Kard. Józef Glemp
SŁOWO DO MISJONARZY I REKOLEKCJONISTÓW ZAKONNYCH
Warszawa, 02 stycznia 1988 r.
Wybraliście temat wiary, temat podstawowy, temat niezwykle potrzebny. Wydawałoby się, że w Polsce, którą określa się jako naród wierzący, jako naród katolicki, ten temat podstawowy nie jest może tak konieczny, że suponując wiarę trzeba budować inne wartości, a tymczasem jestem przekonany, że właśnie ten temat jako fundament wielkiego działania w Kościele jest jak najbardziej potrzebny i musi być na nowo przejrzany po to, żeby Kościół mógł wypełnić swoją misję.
Zakładając dynamikę kościoła, jego siłę, rozwój, jego możliwości wpływu, to wszystko, jeżeli nie będzie miało gruntownej podbudowy wiary, to wszystko będzie fiaskiem, będzie tylko działaniem organizacyjnym, a więc ujętym w kategoriach społecznych i to wtedy właściwie nie ma sensu, bo organizacyjnie te oczekiwania może wypełnić każda inna instytucja, a Kościół musi być tym, który niesie wiarę, który żyje wiarą, który ukazuje człowiekowi nadprzyrodzone bogactwo obecne w codziennym życiu. Dlatego Kościół musi być modlący się, także cierpiący, niosący krzyż i rozumiejący ludzi niosących krzyż. Bez tej płaszczyzny prawdziwego pojmowania wiary nasze wszelkie działania, choćby najbardziej aktywne, dynamicznie nie miałyby sensu.
Jak wygląda wiara na dzisiaj. Jesteśmy w dużym kryzysie i nie pojmowanym na sposób kryzysów społecznych, jakie przez naród przechodzą, nie takim, bo Duch Święty jest zawsze w Kościele, ale musimy widzieć te zagrożenia, jakie w zjawiskach społecznych, w których zanurzony jest Kościół, jak one przebiegają.
Zwróćmy uwagę – i to, Confratres, przy waszych nauczaniach musicie wziąć pod uwagę – tendencję do wybiórczości prawd wiary.
Jest to zjawisko powszechne w całym Kościele, nie tylko synkretyzm, który jest tak bardzo głośny w Południowej Ameryce, w krajach katolickich, czy deklarujących się za katolickie, ale także i u nas. Statystyki, badania socjologiczne co rusz przedstawiają, że określona kategoria ludzi badana przyjmuje takie prawdy, takie odrzuca, o tych nie wie, czyli jakoby człowiek był autorem symbolu wiary, jakby mu wolno było wybrać, to a tamto odrzucić, jak gdyby wiara zależała od jego widzimisię, jakby on decydował o tym, co można wybrać, co nie, bo jego „wydaje mi się” może być kryterium przyjmowania takich lub innych prawd.
Jeżeli ktoś mówi, że wierzy w Jezusa Chrystusa, ale w życie pozagrobowe nie, w piekło nie wierzy, o duszy nieśmiertelnej powątpiewa, to nie możemy tam mówić o wierze. Wiara musi być integralną, trzeba przyjąć całego Boga i Boga Objawiającego się nam w Kościele. Nie może być wybiórczości, bo tam, gdzie jest wybiórczość, tam są zachwiane podstawy wiary. Taka wybiórczość oznacza już niewiarę. Z taką niewiarą będziemy się spotykać często.
Innym zjawiskiem będzie szerzenie się sekt. Proszę Konfratrów, krytyczne spojrzenie na przekrój wyznaniowy naszego społeczeństwa sygnalizuje nam, na skutek tej wybiórczości, powstawanie najrozmaitszych grup, które jak gdyby kształtują własne zespoły prawd, w które wierzą, ale przecież sekty, które nie są wyznaniami, bo my rozumiemy na płaszczyźnie ekumenicznej, że są Kościoły o dużych tradycjach, i te Kościoły szanujemy, bo w nich, chociaż w sposób niepełny, ale jest Objawienie, tak nas Sobór poucza. Mamy dla tych Kościołów i Wyznań szacunek, ale tu chodzi o sekty, które pojawiają się, mają jakiegoś swojego wodza, który zaczyna nimi kierować i wtedy taki podmuch wyznania, czyli sekta jest folklorem wiary, jest jakąś manipulacją także wiary.
Byłem niedawno w Irlandii Północnej, która należy do Wielkiej Brytanii, która jest niezależną Republiką. Irlandia – wiadomo – kraj wielkiej wiary, kiedyś był przykładem, wzorem. Szły stamtąd przez wieki, prawie całe Średniowiecze to była wyspa Świętych, całe oddziały szły, zdyscyplinowanych misjonarzy, nieśli Ewangelię całej Europie. Był to okres, kiedy Rzym nie miał takiej ekspansji, oni dochodzili do Włoch, do Austrii, Francji, Niemiec, Polski aż do Kijowa. To była wielka sprawa tego kraju, który był misyjny. Dzisiaj jest rozdzielony, ciągle trwają waśnie, wojny, zacietrzewienia. Tydzień modlitw O jedność chrześcijan tam był tą okazją gdzie Kardynał zatroskany o zbliżanie się postaw chrześcijańskich zaprasza różnych ludzi. W tym roku miałem okazję tam właśnie być. W Belfaście, w którym jest najbardziej zaognione. Właśnie kiedy mieliśmy nabożeństwo ekumeniczne, gdzie naprawdę protestanci i katolicy modlili się rzetelnie, w tym czasie zastrzelono kogoś, a także były protesty pewnej grupy. Ale kim jest ta grupa protestujących? Jest to grupa o typie terrorystycznym i ona, żeby zachować jakieś pozory religijności, bo najczęściej tą etykietę wyznaniową przykłada się do zwalczających się grup, to ona stworzyła sektę. Jest tam przywódca, który odrzuca tak samo zasady protestanckie jak i katolickie, i tworzy ten bardzo radykalny zespół, który nie liczy się ani z życiem, ani z zasadami, po prostu jakieś ambicje, które tam się ciągle wyzwalają, a które są kontynuacją bardzo zadawnionych tarć. Otóż właśnie to jest typ sekt, takiego folkloru jakiegoś dziwnego, który jest wielkim wypaczeniem autentyzmu wiary.
Świadczy to o zaniedbaniu. Tam, gdzie pojawiają się sekty, tam jest niechybnie znak zaniedbania od strony działania całego Ludu Bożego, nie tylko kapłanów, ale Lud Boży, który musi być ciągle misyjny, ciągle ekumeniczny, musi być ciągle apostolski właśnie w tych trzech zadaniach: prorockim, kapłańskim i pasterskim. Jeśli nie jest on aktywny w tym środowisku, to następuje pojawienie się tych sekt. A więc odpowiedzialność. Jest znak zaniedbania ze strony księży, zakonów, ze strony świeckiego laikatu, bo inaczej nie krzewiłyby się takie wypaczenia religijne.
Wreszcie takim zjawiskiem dotyczącym naszej wiary jest indyferentyzm szerzący się i agnostycyzm także przybierający na sile. My w naszych parafiach przyzwyczajeni patrzeć na wiernych, którzy przychodzą, z którymi się kontaktujemy, mamy ten obraz naszego społeczeństwa zawężony. Nie umiemy dostrzec właśnie tych obszarów ignorancji, niechęci, separowania się od wiary, od Kościoła. Trzeba dopiero emigracji, żeby na tle tych właśnie grup, które uciekły a które są bardziej widoczne, które można analizować lepiej, ukazuje się, chociaż nie w pełnym wymiarze, ale ten przekrój społeczny, jaki on jest. Ta nowa fala emigracji, tak nasilona we Włoszech, pokazują, że są ludzie wierzący, ale są też ludzie, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z Kościołem, albo chcą widzieć Kościół instrumentalnie, jako instytucję, która powinna załatwić prawo do pobytu, która powinna załatwić mieszkanie, wiele spraw bytowych. Do tego sprowadza się Kościół. Otóż ci wszyscy, którzy tam wyjeżdżają, może nie są grupą adekwatną, odzwierciedlającą przeciętny przekrój społeczny w Polsce, ale niemniej oni stanowią tam reprezentację. Widzimy jakie to społeczeństwo jest jednak rozbite, jaki jest stosunkowo mały wpływ Kościoła na społeczeństwo.
Skoro tak jest, to z naszej strony musi pójść wysiłek, aby likwidować te zaniedbania, ażeby budować Kościół, musi On być budowany codziennie na nowo.
Zobaczmy, jakie są nasze możliwości i nie tylko nasze możliwości, bo gdybyśmy tylko na nasze możliwości liczyli, to znowu popadlibyśmy w błąd, bo przecież budowa Kościoła nie zależy od nas, my tylko jesteśmy narzędziami. W Kościele jest ciągle Duch Święty, ten główny budowniczy, który sprowadza Chrystusa w Eucharystii, który daje charyzmaty, który daje Kościołowi świętość. Musimy widzieć działanie Ducha Świętego, żeby dać nasze siły ku ukonkretyzowaniu działania Ducha Świętego. Myślę, że dzisiaj Duch Święty bardzo namacalnie działa we wszystkich ruchach. One są zasadniczo świeckie, obejmują ludzi świeckich. Pojawiły się one nie tak dawno, ale one ciągle przybierają na sile, one się ujawniają u nas. Gdzie indziej, dla nich /tych ruchów/ nie ma granic ani kontynentów. Jest to bogactwo całego Kościoła. Wiele z nich jest naprawdę charyzmatem. Charyzmat to jest dar Ducha Świętego, dany Kościołowi w sposób pozasakramentalny. Te dary towarzyszą Kościołowi zawsze, jednakże w tym okresie w sposób szczególnie intensywny.
Charyzmat musi być rozeznany, nie ma charyzmatu, który nie miałby aprobacji Kościoła instytucjonalnego. Jest to podstawowa prawda. Wszelkie ruchy, które by się pojawiły na jakichkolwiek objawieniach, jeżeli nie mają potwierdzenia Kościoła i akceptacji hierarchicznej, nie są charyzmatem. Czasem ten charyzmat musi próbować się długi czas, aż się sam wykrystalizuje i otrzyma aprobatę, ale są pewne kryteria na rozpoznawanie charyzmatu i myślę, że dokument Ojca Świętego, który ukaże się niebawem, jako rezultat przemyśleń Synodu Biskupów, będzie te sprawy omawiał, a więc będziemy mieli dosyć jasny wykład na temat charyzmatów i tego co jest „discretio” charyzmatów. Duch Święty daje nam czyli Kościołowi te pomoce, które są jakimś samoorganizowaniem się Ludu Bożego, tej części Ludu Bożego jaką są ludzie świeccy po to, żeby służyć Kościołowi. Często jeszcze patrzymy jako kapłani z pewną rezerwą na to, co się dzieje i słusznie, że pewna rezerwa jest znakiem ostrożności, znakiem stwierdzenia rzetelności, ale niemniej trzeba widzieć tę dynamikę, która służy ku umacnianiu wiary, szerzeniu Kościoła. Moglibyśmy tak te poszczególne ruchy analizować, te które są już uznane, których owoce już znamy, bez których dzisiaj niepodobne byłoby sobie wyobrazić życia w Kościele, choćby w naszych warunkach ruch „Światło-Życie”, który dostarczył nam tylu powołań, który kształtuje już dzisiaj pokolenie średnie, z ubiegłych lat, które poznało Ewangelię i to nie tylko na sposób katechizacji szkolnej, przedstawianej /Ewangelii/ którą trzeba przyjąć, nauczyć się, ale w formie przeżycia i z pewnym zaangażowaniem apostolskim. A przecież mamy cały szereg innych ruchów, „Focolari” i „Dzieło Maryi”, mamy szereg ruchów rodzin „Przymierze Rodzin”, „Rodzina Rodzin”, „Rodziny Szensztackie”, „Rodziny Nazaretańskie” i to się jeszcze mnoży, ale widać, jakie jest to zapotrzebowanie, że ludzie chcą w tym pewnym braku zaufania do tej rzeczywistości oficjalnej, rządzonej, pragną właśnie szukać tego zacieśnienia się przyjaźni i zaufania w węższych gronach, ale zawsze na podstawie Objawionego Słowa Bożego – gdzie Pismo Święte staje się źródłem modlitwy, źródłem natchnień, pracy. Są to rzeczy naprawdę dane naszemu Kościołowi bez naszej zasługi. I cokolwiek byśmy myśleli, że się izolują, że to są grupy jeszcze nie otwierające się na Kościół, zwłaszcza pod adresem drogi neokatechumenalnej – są te zastrzeżenia, ale w gruncie rzeczy, gdy chodzi o taką przemianę człowieka, który zaczyna wierzyć na co dzień i chce żyć Chrystusowym życiem modlitwy, który zdolny jest do odniesienia wszystkich idoli świata, łącznie z pieniądzem, który nie lęka się niczego, który zawierza swoją przeszłość i przyszłość rodziny Opatrzności Bożej. To jest zjawisko stawania się w pełni chrześcijaninem, do czego nam kapłanom czasem jest tak daleko. A więc doceniajmy ten dar Ducha Świętego, który Sam rozbudza wiarę, ułatwiając nam – kapłanom pracę, organizując nam niezwykle gorliwych współpracowników w szerzeniu wiary. W tym zagadnieniu trzeba widzieć ostatni Synod Biskupów, który był poświęcony świeckim, czyli części Ludu Bożego podstawowej, bo ze świeckich rekrutują się i stan kapłański i stan zakonny. Synod Biskupów podejmując ten temat, nie chciał właściwie niczego innego jak tylko przybliżyć nam i zrobić rachunek sumienia z tego, co otrzymaliśmy w nauce Soborowej o Kościele, o Świeckich, przede wszystkim o Kościele, bo chodzi ciągle o pełne zrozumienie tego bogactwa jakim jest Kościół. Kościół jako to misterium boże ciągle wkorzeniające się w dzieje narodów, w dzieje rodziny, w dzieje każdego człowieka. Synod to jest ciągłe wgłębianie się w Sobór i przybliżanie nauki Soborowej na dzisiaj.
Jakie będą konsekwencje tego? Świeccy jako ten potencjał, który się budzi i który trzeba rozbudzić, ale rozbudzić w sposób kościelny. Kościół to jest Communio czyli wspólnota niezwykła, wspólnota nie tylko w wymiarach ludzkich, tylko wspólnota, która jest dotknięta tą wspólnotą jaka jest w Trójcy Przenajświętszej. Do takiej wspólnoty jesteśmy powołani, w tej wspólnocie nie może być rywalizacji ani między stanami Ludu Bożego, albo jakiejś różnicy interesów. Świeccy nie mogą być zespołem, który będzie zwalczał duchowieństwo, duchowieństwo nie może lękać się świeckich jako jakichś rywali czy jako kogoś, kto zagraża. Byłoby to niezrozumienie Kościoła. Wspólny jest cel, wspólne są zadania. Zadania kapłańskie, prorockie i królewskie są tak zadaniami kapłanów, zakonników jak i ludzi świeckich, tylko, że każdy musi to realizować na swój sposób, odpowiednio do swojego stanu. I musimy się bardzo uczyć wzajemnie tej współpracy. Podobało mi się bardzo, gdy Biskup Tokarczuk na sesji Komisji d/s Duszpasterstwa Ogólnego przeanalizował także niebezpieczeństwa w tym układzie wzajemnego uczenia się tak od stanu świeckiego, jak i duchownych, jakie potencjalnie mogą być – niebezpieczeństwa psychologiczno-socjologiczne. My musimy się uczyć tej współpracy świeccy – duchowni, aby tworzyć ten Lud Boży, który musi dawać świadectwo wobec świata, nie tylko wobec pogan stojących gdzieś daleko, ale wobec tego pogaństwa, które jest tak blisko, a które jest tą niewiarą właśnie, nawet ludzi ochrzczonych, bo wszystko, co jest tylko formalne, to nie jest budujące Kościół. Tu Kościół musi być ciągle żywy.
Zadaniem kapłanów jest kształtowanie czy formowanie ludzi świeckich w ich dążeniach do apostolstwa jako pewnego szczytu, ale wpierw musi być urobiona duchowość, wpierw musi być poziom intelektualnego poznania Kościoła, do tego potrzebna jest formacja i my tę formację czynimy w różny sposób: przez katechizację, przez konferencje, przez artykuły, sympozja, zgromadzenia najrozmaitszego typu i przez nasze uczelnie. Mamy dosyć szeroki wachlarz tych możliwości, a także i chętnych, którzy studiują na naszych uczelniach, fakultetach, a także na organizowanych przez Diecezje i Zgromadzenia studiach teologii dla świeckich. Ci świeccy przychodzą z wielką gorliwością i pytają się, co my możemy, jak możemy Kościołowi pomóc, jak możemy służyć, myśląc zawsze, że służba i pomoc Kościołowi jest wejściem w funkcje kapłanów, a więc pozycja w kurii, w sądzie, czy jeszcze w jakichś innych dziedzinach, nie rozumiejąc, że największym zadaniem jest pójście w życie ze świadectwem chrześcijańskim, pójście w dziedzinę kultury, w dziedzinę gospodarczą, w dziedzinę służby zdrowia, w nauczycielstwo. Każda dziedziny życia ma mieć w sobie zwartą świętość Kościoła, przedstawianą przez osobę świecką. Te chęci ludzi świeckich wejścia w pozycje jakieś, etaty kościelne jest najczęściej ucieczką od prawdziwego apostolstwa świeckich. Bo to jest bardzo dobrze skryć się za parawanem kurii czy innej instytucji kościelnej czy uczelni i tam mieć święty spokój. To nie o to chodzi. Właśnie chodzi o to wychowanie, czyli pewną ekspansję, która powinna cechować duchowość świeckich. Mamy cały szereg ludzi, którzy chcą iść i w kulturę, politykę, gospodarkę, ale ciągle jest to wobec tej liczebności katolików w Polsce tak nikłe, jakbyśmy byli niedokształceni pod względem wchodzenia w życie społeczne.
Poza realizacją tych wytycznych Synodu Biskupów, co byśmy chcieli i co byśmy mogli tu zrobić? Taką odpowiedzią na wielkie zapotrzebowanie na te czasy, na umocnienie wiary jest projekt Synodu Plenarnego, czyli Synodu Krajowego. Przedstawię ten projekt Konferencji Episkopatu. Myślę, że będzie on realizowany i nawet jeśli Synody Diecezjalne w toku to nadrzędny Synod nie będzie przeszkadzał tym pracom, ale czasem może je uzupełnić czy ubogacić. Co byśmy chcieli osiągnąć w takim Synodzie Plenarnym? Przede wszystkim pierwsza faza przygotowawcza będzie miała za temat: „Bóg i wiara”. A więc wraca to, co wyście wybrali jako temat fundamentalny i podstawowy dla całego Kościoła. Tutaj będzie nam chodziło o wydobycie refleksji świeckich nad swoją wiarą. Wiara to nie jest tylko to odczucie psychologiczne, że ja mam łączność z Bogiem, bo ja ją akceptuję w swojej świadomości, ale przede wszystkim wiara jako ten sakrament dany nam przez Chrzest i ten sakrament Eucharystii, który ciągle tę wiarę utrzymuje.
Musimy ciągle tworzyć tę wielką spójność między sakramentem Chrztu a Sakramentem Eucharystii. Jeśli przez Chrzest zostaliśmy zanurzeni w śmierć Chrystusa, czyli ten moment zbawczy, kiedy Bóg ofiaruje się ponosząc ludzką śmierć to my jednocześnie jesteśmy tam wyniesieni do Zmartwychwstania, które wymaga ciągłego kontaktu z Chrystusem Zmartwychwstałym, który żyje w swym Kościele, a który się nam objawia w Eucharystii. Eucharystia jest budowaniem Kościoła i ta Msza Święta dla człowieka ochrzczonego musi być ustawiczną potrzebą nie tylko przykazaniem, nie tylko zachętą kapłanów, ale to ludzie świeccy muszą sami ze siebie wydobyć to, że będą szli na Mszę Świętą niedzielną, wiedząc, że wtedy budują Kościół.
Synod Plenarny, który miałby za zadanie wejście w parafię i te refleksje ludzi świeckich nad tak postawioną sprawą, powinien wydobyć te inicjatywy, które wyprzedzą nawoływanie kapłanów. Liczymy tutaj na to działanie Ducha Świętego, który – my stwarzając jakieś organizacyjne przesłanki – może wyzwolić właśnie ze świeckich to zrozumienie: wychodząc z Chrztu Świętego i powołania ciągle do wspólnoty będzie miało swoją realizację w Sakramencie Eucharystii. Dopiero z Eucharystią można iść do apostolstwa, czyli do budowania lepszego świeckiego życia.
Jakie my mamy warunki czy okoliczności w naszej rzeczywistości polskiej? Myślę, że mamy warunki pomyślne. Jest głęboki kryzys w społeczeństwie, kryzys, który odczuwamy i w Kościele, kryzys, na który nie możemy być obojętni, bo on bardzo wpływa na człowieka, na jego usposobienie, na jego zdenerwowanie. Ciągle wiadomo, że gospodarka źle się toczy, że my patrząc na sąsiednie kraje, które technicznie wzrastają, my się ciągle cofamy. To nie jest obojętne dla kapłanów, dla każdego chrześcijanina. Wiemy także, że marksizm, który się wyciszył w swojej agresywności, on przecież nie został odwołany. Trzeba rozumieć dialektykę, która mówi, że nasilenie ateizmu może być wycofane, kiedy warunki nie sprzyjają. Otóż warunki dzisiaj nie sprzyjają tak agresywnej ateizacji, jaką próbowano podjąć, ale to nie znaczy, że się do tego nie wróci. Więc i od tej strony tutaj musimy bardzie umocnić wiarę, świadomi, że ciągle będzie ta tendencja ideologiczna istniejącego systemu, który w swoim założeniu ma likwidowanie wiary, chociaż może się deklarować, że obecność Kościoła w narodzie jest na sposób trwały. Niemniej warunki do głoszenia Ewangelii mamy. Musimy zrobić wszystko, żeby z naszej strony nie było zaniedbań.
Dlatego życzę Drogim Konfratrom, którzy przygotowujecie się do podjęcia wielkiego dzieła, zwłaszcza w okresie Wielkiego Postu, dzieła umacniania Kościoła, czyli ewangelizacji. Ewangelizacja to jest także ciągle autoewangelizacja. Nie można głosić Ewangelii nie ewangelizując samego siebie. Życzę, aby ten rok, który jest znowu rokiem łaski, i także zaproszeniem do rekolekcji, jest łaską dla rekolekcjonisty i dla parafii, czy dla grupy wierzących, jest łaską, którą trzeba w pełni wykorzystać. Zdając sobie sprawę z okoliczności, że trzeba patrzeć na znaki czasu, i właściwie o tych znakach czasu powiedziałem, o tych zjawiskach, brakach wiary i o tych pomocach jakie daje Duch Święty, abyście, Confratres, mogli włożyć całe swoje serce, całą swoją wiarę w to co jest tą piękną służbą budowania Kościoła w naszej Ojczyźnie.
Materiały Komisji ds. Duszpasterstwa KWPZM, rok 1988
Archiwum KWPZM