców Kalaupapa. Z czasem jego wysiłki zostały dostrzeżone za granicą, co sprawiło, że również stamtąd zaczęła napływać pomoc dla chorych. Król Hawajów, Dawid Kalākaua, w uznaniu jego zasług nadał o. Damianowi tytuł Komandora Królewskiego Orderu Kalākaua.

Jednym z powodów, które pomogły mu zdobyć zaufanie i szacunek chorych, był fakt, że sam opatrywał ich rany, nie bał się bezpośrednich kontaktów z nimi. Złamał w ten sposób zalecenie biskupa, który w obawie o zdrowie misjonarzy zabronił im dotykać trędowatych. Pewnego grudniowego dnia 1884 roku, kiedy mył nogi w gorącej wodzie, nie odczuł gorąca ani bólu. Zrozumiał, że dopadła go choroba. Nie załamał się, przeciwnie – zwiększył jeszcze bardziej swoją aktywność. „Pozostaję spokojny, pokorny i bardzo szczęśliwy pośród mojego ludu” – napisał, kiedy diagnoza została potwierdzona. Krótko przed śmiercią misjonarza na wyspę przybyły franciszkańskie zakonnice.

Ojciec Damian Veuster zmarł 15 kwiet­nia 1889 roku w otoczeniu ludzi, którym przez kilkanaście lat pomagał. W 1995 roku Jan Paweł II podczas swej drugiej pielgrzymki do Belgii beatyfikował misjonarza, a kanonizował go Benedykt XVI w październiku 2009 roku. „Jego działalność misyjna, która przyniosła mu tyle radości, osiągnęła szczyt w miłości bliźniego” – mówił papież podkreślając, że św. Józef de Veuster stał się „trędowatym pośród trędowatych”.

Za: www.gosc.pl

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda