Bp Stanisław Smoleński
GRZECH W PRZEPOWIADANIU WSPÓŁCZESNYM. KONFERENCJA PODCZAS DNI SKUPIENIA MISJONARZY I REKOLEKCJONISTÓW ZAKONNYCH
Kraków – Warszawa, styczeń 1984 r.
I. GRZECH W PRZEPOWIADANIU WSPÓŁCZESNYM
Temat, który mamy wspólnie rozważyć, to zagadnienie jak dzisiaj mówić o grzechu. Wszyscy mamy pod tym względem doświadczenie, że tematyka grzechu jest niezbędną cząstką dobrze pojętych rekolekcji, a tym bardziej misji.
Zdajemy sobie sprawę, że ten temat nie tak łatwo zostaje przez naszych słuchaczy należycie głęboko przyjęty i w pełni przyswojony. Jest to sprawa trochę szersza, którą zaobserwowano w ramach Synodu Rzymskiego ostatniej jesieni.
Jak wiadomo każdy Synod jest przygotowywany kwerendą dwuletnią, przeprowadzaną w episkopatach całego świata. Także i w tej dziedzinie pokuty, nawrócenia, sakramentu pokuty i zadań Kościoła w tej dziedzinie tego rodzaju kwerendę przeprowadzono.
W odpowiedzi na nią opracowano krótki zarys tzw. „Lineamenta” i rozesłano do wszystkich Konferencji Episkopatu, a także do ośrodków teologicznych. Nadeszły odpowiedzi. Na tak bogaty zestaw obserwacji w ramach życia duszpasterskiego opracowano wstępny dokument, tzw. „Instrumentum laboris”, który zresztą został opublikowany i jest dostępny dla wszystkich.
Znamienne jest, że już u samych początków tematyki synodalnej stwierdzono, że powszechnie w świecie zmniejszyła się wrażliwość na grzech i to nawet u ludzi wierzących i zasadniczo praktykujących. A tym bardziej zmniejszyła się u pewnych grup, zwłaszcza młodzieżowych.
Problem bardzo znamienny. Okazało się, że przyczyną tego pierwszorzędną jest zanik zmysłu Boga, właściwej relacji Stwórcy i Zbawcy, a w związku z tym także niewłaściwe ujęcie Bożych wymagań, nakazów i ich przekroczenia – grzechu.
Niemniej stwierdzono przy tej okazji, że ten podstawowy element uwrażliwienia na Pana Boga, który jest na pewno konieczny na to, żeby pojęcie grzechu przybliżyć, to uwrażliwienie na Pana Boga, które właśnie w czasie rekolekcji, misji stosunkowo ma największe szanse, bo przez nabożeństwa, przez rozmodlenie ludzi, przez różne dodatkowe praktyki stara się na tę wrażliwość na Boga i bliskość z Bogiem oddziaływać.
To jeszcze nie wszystko.
Okazuje się, że wraz z zanikiem zmysłu Bożego w człowieku zanika właściwe pojęcie kim jest sam człowiek. I dlatego pierwsza odpowiedź, którą trzeba dać na pytanie: w jaki sposób mówić dzisiaj o grzechu, że trzeba w ramach czy tej samej nauki, czy bezpośrednio przedtem przypomnieć, w sposób oczywiście dostosowany do poziomu danych słuchaczy, zwięzłą antropologię – króciutkie pojęcie, kim jest człowiek. Naturalnie zastrzegam się – nie jakąś antropologię filozoficzną, przed którą wielu ludzi by się wzdrygało, raz z racji tej, że jest zwykle trudna dla przeciętnego słuchacza, a po drugie zawsze robi wrażenie, że to są wymysły filozofów, wobec których wielu ludzi ma już z góry uprzedzenia. My natomiast chcemy dać to, co zwykliśmy nazywać antropologią objawioną, chrześcijańską, a więc opartą o Pismo święte, a więc wyrażoną terminami biblijnymi i stosowanymi w normalnych doświadczeniach każdego człowieka.
Niemniej ten zarys kim jest człowiek jest nieodzowny. Będzie to potrzebne i w fundamentalnym ustawieniu problemu grzechu – czym jest. Ale będzie potrzebne także dla uzasadnienia i zrozumienia wielu norm moralnych. Przekonujemy się bowiem, że na każdym prawie kroku, gdzie w społeczeństwie zaczyna się szerzyć na większą skalę niedocenianie, lekceważenie norm moralnych – najczęściej związana jest z tym fałszywa wizja człowieka. Tak jest w dziedzinie etyki seksualnej, w problemach życia małżeńskiego, rodzinnego, tak jest w wielu wymiarach sięgających do zagadnień społecznych, które mimo hasła społecznego mają bardzo często błędną wizję, kim jest człowiek, jakie są jego prawa, jaki jest zasadniczy cel jego życia.
Dlatego to spojrzenie jest nam potrzebne. W zależności od poziomu naszych słuchaczy można to w różnym wymiarze dokonać. Zawsze zalecane jest, żeby punktem wyjścia były treści religijne. Można sięgnąć do tych najbardziej prostych tekstów z pierwszych kart Księgi Rodzaju, które tak wspaniale interpretował i wyjaśniał dalej Jan Paweł II w wielu swoich środowych katechezach.
Można oprzeć się o inne teksty, zwłaszcza św. Pawła, czy za punkt wyjścia wziąć niektóre fragmenty ksiąg mądrościowych, które tutaj też właściwą platformę jako punkt wyjściowy nam dają.
Istotne jest, żeby ustawić człowieka tak jak może być zrozumiały. Zrozumienie człowieka wymaga uwzględnienia jego relacji do Pana Boga. Tak jak to zostało silnie podkreślone w konstytucji duszpasterskiej o Kościele w święcie współczesnym Soboru Watykańskiego II, że człowiek może być w pełni zrozumiany tylko w świetle tajemnicy Jezusa Chrystusa – Boga Wcielonego.
Zarówno dogmat stworzenia – relacja stwórcza, jak i dogmat odkupienia – relacja zbawcza pozwalają dopiero w pełni stworzyć sobie wizję człowieka, kim jest, jaki jest właściwie cel jego egzystencji, jakie są jego zadania, a także jaka jego odpowiedzialność.
Takim momentem na pewno węzłowym będzie, idąc po linii Objawienia Bożego, dobre zinterpretowanie i przybliżenie faktu, że człowiek został w specjalnym charakterze stworzonym. Sam tak prosty katechetyczny opis Księgi Rodzaju silnie wydobywa na zasadzie kontrastu odmienność dzieła stworzenia pozaczłowieczego, a potem sam fakt powołania do egzystencji osoby ludzkiej.
Trzeba to wydobyć, bo tu jest punkt wyjścia dla przezwyciężenia tej trudności, którą nasza obecna młodzież wynosi ze szkoły, gdzie jednostronne akcentowanie podobieństw, a zwłaszcza zasad ewolucji, próbuje zatrzeć granice między zwierzęciem a człowiekiem. To jakiś ślad w mentalności współczesnej pozostawia.
Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Wiemy ile to nasuwa bardzo głębokich a dostępnych dla przeciętnego człowieka refleksji, które trzeba przybliżyć. Stworzony nie tylko jako istota wolna, rozumna, ale istota, która ma w tym swoje podobieństwo do Boga, że może jak to Sobór Watykański II pięknie podkreśla poznać swojego Stwórcę, zrozumieć Jego wezwanie i podjąć z Nim współpracę. Trzeba poszczególne elementy tej roli człowieka jako współpracownika Bożego wydobyć. A więc to, że człowiek jest wolny, przy czym to pojęcie wolności wymaga ciągłego naprostowywania, pomimo tylu kazań, nauk, popularnych artykułów, ciągle obiegowo gdzieś tam w podświadomości ludzi tkwi, że być wolnym, to robić co mi się żyw nie podoba. A tymczasem wolność polega na wolności odpowiedzialnego samostanowienia.
Wiadomo, że dzisiaj nastąpiło to tragiczne rozkojarzenie pojęcia wolności z odpowiedzialnością. A to są dwa terminy nierozdzielne. Pokazać, że być wolnym, to odpowiadać za siebie i o sobie odpowiedzialnie stanowić. To sprawia, że człowiek może być tym współpracownikiem Bożym, że może rozpoznać Boże plany i z nimi współdziałać.
Ma człowiek to podobieństwo do Boga jeszcze głębiej sięgające. Warto pod tym względem sięgnąć do tego fragmentu adhortacji „Familiaris consortio”, gdzie jest mowa o osobie ludzkiej i o podobieństwie Bożym. Papież tam przypomina, że stworzenie człowieka na podobieństwo Boże między innymi oznacza, że jest podobny do Boga, który jest Bogiem Miłości, który jest Miłością. Czyli na zasadzie podobieństwa Bożego jest zdolny do miłowania, do tworzenia wspólnoty miłości z Bogiem i z ludźmi. Tu właśnie jest najpiękniejszy punkt zaczepienia dla przypomnienia co oznacza, że człowiek jest istotą społeczną, że nie tylko potrzebuje innych ludzi, ale dla normalnego rozwoju swojej osobowości, nawet na platformie naturalnej, potrzebuje siebie innym udzielać, innym siebie dawać, innym bezinteresownie służyć.
Obie te myśli przypomniane przez Papieża są wzięte z konstytucji soborowej „Gaudium et spes”, gdzie przypomniano, że człowiek w swoim uzdolnieniu do miłości ma jakieś dalekie odbicie tajemnicy wewnętrznej Trójcy Przenajświętszej, Boga, który przeżywa w sobie wspólnotę miłości; a zarazem jest przypomnieniem, że człowiek w swojej prawdzie odszukać się może tylko w bezinteresownym darze samego siebie.
Wiadomo, że na skutek konsekwencji grzechu pierworodnego przeciętnie człowiek ma spojrzenie bardziej egocentryczne. Dlatego odruchowo dawanie siebie odczuwa, a nawet chwilowo przeżywa jako ekspansję i wyczerpywanie siebie. Natomiast prawdą jest, że człowiek, w miarę jak się udziela, jak służy, jak się daje bezinteresownym oddaniem, wtedy dopiero wzrasta we wszystkich wymiarach swojego człowieczeństwa, a tym bardziej na platformie łaski i synostwa Bożego.
Podobieństwo Boże, które pogłębione jest przez szczególne uczestnictwo w życiu Bożym, związane z synostwem Bożym, pogłębione jest przez cudowny fakt chrztu świętego, który jako trwała rzeczywistość inaczej formuje nasze istnienie, jesteśmy kimś innym od chwili chrztu. Mamy trwałą relację do Chrystusa, do Jego Kościoła, inną relację do wszystkich braci i sióstr.
Dzięki temu możemy tutaj przybliżyć ludziom fakt, że każdy człowiek powołany przez Boga do istnienia w miłości ma powierzone sobie pewne zadanie, a zarazem za to zadanie odpowiedzialność, czyli w szerokim tego słowa znaczeniu powołanie, które ma spełnić. Powołanie, które jest pewną formą współpracy z Bogiem Stwórcą i Zbawcą. A więc coś, co ludzkiej egzystencji i samej osobie ludzkiej nadaje szczególną godność, wartość, szczególny temu nadaje sens.
Trzeba się liczyć z faktem, że te pojęcia muszą być możliwie przekazane językiem biblijnym, przybliżone z pomocą takich czy innych fragmentów ewangelicznych. Wtedy stają się bliższe, a równocześnie trzeba je przybliżyć do życia.
Jeżeli mówimy, że każdy człowiek, tak jak został pomyślany przez Boga, w samym fakcie stwórczym pierwszej pary ludzkiej, każdy człowiek jest przez Boga powołany do współpracy w dziele stwórczym, do przekształcania otaczającego świata po myśli Bożej. Przekształcania świata, by ten świat bardziej służył człowiekowi, by stwarzał bardziej godne osoby ludzkiej warunki dla wszystkich ludzi. Trzeba to potem skonkretyzować. Przypomnieć, że każda matka rodziny, jak bierze obłocony ziemniak, obmyje go, oskrobie, pokroi na kawałki i wrzuci do wody, osoli, sprawi, że rzecz, która była dla człowieka nieprzydatna, staje się dla niego pokarmem. Przekształca otaczający świat. Trzeba pokazać młodzieży, że oni tego samego dokonują wiele razy w ciągu dnia. Wtedy nie będą sądzić, że to chodzi o wielkie odkrycia wybitnych uczonych, że nie chodzi o przemiany, które dokonują wielcy tego świata w znaczeniu przemiany stosunków społecznych i ekonomicznych, ale że to jest normalne zadanie osoby ludzkiej. Że w tym wszystkim na taką czy inną skalę człowiek może i winien się odszukać – jako realizator Bożych planów, jako współpracownik Boga Stwórcy.
Jeszcze piękniej to wychodzi w wymiarze zbawczym, gdzie, nawiązując do faktu chrztu, u większości naszych starszych, do faktu bierzmowania, przypominamy, że wraz z rzeczywistością chrztu każdy otrzymał udział w Chrystusowym posłannictwie. Udział w tym posłannictwie, które Chrystus otrzymuje od Ojca i które spełnia w Duchu Świętym. I dlatego współodpowiedzialność za innych swoją postawą, swoim świadectwem, swoim przykładem, równocześnie własna dążność do zjednoczenia z Bogiem już tu za życia przez życie modlitwy, sakramentów, życie moralne to wszystko jest ukierunkowane ku ostatecznemu spotkaniu z Bogiem – w wizji uszczęśliwiającej, nieba, domu Ojca, we wspólnocie zbawionych.
Te perspektywy potrafią nam choć troszkę odsłonić, kim jest człowiek, jego wartość, godność, jego niepowtarzalność, brana ze strony Boga samego. Pogłębia to jeszcze spojrzenie o tajemnicy Wcielenia, która jeszcze bardziej podkreśla, jak bardzo Bóg umiłował każdego człowieka i jak przez sam fakt, że Syn Boży przyjął naturę ludzką – przez ten fakt z każdym człowiekiem w pewien sposób się zjednoczył.
Im bardziej to zostanie ukazane jako wyraz Bożej miłości, jako wyraz stałego udzielania się Pana Boga ludziom i poprzez ludzi całej ludzkości, wtedy znajdziemy dopiero platformę dla okazania grzechu jako zaprzeczenie, odrzucenie, zdeptanie. Z jednej strony tego wielkiego daru Bożej miłości i Bożego wezwania, a równocześnie zdeptanie tej największej godności człowieka jaka jest konsekwencją współdziałania z Bogiem i realizowania wraz z Nim tych wielkich planów Bożej miłości.
Tu dopiero można zarysować problematykę grzechu na platformie interpersonalnej, a więc między człowiekiem a Bogiem osobowym, żywym, Bogiem Miłości, Bogiem Ojcem, Bogiem-Stwórcą i Zbawcą.
Wiemy, ile mamy szkody, stwierdzamy to na pewno wielokrotnie w katechezie, w konfesjonale, ile nam szkody wyrządza w tym względzie to ujęcie jurydyczne. Grzech to naruszenie paragrafu, naruszenie prawa, a dla ludzi dzisiaj z pojęciem prawa, paragrafu nie najpiękniejsze łączą się skojarzenia. W najlepszym wypadku jak się przeskrobie, trzeba zapłacić mandat karny, ale że to jest zło, że to jest naruszenie najwyższej wartości, że to sięga do najwyższej miłości Pana Boga, a równocześnie sięga do najgłębszego sensu egzystencji ludzkiej – to trzeba przybliżyć. Trzeba przybliżyć w kontekście samego Boga, Jego Miłości okazywanej w dziele stwórczym i zbawczym. Mamy to ułatwione teraz w okresie kiedy przybliżamy sobie tajemnicę odkupienia. Równocześnie trzeba pokazać, że to jest naruszenie prawdy własnej egzystencji. Zwłaszcza młodzi w całej niekonsekwencji swego życia są tak bardzo uwrażliwieni na autentyzm, nie umieją go stosować, ale by go chcieli, pragną, domagają się tego pokazać, że autentyzm to żyć zgodnie z tym kim jesteś z daru Bożego, na poziomie tego kim jesteś. Że to jest w każdym grzechu, nawet powszednim, jakoś zakwestionowane, osłabione, a w zerwaniu z Pasem Bogiem i odwróceniu od Jego wezwania, wraz z odwróceniem od powołania Bożego do zjednoczenia z Nim w wieczności, jest równocześnie zadaniem kłamu własnej godności, własnej wartości, zakwestionowaniem sensu własnego życia.
Pragnę uwrażliwić wszystkich obecnych na to, co zresztą jest nam znane tylko trzeba sobie w tym momencie przypomnieć, że coraz częściej wśród starszej młodzieży słyszymy to pytanie: – Po co ja naprawdę żyję? Kiedy przychodzą pewne trudności ekonomiczne, pewne trudności w osiągnięciu takiej czy innej kariery, trudności pomyślnego ustawienia się w życiu doczesnym, dopiero widać, że podstawowy sens życia ludzkiego, sięgający przecież transcendentalnego jest przez tych ludzi raczej teoretycznie uznany. Pytacie: – Wierzysz w wieczność? – Wierzę w wieczność. Wierzę, że coś będzie. Ale to jest dodatek do jego życia. On wszystko ustawia tak jak dzisiaj się ustawia w zlaicyzowanej prasie i środkach masowego przekazu. To jest troszkę tak: tak się ustaw w życiu, żeby ci tu dobrze było, a jednym okiem zerknij na Pana Boga, żebyś jeszcze tą premię chwycił … Jakoś troszkę tak jest. Dlatego my w tym kontekście mamy im przypomnieć sens życia i to od strony możliwie prostej, ale w gruncie rzeczy atrakcyjnej.
Zrozumienie tego, że sam Bóg wszechmocny, Stwórca wszechświata, Zbawca ludzkości mnie właśnie powierza pewne szczególne zadania do spełnienia, które nikt inny tylko ja muszę spełnić w moim bycie niepowtarzalnym, jedynym, którym mnie Bóg ubogacił. Ja to odrzucam w formie grzechu, świadom Bożego wezwania miłości, świadom naruszenia Jego wyraźnych stawianych wobec mnie nakazów.
Naturalnie, że przy tej okazji trzeba naświetlić, a będzie to dość łatwo, konsekwencje grzechu, zarówno rozbicie złączenia z Bogiem, które przecież u podstaw, bo ostatecznie człowiek chciałby godzić Pana Boga z grzechem. Ale przychodzi taki moment, gdy sumienie mówi wyraźnie: – tego się pogodzić nie da, wybieraj i tragicznie wybieram. I w pewnym momencie wie, że wybiera, mimo że zrywa w pewien sposób z Panem Bogiem. Zerwanie z Bogiem, które jest zerwaniem z ostatecznym celem swego życia, sensem swego życia, z jednym kierunkiem, który może człowiekowi zapewnić pełną wartość jego egzystencji i pełne ostateczne jego powołanie wieczne do udziału w życiu i szczęściu Bożym wraz z ciał zmartwychwstaniem. Przypomnieć to, jak to jest z tym odrzuceniem. Przede wszystkim pamiętać trzeba, że ilekroć sięgamy do źródeł Pisma świętego, do wypowiedzi w Starym Testamencie, a tym bardziej w Nowym, na temat grzechu – będą określenia bardzo różne, ale zawsze tam jest zaznaczona relacja do Pana Boga. Zawsze grzech jest tym naruszeniem stosunku do Boga-Stwórcy, Boga-Prawdy. Trzeba o tym pamiętać, żebyśmy się czasem nie oszukali. Część naszych słuchaczy jest bardzo wrażliwa na zło, ale horyzontalnie, gdzie jeden człowiek krzywdzi drugiego. Potrafią przylecieć sami roztrzęsieni: „Taka się krzywda człowiekowi danemu dzieje, co wy na to?”. Ale tam nie ma tej relacji wertykalnej, w odniesieniu do Pana Boga, tam nie ma pojęcia, że to jest zburzenie przymierza z Bogiem, jest tylko na tej platformie horyzontalnej. I dlatego te relacje do Pana Boga musimy w pewien sposób wydobyć, pokazać, odszukać.
Pismo święte nieraz mówi, że to jest odwrócenie od światła, przejście w ciemność. Pewne odrzucenie Boga takim jakim On jest. W każdym grzechu jest coś z bałwochwalstwa. Jakieś inne bożyszcze wysunięte jest na pierwsze miejsce ponad Pana Boga. Dlatego dobrze jest w ramach konferencji na temat grzechu do tych bogatych tekstów także i starotestamentalnych powrócić. Wbrew temu, co się powszechnie mówi – już w Starym Testamencie wydobyta jest także relacja miłości. Relacja miłości – wystarczy przypomnieć, że przecież cała wiarołomność narodu wybranego jest w Starym Testamencie określona jako zdrada wobec Boga – Oblubieńca. Zdrada wobec Jego wiernej miłości.
Trzeba pokazać także konsekwencje, jakie są w samym człowieku, że to jest dopiero alienacja człowieka, to jest właśnie zaprzeczenie tego, kim naprawdę człowiek jest. Działanie wbrew temu kim został ustanowiony, że to jest zakwestionowanie sensu swojego życia, zakwestionowanie jego ostatecznego celu.
Ten brak konsekwencji, brak pełnej prawdy życiowej, tu musi być pokazany. Wiemy, że dzisiejsza propaganda idzie po całkiem innej linii. My właśnie, w świetle takiego ujęcia, potrafimy stworzyć sobie platformę, że w poszczególnych konferencjach mówimy o różnych dziedzinach obowiązków moralnych, łatwo wtedy pokażemy, że to wszystko ma odbicie nie tylko w woli, pełnej miłości woli Boga, ale równocześnie jest ukonstytuowane w tobie, w twojej naturze ludzkiej, w łasce chrztu świętego, którąś otrzymał. Że to nie są nakazy narzucone, z których się trzeba wyzwolić. Tylko to jest właśnie życie w prawdzie, a grzech jest zniewoleniem człowieka. I dlatego Chrystus w swoim dziele odkupieńczym dokonuje właśnie tego wyzwolenia z grzechu. Pamiętamy słowa Chrystusa: Każdy, który czyni grzech, niewolnikiem jest grzechu.
Wreszcie trzeba także pokazać, jak każdy grzech ze swojej natury ma wymiar społeczny. Jest tym co dzieli, bo afirmując egoistyczną miłość samego siebie – kwestionuje ten podstawowy wymiar powołania społecznego osoby ludzkiej, co więcej, utrudnia relację międzyludzką szczególnie we wspólnocie Ciała Mistycznego Chrystusa, a w ten sposób także zagraża wielkiej wspólnocie całej rodziny ludzkiej.
Te wszystkie rozważania mogą doprowadzić do skonkretyzowania, które trzeba dać w formie strawnej, dostępnej, ale możliwie jasno katechizmowej. Mianowicie wyraźnie pokazać podział grzechów na grzechy ciężkie i lekkie. Ludzie tego wymagają, jest to koniecznością, jeśli potem mamy ich doprowadzić do Eucharystii. Bez jasnego odróżniania ludzie bez powodu będą albo stronić od Eucharystii, albo co gorsze z grzechami ciężkimi będą świętokradzko przyjmować Komunię świętą. Dlatego jasne ustawienie w oparciu o źródła biblijne. Pismo święte z jednej strony, choćby słowami z Listu św. Jana Ewangelisty, stwierdza, że kto by powiedział, że grzechu nie ma, kłamcą jest i prawdy w nim nie ma. W każdym człowieku są uchybienia, potknięcia, niedociągnięcia. A z drugiej strony sam Chrystus młodzieńcowi na pytanie: – Co mam czynić, abym posiadł życie wieczne? – Chrystus mówi: – Jeśli chcesz wejść do żywota, zachowaj przykazania. A kiedy dociekliwy młodzieniec pyta które, Chrystus powtórzył w sposób możliwie przystępny cały dekalog. Zachowanie tego dekalogu jest warunkiem zbawienia. A więc naruszenie tego jest właśnie grzechem, który uniemożliwia zbawienie.
Pamiętamy, że bardzo bezpośrednio i duszpastersko wielokrotnie do tego tematu wraca św. Paweł, wyliczając szereg grzechów, które w danej wspólnocie pierwotnej gminy chrześcijańskiej się pojawiały – mówiąc: „Nie łudźcie się, tacy, którzy to czynią, królestwa niebieskiego nie posiądą”. Podział zasadniczy: te, które wykluczają od królestwa Bożego, bo zrywają z Bogiem przymierze, a te, które są tylko niekonsekwencją, która na dłuższą metę zagraża, że może doprowadzić do ostatecznego zerwania, jest czymś poważnym, ale nie jest jeszcze zerwaniem. Dlatego dawni teologowie bardzo mądrze mówili, że to jest analogiczne pojęcie grzechu tu i tu, że to jest zupełnie czymś innym zerwanie z Bogiem a tylko niewierność wobec Boga. Niemniej wiemy, że ta nierówność psychologicznie przez postawę człowieka i przez same zaniedbywanie współpracy z łaską łatwo doprowadzić może do katastrofy.
Przestrzegam, by się zwłaszcza w naukach, kazaniach, konferencjach, misjach nie dać uwikłać w jałowe spory teologiczne, które są dzisiaj zresztą przebrzmiałe. Były tendencje do wysuwania troistego podziału, a więc grzech śmiertelny, grzech ciężki, grzech powszedni. Rzecz polega na pewnej tragicznej pomyłce. Same źródła objawione, zresztą logika wskazuje na zasadniczy podział: wykluczają, nie wykluczają. Natomiast w ramach tych, które wykluczają mogą być niektóre szczególnie ciężkie. Dawniej mówiliśmy o grzechach przeciw Duchowi Świętemu, dawniej mówiliśmy, że bezpośrednie bluźnierstwo przeciwko Bogu jest szczególnym, czy nienawiść przeciwko Bogu jest grzechem szczególnie ciężkim, ale z tego nie wynika, żeby wiele innych grzechów też nie były ciężkie i nie zrywały z Panem Bogiem. Trzeba pod tym względem uważać, bo w kontekście tym, z punktu widzenia teologicznego, w ciekawej dyskusji, która zresztą nie zmierzała do rozbijania praktyki duszpasterskiej, która miała na celu głębsze jeszcze wniknięcie w istotę grzechu – że istota grzechu właśnie polega na tym, że człowiek nie na złość Panu Bogu, ale świadomie z Panem Bogiem zrywa.
Natomiast musimy się liczyć, że do tego dołączają pewne tendencje, które zwłaszcza u świeckich teologów Zachodu się pojawiły, zmierzające do tego, żeby pod pozorem podziału troistego jedynie do prawie formalnego buntu przeciwko Panu Bogu ograniczać grzechy ciężkie, a wszystko inne to drobiazg. Więc pod tym względem mamy prostą odpowiedź ewangeliczną. Sam Chrystus w Ewangelii w odpowiedzi na pytanie młodzieńca, postawił jako warunek zbawienia zachowanie przykazań. Czyli naruszenie tego nie da się pogodzić ze zbawieniem. To samo zresztą w listach św. Pawła i cała Tradycja urzędu nauczycielskiego Kościoła – stale według tej zresztą bardzo logicznej linii podziału idzie. Dlatego nie rozwijajmy tego w praktyce duszpasterskiej; w sporach teologicznych można się o różne rzeczy wadzić, tak żeby się wadzić, a czasem dlatego, żeby tą drogą szukać jeszcze głębszych analiz, ale linia demarkacyjna pozostanie ta sama.
Bardzo ciekawą rzeczą dla nas na ambonie jest pytanie, z którym się do nas zwracają. Sądząc nie tylko z synodu u nas, ale w całym szerokim świecie – mówi się wyraźnie co decyduje o tym, że to już jest grzech ciężki. I znowu nie trzeba daleko szukać. Mówiliśmy o wolności i odpowiedzialności człowieka. Człowiek w sposób odpowiedzialny, a więc wiedząc co robi, zdawał sobie sprawę, że narusza Boże wezwanie w rzeczy naprawdę poważnej, a każdy człowiek dojrzały ma tę ocenę i świadomie tego dokonał, nie w chwili zapomnienia, więc wie, że popełnił grzech ciężki.
Natomiast grzech powszedni dotyczy nie tylko rzeczy marginalnych, drobnych uchybień, ale także tych wypadków, gdzie brakło pełnej świadomości, pełnej dobrowolności, gdzie było działanie bardziej duchowe, działanie pod wpływem tak silnego afektu, że pełna refleksja nie przyszła.
Naturalnie, że nasze wyjaśnienia muszą być powiązane z króciutką nauką czy fragmentem nauki o sumieniu. Wśród darów, jakimi Pan Bóg ubogacił osobę ludzką, jest także ten dar, że człowiek może rozpoznawać wezwanie Boże nie tylko na kartach Pisma świętego, ale może je potem rozpoznawać w tym, co „Gaudium et spes” określa jako świątynię wewnętrzną człowieka, gdzie człowiek wierzący może się spotkać ze swoim Stwórcą, którego głos rozlega się wezwaniem: – To czyń, bo to dobre, tego nie czyń, bo to złe. Przy czym istotne jest przypomnienie ludziom, że sumienie nie tworzy norm, nie wymyśla norm tylko odczytuje normy obiektywne. To jest zadanie sumienia – odczytuje. Dlatego ten organ musi być wychowywany. Analogicznie jak nie wystarczy, że człowiek ma oczy, ale na to, żeby czytał – musi się nauczyć czytania, podobnie jest z problemem wychowania sumienia. Za to odpowiedzialność ma człowiek wielką. Warto przypomnieć, że w konstytucji „Gaudium et spes” jak z jednej strony jest pokazana wartość i godność sumienia ludzkiego, jest przypomniane, że człowiek odpowiada za to, jak sobie sumienie wychował. Bo tam gdzie ono jest zlekceważone, a tym bardziej nauczone złych nałogów, zdeprawowane, nie dyspensuje człowieka z odpowiedzialności. Stąd też pytanie zasadnicze, z czym dzisiaj sam się niejednokrotnie spotkałem wzbudza wśród ludzi zdziwienie: – Jak ty dbasz o swoje sumienie? A przecież troska o wychowanie sumienia to jest zadanie całożyciowe. Człowiek stając wobec nowego etapu życia, wobec nowych obowiązków, nowych zadań, które mu zostają powierzone, musi w swoim sumieniu zintegrować dobrze poznane zasady moralne, które go dotyczą.
Weźmy całkiem taki normalny problem naszego życia w Polsce. Jest wiele szkół dla pielęgniarek, są szkoły medyczne, są wydziały, szkoły wyższe medyczne, akademie medyczne. Na żadnej z tych uczelni nie istnieje nauka etyki nawet laickiej. Dzisiaj nie ma tej dawnej deontologii lekarskiej, gdzie komentowano przynajmniej przysięgę Hipokratesa. Wychodzą ludzie, nie mając pojęcia o etyce zawodowej. Stąd spotykamy często w duszpasterstwie panów i panie, młode osoby – pielęgniarki, które uważają się za praktykujących katolików, którzy regularnie co jakiś czas przystępują do sakramentów, a w swoim życiu zawodowym potępiają niedopuszczalne łamanie podstawowych praw osoby ludzkiej, życia ludzkiego itp. Nie poznali, nie wychowali swego sumienia zawodowego. Sprawa idzie bardzo daleko, trzeba pamiętać, że to samo dotyczy innych dziedzin. Przecież bardzo często ci nasi biedni kandydaci do małżeństwa, którzy przychodzą do naszej kancelarii parafialnej z jakimiś szczątkami katechizmu, uczonymi gdzieś tam przed pierwszą spowiedzią i Komunią świętą, nie bardzo potrafią wymienić dziesięcioro przykazań. A co tu mówić, czy oni znają etykę, obowiązki ojca i matki, nie tylko małżeńskie, ale ojca i matki …
Jakim on będzie ojcem, jaką ona będzie matką, a kiedy im się każę chodzić na te kursy – strasznie się dziwią: „Co za formalistyka tego Kościoła?”. Nie dość, że od nas żądają takiego czy innego papierka, to jeszcze trzeba zaliczać kurs. Co to dowodzi? Że w tej dziedzinie w opinii ludzi zanika problematyka sumienia, zwłaszcza na odcinku etyki zawodowej. To dotyczy etyki pracy, etyki nauczycielskiej, to samo etyki na każdym odcinku.
Mamy pomóc, pokazując, że formacja sumienia to jest problem stały, że wymaga pogłębienia swojej wiedzy. Pan Bóg nie będzie mu osobno prywatnie objawiał tego, co zostało już przekazane przez objawienie Chrystusowe i co stale jest wyjaśniane przez nauczanie Kościoła.
Momentem podstawowym jest właściwe ustawienie czym jest sumienie. Wspomniałem, że Sobór ustawił to znowu międzyosobowo. Jeśli człowiek w sumieniu się rozlicza z przykazaniem, bardzo łatwo dochodzi do zafałszowania. Kto staje w sumieniu swoim przed Bogiem żywym i wie, że jego osąd sumieniem jest w jakiś sposób uprzedzeniem sądu ostatecznego, człowiek, który w sumieniu, tak jak św. Paweł mówi „Gdybyśmy sami siebie sądzili, nie bylibyśmy sądzeni od dnia Pańskiego”. Właściwe ustawienie sumienia międzyosobowo, między nami a Chrystusem Odkupicielem, nie tylko, że stawia wobec prawdy, szczerości, ale równocześnie stawia wobec Chrystusa Odkupiciela. Stwierdzenie najgorszego nawet grzechu nie prowadzi do rozpaczy, przygnębienia, bo staje się wobec Chrystusa, który w danym momencie mówi: – Dałem za ciebie życie na krzyżu na to, żeby ci pomóc teraz. Jest szansa, jest wyjście, jest ratunek.
Trzeba pamiętać, że w Ewangelii jest bardzo znamiennie ujęte nauczanie Chrystusa, na temat grzechu. Ilekroć Chrystus mówi o tajemnicy nieprawości, równocześnie przypomina, że jest On Odkupicielem. Te prawdy muszą być skojarzone. Problem Odkupienia wyostrza poczucie odpowiedzialności za grzech, ale z drugiej strony fakt Chrystusa Odkupiciela chroni, by to nie zapędziło ludzi na platformę zniechęcenia, przygnębienia, a tym bardziej rozpaczy. Dlatego trzeba, by tu także znalazło się miejsce dla krótkiego przypomnienia tego, co w tym roku tak pięknie rozważaliśmy, zwłaszcza w oparciu o teksty Jana Pawła II w związku z Odkupieniem; ukazania tego odkupienia jako wyraz miłości Boga wiernego w swej miłości Stwórcy, Zbawcy, miłości swojej do stworzenia i miłości swojej do dziecka przybrania łaski, miłości, która szła tak daleko, że posłał swojego Syna na odkupienie świata. W tym kontekście dopiero wyjdzie i zło odtrącenia tej miłości i pokazania tej szansy, że stale wobec człowieka, jak długo jest jeszcze viatorem, jeszcze pielgrzymem, staje przynaglające wezwanie Chrystusa do zmiany życia, do nawrócenia.
W odpowiedzi na pytania
Jest zasada, która była zresztą wielokrotnie przedmiotem nawet magistralnych odpowiedzi urzędu nauczycielskiego Kościoła, że człowiekowi z punktu widzenia moralnego, nigdy nie wolno decydować się na zło.
A więc nie usprawiedliwia tego, że to będzie mniejsze zło, tylko sama decyzja na zło jest w istocie swej moralnie zła. Co więcej, wbrew temu, co się próbuje czasem nastrojowo, czasem demagogicznie w dyskusjach z świeckimi ludźmi słyszeć – nie ma takiego wypadku, żeby człowiek musiał grzeszyć. Czy tak zrobi, czy tak zrobi, to zawsze będzie grzechem. Nie ma takiego wypadku.
Człowiek może wybrać inną metodę. Skąd się wzięło to pytanie nawet w ustach bardzo poważnych ludzi? Mianowicie, myli się dwa podobne, ale z punktu widzenia moralnego całkiem odrębne problemy. Tolerowanie zła – a decyzja na zło. W pewnych wypadkach ojciec rodziny mówi: – Proszę Ojca, mój syn już dorastający uwikłał się w takie a takie towarzystwo. Zwracałem mu uwagę raz, drugi, ale dostrzegam, że im bardziej zwracam uwagę, to jego ambicja, jego pycha, jego duma sprawia, że on jeszcze bardziej się w tym zacina. Czy ja mogę teraz przejść na formę – nie mówię, nie poruszam. On jeszcze żyje przy rodzicach i zasadniczo powinien go napominać. Ale dla takich racji on może zrezygnować.
Podobnie nieraz lekarz rezygnuje z zastosowania jakiegoś środka dla poważnych racji, ale użycie czegoś co jest samo w sobie złem, a więc wprost zabija dziecko, żeby ratować życie matki – na pewno grzeszy ciężko i popełnia zbrodnię zabójstwa.
Dlatego wprost sprawa mniejszego zła nie jest nigdy dopuszczalna. Trzeba o tym pamiętać – na zło się nie wolno decydować.
W związku z tym było pytanie o decyzję na przynależność do takich czy innych grup. Pamiętać trzeba, że dany człowiek musi zdawać sobie sprawę do czego się zobowiązuje, zapisując się. Dzisiaj bardzo wyraźnie postawione jest ze strony różnych czynników kompetentnych, że zapisywanie oznacza przyjęcie pewnego programu laicyzacyjnego, pełnego wychowania ludzi do życia indywidualnego i społecznego, a więc rodzinnego według zasad materializmu dialektycznego, czyli tak zwany model rodziny socjalistycznej, model, w którym się nie wychowuje religijnie dzieci, nie posyła na katechizację, nie posyła do Pierwszej Komunii świętej. Z chwilą kiedy ten człowiek wie, że się na takie rzeczy decyduje i w pewien sposób do nich zobowiązuje, to przecież wiedział na co się decyduje i zdaje sobie sprawę, że decyduje się na spełnianie rzeczy, które z jego poglądami dotychczasowymi nie są w zgodzie. Tu wraca to drugie pytanie. My mu nie narzucamy sumienia, ale mówimy: – Człowiecze popatrz, jak ty oceniasz? Dotychczas oceniałeś tak, że chcesz dzieci wychowywać po katolicku, że chcesz tym dzieciom zapewnić katechizację, że chcesz im wpoić zasady moralne chrześcijańskie. A teraz mówisz, że możesz z tego zrezygnować. Jak to właściwie z tym twoim sumieniem jest? My go nie zmuszamy.
Pamiętać trzeba, że wychowanie sumienia, jak wszelkie prawdziwe wychowanie, nie jest przecież gwałceniem, pokazaniem wartości, pomożeniem, żeby ten człowiek wartości rozpoznał i za swoje przyjął. Na tym polega wychowanie sumienia. To nie jest narzucanie niczego. Przecież dobrze wychowujący rodzice doskonale to odróżniają, że potrafią dziecku pokazać dziecku wartość dobra, ukazać wartość zła i tą drogą w dziecku zaczyna się pogłębiać formacja sumienia.
Winien jestem jeszcze odpowiedź na pytanie o tak zwany grzech strukturalny.
Grzechy, które wynikają z pewnych sytuacji, uwarunkowań ekonomicznych, społecznych, gospodarczych, politycznych. Pamiętajmy, że ten problem musimy rozważyć w szerszym kontekście. Wyszedł on prawie jako pierwszy na Synodzie w październiku minionego roku. Pierwsze co referowali biskupi całego świata, to jest ta smutna lista podziałów między ludźmi, krzywd międzyludzkich, ucisków, niesprawiedliwości międzyosobowych, międzynarodowych, międzyrasowych. I w związku z tym było to pytanie co to za problem? Ale bardzo prędko w dyskusjach synodalnych ukazało się, że u podstaw tych wszystkich krzywdzących struktur jest w gruncie rzeczy człowiek, osoba ludzka i jego grzech. To nie powstało samo, to nie było na zasadzie jakiejś ślepej ewolucji, tylko ludzie swoim działaniem nieodpowiedzialnym, względnie naruszającym swoją godność i wolność, swoim działaniem depczącym podstawowe prawa, ustanowione przez Boga, do tego doprowadzili i teraz to spełniają w dalszym ciągu.
To stwierdzenie było ogromnie istotne dla pokazania, jakie jest miejsce problematyki grzechowej w życiu człowieka.
Istnieją tendencje, które od dawna pojawiały się w Ameryce Południowej, a które w pewnej mierze wśród pewnych grup pojawiały się i u nas. Jeżeli struktury są takie, które powodują grzech, to zmienić struktury, choćby siłą i gwałtem, żeby się to zło skończyło. Tymczasem okazuje się, że sama zmiana struktur, nawet środkami łagodnymi, sytuacji jeszcze nie ocali. A tam, gdzie jest zrobione to w sposób gwałtowny, pociągnie za sobą to, co spowodowało przez tyle wieków istnienia ludzkości tam, gdzie doszło do rewolucji. Nie tylko w ramach ładu moralnego pogwałcono ten ład jeszcze bardziej. Ucierpieli zawsze najbardziej małe dzieci, niewinni ludzie, bo zawsze padają wtedy jako ofiara. A potem, jeżeli się ludzie nie nawrócili, to z kolei ci, którzy byli uciskani, uciskają tamtych, mszcząc się i w wymiarze rzekomej sprawiedliwości idą dalej niż wolno i znowu powstają struktury krzywdzące. Ocaleniem może być tylko człowiek uzdrowiony moralnie. Trzeba o tym pamiętać, bo człowiek stając wobec problemu grzeszności bardzo chętnie serwuje go innym.
Struktura zła. W takich warunkach jak ja mogę być dobrym, w takich warunkach jak ja mogę być prawdomównym? Wszyscy tak robią, przecież dzisiaj się tak robi – bezosobowo. A więc i ja tak robię. A tymczasem ten problem staje przed człowiekiem i musi stanąć. Gdybyśmy mówili, że grzechu nie mamy, kłamcami jesteśmy i prawdy w nas nie ma. Człowiek musi wobec tego problemu stanąć szczerze, w prawdzie. Problem struktur jest problemem ważnym, istotnym, ale do którego trzeba doprowadzić wraz z wychowaniem ludzi i odnową moralną.
Natomiast pierwszą rzeczą jest, żeby każdy człowiek pamiętał, że zło, które jest w świecie, jest także na styku jego własnej odpowiedzialności, jego własnego działania, że on w swoim sumieniu, w swojej decyzji, w swojej postawie moralnej wpływa na to. Że jest ten wielki solidaryzm, zwłaszcza w ramach Ciała Mistycznego Chrystusa, że człowiek swoją postawą moralną i swoim czynem moralnym albo buduje ład moralny i przyczynia się do uzdrowienia struktur międzyludzkich albo jeszcze ten nieład moralny powiększa i przyczynia się do jeszcze gorszych krzywd, podziałów i nienawiści międzyludzkich.
II. POKUTA PODSTAWĄ SAKRAMENTU POJEDNANIA
Spojrzenie na człowieka, które próbowaliśmy sobie przypomnieć w poprzednim wykładzie, trzeba trochę skonkretyzować.
Ten człowiek wolny, odpowiedzialny staje wobec problematyki grzechowej. Ta problematyka ciągle mu się nasuwa, bardzo często o tę tematykę się potyka. Potyka się w różnej formie: albo próbuje rykoszetem odrzucić od siebie i szukać winnego. – Winna struktura, winno to, winno tamto. Pewne rzeczy próbują na nas wpływać, ale u podstaw jest ostatecznie moja własna decyzja, moja własna odpowiedzialność, własny grzech.
Jest jeszcze inny sposób uwalniania się od tego problemu – zlikwidujmy grzech. A więc te wszystkie tendencje, żeby możliwie pojęcie grzechu zacieśnić. To co na Zachodzie – taki permisywizm, który prowadzi do tego, że właściwie z chwilą jak człowiek raz wybrał Pana Boga – to wszystko to są kwestie peryferyjne, marginalne, chyba że się podniesie do formalnego buntu przeciwko Panu Bogu i zacznie robić Panu Bogu na złość.
Kościół w ciągu historii formalnie potępił takie zdanie jako sprzeczne z Ewangelią i zasadami moralnymi. Niemniej pod troszkę inną etykietą tę starą sprawę się odgrzewa. Dlatego mówię o tym, że człowiek staje wobec tego problemu i przed nim nie może uciec, próbuje rozwiązać go fałszywie i nie pomożemy mu, a mamy w imię mandatu otrzymanego od Chrystusa – mamy mu pomóc.
Trzeba człowiekowi przypomnieć, że każdy człowiek współcześnie żyjący niesie na sobie podwójne dziedzictwo: niesie dziedzictwo grzechu i niesie dziedzictwo łaski.
Niesie dziedzictwo grzechu – mamy skłonność, mamy pożądliwości, mamy łatwość do upadku, mamy nieuporządkowaną miłość własną, która jest potencjalnym zagrożeniem w tej dziedzinie.
Ale równocześnie mamy dziedzictwo łaski, które w nas i tych, do których mówimy, skoncentrowane jest w tajemnicy chrztu, a mianowicie chrztu, który daje człowiekowi udział w zwycięstwie Chrystusa nad grzechem i jego następstwami. Od chwili grzechu w człowieku było zło. Chrystus Odkupiciel pojednał z Ojcem, wyzwalając człowieka z samego grzechu jako takiego, ale konsekwencje tego grzechu zostają usuwane stopniowo w oparciu o te łaski, które nam są zapewnione w chrzcie świętym. Całe życie konkretnie chrześcijańskie jest powołaniem do walki z grzechem i jego następstwami. Walki zwycięskiej dzięki mocy Chrystusa zmartwychwstałego, ale zwycięstwem, które w pełni ostatecznie będzie dokonane w powtórnym przyjściu Chrystusa i już nieodwołalnym ukonstytuowaniem królestwa Bożego. Dlatego – jest grzech, z tym faktem trzeba się liczyć, ale nie wolno się z tym faktem pogodzić biernie. Nie wolno mówić – jak czasem dawniej ludzie mówili w sposób szokujący: „Jakiego mnie Pan Bóg stworzył, takiego mnie ma”. Nie można powiedzieć: mam takie skłonności i takie we mnie pozostaną. Mam łaskę, mam specjalny dar od chwili chrztu i mam zadanie.
I tu jest pewne niedopatrzenie duszpasterskie posoborowe, które często ogarnęło pewne środowiska. Zapomniano o tym, że całe życie chrześcijańskie o tyle spełnia swoje zadanie, kiedy się liczy z faktem konieczności ciągłego przezwyciężania czyli tego, co Chrystus nazywał pokutą i nawróceniem. Pamiętamy Chrystusowe kazania: – Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię, bo przybliżyło się Królestwo Boże. Trzeba tej wiary w Ewangelię, w miłość Boga, w Jego wezwanie, w Jego powołanie, ale równocześnie musi być nawrócenie, przezwyciężanie. Musi być to przezwyciężanie zła, bo tą drogą dokonuje się rozwój człowieka w wymiarze naturalnym, a tym bardziej nadprzyrodzonym. Tą drogą dobro dochodzi do głosu. Przyjąć łaskę Chrystusa Odkupiciela na każdym szczeblu, od szczebla grzechu ciężkiego do największej świętości, przyswoić sobie łaskę można tylko w nawróceniu. Dlatego Kościół potępił tych mistyków, którzy ciasno trzymając się schematów mówili: – najpierw będzie droga oczyszczająca, potem oświecająca, potem jednoczącą i na tej jednoczącej można zaniechać wszelkiej pokuty. Kościół to potępił formalnie. Całe życie pewna forma jest konieczna. Oczywiście ona inaczej wygląda na tym poziomie, ale człowiek o tym pamięta, że jest grzesznym człowiekiem i musi ciągle być „in stattu conversionis”, w gotowości, w stanie gotowości przemiany na lepsze, przezwyciężania. Sprawa ogromnie istotna, bo właśnie właściwe ustosunkowanie do Chrystusa Odkupiciela, a konsekwentnie właściwe ustosunkowanie do sakramentu pokuty od tego zależy.
Człowiek, który da sobie wmówić, własnej pysze, własnemu lenistwu, że tylko tak z grubsza trzeba coś uporządkować, a będzie miał spokój – spotka się z bardzo bolesnym rozczarowaniem. Oby się spotkał i ocknął! Gorzej jak w tym ugrzęźnie, nawet nie wiedząc kiedy. Odszedł od zasad moralnych, a potem w ogóle od wiary.
Konieczna jest ta świadomość powołania pokutnego, nawróceniowego, powołania całożyciowego. To jest styl. Proszę pamiętać: „Kto chce iść za mną, niech zaprze samego siebie, bierze krzyż na każdy dzień” – i w ten sposób idzie za Chrystusem. Ci wszyscy, którzy próbowali krzyż Chrystusowy z Ewangelii wykreślić, zacząwszy od „zacnego” Nowacjana /heretyka z pierwszych wieków chrześcijaństwa/ aż do dzisiejszych „proroków”, którzy próbowali tworzyć ewangelię radosną bez krzyża. To wszystko jest przede wszystkim nieznajomością człowieka. To jest wpajanie człowiekowi kłamstwa, że jest człowiekiem bez grzechu. Jest w człowieku dobro, które musi dojść do głosu. Jest posiew dobry i naturalny, od Boga dany i wspaniały posiew łaski, ale trzeba, żeby on dochodził do głosu. Dochodzi do głosu właśnie w miarę nawrócenia. Chrystus swoim dziełem Odkupienia, ofiarując człowieka, niejako na nowo stwarzając, pomagając mu, stwarza warunki, ażeby on rzeczywiście swoje życie mógł w tym duchu pojmować. Dlatego zanim zaczniemy sobie pewne elementy tego sakramentu przypominać, najpierw miejsce tego sakramentu.
U wielu ludzi to jest „pogotowie ratunkowe”, deska ratunku. Pan Bóg w swoim miłosierdziu sprawił, że po chrzcie, choć nie dochowam wierności i złamię przymierze, jest ta szansa, jest specjalny sakrament. To jest prawda, ale tylko cząstkowa. Sakrament pokuty jest czymś o wiele, wiele większym. Jego miejsce w życiu chrześcijańskim jest dużo szersze. To jest pomoc w normalnej drodze ku Bogu, bo ta droga ku Bogu musi być drogą stałego nawracania. Na to, żeby była, potrzebuje oparcia sakramentalnego. Co więcej, sakrament pokuty nie jest przecież sakramentem zamykającym pewien okres życia.
Nie wiem jak Czcigodnych Księży, mnie przed latami, jak się przygotowywałem do pierwszej spowiedzi, ładnie uczono: – Jak się wyspowiadasz, pójdź przed tabernakulum, podziękuj Panu Jezusowi – to ładnie powiedziano – a potem powiedziano: – Możesz o wszystkim zapomnieć. Nieprawda. Muszę pamiętać, że otrzymałem łaskę i z tej łaski mam korzystać. To jest sakrament, który otwiera na życie, a nie tylko zamyka poprzedni okres. Musimy bardzo tej perspektywy pilnować. Dlaczego? Bo ona ma uzasadnienie dogmatyczne.
Trzeba rozpatrzeć jakich łask sakramentalnych udziela sakrament pokuty. Bo potem przychodzą te pytania, które często nam ludzie mówią w związku z grzechami powszednimi. – A przecież ja się nasłuchałem na kazaniu i czytałem w książeczce, że z grzechów powszednich to wystarczy, że akt żalu obudzę albo zmówię „Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”, czy w inny sposób, Drogę Krzyżową odprawię … Tak, Bóg Ci odpuści, ale łask sakramentalnych nie otrzymasz, specjalnych łask, które są tylko przywróceniem czy ubogaceniem łaską poświęcającą, specjalnymi łaskami sakramentalnymi – czy je pojmujemy jako pewną modyfikację łask uczynkowych, czy tak czy inaczej, w każdym razie szczegółowa pomoc do dalszej walki ze złem. Najpierw do tego, by człowiek bardziej stanowczo i zwycięsko stawiał odprawę pokusom, trudnościom.
Sprawa bardzo zasadnicza – sakrament profilaktyczny, żeby nie upaść. Zresztą przecież wszyscy, jak tu jesteśmy, mamy doświadczenie spowiednicze ogromne. Jak przychodzi do mnie człowiek z daleka do konfesjonału, człowiek, który będąc z daleka od Boga, nabawił się ciężkich nałogów. Albo przychodzi człowiek nawrócony, który sam się nawrócił, a żyje w fatalnym środowisku, to nie tylko powiem: – Człowiecze, chodź często do Komunii świętej, chodź bardzo regularnie do sakramentu pokuty, żebyś nie upadł. Rzeczywiście regularna spowiedź daje prawie eksperymentalnie tą odporność na zło. Wiemy, że wielu ludzi dzisiaj żyjących naprawdę w fatalnych warunkach, z których się nie mogą wyrwać: miejsce pracy, którego nie są w stanie zmienić, środowisko rodzinne, które jest jednym wielkim bagnem, dlatego że tak mają życie ustawione. Regularna spowiedź – zanim dojdzie do upadku ciężkiego. Co więcej, ten sakrament także daje wielką pomoc do tego, by człowiek dalej prowadził to prowadzenie ładu w sobie, tą pozytywną stronę pokuty, to usuwanie następstw grzechu, tego nieładu grzechowego. Człowiek w oparciu o tą łaskę buduje tą harmonię wewnętrzną.
To są ogromne pomoce, nie mówiąc dodatkowo, że ma pewne wskazówki kierownictwa, że ma niezastąpioną – przynajmniej w Polsce – okazję do formacji sumienia. Gdzież ten człowiek uformuje to sumienie, jak nie może sprawdzić w konfesjonale, dorosły człowiek? Będzie czekał jak za parę lat będą misje, jak trafi na taką naukę, gdzie będzie ten temat, który jemu jest potrzebny. A tak przy regularnej spowiedzi – pyta, sprawdza raz ten odcinek, raz drugi, formuje sumienie.
Wyszły problemy w etyce zawodowej – przy tej okazji kapłan mu przypomniał: Człowiecze, to ci wolno, tego ci nie wolno – i swoje sumienie coraz bardziej kształci.
Dlatego trzeba pamiętać – to jest szczególne spotkanie z Chrystusem Odkupicielem. Tak to stawia Jan Paweł II w „Redemptor hominis” i „Dives in misericordia”, tak w swoich wypowiedziach na temat Roku Jubileuszowego.
Wszystkie sakramenty są spotkaniem z Chrystusem Odkupicielem, ale tu to spotkanie jest szczególnie interpersonalne, bo człowiek przychodzi z tym, co jemu najgłębsze, ze swoim sumieniem, z problemami swoich wartości moralnych, godności, a jednocześnie ze swoim zagrożeniem i złem moralnym, które tutaj przynosi. Dlatego rola wychowawcza tego sakramentu jest ogromna. Trzeba tego zrozumienia, że ten sakrament naprawdę w tym spotkaniu tę rolę odgrywa, ale wskazując na jego potrzebę, trzeba tutaj bardzo dołożyć starań, żeby właśnie ten sakrament był traktowany interpersonalnie. Naprawdę staję wobec Chrystusa Odkupiciela, co więcej, On wychodzi mi naprzeciw. Przypomnieć znowu naukę dogmatyczną Kościoła czy to w tej formie popularnej: Wtedy, kiedy ty, biedaku, robiłeś rachunek sumienia, czy będziesz robił rachunek sumienia, Chrystus cię będzie wspomagał łaską. Jest dogmatem wiary przeciwko pelagianom, że człowiek o własnych siłach nie może się przygotować między innymi do spowiedzi. A więc tam działa już łaska. Chrystus wyszedł ci naprzeciw. Teraz cię podprowadza ku konfesjonałowi, żebyś w ten sposób autentyczny, oparty o autorytet ustanowionego przez Chrystusa Kościoła, mógł się z Nim spotkać.
Ukazanie tego spotkania musi przypomnieć, co ze strony Chrystusa w tym momencie się dokonuje, że to jest jakaś szczególna afirmacja osoby ludzkiej – jego. Że jest na nowo chciany, na nowo uznany w swojej wartości, w pewnym znaczeniu – posługując się terminologią patrystyczną – na nowo stworzony. W tym znaczeniu, że na nowo nieraz dopiero przywrócony do życia łaski, synostwa Bożego. Co więcej, jest przez Chrystusa na nowo włączony w Jego wielką sprawę, w posłannictwo, które Chrystus mu poleca. To jest to wielkie dowartościowanie człowieka. A zarazem tu dokonuje się ta dodatkowa moc łaski szczególnej sakramentalnej, że dochodzi do głosu to co dobre. To jest to wielkie zadanie sakramentu pokuty, który my spowiednicy nieraz z ogromnym wzruszeniem wewnętrznym przeżywamy. Nigdy by człowiek nie przypuszczał, że w tym człowieku nieraz, który przeszedł tak daleko, na tak straszną drogę występku, tyle dobrych rzeczy zaczyna się ukazywać. To jest owoc szczególnych łask sakramentu pokuty, łaski Chrystusa Odkupiciela. Wyzwala, pozwala, że dochodzi do dobra to, co tam żarzyło się gdzieś pod popiołem, przydeptane, zduszone, teraz zaczyna dochodzić do głosu zarówno w dziedzinie łaski jak i w dziedzinie naturalnej szlachetności. Dlatego pokazanie tego sakramentu jako spotkania z Chrystusem z jednej strony wzbudza ogromną ufność. Chrystus na to oddał się w ofierze i teraz specjalnie dla ciebie jest tam i ciebie oczekuje. Umówił się z tobą na spotkanie, tak jak kiedyś po zmartwychwstaniu kazał uczniom przyjść do Galilei, że tam umówił z nimi spotkanie – tak teraz z tobą umówił spotkanie w ramach posługi Kościoła w obecności wysłanego przez Niego delegata – kapłana. Miejsce umówionego spotkania z Chrystusem!
Dlatego u podstaw tego spotkania na pewno muszą być ustawienia fundamentalne, żywej wiary w Boga, Boga miłości, Boga, który wychodzi naprzeciw, Boga, który chce przynieść największe dobro i to za cenę tak wielkiego daru, jakim było Wcielenie i Odkupienie.
Ta gotowość przyjęcia ze strony Bożej, to zatroskanie o osobę ludzką, które sięga do ocalenia tego co w człowieku najbardziej ludzkie, jego godności fundamentalnej, by był istotą wolną, rozumną, był naprawdę w zgodzie z tym, że jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże, że jest Bożym współpracownikiem. Potrzebna wiara w to, ale potrzebna wiara w Kościół jako narzędzie Chrystusowego zbawienia. Chrystus dalej spełnia to, co kiedyś spełniał widzialnie na ziemi palestyńskiej, dzisiaj spełnia to przez swój Kościół.
Dlatego damy łatwą, prostą odpowiedź na częste powiedzenie; – Ja bym się chętnie wyspowiadał Chrystusowi. Na co mi ten ksiądz wchodzi w paradę. Słyszymy takie wypowiedzi. Pokazać – tak ustawił Chrystus, tam umówił spotkanie, aby ci dać gwarancję, że to jest spotkanie autentyczne, żeby ci pokazać także pewne wskazania, które cię we właściwy sposób do życia ustawią.
Sakrament pokuty w swoich wszystkich elementach jest nam dobrze znany. Nie będziemy tutaj tego rozprowadzać. Natomiast wiemy doskonale, że w świetle nawet ogólnie zasłyszanych dyskusji na Synodzie wraca problem centralny, jak ludzie do tego sakramentu przystępują.
III. PROBLEM NAWRÓCENIA
Wiemy doskonale, że w przeciwieństwie do chrztu, sakrament ten bywa nazwany bolesnym chrztem, bo człowiek musi włożyć w to swój własny wkład, trudny, ciężki wkład, bo nie dochował pierwszej wierności, bo złamał przymierze chrzcielne, bo sprzeciwił się otrzymanemu od Boga powołaniu. Ale w tym właśnie sakramencie człowiek jest potraktowany w sposób bardzo godny, jako istota wolna i odpowiedzialna. Dlatego teraz w sposób wolny i odpowiedzialny stara się, wsparty łaską Bożą, naprawić zło. Za łaską Bożą dokonuje tej konwersji, nawrócenia. Dlatego potrzeba nam wychowywać ludzi do tego nawrócenia.
Proszę Czcigodnych Księży, wiele ludzi, jak dobrze wiemy, spowiadających się regularnie, ludzi, którzy potrafią nam pięknie wyliczyć pięć warunków dobrej spowiedzi, nie bardzo chwyta, że to musi być zmiana życia, że to nie jest kurtuazyjne zachowanie dobrze wychowanego człowieka, który przychodzi, mówi: – Panie Boże, byłem niegrzeczny, przepraszam. Tylko to jest naprawdę nawrócenie do Boga, do Jego miłości, do Jego powołania, które zawiera zerwanie ze złem i zwrócenie ku Bogu, a w związku z tym stawanie się kimś innym, a w każdym razie jakimś innym, to musi być pewnego rodzaju przemiana. Dlatego zarówno dzieci jak i młodzież jak i ludzi starszych ciągle od nowa musimy do tego wychowywać.
W pięknych wypowiedziach Ojców Synodu, które były potem drukowane w Osservatore Romano, były te piękne wezwania, że trzeba stale ludzi wychowywać do sakramentu pokuty, że jest tragicznym nieporozumieniem, jeśli się uważa jak się kogoś wychowało do sakramentu pokuty przy pierwszej spowiedzi, to już to chwyci. Przecież wiemy, że inna musi być spowiedź dziecka 8-10 letniego, inna dorastającej młodzieży, inna ojca czy matki, inna człowieka u kresu życia, trzeba do tego wychowywać człowieka. Okazją do tego szczególną są rekolekcje czy misje. Wychowywać do tego, pokazać twórczą rolę tego właśnie wychowania, że tu jest uszanowany człowiek w swej godności, wartości.
Nawrócenie – wielki akt decyzji ludzkiej. Świadomie, dobrowolnie człowiek odwrócił się od Boga, odrzucił Jego miłość, zdeptał Jego nakaz, zerwał Jego przymierze. Teraz świadomie ocenia, co zrobił, wyciąga z tego konsekwencje, zrywa ze złem, stara się możliwie naprawić, ale przede wszystkim zwraca się do Boga. Tu jest właśnie ten stosunek ku osobowemu Bogu. Nawracamy się nie do przykazań, nie nawet do życia uczciwego, tylko do Boga, którego chcemy w pełni kochać, silniej w Niego wierzyć i bardziej ufać, do Boga, który wychodzi w tej chwili i do tego nawrócenia pomaga, umożliwia to nawrócenie, bo człowiek o własnych siłach tego rodzaju przemiany nie potrafiłby dokonać. Dlatego cały problem nawrócenia trzeba traktować jako współpracę z łaską. Przyjąć ofiarowane ze strony Boga wezwanie: „Nawróćcie się”. To wyjście Boga naprzeciw trzeba ludziom przypominać, bo ludzie w to zwątpili, słyszą, ale do pełnej świadomości to nie dochodzi. Gdzież by to Bóg mną grzesznym chciał się zainteresować. Jest to następstwo laicyzacji. Dzisiaj ta tendencja uznania Boga gdzieś ponad obłokami, Boga, który czeka, aby na końcu nas osądzić. Wbrew całej treści Ewangelii słabo ludzie chwytają to powiązanie Boga z naszym konkretnym życiem. Mamy do tego okazję, tak bardzo przybliżony dogmat Wcielenia tak bardzo nam pokazuje; Bóg staje się człowiekiem, wchodzi w nasze życie, by nam pokazać, że ta droga ku Bogu ma być spełniana wraz z Chrystusem. Z pomocą Jego łaski, poprzez naśladowanie Jego życia, poprzez stosowanie Jego Ewangelii. Bóg umożliwia, udostępnia i dlatego trzeba na to odpowiedzieć. Odpowiedzieć postawą zdecydowaną, która zaczyna się na pewno od wiary w Boga, Boga miłości, wiary w Kościół, który ma misję jednania, jest tym narzędziem Chrystusa, ale wymaga z kolei ustawienia w prawdzie, prawda was wyswobodzi. Prawda was wyswobodzi, rzetelny stosunek do prawdy.
Wiemy, że tu mamy trudności, było to już dzisiaj wspomniane, ile jest zacierania granic między dobrem i złem, ile jest więcej lub mniej świadomego zakłamania.
Tutaj trzeba tego wydobycia – przezwyciężyć siebie, aby poznać prawdę, tę wyswobadzającą prawdę, wejść w siebie, uznać fakt swojej grzeszności, fakt popełnionego przez siebie czynu złego i wraz z tym przyjąć za to odpowiedzialność, swoją odpowiedzialność za ten czyn. Tu ludzie się nieraz wymykają. Wpływało na mnie to, tamto, byłem pod wpływem itd.
Ojciec święty w jednym swoim przemówieniu do młodzieży w Rzymie kapitalnie tę sprawę rozwiązał, może Księża pamiętają – mówiąc o odpowiedzialności mówił: Przez to, że jesteś odpowiedzialny, to masz jakieś zasługi, masz tytuł do własności tego coś zrobił, bo twoje, tyś tego dokonał, twoje dzieło. Jeżeli nie uznasz odpowiedzialności za złe, to i za dobre nie.
I tak podprowadził ku temu tematowi. Pokazał, że kwestia odpowiedzialności to jest kwestia naszej godności, żeby człowiek odpowiedzialność wziął za siebie i w związku z tym chciał, zwracając się do Boga, dokonać tej przemiany, która jest mu udostępniona, najpierw zdecydowanego oderwania od zła. Tu te elementarne sprawy: w prawdzie wobec Boga, to znaczy muszę najpierw powiedzieć: Panie Boże, ja z tym zrywam, ja to z mojego życia wykluczam. Trzeba to przypominać, bo ciągle echem wrócą nam te poruszane stale problemy: – A może tych rodziców dzieci komunijnych można chociaż raz dopuścić do spowiedzi, chociaż żyją tylko na kontrakcie cywilnym? … Padają takie pytania. Tu jest odpowiedź: Spowiedź będzie nieważna. Nie ma zerwania ze złem, mają zamiar dalej korzystać z praw małżeńskich, które im nie przysługują, są zdecydowani dalej ciężko grzeszyć, a więc oni popełniają świętokradztwo, ksiądz popełnia świętokradztwo … i mamy na to pozwalać?
Podstawowa sprawa: nawrócenie. Warunek spowiedzi – zerwanie z grzechem i gotowość zachowania przykazań na przyszłość. To jest to „nawracajcie się, bo przybliżyło się Królestwo niebieskie”. Nawracajcie i wierzcie Ewangelii – jest pomoc Boga Miłości, jest pomoc Chrystusa Odkupiciela, nie masz liczyć na własne siły, Chrystus ci dopomoże, ale ty musisz chcieć. Musisz w oparciu o ufność w moc łaski, musisz się zdecydować, musisz konsekwentnie pomyśleć o środkach.
Proszę Czcigodnych Księży, tutaj mamy wśród wiernych jakieś wielkie zatarcie właściwego zrozumienia nawrócenia. Albo się nie bierze tego na serio, albo się bierze jakoś magicznie. Postanowiłem szczerze … Dobrze, ale jeżeli obiecałeś Panu Bogu, to pomyśl jak to dokonasz. Myślisz, że Pan Jezus za ciebie wszystko zrobi? Jakimi środkami to zrobisz? Podstawowymi. Musisz się modlić, musisz chodzić regularnie na Mszę świętą, musisz takiej a takiej okazji unikać, musisz się oprzeć o coś. Jak tak pomyślisz, to twoje zobowiązanie wobec Boga jest uczciwe. Tak jak żaden człowiek uczciwy nie przyrzeka drugiemu człowiekowi rzeczy trudnej, nie zastanowiwszy się nad tym dobrze – jak ja tego dotrzymam. Musisz szanować swoją godność, musisz szanować Boga, do którego się zwracasz. Te sprawy wymagają domówienia względnie przypomnienia. Wiemy, że Ojcowie stale to mówią, ale aż chwyci, aż ludzie to sobie uświadomią, że to jest logiczne, że to jest konsekwentne, że to jest piękne, że to jest realizowaniem godności wartości człowieczych.
Przemiana przez otwarcie się na nowe życie. Człowiek ciężko zgrzeszył, otrzymał łaskę poświęcającą. Św. Paweł mówi: „Chodzenie w nowości życia”. Nie tylko nie grzeszenie, chodzenie w tym nowym życiu. A ludzie tak to sprowadzają na platformę negatywną. Przecież gdybyśmy przeprowadzili lotną ankietę w czasie rekolekcji wśród naszych słuchaczy, co potrzeba, żeby być zbawionym? Większość powie: trzeba nie mieć grzechu ciężkiego na sumieniu. Dorobek życia! A sąd Chrystusa – jak nie nakarmiłeś głodnego, nie odwiedziłeś ubogiego, idź precz ode mnie. Trzeba wypełnić zadanie, a nie tylko negatywnie – unikając grzechu. Ja wiem, że w tym jest zawarty grzech ciężki i z tego tytułu jest, ale ludzie widzą tylko formę – nie przekroczyć zakazu, natomiast nie widzą nakazów pozytywnych. Jak jesteś ojcem, możesz zgrzeszyć ciężko, bo zaniedbujesz troskę o swoją rodzinę, nie wykonałeś tak radykalnie, że przez to samo zerwałeś z Panem Bogiem. Musi być ta nowość życia. Spełniasz zadanie, które ci Bóg powierzył jako chrześcijaninowi, jako członkowi społeczeństwa, jako postawionym na takim czy innym zadaniu zawodowym, ustawionym tak w rodzinie. Ku nowemu życiu, aby chodzić w nowości żywota.
To na pewno rzuca nam snop światła na problematykę właściwego, rzetelnego nawrócenia, które jest równocześnie chęcią naprawienia zła. Naprawienia, które znajduje swoje pokrycie przede wszystkim w Chrystusie jego Odkupicielu. On w zasadniczy sposób naprawił, a ty masz coś od siebie dołączyć. Musi być ta świadomość dołączenia do Chrystusowego dzieła, bo inaczej myślący człowiek musi to odrzucić. Ja przecież tego nie mogę naprawić, ale Chrystus naprawiając, traktując ciebie jako istotę wolną, rozumną, chce żebyś ze swojej strony też coś dał. Dajesz samym przebiegiem sakramentu pokuty, samym twoim rachunkiem sumienia, żalem, postanowieniem poprawy, upokarzającym szczerym oskarżeniem się, to już jest wielki wkład wynagradzający, włączony w ofiarę Chrystusa, ale trzeba jeszcze coś dopełnić. Mówimy mu co … Na końcu mówimy: a resztę dopełnisz dobrym życiem, to będzie najpełniejsze ekspiowanie Panu Bogu i bliźniemu za zło wszelkiego rodzaju, które wynikało z twojego grzechu.
Warto wspomnieć w tym kontekście, że właśnie w ramach Synodu bardzo pięknie ukazano wartość niezrównaną sakramentu pokuty, połączonego z wyznaniem szczegółowym win, czyli tak zwana spowiedź indywidualna. Problematyka była szeroka, omawiano te problemy. W wyniku omówienia problemów dało się stworzyć bardzo specyficzną mapę świata, dzieląc świat nie na wschód i zachód, ale północ i południe, Afrykę, Amerykę Południową, kraje gdzie jest bardzo dużo ludzi, którzy się chcą spowiadać szczegółowo, indywidualnie, ale brak kapłanów, brak misjonarzy, gdzie musi się te problemy w trudnych warunkach spełniać za specjalnym pozwoleniem Kościoła w tej formie, że ci ludzie jak misjonarz przyjeżdża to nieraz połowa się wyspowiada, połowa otrzymuje zbiorowe rozgrzeszenie. Za następnym razem tamci się spowiadają, dopełniając to, co nie potrafili wypowiedzieć, a znowu ci otrzymują …
A jest część północna, która jest bardzo zróżnicowana. Są kraje, które się rozwijają, pogłębiają w sakramencie pokuty. Ale są takie kraje, gdzie i dosyć księży i dosyć wiernych, ale i wierni nie są ochoczy do spowiadania. To jest bolesny problem. W związku z tym przypomniano podstawowe zasady moralne. Mianowicie, przypomniano doktrynę Soboru Trydenckiego, że normalną drogą pojednania człowieka, który po chrzcie popełni grzech ciężki, jest indywidualna spowiedź z wyznaniem wszystkich swoich konkretnych grzechów ciężkich, które po stanowczym zastanowieniu potrafi sobie przypomnieć.
Przypomniano, że tak jest, że to jest norma zasadnicza. Co więcej, przypomniano – mamy tego odbicie w Kodeksie Prawa Kanonicznego – więc zanim wyjdzie dokument posynodalny, którego się niedługo spodziewamy – mamy już sprawy ze strony prawnej ujęte w Kodeksie. Przypomniano, że stosowanie rozgrzeszenia zbiorowego ma charakter wyjątkowy, w wypadkach nadzwyczajnych i zostało to bardziej nawet obwarowane, niż dawniej. Mianowicie, nie tylko że konieczność zaistnienia takich warunków powtórzono raz jeszcze, nie może dotyczyć, że chwilowo przyszło wielu ludzi na pielgrzymkę, a kapłanów było za mało. To nie jest racja, z której nigdy nie wolno czerpać tytułu do rozgrzeszenia zbiorowego, bo w danym kraju jest dość kapłanów, bo można to było zorganizować, a więc to wina organizacji duszpasterskiej, która nie usprawiedliwia. Ale w krajach gdzie jest rzeczywiście sytuacja taka, jak w niektórych krajach Ameryki Południowej czy w krajach Afryki, decydować w jakich warunkach i w jakim zakresie ma miejscowy biskup Kościoła lokalnego w porozumieniu z biskupami konferencji episkopatu, żeby była większa jednolitość w danym rejonie.
Natomiast dawne pozwolenie, które dopuszczało, że duszpasterz w tamtych krajach w nadzwyczajnym wypadku może sam – resumpta licentia – zrobić i potem zgłosić. To zostało wprawdzie cofnięte, ponieważ było bardzo nadużywane. Tak że jest pod tym względem obostrzenie. Nie wolno w żadnym wypadku na zasadzie osobistych decyzji tego dokonywać. Musiało tak być zrobione, bo jak wiadomo rozgrzeszenie zbiorowe było i w niektórych rejonach jest straszliwie nadużywane. A krzywda w tej dziedzinie jest ogromna, bo przy okazji dyskusji na Synodzie niektórzy ojcowie synodalni nie tylko przypomnieli w sposób bardzo fundamentalny podstawy teologiczne, na których opiera się dekret tridentinum, przypomniano do jakiego stopnia to wynika z samej struktury sakramentu. Tak jak to Chrystus ustanowił, kiedy ukazując się po swoim zmartwychwstaniu Apostołom powiedział: „Weźmijcie Ducha Świętego, którym grzechy odpuścicie są im odpuszczone, a którym zatrzymacie są im zatrzymane”. Na to, by rozróżniać, które wolno darować, które nie, musi być pewien rodzaj osądu, to nie może być moja wina, ja w sumieniu wiem, że jestem winny –wystarczy.
To było bardzo ładnie rozprowadzone – ja to mówię w skrócie – będzie to pięknie przedstawione w dokumencie, który lada dzień się ukaże. Pewnym elementem do tego jest „Instrumentum laboris”, w tym dokumencie przedsynodalnym, który jest rozpowszechniony nawet i w tekście polskim.
Natomiast co godne jest zauważenia i wykorzystania w pracach rekolekcyjnych, przypomniano jak dalece spowiedź indywidualna odpowiada potrzebom psychicznym natury osoby ludzkiej. Pięknie to wydobyto. Takie wspaniałe wypowiedzi ukazujące jak to jest dostosowane do psychiki człowieka. Człowiek, który uświadamia sobie zło i zajmuje wobec tego zła uczciwe stanowisko potępiające, odczuwa naglącą potrzebę wyrzucenia tego poza siebie w formie wyznania, samooskarżenia, ale możliwie takiego, które by doprowadziło do skutecznego pojednania, a nie tylko tak jak w psychoanalizie – tylko do uświadomienia, że zło się stało. Nie rozwijam tego, nie ma na to czasu. Odpowiednie materiały będą udostępnione wszystkim księżom. Trzeba pamiętać, że to jest bardzo dostosowane do człowieka. W rozmowach bardziej kuluarowych zwracano nieraz uwagę na to wśród Ojców Synodalnych, że jest teraz ten przedziwny i trochę zawstydzający przejaw w niektórych krajach, Holandii, Niemiec, trochę Belgii, że o ile katolicy wyraźnie pod wpływem protestantów zaczęli sobie lekceważyć sakrament pokuty, protestanci zaczynają przywracać spowiedź. Nawet wtedy kiedy nie wierzą w skuteczność rozgrzeszenia i kończą tylko jakąś modlitwą błagalną o darowanie win, tak dalece czują potrzebę wypowiedzenia tego. Społeczeństwa takie jak w niektórych częściach Kanady, czy w niektórych częściach Stanów Zjednoczonych, w miarę zaniedbywania indywidualnej spowiedzi, mają gabinety psychoanalityków, psychiatrów i mają zwiększoną skalę samobójstw.
Człowiek z pewnymi problemami nie może sobie dać rady. Bóg dał mu drogę do tego, a tę drogę się odrzuca. Trzeba pamiętać, że to jest wielka droga, bardzo dostosowana do człowieka, do jego powagi, do jego godności. Dlatego trzeba na tą sprawę popatrzeć trochę od nowa, pokazać ludziom wartość, piękno. Może się da utrwalić i pokazać w sposób kompetentny rzeczy, które by się na ambonie przydały. Mianowicie, mamy takie środowiska protestanckie, znam konkretnie, ale nie jestem upoważniony, żeby cytować z nazwiskami, miejscowościami, gdzie pewne środowiska protestantów, pastorów protestanckich wróciły do Kościoła katolickiego. Jaką drogą? Zaczęli stosować spowiedź uszną z grzechów. Po roku przekonali się, że prawie wszyscy ich penitenci przeszli na katolicyzm. To na nich takie wrażenie zrobiło, że sami też na katolicyzm przeszli. A u nas się lekceważy. To jest ten tragizm.
Ostatni moment, na który tu chcę zwrócić uwagę, który w związku z pewnymi praktykami duszpasterskimi godny jest poruszenia zwłaszcza na misjach, jeśli by na rekolekcjach nie było na to czasu. Powiązanie sakramentu pokuty z Eucharystią, właściwe powiązanie. Niedobrze jest jeśli sakrament pokuty traktowany jest tak: idę do spowiedzi na to, żeby przystąpić do Komunii świętej. To jest prawda, ale to jest zubożenie tego sakramentu. Natomiast trzeba powiedzieć, że właściwie ustawiony sakrament pokuty pozwala dopiero na pełne korzystanie z częstej Komunii świętej; że rozluźnianie częstości spowiedzi powoduje, iż Komunia święta częsta staje się coraz mniej owocna.
Ojciec Święty Jan Paweł II trzykrotnie w swoich dokumentach, przede wszystkim w „Redemptor hominis”, w dokumencie o Kulcie Eucharystycznym powracał do tego tematu. Kto chce często komunikować, wyrobi sobie tą wrażliwość na potrzebę oczyszczenia nie tylko z grzechów ciężkich, ale tego oczyszczenia wobec największej świętości. Człowiek grzeszny przybliżając się będzie mógł jak najbardziej mocą sakramentu, bardziej czysty, bardziej otwarty, bardziej wierny, stanąć i zjednoczyć się z Chrystusem. Trzeba o tym mówić także i pod kątem kapłanów. Zawstydzani jesteśmy nieraz kapłanami, którzy przyjeżdżają z Zachodu i bardzo powierzchownie nam mówią: Byłem w kościele u was, byłem na Mszy niedzielnej. U nas to by wszyscy byli do Komunii, a u was tylko taki a taki procent. Odpowiedź byłaby nieraz bardzo bolesna. Pojechanie tam wskazuje, że część z tych ludzi, których u nich chodzi do Komunii świętej żyje bez sakramentu małżeństwa, tylko na ślubie cywilnym, ludzi, którzy regularnie nie chodzą na Mszę świętą tylko co którąś niedzielę, idą do Komunii świętej. Te fakty znam konkretnie, dlatego za nie biorę odpowiedzialność. Ale ta tendencja zachęcająca: Przecież nie grzeszycie ciężko, chodźcież wszyscy do Komunii! Trzeba formować sumienia, wychowywać do sakramentu pokuty, wtedy częsta Komunia święta ogromnie pomoże, żeby ta dominanta kontaktu z Bogiem, dominanta miłości Boga i ludzi naprawdę w życiu chrześcijańskim się zaznaczała, żeby to nowe życie w Chrystusie wybijało swój ślad nawet na życiu społecznym, w rodzinach, w stosunkach międzyludzkich nawet w szerszym kontakcie społecznego życia.
To jest w takim błyskawicznym skrócie, bo tematy wielkie. Te questiones selectae, które odważyłem się księżom przekazać.
Tekst spisany z taśmy magnetofonowej
Materiały Komisji ds. Duszpasterstwa KWPZM
Archiwum KWPZM