Home Wiadomości Przyszła Błogosławiona Hanna Chrzanowska – życiorys

Przyszła Błogosławiona Hanna Chrzanowska – życiorys

Redakcja

Hanna Helena Chrzanowska urodziła się 7 października 1902 roku w Warszawie. Była córką znakomitego polonisty prof. Ignacego Chrzanowskiego h. Korab i posażnej panny Wandy Szlenkier z rodziny zamożnych przemysłowców, wyznania ewangelicko-augsburskiego. Dziewczynkę ochrzczono w kościele parafialnym pw. św. Wojciecha w Wiązownej. Miała starszego o dwa lata brata Bohdana. Przodkowie Hanny Chrzanowskiej „po mieczu” to w większości osoby wybitne, o historycznych nazwiskach. Spośród krewnych najbardziej znani to: Henryk Sienkiewicz, Joachim Lelewel i Jadwiga Łuszczewska pseudonim „Deotyma” .

Antenaci „po kądzieli” to przemysłowcy mecenasi sztuki, pedagodzy oraz rodzona siostra matki zasłużona pielęgniarka, długoletnia dyrektorka Warszawskiej Szkoły Pielęgniarek, fundatorka szpitala dziecięcego w Warszawie – Zofia Szlenkierówna. Mieszkający w pałacu Szlenkierowie znani byli ze swej filantropii. Mieszkający w zrujnowanym dworku na Podlasiu dziadkowie Chrzanowscy, znani byli w okolicy ze swej dobroczynności, patriotyzmu i katolicyzmu.

Mała Hania po przeniesieniu się rodziców do Krakowa, gdzie ojciec otrzymał Katedrę Historii Literatury Polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, uczęszczała do szkoły panny Okołowiczównej, przy ul. Pańskiej .

W 1917 roku podjęła naukę w zakresie szkoły średniej w prywatnym, żeńskim gimnazjum realnym sióstr urszulanek w Krakowie. W 1920 roku zdała egzamin maturalny. Zafascynowana Legionami ukończyła krótki kurs pielęgniarski prowadzony przez pielęgniarki Amerykańskiego Czerwonego Krzyża, przydatny do pielęgnowania żołnierzy rannych w wojnie bolszewickiej. Hanna wraz z koleżanką pielęgnowała ich w Klinice Chirurgicznej. W tym też roku rozpoczęła studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, które przerwała po zaliczeniu dwóch semestrów dla podjęcia nauki w Warszawskiej Szkole Pielęgniarek, która powstała dzięki dotacjom Fundacji Rockefellera. Dyrektorką szkoły była wybitna pielęgniarka amerykańska Helen Bridge. Po dwuletnim okresie nauki i uzyskaniu dyplomu Hanna otrzymała roczne stypendium Fundacji Rockefellera (1925 rok), w zakładach służby zdrowia we Francji. W okresie oczekiwania na wyjazd kontynuowała przerwane studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, dzięki czemu zaliczyła dwa lata studiów humanistycznych. Program we Francji przygotowywał stypendystki do pracy i nauczania pielęgniarstwa społecznego, nowej dziedziny, którą w Polsce dopiero należało organizować.

Po powrocie do kraju, zgodnie z umową stypendialną, Hanna Chrzanowska podjęła pracę, jako instruktorka w Uniwersyteckiej Szkole Pielęgniarek i Higienistek w Krakowie (USPiH). Prowadziła praktyki uczennic w poradniach: dziecięcej, przeciwgruźliczej i poradni dla ciężarnych. Wykładała Zdrowie Publiczne. Dyrektorką Szkoły była jej założycielka, obecnie Służebnica Boża s. Magdalena Maria Epstein, dominikanka od 1930 r.  W 1928 roku Chrzanowska wyjechała do Belgii na miesięczne stypendium fundacji z zakresu higieny szkolnej. W drugiej połowie lipca Hanna przebywała na dłuższym leczeniu klimatycznym, które ponawiała co pewien czas. W rodzinie panowała opinia, że „Hanna ma słabe płuca”. Okres od listopada 1931 roku do października 1933 roku to lata pracy na stanowisku asystentki dyrektorki warszawskiej szkoły. Poczyniła w niej pierwsze próby wdrożenia do programu szkoły pielęgniarstwa domowego. Pracę w szkole musiała przerwać z powodu pogorszenia stanu zdrowia i poddaniu się rocznemu leczeniu klimatycznemu w Zakopanem. Kolejne leczenie przebyła w 1936 roku w szwajcarskim Davos.

Od 1929 roku Chrzanowska została redaktorem naczelnym miesięcznika Pielęgniarka Polska, które redagowała przy współpracy z pielęgniarką Marią Starowieyską . Pismo ukazywało się do sierpnia 1939 roku. Chrzanowska zamieszczała również swoje artykuły m.in. w:  „Miłosierdzie Skargi”, „Trąd choroba Boża”, czy „Ks. Baudouin”. Hanna pracowała w zespołach przygotowujących programy szkolne, ustawę o zawodzie oraz pełniła ważne funkcje w organizacji zawodowej . Była współredaktorką podręcznika dla pielęgniarek „Zabiegi pielęgniarskie” wydanego w 1938 roku, wznawianego w kraju i za granicą . W okresie międzywojennym próbowała również swoich sił literackich pod pseudonimem Agnieszka Osiecka. Wydała dwie powieści oraz pozostawiła trzecią w maszynopisie, bez określenia czasu jej powstania . W tych książkach bohaterki przechodzą głęboki wewnętrzny przełom w życiu i zwrot ku Bogu.

Opiekunka, okres okupacji.

Wybuch wojny zastał Hannę w Warszawie. W bombardowanej Warszawie umarła jej ciotka Zofia Szlenkierówna. Hanna pomagała Zofii Nałkowskiej i Poli Gojawiczyńskiej opuścić miasto, wywożąc je własną bryczką do swojej rodziny. Z początkiem października powróciła do Krakowa i podjęła obowiązki w Sekcji Charytatywnej Obywatelskiego Komitetu Pomocy, utworzonego przez ks. metropolitę Adama Stefana Sapiehę. Pracowały razem z Marią Starowieyską oraz jej ciotką Różą Łubieńską. 6 listopada 1939 roku prof. Ignacy Chrzanowski został aresztowany i wraz z innymi profesorami uczelni krakowskich wywieziony do Sachsenhausen, gdzie umarł w styczniu 1940 roku. W tym samym czasie w Katyniu został zamordowany jej brat, o którym rodzina nie miała wiadomości. Hanna z matką zmuszone zostały przez Niemców do opuszczenia mieszkania w ciągu dwóch godzin, zamieszkały przy ul. Radziwiłłowskiej.

Po utworzeniu Rady Głównej Opiekuńczej (RGO) i wcieleniu Sekcji Charytatywnej, Starowieyska i Chrzanowska objęły kierownictwo Działu Opieki nad Uchodźcami i Wysiedlonymi.  Do ich obowiązków należało organizowane pomocy wysiedlonym, kierowanym do Krakowa w transportach, których liczba wzrastała wraz z eskalacją działań wojennych. Przez krakowski dworzec kolejowy przemieszczały się tłumy przejezdnych, szukających bezpiecznych miejsc na terenie Generalnego Gubernatorstwa, jak również zorganizowane, konwojowane przez Niemców transporty. Głód, wszawica, czerwonka, tyfus, jaglica, gruźlica, rany i obrażenia poniesione w działaniach wojennych, to problemy z jakimi codziennie borykały się pielęgniarki. Najtrafniej określiła to sama Chrzanowska iż praca ta „to nieustanne pogotowie wobec wysiedlonych”.Organizowano zakłady opiekuńcze, noclegownie, domy dziecka. Chrzanowska osobiście zajmowała się adopcją sierot oraz poszukiwaniem rodzin zastępczych. Ukrywała żydowskie dzieci . W okresie Powstania Warszawskiego Hanna wspólnie z dr. Jerzym Lebiodą oraz komendantką Wojskowej Służby Kobiet Heleną Siuchnińską organizowały transporty leków, materiałów opatrunkowych do obozu w Pruszkowie . Wśród nich przemycały fałszywe pieczęcie i puste druki kenkart, przeznaczone na dokumenty dla zagrożonych powstańców.

Po zakończeniu działań wojennych Chrzanowska powróciła do pracy pedagogicznej w USPiH. W 1946 roku wyjechała do Nowego Jorku na półroczne stypendium UNRRA . Program szkolenia dla Hanny nie był ciekawy, więc starała się o program indywidualny. Udało jej się poznać amerykańskie pielęgniarstwo domowe, jego metodykę. Odwiedzała z afroamerykańską pielęgniarką ubogich chorych w nowojorskiej dzielnicy Harlem. Pojawienie się w ich domach uśmiechniętej przyjaznej białej kobiety stanowiło dla nich sensację.

Po powrocie do szkoły, mając przychylność dyrektorki Anny Rydlówny, wdrożyła do programu nauczania przedmiot „Pielęgniarstwo Domowe” wraz z praktykami. Uczyła trudnej sztuki pielęgnowania chorego w domu, wymagającej solidnej wiedzy fachowej, samodzielności, bez oparcia lekarza, (co ma miejsce w szpitalach) oraz taktu i poszanowania praw gospodarza. Mając na uwadze stronę duchową pacjentów, rozpoczęła działalność formacyjną wśród pielęgniarek. Organizowała rekolekcje, dni skupienia, aby pogłębić ich życie religijne . Mówiła o powołaniu do pielęgniarstwa: „Fakt naszego wyboru zawodu, nasza akceptacja służby o ile jesteśmy katolikami, to akceptacja powołania przez Boga”. Mówiąc o etosie pracy pielęgniarki cytowała „Rachunek sumienia pielęgniarki”. Opracowała Zagadnienia Etyczne w Pielęgniarstwie Domowym, które oparte są na miłości bliźniego. Sama pogłębiała swoją wiarę pod wpływem duchowości benedyktyńskiej, uczestnicząc w Opactwie Tynieckim nie tylko w nabożeństwach i obrzędach, ale stając się oblatką tyniecką. Zaangażowanie religijne Chrzanowskiej, było źle widziane w szkole, zwłaszcza, że pełniła funkcje wicedyrektora. Środowisko warszawskie okrzyknęło ją klerykałką . Bez rozgłosu opuściła szkołę w 1957 roku, obejmując stanowisko dyrektorki Szkoły Neuropsychiatrycznej w Krakowie-Kobierzynie. Program nauczania i egzamin dyplomowy odbyły się bez zakłóceń, zorganizowała nabór nowego rocznika. Otrzymała nagrodę z okazji Dnia Kobiet. Równocześnie organizowała również pielgrzymkę pielęgniarek na Jasną Górę. Jednak władze oświatowe poszukiwały już wcześniej następczyni ideologicznie zaangażowanej. Odpowiednia znaleziona kandydatka, dowiedziawszy się o planach usunięcia Chrzanowskiej ze stanowiska, zrezygnowała. Szkołę w 1958 roku zamknięto na dwa lata. Hanna, zapewne przeczuwając wydarzenia, równocześnie rozpoczęła z pomocą księdza Karola Wojtyły tworzyć opiekę pielęgniarską przy parafiach, w oparciu o przygotowany wcześniej program. Spotkało się to z uznaniem ówczesnego księdza arcybiskupa Eugeniusza Baziaka oraz finansową pomocą infułata Kościoła Mariackiego ks. Ferdynanda Machaya. Praca trudna, aby przekonać proboszczów do zorganizowania punktu pielęgniarskiego w parafii, używała argumentu: „do chorego nie umytego i nie nakarmionego, Słowo Boże dociera z trudem lub nie dociera wcale”. Była inicjatorką domowego hospicjum oraz opieki długoterminowej i terminalnej . Do tej opieki również nawiązywała w opracowanych przez siebie zagadnieniach etycznych. Napisała podręcznik szkolny „Pielęgniarstwo w Otwartej Opiece Zdrowotnej” (1960 rok), wznawiany kilkakrotnie. Szkoliła siostry zakonne, organizując dla nich kilkumiesięczne kursy sanitarne, zakończone egzaminem i wydaniem świadectwa, podpisanego przez ks. kardynała Wojtyłę. Jego zaś osobiście zawiozła w okresie Wielkiego Tygodnia do domów trzydziestu czterech obłożnie chorych.

Od 1964 roku rozpoczęła organizację rekolekcji dla chorych w Domu Rekolekcyjnym Salwatorianów w Trzebini . Bardzo trudne logistycznie przedsięwzięcie w czasach, kiedy zdobycie wózka inwalidzkiego było nie lada wyczynem. Samochodami dysponowali tylko ludzie zamożni. Do obsługi chorych oprócz personelu fachowego potrzeba było młodych i silnych mężczyzn. Dzisiaj, w dobie pampersa, zdjęta jest z pielęgnujących część przykrych obowiązków, wtedy było to wyjątkowo trudne. To rodziło obawy również u chorych, pogodzonych ze swoją niedolą. Ale po pierwszym pobycie, chorzy z niecierpliwością oczekiwali następnego wyjazdu. Jedna z lekarek przewożąc pacjenta do Trzebini, spostrzegła, że mężczyzna płacze. Kiedy zapytała o powód, odpowiedział jej, że jedenaście lat nie widział deszczu, właśnie tego dnia mocno padało.

Hanna z pomocą Karola Wojtyły zainicjowała działalność wolontariatu. Do obsługi turnusów chorych zgłaszali się studenci, klerycy oraz inni ochotnicy. Do transportu, często ze swoimi samochodami, zgłaszali się lekarze, dziennikarze, księża, inżynierowie. Organizacją transportu zajmowali się obecny Sługa Boży Jerzy Ciesielski oraz jego żona Danuta. Chrzanowska odpoczywała wędrując po górach i tam podziwiając dzieła Stwórcy, modliła się, czytała Pismo Święte. Z zapisków, z jej korespondencji, dowiadujemy się, jak dyskretną była jej religijność. Na co dzień żyła Eucharystią i Ewangelią. Kochała muzykę Beethovena, słuchała Pendereckiego, bywała w teatrach i niekiedy w Piwnicy pod Baranami.

Postępująca choroba nowotworowa osłabiała ją. Przykuta do łóżka pamiętała o chorych, przekazując im swój skromny dobytek.

Zmarła 29 kwietnia 1973 roku w opinii świętości.

Helena Matoga


Myśli Hanny Chrzanowskiej…

 Tak, tylu jest nieszczęśników, którzy mogą wołać „nie mam człowieka”, jak ów paralityk z Betsaidy. Owa niegdyś śliczna kobieta, dziś zdeformowana przez reumatyzm, krzywdzona przez męża. Ta nieszczęśnica w podwórku, od której sąsiedzi uciekają, albo każą sobie płacić za każde wiadro wody…

Ale naprawdę – jest mnóstwo ludzi dobrych. I to właśnie nieszczęście – choroba – wyzwala, niejednokrotnie konkretyzuje – dobroć.

Nie myślmy tylko o walce ze złem. Być może, że zło jest bardziej frapujące – nie tylko jako literacki temat. Trzeba o nim mówić, a nawet krzyczeć. Ale czy o dobroci też nie należy krzyczeć? O dobroci zrodzonej przez nieszczęście, wysnuwanej z miłości, dzień po dniu.

*

 „Pielęgnując chorego, niosąc mu ulgę, umożliwiamy “ludzkie życie” całemu człowiekowi. Zmniejszając udrękę cielesną, wyzwalamy myśl, wyzwalamy ducha spętanego cielesnymi więzami.”

*

„W 1960 roku pielęgniarstwo parafialne zakorzeniło się także w Warszawie dzięki przyjaźni Hanny Chrzanowskiej z Teresą Strzembosz, a następnie w innych diecezjach. Rok później Hanna mówiła do sióstr szarytek w Warszawie:

Długie lata byłam instruktorką, dyrektorką. Kierowałam, rządziłam, egzaminowałam. Co za radość na stare lata dorwać się do chorych: myć, szorować, otrząsać pchły. Prostota, zwyczajność zabiegów – to najważniejsze dla chorego. Wycofać siebie, puścić się na szerokie wody miłości, nie z zaciśniętymi zębami, nie dla umartwiania, nie dla przymusu, nie traktować chorego jak drabiny do nieba. Chyba tylko wtedy, kiedy jesteśmy wolne od siebie, naprawdę służymy Chrystusowi w chorych.”

 *

 Jedna cecha wspólna da się zauważyć [u chorych], a mianowicie skoncentrowanie się na własnych potrzebach, wyobcowanie się ze świata. Występuje to w większym lub mniejszym stopniu, czasem przyjmuje postać właśnie przykrą. Temu nie można się dziwić, tym bardziej nie można się oburzać. Trzeba to przyjąć jako zrozumiałe zjawisko. Troszkę sobie wyobraźmy – troszeńkę, bo całkowite wczucie się w chorego dla nas zdrowych jest wręcz niemożliwe, co by z nami było, gdybyśmy stanęli, a raczej położyli się na ich miejscu. (…) Odwrotnie, zamiast mieć do nich pretensje, trzeba się dziwić, że są tylko tak wymagający, tylko tak niecierpliwi (…).

Czyn, bardzo prosty czyn, to może być bardzo wiele. Kiedyś pewna kobieta podczas odwiedzin ciężko chorej robotnicy chorej na raka, po prostu umyła jej nogi. Nazajutrz chora powiedziała jej bardzo poważnie, z wielkim namysłem: Pani mi wczoraj umyła nogi. W nocy myślałam sobie tak: Pan Jezus robił to samo.” (…)

  *

Nie można mówić choremu: „Jesteś szczęśliwy, że cierpisz, Pan Jezus cię kocha i dlatego cierpisz.” Pewnie, że to prawda, ale to do chorego nie trafia, nawet może stać się jakąś przegrodą od Boga. Może trafić do pewnych ludzi, ale nie jako szablon, a o to tutaj chodzi. Na podstawie wypowiedzi naszych chorych i naszych doświadczeń możemy stwierdzić, że w większości wypadków najlepiej na pytanie: „dlaczego? po co ?” – odpowiedzieć po prostu, że to tajemnica Boża, tak samo jak tajemnicą Bożą jest męka Chrystusa. To jest przecież prawda. Chory zbuntowany, oczekujący dyskusji na ten temat, jakiś naładowany wewnętrznie argumentami, wobec takiego stanowiska milknie, jakoś się uspokaja, nabiera zaufania. I to jest podłoże, na którym z czasem wyrośnie dalsza prawda, ta pełna prawda, która wyswobodzi, wyzwoli chorego. A przecież chorym tak bardzo potrzeba wolności. Nie zmieni się ich niewola cielesna, ale opadną, a przynajmniej rozluźnią się więzy duchowe. My w ten sposób torujemy drogę kapłanowi.

*

[Hanna Chrzanowska do studentów – wolontariuszy pielęgniarstwa parafialnego]

„Nie chodzi tylko o przyniesienie wiadra węgla czy robienie zakupów – to podstawa. Nie musicie też pomagać wszystkim. Jeśli jednak pójdziecie już do kogoś i obdarzycie go przyjaźnią i troską, nie wolno wam zawieść jego oczekiwań lub zostawić bez słowa wyjaśnienia. Bierzecie wówczas odpowiedzialność za skrzywdzenie człowieka, który cierpi podwójnie.”

*

 Pielęgniarka syta, wyspana, wypoczęta, dużo więcej zdziała niż słaniająca się bohater-męczennica. (…) Typ osób, które w samozachwycie chwalą się: Nie miałam rano czasu ani chwili na pierwszy posiłek, a obiad jadłam około piątej – taki typ wcale nie zasługuje na podziw. Świadczy to o nieumiejętności gospodarowania zarówno czasem, jak i własnymi siłami.

*

 Dziwna rzecz, że ludzie nawet bardzo wierzący w życie przyszłe, wcale się do niego nie wyrywają. Dziwna rzecz? Może nie, bo życie jest tak wspaniałym darem, że się go wyrzec nie chcemy, przecież do życia, nie do śmierci, stworzył Pan Bóg pierwszego człowieka (…).

Są osoby, które czują się w obowiązku wskazać na niebo jako pociechę po stracie kogoś bliskiego. Ale chociaż opuszczony przez zmarłego wie – wierzy raczej negatywnie: „On już nie cierpi” i to jest pociecha. To można powiedzieć: „przestał cierpieć. Lecz czy to pokrywa się z rzeczywistością wiary i nadziei? Czy życie przyszłe zbawionych to tylko radosna negacja uścisków doczesnego życia? „Tam nie będzie głodu, ani wojny, ani chorób” – Nie! nie! nie! Postarajmy się dać choremu i jego bliskim podjęcie wielkiego „Tak”. Jakie ma być to „tak”? „Ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało.” Twarzą w twarz oglądać Boga.

[Z notatek H.Ch.]


Myśli  o Hannie Chrzanowskiej…

Hanna Chrzanowska miała integralną wizję człowieka chorego, to znaczy patrzyła na niego całościowo, holistycznie. Chory nie był dla niej przypadkiem, jednostką chorobową, ale człowiekiem. W podejściu do niego uwzględniała zarówno aspekt fizyczny, jak i stronę psychiczną czy sferę duchową. A nawet szerzej: to spojrzenie obejmowało również jego otoczenie i środowisko rodzinne. To punkt widzenia, który jest bardzo cenny, choć dziś niestety zapominany.  (ks. Kazimiezr Kubik)

 *

 „Cioteczka [Hanna Ch.] miała cudowny sposób doradzania. Nie było to nigdy wsadzanie nosa w nieswoje sprawy, mędrkowanie, czy dyktowanie. Wchodziła w problem z miłością, z ciepłem, które sprawiało, że chętnie i z radością przepracowywało się rzecz raz jeszcze, aby jej nadać pełniejszy kształt. Siebie natomiast nigdy nie narzucała, umiała usunąć się w cień, więcej – z zadziwiającą godnością znosiła fakt, że nie zauważył jej ktoś, od kogo mogła się tego spodziewać. Gdy było potrzeba przedstawiała swoje problemy z wielką swobodą i prostotą, a bez ekshibicjonizmu, prześwietlona autentyczną, ujmującą pokorą i niezachwianą wiarą w miłość Bożą” – o. Leon Knabit OSB.

 *

 „Jej religijność nie miała nic z egzaltacji, z aktorstwa. Bardzo ostro patrzała na księży, którzy byli nieprawdziwi, sztuczni, pokazywali coś, co nie odpowiadało jakiejś prawdzie wewnętrznej. Śmiała się z takich rzeczy. Z jednej strony była bardzo inteligentna, kulturalna, wykształcona, a równocześnie bardzo prosta, bezpośrednia. Kochało się ją za to jej człowieczeństwo, takie zwyczajne, bez pozy, sztuczności. Człowiek czułby się obrzydliwie, gdyby był w jej otoczeniu nieprawdziwy.” – o. Karol Meissner OSB.

 *

Z p. Hanną Chrzanowską zetknąłem się za pośrednictwem znajomej inwalidki mieszkającej niedaleko mnie. Opowiadała mi ona o urokach rekolekcji zamkniętych dla chorych organizowanych przez p. Hannę. Na następny rok (1966) i ja się tam wybrałem. W Krakowie transportowali nas do aut klerycy; tak samo było, gdy wracaliśmy. Przewozili nas gratisowo różni panowie posiadający samochody.

W rekolekcjach brali udział w większości chorzy na wózkach, a także zupełnie unieruchomieni. Pozostała część uczestników chodziła lepiej lub gorzej o własnych siłach.

Dowiedziałem się, że już kilka lat wcześniej p. Chrzanowska zaczęła organizować opiekę nad chorymi w domach. Na terenie wielu krakowskich parafii pielęgnowały chorych różne siostry zakonne, pielęgniarki i panie. Szczególnie niosły pomoc przewlekle i obłożnie chorym.

Jak zauważyłem, w następnych latach coraz więcej chorych przyjeżdżało do Trzebini, a także coraz więcej studentów, których p. Chrzanowska zachęciła do współpracy.

Pani Hanna interesowała się nie tylko naszym stanem fizycznym, ale także warunkami życia. Promieniała dobrocią, wychodziła naprzeciw każdemu człowiekowi i starała się go rozumieć. Gdy rozmawialiśmy o mojej niełatwej sytuacji, podała mi adres i ułatwiła kontakt , a następnie uzyskanie pracy w Spółdzielni Inwalidów, z czego byłem bardzo zadowolony.

W Trzebini to chyba było dla nas najcenniejsze, że mieliśmy okazję poznać wielu wspaniałych księży, których wielka życzliwość oraz piękne i światłe nauki, trafiały do naszych serc i podtrzymywały na duchu. Te rekolekcje dawały nam nowe, głębokie przeżycia, wszczepiały optymizm, pogłębiały wiarę i ukazywały sens i wartość naszego życia. Co roku odwiedzał nas w Trzebini ks. kardynał Wojtyła. Z każdym zamieniał choć parę słów, dodawał nam otuchy, prosił o modlitwę, śpiewał z nami piosenki. To są niezatarte wspomnienia. Potem w domu było nam łatwiej żyć, a także innym było łatwiej żyć z nami. Na rekolekcjach nawiązałem wiele znajomości. Między chorymi i naszymi opiekunami wytworzyły się stopniowo bardzo serdeczne kontakty. Z wielu towarzyszami niedoli, a także klerykami i studentami od lat utrzymuję więź prawdziwie braterską. Niektórzy studenci już pokończyli studia, pozakładali rodziny, a jednak starają się podtrzymywać znajomość i sympatię choćby przez krótkie odwiedziny od czasu do czasu, jakiś list czy inny drobny dowód pamięci. To nam daje dużo radości i my, chorzy ludzie, bardzo to doceniamy. Także w ciągu roku akademickiego studenci pomagają nam w różnych sprawach i potrzebach domowych, wożą nas na spacery i nabożeństwa, organi-zują nam wspólne spotkania i imprezy, a w lecie nawet wyjazdy na obozowiska.

Gdy dziś myślę o p. Chrzanowskiej, uświadamiam sobie, że to właśnie dzięki Jej wysiłkom ja i wielu innych chorych możemy żyć lepszym, bardziej wzbogaconym życiem. Ona przez swoją wytrwałą cierpliwość i delikatność, przez umiejętność wciągani ludzi dobrej woli do współpracy – wielu chorym i załamanym pomogła odzyskać wiarę w Boga i ludzi, odzyskać pogodę i radość życia. I choć już teraz nie żyje, jednak w dalszym ciągu odczuwamy jej obecność i wielką dobroć przez przedłużenie tej opieki, której ona dała początek. Bo przecież dalej odbywają się w Trzebini rekolekcje chorych, a także co roku wspaniałe wyjazdy na wczasy letnie. Wtedy różni znajomi i przyjaciele spotykają się na umówionych turnusach, które są często jedyną okazją do zobaczenia się i pogadania. Jakże my wszyscy liczymy dni i czekamy na te wyjazdy! Jak się cieszymy na słońce, świeże powietrze i piękno przyrody, bo tego nam bardzo brak na co dzień. Zawsze najprzykrzejsze są pożegnania i rozjazdy, ale wracamy odrodzeni i w doskonałych nastrojach. A wiadomo, przecież i wszyscy tego doświadczamy, że najważniejsze jest nastawienie psychiczne. Spokój i optymizm poprawia także stan fizyczny i ułatwia rehabilitację. Człowiek może być radosny i szczęśliwy nawet w chorobie.

(www.parafiamikolaj-krakow.pl)                             BOGDAN BIERNACKI


Cud za wstawiennictwem Sługi Bożej Hanny Chrzanowskiej

Diagnoza: Kobieta, lat 66 z pękniętym naczyniakiem, z masywnym wylewem krwi do mózgu. Na skutek wylewu nastąpił duży niedowład kończyn. W trakcie wystąpił zawał około- koniuszka serca. Stan bardzo ciężki. Wykonano badanie tomograficzne 28. 09. 2001 roku Szpital Rydygier Os. Złotej Jesieni. Prognoza: Pacjentka nie przeżyje i trzeba się przygotować na śmierć. Taka informacja została udzielona jej bliskim. Jeżeli przeżyje, trwałe kalectwo i będzie wymagać stałej opieki. Terapia: Stan nieoperacyjny. Z neurochirurgii przewieziona na oddział zachowawczy. Wstawiennictwo: Stowarzyszenie Katolickich Pielęgniarek zamówiło Mszę św. i rozpoczęło modlitwy przez wstawiennictwo Służebnicy Bożej. W czasie odprawiania nowenny chorej przyśniła się Hanna Chrzanowska  i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Chora zbudziła się, wstała, zaczęły wracać funkcje ruchowe i sprawność umysłowa. Uzdrowiona zmarła w 2011 roku z powodu chłoniaka.

Za: Redakcja.

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda