1988.01 – Kraków – Bp Stanisław Smoleński, Wiara bez uczynków jest martwa. Konferencja do misjonarzy i rekolekcjonistów zakonnych

 
Bp Stanisław Smoleński

WIARA BEZ UCZYNKÓW JEST MARTWA.
KONFERENCJA DO
MISJONARZY I REKOLEKCJONISTÓW ZAKONNYCH

Dni skupienia misjonarzy ludowych, Kraków – Warszawa, styczeń 1988 r., Materiały Komisji ds. Duszpasterstwa KWPZM, rok 1988.

 

Temat mojego referatu to „Wiara bez uczynków martwa jest”. Tematyka zasadniczo bardzo szeroka i różnowymiarowa. Ujmujemy ją wyraźnie pod kątem duszpasterskim. Dlatego wyraźnie zaznaczam: nie poruszamy tematu ekumenicznego, w stosunku do postawy protestantów uznających „sola fides”, nie poruszamy także wpływu stanu łaski poświęcającej na pełne życie wiary, czyny spełniane w grzechu ciężkim przez wierzącego, a spełniane w stanie łaski. To jest osobny problem, częściowo moralny, jeszcze bardziej dogmatyczny. Tu podejmujemy istotne zagadnienie duszpasterskie, konieczność wiary, która miałaby pełny wpływ na życie. Zagadnienie, z którym się stykamy w coraz ostrzejszej formie w duszpasterstwie także w Polsce. Będą tu należeć praktycznie biorąc, tak często w ankietach ludzie, którzy deklarują się jako wierzący a niepraktykujący. Będą to z jednej strony ci, którzy nie chodzą na Mszę św. niedzielną, ale jeszcze częściej ci, którzy co jakiś czas do kościoła pójdą, ale nie poczuwają się do praktykowania przykazań Bożych.

Druga grupa to ci, którzy traktują swoją wiarę tak jak sugeruje współcześnie marksizm katolikom, że to sprawa prywatna, która ogranicza się tylko do przejawów kultycznych natomiast życie ma iść swoim torem. Istnieje dzisiaj wyraźna pokusa, lansowana dzisiaj przez środki masowego przekazu: chcesz być katolikiem bądź sobie nim w świątyni, jak wyjdziesz poza świątynię, bądź takim poganinem jak inni. I to robi swoje.

Wreszcie trzecia grupa tych, których wiara jest niekonsekwentna. Wprawdzie poczuwa się do spełniania pewnych przykazań, ale wybiórczo: pewne uważa za przestarzałe, przebrzmiałe, dzisiaj już tym się nie można wiązać, nikt dzisiaj tego nie stosuje – ale ja jestem porządny katolik.

Ostatnia grupa to ci negatywni, tzn. ostatecznie uważają, że normy zakazujące najbardziej podstawowych dziesięciorga przykazań powinny obowiązywać. Jak się takiego człowieka spotka w czasie wizyty kolędowej, powie: nie chodzę do spowiedzi, bo nie mam z czym. Nie morduję nikogo, banku nie ograbiłem, żadnej zbrodni nie popełniłem, jestem porządnym katolikiem. To, że trzeba czynić dobrze, zupełnie do świadomości tego człowieka nie dochodzi. I dlatego stojąc wobec tego problemu musimy się temu troszkę bliżej przypatrzeć. Jest on zasadniczo ukazany w Piśmie Świętym, oparty o Objawienie. Całe Pismo Święte, Nowego Testamentu przede wszystkim, zgodnie stwierdza, że człowiek musi żyć według wiary. Ze strony samego Chrystusa taka klasyczna wypowiedź: „Nie każdy, który mówi: Panie, Panie wejdzie do Królestwa Niebieskiego, ale ten, który czyni …”. To jest to, mamy to zresztą w licznych napomnieniach listów Pawłowych, św. Piotra, św. Jana.

Dokumentem klasycznym jest List św. Jakuba. Zawiera on formalnie tezę, która była tytułem naszego wykładu: „Wiara bez uczynków martwa jest”. Temu dokumentowi przypatrzymy się z bliska, ażeby w tę prawdę objawioną, tą drogą bardziej wniknąć. Jeżeli bierzemy do ręki List św. Jakuba, musimy sobie zdawać sprawę, kto jest adresatem i pod jakim kątem widzenia dokument jest napisany. Św. Jakub miał przed sobą świeżo nawróconych chrześcijan, którzy normalnie biorąc uwierzyli, przyjęli Chrzest, włączyli się we wspólnotę Kościoła. Teraz zaczyna się czas najbardziej istotny, żeby żyli zgodnie z przyjętą przez siebie wiarą, I dlatego problematyka wychodzi z całą żywością, konkretnością, bezpośredniością. Dokument ogromnie żywy i pisany, jak się to dzisiaj mawia, egzystencjalnie. Jest tam uwypuklona sprawa przede wszystkim, rozwojowości, dynamizm, pokazuje problem wiary konkretnie jako przyjęcie Objawienia Bożego, pod wpływem Bożej łaski i działania Ducha Świętego. Przyjęcie w nurcie współczesnego życia, konkretnego życia. Uwypukla trudności jakie ci nowo nawróceni na tej drodze doznają. Daje do poznania, że je doskonale zna, wymienia podstawową trudność, która dzisiaj w wierze ludzi też krępuje. Znajdowali się w morzu pogaństwa, w każdym razie ludzi niewierzących. Stąd ta trudność, ten postulat, który tam wymaga walczenia o wiarę, wytrwałości w wierze. Zwraca uwagę: „wiedzcie, że to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość”. A więc specjalna cnota. Zachęca ich, by wytrwali, by się nie zniechęcali. Podstawową przeszkodą jest oddziaływanie „świata” tzn. ludzi, którzy żyją niezgodnie z etyką chrześcijańską. Nacisk ich opinii to jest pierwsza przeszkoda, ale święty autor zwraca uwagę także na sytuację, daje ilustrację trudnych sytuacji dla życia z wiary.

Pierwsza sytuacja tj. kolizja różnych hierarchii wartości, ten słynny przykład, gdzie opisuje, jak na zebranie grup gminy chrześcijańskiej przychodzi bogacz i nędzarz, bogacz wystrojony, otoczony szacunkiem, uznaniem i biedak, na którego wszyscy z góry zasadniczo patrzą, z uprzedzeniem, i przestrzega, że grozi to, że się tego uszanuje i posadzi na pierwszym miejscu, a temu drugiemu powie się dostojnie, stań sobie w kącie albo usiądź u podnóża moich nóg. I tu od razu mówi, że to jest zaparciem wiary, niekonsekwencją wiary. Bóg tego człowieka uszanował, obdarzył łaską, uczynił swoim dzieckiem, a ty według innej miary oceniasz. To jest jeden konkretny przypadek.

Drugi przykład daje, kiedy człowiek się zetknie z nędzą ludzką. Przychodzą ludzie głodni, nie mający należytego odzienia i wtedy jest pokusa płynąca z wewnątrz, z ludzkiej bezmyślności a zwłaszcza egoizmu własnego, chciwości, załatwić to pseudowiarą – „idźcie ogrzejcie się i najedzcie, idźcie w pokoju”. I tu wydobywa z ironią, co im to pomoże … Tak samo twoja wiara jest nic nie warta. Tak jak tyś nie pomógł realnie człowiekowi, tak cała twoja wiara jest do niczego, bo z tego nie płyną czyny miłosierdzia chrześcijańskiego. I ten „status questionis” jest postawiony bardzo jasno. Dopiero teraz w tym kontekście podkreśla, że wiara napotykająca na trudności, przeciwstawiająca czoło temu, co się człowiekowi narzuca, wyraża się w czynie.

Ten spełniony czyn może być różnie ujęty. Święty Apostoł od razu zwraca uwagę na to, że muszą to być czyny ogarniające całość życia moralnego. Wskazuje na tę konieczność konsekwencji. Jeżeli wiara jest przyjęciem Boga Objawiającego i przedkładanej przez Niego prawdy, to posłuszeństwo wiary polega na posłuszeństwie Bogu i Jego nakazom. I dlatego znalazło się tam w rozdz. I w. 11: „kto bowiem powiedział nie cudzołóż, powiedział również nie zabijaj”, jeżeli zaś nie popełniasz cudzołóstwa, a popełniasz morderstwo, jesteś przestępcą prawa. Naruszyłeś swój stosunek do Pana Boga, zasadniczy motyw został zdeptany, motyw, by Bogu być podporządkowany, zasadniczy motyw wiary. Motywem jest Bóg osobowy, Jego Objawienie, przez Niego przekazana prawda. I to jest tu zasadnicze przeciwstawienie tej wybiórczej postawie. Czym się ty kierujesz? Widać nie Bogiem, bo i tu za tym stoi Bóg i tam za tym stoi Bóg, a więc tu jest jakiś problem zasadniczy.

List Św. Jakuba zestawia bardzo wyraźnie problem: wiara – czyn. Wystarczy przytoczyć, że w samym rozdziale XII mamy aż sześć takich po sobie następujących krótkich wypowiedzi … Ktoś mówi, że ma wiarę, ale nie ma uczynków. Wiara, jeśli nie ma uczynków martwa jest sama w sobie. Ty masz wiarę, a ja mam uczynki. Pokaż mi twoją wiarę bez uczynków a ja ci pokażę moją z uczynkami. Wiara współdziała z uczynkami, aby przez uczynki stała się doskonałą. Wreszcie człowiek bywa usprawiedliwiony z uczynków a nie jedynie z wiary.

To zestawienie: wiara – uczynki jest głównym motywem całego listu. Jest to stwierdzenie, że istnieje tutaj ten związek zasadniczy, nierozdzielny. Prawdziwa, autentyczna wiara znajduje swoje sprawdzenie w tym, że wpływa na postępowanie moralne. Związek ten jest związkiem istotnym. Wiara bez efektów, bez uczynków jest zasadniczo wiarą pozorną, niepełną, wiarą martwą. Dlatego ta teza podstawowa: „wiara bez uczynków jest martwa”. Nie wpływając na czyny, staje się bezużyteczna, brak jej sił witalnych, z tego powodu nie może rodzić życia a przeciwnie jest zasadniczo stanem śmierci.

Aby unaocznić konieczność tego związku wiary z czynami, św. Jakub ucieka się do bardzo specyficznych porównań. Najpierw jest to szokujące: odwołanie się do wiary demonów. Chodzi o to, że w jakiś sposób poznają istnienie Boga, a równocześnie starają się temu zanegować i świadomość, że Bóg jednak istnieje, wywołuje u nich tylko przerażenie, że są zdani na sąd i karę. Natomiast nie pociąga to w nich następstwa dobrego czynu i pojednania z Bogiem. To jest taki drastyczny przykład, trochę niedomówiony, zasygnalizowany.

Drugie porównanie antropologiczne każę nam stanąć przy łożu człowieka umierającego, który w pewnym momencie skonał. Duch opuścił ciało i teraz to ciało jest martwe, niezdolne, by spełniać jakieś czyny, aby sobie pomóc, aby pomóc innym. Podobnie jest z wiarą. Z chwilą, gdy jest martwa, jest bezsilna, nie może pospieszyć z pomocą ani bliźniemu ani sobie, a przede wszystkim jest bezowocna pod kontem najważniejszym – usprawiedliwienia wobec Boga i zbawienia wiecznego. Jest to wiara pozorna, niosąca w sobie zadatek śmierci. Wreszcie także tu jako przykład daje się ustosunkowanie do miłości bliźniego, gdzie brak spieszenia z pomocą drugiemu bliźniemu pokazuje, że teoretyczne jest uznawanie w nim bliźniego, skoro wiara Chrystusa jednoczącego nas z wszystkimi ludźmi tutaj zawodzi. Chodzi więc o twierdzenie bardzo silne, konsekwentne, że wiara bez uczynków posiada zasadniczy brak, to jest raczej pomyłką, jest pozorną wiarą, nie jest autentyczną.

Przeciwstawieniem dla wiary martwej jest wiara żywa. Znamienne jest, że św. Jakub ani jednego razu tego słowa „wiara żywa” nie używa, natomiast dla niego wiarą żywą jest wiara czynu, wiara powodująca czyn, która prowadzi do czynów, wyraża się w czynach, owocuje w czynach. Ta właśnie wiara żywa ma ten wielki przywilej, że prowadzi do usprawiedliwienia, ona potrafi doprowadzić, że człowiek jest zdolny przed Bogiem się otworzyć i Bóg da mu niezasłużoną, darmową łaskę – dla zasług Jezusa Chrystusa – że zostaje wyzwolony z grzechu i pojednany z Bogiem. Św. Jakub daje tutaj znowu ilustrację dwóch przykładów, też trochę zaskakujących: z jednej strony Abrahama, z drugiej strony Rachab – nierządnicy.

Przykład Abrahama. Święty Autor stwierdza, że Abraham, w ofierze złożonej z jedynego syna wyraził tą gotowość wiary całkowitej, ufnej wiary w Boga i tą drogą spowodował, że wiara jego nabrała cech pewności i pełności i była zdolna otworzyć się na dar Boży dzięki któremu stał się, jak Pismo święte Starego Testamentu podkreśla – przyjacielem Boga. Wróćmy do tego samego przykładu wspominając jak św. Paweł go naświetla od innej zupełnie strony. Ale tutaj jest konsekwentny, pokazuje jak czyn wpływa na dojrzałość wiary. Pod wpływem czynu wiara staje się dojrzalsza, ukierunkowuje człowieka ku Bogu, otwiera na Niego i dzięki temu może przyjąć łaskę pojednania.

Nierządnica Rachab z Księgi Jozuego. Rachab uwierzyła, wyrażając to najpierw przez czyn. Ukryła wysłańców Mojżesza, jak pamiętamy, to był ten jej gest, jej czyn a potem złożyła wyznanie: „Pan, Bóg wasz, jest Bogiem w górze na niebie i na dole, na całej ziemi”. Czyn otworzył jej oczy na prawdziwego Boga, ten sam czyn stał się powodem „usprawiedliwienia”, gdyż wraz z rodziną ostała się i została zabezpieczona od losu, jaki był przewidziany dla całego miasta, dla całej ludności zdobywanego miasta. Wiadomo, że ona ocalała wraz z rodziną. Jest to symbol pojednania z Bogiem. Tak więc ta wiara żywa, wpływa na czyn, a z kolei czyn wpływa na to, że wiara staje się pełniejsza i dzięki temu zdolna jest do pełnego współżycia z Bogiem. Łączy się z ufnością. Skierowana jest w ostatecznym wymiarze do miłości. Mamy więc jasno sprecyzowaną tezę o konieczności wpływu wiary na czyny. List św. Jakuba jest streszczeniem, podsumowaniem nauki samego Chrystusa.

Osobną uwagę trzeba poświęcić – bo bywają na ten temat pytania ze strony ludzi świeckich, czytających Pismo Św. – gdy chodzi o postawę św. Pawła. W swoich listach, zwłaszcza w liście do Galatów i do Rzymian, porusza posługując się tą samą terminologią: „wiara – czyn”, rozstrzyga zupełnie inny problem. Zwraca się do tych żydujących, do tych, co pod wpływem faryzeuszów głoszą uparcie tezę, że Odkupienie Chrystusa nie jest potrzebne, negują darmowość łaski Chrystusowej, uważając, że wierne zachowywanie wszystkich przepisów, czynów płynących z prawa Mojżeszowego, wystarczą do darowania grzechów, do zbawienia człowieka. Oczywiście to było podkopanie samego Krzyża, samego Zmartwychwstania, całego dzieła zbawczego, dlatego św. Paweł wysunął to bardzo silnie, że tego rodzaju czyny, ten rytualizm starozakonny jest niewystarczający. On tylko przygotowywał na przyjście Chrystusa, ale nie był zdolny wywołać pojednania. Natomiast trzeba z naciskiem podkreślić, i zawsze każdemu kto ma jakieś trudności powiedzieć: ten sam św. Paweł, w tych samych listach, podkreśla, że wiara musi być żywa, podkreśla darmowość, znaczenie wiary, ale nie pomniejszał konieczności współdziałania z łaską i spełnienia czynów. Wystarczy jeden podstawowy przykład z Listu do Galatów, gdzie z jednej strony św. Paweł mówi o oczekiwaniu spełnienia się nadziei, usprawiedliwienia przez wiarę, zaraz dodaje, że wiara ta musi być czynna w miłości, czyli w kontekście całego listu sprawa jest jasna. Warto tutaj na końcu omawiania fundamentu biblijnego przypomnieć, że w Piśmie Świętym zarówno u św. Jakuba, jak przede wszystkim w samej Ewangelii, jest uwypuklone, że o ile wiara ma wpływać na czyny, to czyny przede wszystkim czynnej miłości bliźniego, które są najwyższym sprawdzianem wiary. Wystarczy opis sądu ostatecznego przez Chrystusa. Idą na potępienie wieczne za to, że nie spełniali czynów miłosierdzia chrześcijańskiego. Tak samo Chrystus, mówiąc o budowaniu na piasku, jeżeli jest się tylko słuchaczem słowa, a nie „czynicielem”.

W świetle tych rozważań biblijnych, opartych o Pismo Święte, popatrzmy na to zagadnienie od strony pastoralnej. Nas interesuje: skoro istnieje z jednej strony ta konieczność, musi z wiary płynąć życie czynne. Stwierdziliśmy na początku, przypomnieliśmy sobie, że w tej dziedzinie jest bardzo dużo niekonsekwencji. Zrobić refleksję: na czym się ludzie wierzący potykają, czego im brak, że chociaż wierzą w osobowego Boga, chociaż wierzą, że kiedyś będą na Sądzie Bożym, jednak nie poczuwają się do wielu rzeczy. Nie tylko czynią źle, ale w tym brną, nie pokutując, nie nawracając się, nie żałując. I dlatego się pytamy, bo chcemy wiedzieć, jak tym ludziom pomóc, by z tego stanu wyszli, co więcej, jak naszych słuchaczy na rekolekcjach, misjach, uchronić od tego, zapobiec temu, żeby wiara ich nie była próżna, żeby była naprawdę konsekwentna.

Popatrzmy w świetle dokumentów Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, które na temat wiary tak licznie mówią. Same dokumenty Soboru Watykańskiego II, encykliki „Redemptor hominis”, „O pokucie i pojednaniu”, „Dives in misericordia” a także nawet o Matce Odkupiciela „Redemptoris Mater” i w wielu katechezach Ojca świętego, kończąc na katechezach wygłoszonych w czerwcu ubiegłego roku w Polsce. Materiał ogromny.

Popatrzmy na te główne elementy wiary, na czym się potykają. Pamiętamy, że wiara jest odpowiedzią daną przez człowieka wolnego, rozumnego Bogu, który się objawia, a więc wyraźnie relacja międzyosobowa, to nie jest tylko samo przyjęcie pewnych prawd, ale ustosunkowanie do Osoby Boga, objawiającego, wierzy się w Bogu, a nie tylko Bogu, i dlatego musi być właściwe spojrzenie u danego człowieka na Boga.

Jeżeli ta relacja ma być właściwie ustawiona, w odniesieniu do Pana Boga, dużym zagrożeniem jest przekonanie, że Bóg jest Bogiem dalekim. Spotykając się dzisiaj z ludźmi zlaicyzowanymi, bardzo często się słyszy: a gdzież by Pan Bóg w takie rzeczy się wtrącał, tj. taki typowy frazes, który się dzisiaj słyszy. Nieraz chodzi o bardzo ważne rzeczy dotyczące życia małżeńskiego, rodzinnego czy wychowania dzieci, czy pozwalania sobie na takie czy inne łamanie przykazań, tak traszkę, – gdzie Pan Bóg by się tego czepiał?

Brak ten jest podsycany postawą trochę deistyczną. Pan Bóg daleki, większy ponad to i dlatego potrzeba tutaj stale podkreślać sprawę bliskości Boga; Bóg bliski, transcendentny i immanentny w człowieku, w życiu ludzkim – zwłaszcza szerokie pole daje tutaj podkreślenie Tajemnicy Wcielenia. Bóg, który wszedł w nasze życie, stał się jako jeden z nas. Tak dalece wszedł w realizm życia człowieka. Jest to ujęte w zeszłorocznej homilii Ojca świętego wygłoszonej na Błoniach w Krakowie 12 czerwca na temat „A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata”. Musimy ludziom to przybliżać. Pamiętajmy, że to się wychowuje i pielęgnuje pogłębionym życiem modlitwy tam, gdzie modlitwa jest nie tylko powtarzaniem formuł, ale jest naprawdę świadomym, możliwie dialogiem z osobowym Bogiem, to wtedy łatwiej w nurcie także poza modlitewnym, człowiek tą relację chwyta. Trzeba tą sprawę docenić.

Bardziej jeszcze skomplikowaną jest sprawa antropologii. Wiadomo, co się dzisiaj na ten temat człowieka pisze nie tylko w polskim marksizmie, ale w skali światowej. Trzeba sobie przypomnieć, jak w Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes” stwierdzone jest, że spojrzenie na człowieka obecnie jest ogromnie krańcowe. Jedni w nim widzą „nadczłowieka”, który może przewracać cały świat, inni widzą słabą istotę, bezwolną, która niestety nic nie może, a mało jest tego spojrzenia pełnego. W antropologii chrześcijańskiej zwłaszcza tej podstawowej sprawy, że człowieka można zrozumieć tylko w relacji do Boga-Stwórcy. Tajemnicę człowieka jak pisze „Gaudium et spes” – można rozświetlić tylko w świetle tajemnicy Jezusa Chrystusa – Boga Wcielonego. Dlatego trzeba sobie zdać sprawę, że właśnie w tym człowieku konkretnym jest fundament, podstawa, żeby on przyjął Boże Objawienie, nie tylko dar wiary, ale w jego strukturze osoby ludzkiej. W tym ciekawym dokumencie „Dignitas humana” deklaracja o wolności religijnej Soboru Watykańskiego II, czytamy m.in. „z racji godności swojej wszyscy ludzie, ponieważ są osobami, czyli istotami wyposażonymi w rozum i wolną wolę, a tym samym osobistą odpowiedzialnością, nagleni są swoją naturą, a także obowiązani moralnie do szukania prawdy, przede wszystkim w dziedzinie religii obowiązani są, by trwać przy poznanej prawdzie i całe swoje życie układać wedle wymagań prawdy”.

Kiedy się zamykasz na prawdę, nie jesteś zgodny ze swoim człowieczeństwem albo uznając inaczej życie ustawiasz. Żyjesz w stałym kłamstwie. Dopiero na tym tle prawda objawiona przez Boga, która z jednej strony potwierdza to, co jest z prawa naturalnego z dziedziny moralnej, i to co pochodzi z łaski i powołania do synostwa Bożego. To jest to, co każdy musi osiągnąć: człowiek otwarty na prawdę.

Drugie to kwestia relacji do Pana Boga, właściwie pojętej zależności egzystencjalnej, jaka istnieje między stworzeniem a Stwórcą. Teoretycznie ludzie wierzący mówią – no tak, Pan Bóg kiedyś stworzył pierwszego człowieka, ale żeby tak za patronem dnia dzisiejszego św. Tomaszem z Akwinu, pamiętał, że conservatio tj. continua creatio, że Pan Bóg nas nieustannie stwarza, bo inaczej byśmy się obrócili w nicość. To całkowite odrzucenie wszelkiej metafizyki, ujęcie od strony bytu, powoduje, że ten człowiek uważa, iż sam sobie życie zawdzięcza już teraz, raz został powołany, ale teraz żyje samowładnie, zapominając, że wystarczy, by Pan Bóg przestał chcieć, żeby on był /mówiąc obrazowo/ – obraca się w nicość, a przynajmniej przejdzie z tego życia do wiecznego. Ta zależność ze strony człowieka jest to zanegowanie dwom pojęciom, źle tłumaczonym. Z jednej strony autonomią rzeczy ziemskich, jak i problem źle pojętej wolnej woli.

Gdy chodzi o autonomię rzeczy ziemskich, to na ten temat się pisze w medycynie, w związku z tymi różnymi badaniami dotyczącymi zwłaszcza początków życia ludzkiego, tą inżynierią genetyczną itp. Tam u podstaw jest źle pojęta autonomia rzeczy doczesnych.

Trzeba tu sięgnąć do konstytucji „Gaudium et spes” do nr 36. Czytamy tam: „jeśli przez autonomię spraw ziemskich rozumiemy to, że rzeczy stworzone i społeczności ludzkie cieszą się własnymi prawami i wartościami, które człowiek ma stopniowo poznawać, przyjmować, porządkować to tak rozumianej autonomii należy się domagać … odpowiada ona woli Stwórcy”. Natomiast jeśli nadaje się takie znaczenie, że rzeczy stworzone nie należą do Boga, a człowiek może je używać bez odniesienia do Boga, to każdy wyznający Boga musi przyznać, że to jest fałszywe zapatrywanie, stworzenie bowiem bez Stworzyciela zanika, jak można coś odszukać bez źródła egzystencji. Dlatego trzeba tutaj pokazać, że o ile słuszne są badania poznawania rzeczywistości, zawsze z zachowaniem relacji do Tego, który stworzył, który stwarza i sprawia, że jesteśmy tylko zarządcami a nie panami bezwzględnymi, a tym bardziej nie tyranami rzeczywistości ziemskiej.

Gdy chodzi o sprawę wolnej woli, to właśnie w „Gaudium et spes” zostało przypomniane to, co wraca prawie we wszystkich encyklikach Jana Pawła II – przestrzeganie przed błędną koncepcją wolnej woli.

Wolna wola to jest dar, który otrzymał człowiek i jest zdolny rozpoznać dobro i zaangażować się w dobro. Trzeba ten problem ukazywać. Warto sobie przypomnieć z czerwcowych przemówień Ojca Świętego tą bezpośrednią gawędę, którą wygłosił Ojciec Święty z okna rezydencji na Franciszkańskiej w Krakowie, gdzie powiedział: „pamiętajcie, gdzie jest wolność woli, tam jest niebezpieczeństwo zniewolenia. Człowiek może na sobie doświadczyć prawdziwości słów Chrystusa „każdy, kto czyni zło jest niewolnikiem grzechu”. I wezwanie do tego, by dążyć do wolności, którą w pełni możemy osiągnąć przez miłość, w miłości prawdziwej dopiero Boga i ludzi. Człowiek jest w pełni wolny, rozpoznaje wartość. Wreszcie ten sam człowiek jest zagrożony w tym co siedzi w pobliżu wolnej woli – dar sumienia”. Dzisiaj z tym problemem mamy na rekolekcjach kłopoty niesamowite. Ludzie robią rzeczy straszne i mówią: no tak, ale mnie sumienie na to pozwala, co więcej, nieraz powołują się, że gdzieś usłyszeli czy wyczytali takie słowa: masz sumienie, rób wedle sumienia.

Ojciec Święty Jan Paweł II w Roku Świętym w jednej wspaniałej katechezie powiedział m.in. dosłownie: „Nie wystarczy powiedzieć człowiekowi, masz sumienie, nim się kieruj, tylko trzeba mu zadać to pytanie: zbadaj czy twoje sumienie jest zgodne z prawdą, czy służy kłamstwu. Sumienie musisz wychowywać, to jest talent, za którego wychowanie jesteśmy odpowiedzialni. Przyznajemy, że w naszej współczesnej katechezie i tej towarzyszącej dzieciom szkolnym i katechezie dla ludzi starszych mamy wyraźnie zaniedbany i wyciszany temat wychowania sumienia, a to pociąga za sobą konsekwencje nieobliczalne. Sumienie nie jest normo-twórcze, sumienie nie wymyśla norm, ale je odczytuje. Na rekolekcjach zwłaszcza dla młodzieży lubię używać dziecinnego przykładu. Mówię: pamiętasz, może to było w latach twojego dzieciństwa, miałeś na coś bardzo ochotę, chciałeś coś spsocić, chciałeś komuś dokuczyć, a tu sumienie nie pytane mówi „nie”, i jeśli nie posłuchałeś sumienia, to dało ci szkołę. I od razu zrozumiał, no faktycznie, wbrew moim zachciankom stoją nakazy i zakazy. Możesz sumienie zniewolić, żeby ono szło za namiętnościami, by szło bez najmniejszego oporu przez sytuacjonizm czy konformizm, ale wtedy jest to sumienie wypaczone.

Uczyć wychowania sumienia. Przy tej okazji pokazać, że podstawowym elementem wykształconego sumienia jest pewna doza wiadomości. Ludzie, którzy nie potrafią na pamięć wymienić dziesięciorga przykazań i nie znają ich treści, jakże mogą porządnie swoim sumieniem kierować. Szkołą sumienia poza pogłębioną, odświeżaną katechezą /stąd wezwanie do nowej ewangelizacji/ musi być sakrament pokuty dobrze ustawiony. Na nas z kolei jako spowiedników też nakłada zobowiązanie, wtedy dostrzegamy, że właściwie postawione sumienie będzie się domagało posłuszeństwa wierze w nawróceniu, gotowości do stosowania swego życia, nie tylko pełnienia pewnych czynów, ale tej przemiany w imię pełnienia wiary. To jest ta platforma Bóg – człowiek.

Druga rzecz – przyjęcie wiary niesie w sobie nie tylko poznanie, co Bóg o sobie powiedział, choćby o Tajemnicy Trójcy Przenajświętszej, o swojej miłości, dobroci, ale także swój zamysł wobec człowieka. Człowiek musi się na to otworzyć, nie tylko z posłuszeństwem wiary, ale z powierzeniem się Panu Bogu.

Dojrzała wiara zawsze się łączy z nadzieją i ufnością. Sobór Watykański II bardzo wyraźnie podkreślił, że odpowiedź wiary człowieka musi mieć wymiar personalistyczny, egzystencjalny i dlatego człowiek musi cały siebie powierzyć Panu Bogu, aby Mu okazać pełną uległość rozumu, woli i całego swego życia. Bardzo pięknie jest to podane w encyklice „Redemptoris Mater” na przykładzie Matki Najświętszej. Radzę do tego sięgnąć. Wspaniałe ujęcie, które nadaje się wprost, można przeczytać albo powtórzyć w parafrazie w nauce rekolekcyjnej. Pokazanie jak właśnie Maryja, przewodnicząc nam w pielgrzymce wiary powierzyła sobie Bogu w pełnym zaufaniu – wbrew nadziei uwierzyła nadziei, okazała wiarę na wzór Abrahama. Stanęła wobec Boga w poczuciu zawierzenia nawet wówczas, kiedy Boże plany były dla Niej samej niejasne, niezrozumiałe. Wyśpiewała to zresztą w „Magnificat” wielbiąc Boga, którego plany przerastają pojęcie ludzkie.

Tu stykamy się z trudnościami. Najpierw z horyzontalnymi – to patrzenie na wszystko tylko pod kątem doczesnym. Niby się nie neguje życia wiecznego, ale to jest taki dodatek, może się taka premia trafi …

Niespokojne serce człowieka może być spokojne dopiero w Bogu. Tam dopiero w pełni człowiek znajdzie ukojenie, a tutaj ufając Bogu, wierząc Mu, ale także mając nadzieję, że to, czego się nie da ziścić w życiu doczesnym, jest osiągalne, jeżeli się wiernie dochowa Bogu drogi przez Niego Wskazanej.

Drugie to jest to, co Ojciec święty nazywa pewna postawa „niedowierzania Panu Bogu”, i postawienia Pana Boga w oskarżenie – jest to typowe w zagadnieniu etyki seksualnej, zwłaszcza małżeńskiej. Mówi się, że etyka seksualna chrześcijańska jest manichejska, boi się radości ludzkiej itd. I na tym tle jest ta postawa nieufności.

Bardzo wyraźnie trzeba przypomnieć, na tle tajemnicy Objawienia Boga, który tak bardzo o mnie dba, i nie żałował za mnie dać swojego Syna, św. Paweł mówi: „jeśli własnemu Synowi nie darował, ale za nas wszystkich Go dał, jakże wraz z Nim wszystkiego by nam nie dawał?”. Oto wyższa gotowość dbania o nasze dobro. Na tym tle dopiero się ludzie trochę reflektują. Stąd w okresie wielkopostnym, kiedy ta Ofiara Jezusa Chrystusa tak bardzo się zbliża, konkretyzuje w Męce Pańskiej, w Eucharystii, na tym tle dopiero zaczyna przychodzić: jak to, ja tego Boga podejrzewam, że mi czegoś żałuje, odmawia mi tego, co jest złe w samym sobie, albo tego, co prowadzi do złego?

Jest wreszcie ta pewna małoduszność. Nie czuje się na siłach, nie ma tej ufności, że Pan Bóg daje „chcieć” i „wykonać”, że nigdy nie żąda rzeczy ponad miarę, ale zapewnia pomoc łaski. Musisz po tę łaskę sięgnąć. Ta tragedia tylu rodzin współczesnych, tych, które się rozpadają, mówią, są takie trudności. A czy szukaliście siły w spowiedzi regularnej, w częstej Komunii świętej? Lata nie byliśmy u spowiedzi. I teraz mówicie, że nie macie siły. Człowiek na tę Bożą siłę musi się otworzyć. Życie łaski, życie sakramentalne zwłaszcza pomoc regularnego sakramentu pokuty.

Wreszcie ostatnia platforma, poza tym powierzeniem Panu Bogu. Pamiętajmy – Bóg objawił prawdę, że nam się udziela, że nam się daje, daje udział w swoim życiu, w swoim szczęściu da nam udział w wieczności. Daje nam swojego Syna. Pełna odpowiedź jest darem na dar. Bóg daje nam siebie, my mamy dać siebie. Tak to zresztą jest ustanowione w przykazaniu Nowego Zakonu. Podstawowe przykazanie – będziesz miłował Boga i bliźniego jest skonkretyzowane: będziesz kochał Pana Boga z całej duszy, z całego serca, ze wszystkich sił i to już w kontekście Nowego Zakonu, jako odpowiedź na tak pojętą miłość Bożą. Dlatego też człowiek ma skierowywać się ku Bogu. Odpowiedzią na Objawienie Jezusa Chrystusa musi być posłuszeństwo woli przez oddanie całego swojego „ja”. Dopiero wtedy jest to odpowiedź pełna. Zawiera się w tym oczywiście współpraca z łaską Bożą uprzedzającą i wspomagającą, ale w tym jest także wkład człowieka, który stara się miłość Boga i bliźniego w pełni zrealizować. Gdy chodzi o miłość Boga ta prawdziwa gotowość spełnienia woli Bożej z pełnym zaufaniem w oparciu o Ewangelię i przykład ziemskiego życia Jezusa Chrystusa jest ułatwiona, w miarę jak człowiek ciągle odkrywa, że Bóg nas pierwszy umiłował, że ciągle nas darzy, że ciągle obsypuje swoimi dobrodziejstwami i że w Chrystusie Panu swoją miłość ku każdemu z nas w pewien sposób objawia. Tutaj ogromną pomocą jest właśnie ta świadomość, że miłość Boga skierowana jest nie tylko ku ludzkości, ale ku każdemu człowiekowi. Klasyczna jest tu wypowiedź św. Piotra. Uniwersalista, ciągle podkreślający: Chrystus za wszystkich życie oddał, chce powołać cały świat, a równocześnie pisze o swoim życiu: „Chrystus umiłował mnie i wydał samego Siebie za mnie”. To jest sprawa, o której nieraz całą konferencję musimy doprowadzić, żeby ten konkretny człowiek odkrył tę prawdę. Dzisiejszy człowiek mający poczucie, że jest niechciany, niepotrzebny, zagubiony, bez sensu, nagle zupełnie inaczej swoje życie ustawi.

Gdy chodzi o stosunek do miłości bliźniego, powiedzieliśmy, jak jest ona bardzo eksponowana w Piśmie świętym. Musimy to pokazać, jak dalece ta miłość bliźniego sięga Pana Boga. Pierwszy list św. Jana – kapitalne dwa stwierdzenia, że przez miłość bliźniego sięgamy do Boga. Tak tego nie możemy uchwycić, jak ja mogę Pana Boga dosięgnąć, żeby Mu służyć, żeby Mu okazać miłość. Przez miłość bliźniego jednoczy się w miłości z Bogiem, który tego człowieka kocha. Na przeszkodzie stoi – gloryfikacja egoizmu. Proszę sobie przypomnieć kazanie Ojca świętego w czerwcu w Szczecinie jak powiedział, gloryfikuje się postawę egoistyczną, wyrażającą się w tezach: należy mi się życie, należy mi się szczęście, należy mi się rozwój mojej osobowości, mam do tego prawo. Jesteś powołany do szczęścia, ale do takiego, które cię zaspokoi, to jest do wiecznego, a nie do namiastki szczęścia, które wypacza twoją godność osoby ludzkiej już tu i uniemożliwia osiągnięcia pełnego celu. Dlatego trzeba się temu egoizmowi gloryfikowanemu przeciwstawić. Tu są tak cenne przykłady, zacząwszy od największej miłości jaką świadczy Matka Najświętsza jako nasza Matka, przykłady świeżo kanonizowanych czy beatyfikowanych, świątobliwych ludzi. Pokazać, że wśród szarych ludzi spotykamy tę autentyczną miłość bliźniego, która sięga Pana Boga.

Tak wygląda całość naszych rozważań. Mieliśmy możność stwierdzić, że ta tematyka sięga samego korzenia Soboru Watykańskiego II. Tam miała być dana odpowiedź na pytanie, jak ma wyglądać autentyczne życie chrześcijanina dziś. Ma płynąć z konsekwentnej wiary.

tekst nieautoryzowany

 

Archiwum KWPZM

 

Wpisy powiązane

2025.05.16 – Warszawa – Abp Adrian Galbas SAC, Bądźmy apostołami jedności. Kazanie odpustowe wygłoszone w uroczystość Św. Andrzeja Boboli

2025.02.02 – Gniezno – Abp Wojciech Polak, Jubileusz Osób Zakonnych. Homilia na XXIX Dzień Życia Konsekrowanego

2025.02.02 – Warszawa – Abp Adrian Galbas SAC, Osoby zakonne pielgrzymami nadziei. Homilia na XXIX Dzień Życia Konsekrowanego