Kard. Stefan Wyszyński
PRZEMÓWIENIE DO KSIĘŻY REKOLEKCJONISTÓW I MISJONARZY ZAKONNYCH
Warszawa, 24 stycznia 1975 r.
Chciałbym skierować kilka słów do zakonnych kaznodziejów rekolekcyjno-misyjnych. Tematem naszego dzisiejszego spotkania, Najmilsi, jest – „Apostolstwo świeckich w parafii”. W związku z tym pragnąłbym naprzód dać wyraz swojego uznania i wdzięczności dla rodzin zakonnych w Polsce, że tak chętnie włączają się w program pracy kościoła w naszej ojczyźnie.
Program ten z konieczności ulega ciągłym zmianom, dlatego i tematyka rekolekcyjna też musi się zmieniać, chociażna podstawie waszych doświadczeń dochodzicie do przekonania, że w każdych rekolekcjach, zwłaszcza wielkopostny, muszą być poruszane tematy zasadnicze. Mianowicie te, które prowadzą do dobrej spowiedzi świętej oraz skłaniają do odnowy życia.
Doświadczenia wasze są słuszne i prawdziwe. Niektóre wspólnoty zakonne wypracowały całkiem jasną i zrozumiałąteorię, że rekolekcje muszą dotykać podstawowych zagadnień nauki chrześcijańskiej – muszą pouczać słuchaczy o istocie grzechu, o rzeczach ostatecznych, muszą ukazać eschatologiczne konsekwencje życiowe, aby pobudzić do prawdziwej pokuty i odnowy życia.
Merytorycznie jest to słuszne, dlatego w każdych rekolekcja tematy te jakieś miejsce muszą zająć. Jednakże współczesne życie postuluje szereg tematów, które na pewno w różnych sytuacjach są poruszane przez rekolekcjonistów, aby niekiedy wysuwają się na czoło zagadnień i problemów.
Dlatego od wielu już lat uzgadniany tematykę rekolekcjonistów z programami duszpasterskimi, opracowanymi przez różne Komisje pracujące przy Konferencji Episkopatu Polski. W Komisjach tych – Duszpasterskiej, Katechetycznej, Maryjnej, czy w podkomisji Homiletycznej pracują również kapłani zakonni. Mają więc możność skontaktowania sięwcześniej z nowym programem duszpasterskim, postulowanym przez Konferencję Episkopatu.
Nadto, w Komisjach tych pracują także przedstawiciele Konsulty Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich. A więc istnieje jeszcze jeden czynnik jednoczący i zespalający prace Konferencji Episkopatu, różnych jej Komisji wymienionych wyżej, z Komisją dla spraw zakonnych przy Konferencji Episkopatu oraz Konsultują Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich i Żeńskich. Synchronizacja prac jest konieczna i doniosła. Tylko w ten sposób możemy zaradzać szeregowi najrozmaitszych potrzeb społeczeństwa naszego.
W naszej życiowej praktyce i w walce Kościoła w Ojczyźnie naszej o wolność duchową, coraz lepiej rozumiemy jak doniosłe znaczenie mają zakony i rodziny zakonne. Można by na ich chwałę powiedzieć, że o ile innych państwach wspólnoty zakonne dały się rozłożyć, to w Polsce zachowały zwartość organizacyjną, wspólnotę życia i wolność pracy – chociaż na zawężonym marginesie. Świadczyłoby to, iż duch życia zakonnego w Polsce głębiej przenika, aniżeli gdzie indziej. Nie chcemy z tego powodu chełpić się, ale dla podtrzymania ducha w trudnej sytuacji, w jakiej nadal jesteśmy, potrzebne są słowa uznania.
„Świat drugi – Czym on w rzeczywistości jest?
Najmilsi! Zanim przejdziemy do waszego właściwego tematu – „Apostolstwo świeckich w parafii”, chciałbym chociażkrótko, nawiązać do październikowego Synodu Biskupów w Rzymie, który, jak wiadomo, zajmował się problemem ewangelizacji w świecie współczesnym.
Spojrzenie na ewangelizację, uszczegółowione w relacjach z różnych kontynentów czy krajów, wykazało odmiennośćsytuacji w tej dziedzinie pracy Kościoła. Ja osobiście, zgodnie z wezwaniem Prezydium Synodu, starałem sięprzedstawić zróżnicowanie sytuacji w „świecie drugim”. Jak wiemy „świat pierwszy” – to tak zwany świat kapitalistyczny, „świat długi” – to świat tworzący nowe formy życia społeczno-gospodarczego-politycznego, a „świat trzeci” – to kraje rozwijające się.
My żyjemy w „świecie drugim”, który chce być światem marksistowskim, ale dotychczas w pełni, doktrynalnie rzecz biorąc, jeszcze nim nie jest: jeszcze jest obciążony „grzechem pierworodnym” kapitalizmu i nadal chodzi w mundurze kapitalistycznym. Jak Marks mógł wydawać swoje książki tylko dzięki temu, że Engels dostarczał mu pieniędzy od kapitalistów angielskich, tak, i nadal może egzystować dzięki temu, że i dziś pożycza pieniądze od kapitalistów i kupuje od nich różne precyzyjne urządzenia.
„Świat drugi” chce być światem kolektywistycznym, ale wszelka forma kolektywizmu nie zgadza się z podstawowymi zasadami ekonomii, chce być światem ateistycznym, ale dotychczas to mu się nie udało, chociaż oficjalnie takim sięogłasza. Najnowsze urzędowe statystyki z takich krajów jak np. Czechy wykazują, że przynajmniej 90 procent ludności uważa religię za rzecz pożyteczną i wartościową, nie mówiąc o tym, w jakim zakresie jest ona praktykowana. O Polsce nie wspominamy, bo wiemy, jak u nas jest.
„Świat drugi” chce być światem laickim, a jednak pomimo wszystko nim nie jest, bo dzisiaj coraz żywiej i coraz goręcej podnosi się tak zwana „rewolucja kulturalna”, która postuluje pełną humanizację, a więc także zbliżenie siędo chrześcijaństwa, które jest humanistyczne na sposób Chrystusowy.
Dlatego też ten „drugi świat” nie tylko nie jest jeszcze tym, czym chce być i do czego dąży. Stara się jednak opanować człowieka przez ograniczenia podstawowych praw osoby ludzkiej i przez ateizację upolitycznioną. Pisał „Kisiel” w „Tygodniku Powszechnym” na Boże Narodzenie, że nawet choinka jest upaństwowiona, i makowiec, i zabawki, i świecidełka. Państwo ateistyczne musiało zadbać, aby to wszystko w Polsce było, bo nadal Chrystus sięrodzi. A więc pomimo wielu ograniczeń, które mogą sprawiać wrażenie głębokiej presji, zamierzenia te nie osiągająrezultatu w pełni. Może w sytuacjach wyjątkowych, w stosunku do psychik słabszych, do ludzi koniunkturalnych, którzy mają na celu „urządzenie się”, odnoszą pewne sukcesy, ale to jest materiał najsłabszy.
Powszechny obowiązek ewangelizowania i obrony praw osoby ludzkiej
Synod wysłuchawszy wielu postulatów i spostrzeżeń, uwydatnił, że w tym zróżnicowany świecie ewangelizacja Ludu Bożego, przebiegając różnymi drogami i w rozmaitych warunkach, musi ukazać związek nauczycieli Ewangelii i jej słuchaczy z Chrystusem. Dlatego wielu mówców na Synodzie podkreślało, że wszyscy są zobowiązani do ewangelizowania. Nie tylko biskupi i kapłani, nie tylko rodziny zakonne i pracownicy katechetyczni, ale także rodziny domowe, co więcej – ludzie nauki i kultury. I trzeba im ten obowiązek przypomnieć.
Jeżeli więc mamy zastanowić się nad tematem – „Apostolstwo świeckich w parafii”, to bodajże najważniejszą rzeczą, Drodzy moi, jest – z dokumentem synodalnym w ręku – przypomnieć im, że i oni są zobowiązani do ewangelizacji w swoim środowisku, tam, gdzie są. Nie wystarczy, że dobra matka pośle dziecko na katechizację, ona musi sama katechizować. Nie wystarczy, iż ojciec wysoko ustawiony w hierarchii partyjnej, przymknie oczy na to, że matka przygotowuje dziecko do I Komunii Świętej. On sam musi się do tego przyczynić i podjąć decyzję.
Wczoraj dostałem list informujący o takim zdarzeniu. Milicjant chciał ochrzcić swoje trzecie dziecko. Zabrano go do „sanhedrynu” i powiedziano: Udało ci się dwa razy, ale teraz ci się to nie uda. Jeśli ochrzcisz dziecko, stracisz posadę, a następstwa tego wiesz jakie są ciężkie. Milicjant wybrał pierwsze – ochrzcił dziecko. Takie sytuacje stwarzające warunki niemal dla bohaterstwa, są jeszcze dzisiaj. Wiążą się one z zagadnieniem bytu rodziny i jej normalnej egzystencji.
A jednak, Najmilsi, rodzice są powołani do ewangelizowania swoich dzieci, nie tylko przez kapłanów, ale przez swoje sumienie. Ojciec de Lubac w swoim przepięknym dziele powiedział, że obowiązek ewangelizacji łączy się z misjąkanoniczną, daną rodzicom „implicite” przez Kościół w sakramencie małżeństwa. Widać to zwłaszcza w odnowionej liturgii tego obrzędu.
Ale świat nauki i kultury, który do niedawna z Ewangelii czerpał bardzo wiele wartości, również jest powołany do jej głoszenia. Wiemy, że historia sztuki – malarstwa, rzeźby, architektury – łączy się bardzo ściśle z duchowościąewangeliczną; z niej bowiem brała natchnienie.
Również w zakresie życia społecznego, a nawet społeczno-politycznego, Ewangelia daje natchnienie, głosząc podstawowe prawa osoby ludzkiej: prawo do prawdy, sprawiedliwości, miłości, pokoju i jedności, prawo do służby, poświęcenia i ofiary. Gdyby osoba ludzka zrezygnowała z tych praw i nie chciała ich bronić, dojdzie do alienacji psychicznej, a gdyby zjawisko to powtarzało się w setkach i miliona ludzi, dojdzie do alienacji narodu i życia narodowego. Na przykład, badacze sytuacji na Węgrzech i w Czechach stwierdzają, że na skutek jakiejś apatii i poczucia bezsiły społeczeństwa, nikt nie ma odwagi bronić praw osoby ludzkiej. Dochodzi tam do alienacji nawet w dziedzinie kultury narodowej.
Na Synodzie Kościół raz jeszcze uświadomił sobie, że obowiązkiem jego jest stanąć w obronie podstawowych praw osoby ludzkiej, że jest to obowiązek całego Kościoła, a więc biskupów, kapłanów, zakonników i świeckich katolików. Przeczytajcie deklarację Synodu, ogłoszoną w „Tygodniku Powszechnym”, a będziecie mieli wspaniały materiał dla waszych przemówień, w jakim kierunku ma pójść uświadamianie katolikom ich obowiązku.
Oczywiście nie jest to tak szeroko rozwinięte Jak w encyklice „Pacem in terris”, czy też w Deklaracji ONZ o prawach osoby ludzkiej. Jest ujęte zwięźle, lapidarnie, mocno. Dlatego jest to materiał bardzo wdzięczny do wykorzystania przez Was.
Pracownikom ewangelicznym Synod zaleca osobistą postawę wewnętrzną wobec Chrystusa przez modlitwę, rozważanie i kontemplację. Stwierdza, że ewangelizacja, apostołowanie, prowadzenie rekolekcji czy misji o tyle będzie skuteczne, o ile człowiek zwiąże się wewnętrznie z Tym, którego wyznaje. Nasza postawa rekolekcjonistów czy misjonarzy nie jest Najmilsi, tylko postawą ludzi emitujących pewne prawdy, przekazujących je, ale jest przede wszystkim wyznaniem. Jesteśmy zobowiązani nie tylko do nauczania; lecz także do wyznawania Chrystusa przed ludźmi, bo Chrystus obłożył to błogosławioną sankcją: „Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zawsze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” /Mt 10,32-33/.
Nauczanie z ambony, głoszenie kazań, homilii, rekolekcji, misji jest osobistym ujawnianiem siebie. Człowiek otwiera swoją duszę, pozwala słuchaczom patrzeć w siebie, w to czego sam jest pełen. Tylko taka postawa nauczania jest skuteczna. Słusznie powiedział ktoś na Synodzie, że pod tym względem musimy naśladować postawę Chrystusa. A On mówił wyraźnie: „Nauka moja nie jest moja, ale Tego, który mnie posłał, Ojca” /J 14,24/. Każdy z nas głosząc Ewangelię, nauczając, prowadząc misje, musi mieć tę świadomość, iż nauka jego nie jest jego, ale Tego, który go posłał, Chrystusa.
I takie usposobienie trzeba wyrabiać w słuchaczach, aby i oni wiedzieli, że nauka misjonarza nie jest jego, ale jest nauką Tego, który go posłał. Wtedy, Najmilsi, następuje zjednoczenie serc nauczyciela prawdy i jego słuchaczy przy Chrystusie, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. Pogłębia się przez to nasze wewnętrzne związanie z Chrystusem i z naszymi słuchaczami, wzrasta skuteczność naszego wysiłku. Ale pamiętajmy, iż warunkiem owocności naszej pracy jest modlitwa, rozmyślanie, rozważanie, a nawet kontemplacja.
Problemy wiary i „religia niewiary”
W tak zwanym „świecie drugim” spotykamy się ze zjawiskiem szczególnym – ateizacji politycznej. Chociaż nie brak programów ateizacji i gdzie indziej, jednakże tutaj jest ona typowa. Dlatego na Synodzie mówiono wyraźnie bardzo, że ateizacja upaństwowiona jest właściwie nawrotem starej anachronicznej tezy – „cuius regio eius religio”. Wydaje się, że ludzie doskonale rozumieją, gdy im się tłumaczy, że władza nie może głosić religii, bo to należy do Kościoła. Nie może głosić nawet i niewiary, bo to jest też religia – wiara w niewiarę, w skuteczność niewiary, w dogmaty ateistyczne. Jeden z nich wyczytałem kiedyś w „Izwiestiach”, gdzie kronikarz z podwórka ateistycznego, żalił się na nieskuteczność pracy propagandystów niewiary. Stwierdził: Dlatego jest nieskuteczna nasz propaganda niewiary, gdyżbrak nam miłości. Aby zwalczać Boga, trzeba też miłości do tej sprawy.
Trzeba więc zapożyczyć się od Pana Boga w ten przymiot, który jest jego istotną własnością: „Deus Caritas est, et qui manet caritate in eo manet”. „Pożyczmy sobie miłości od Boga, abyśmy mogli Go z miłością zwalczać”. – Oto paradoks możliwości niewiary.
W dniu mojego aresztowania czytałem książkę „Synowie diabła”. W zamieszczonym tam reportażu z kręgów masonerii wiedeńskiej, udzielono takiej rady agentowi: „Jeżeli chcesz skutecznie zwalczać Boga, to musisz w Niego wierzyć. Tylko wówczas, gdy uwierzysz w Boga, będziesz mógł się zdobyć na nienawiść do Niego, która jest ci potrzebna, abyśskutecznie Go zwalczał. Nie możesz zwalczać Boga, w którego nie wierzysz, bo to jest contradictio in adiecto. A więc musisz uwierzyć!” – Agent masoński pyta: „A w co mam uwierzyć? Może w Chrystusa, Ewangelię? – A, oczywiście! – I w Trójce Świętą? – Jasna sprawa! – A może jeszcze w wodę święconą? – We wszystko, od Serca Bożego do kropielnicy masz uwierzyć. Dopiero gdy będziesz mocno wierzył, będziesz mógł zwalczać Boga skutecznie”. Podobnie tłumaczył swoim czytelnikom dziennikarz z „Izwiestia”.
Takie paradoksy ludzie rozumieją. Rozumieją i to, że państwo nie jest po to, aby głosić światopogląd ateistyczny, ustanawiało swoją religię niewiary, wydawało pieniądze państwowe – składane przez obywateli wierzących – na zwalczanie Kościoła i religii. Walka z religią przez propagandę ateistyczną jest elementem stałym w sytuacji „drugiego świata”. Wiele nad tym cierpią bezpośrednio sami obywatele.
Podzielę się z wami wiadomościami z ostatnich miesięcy. Jeden z kapłanów pracował tam, skąd światło przychodzi. Zjawił się w pewnej miejscowości w lesie i udał się ze stacji kolejowej do kościoła, dokąd przyprowadziła go kobieta. Ponieważ nie miał pozwolenia na sprawowanie świętych czynności, więc stanął w tłumie, po cywilnemu – tak jak to nieraz nam się niepotrzebnie zdarza – i patrzył, jak się sprawuje Służba Boża. Dwóch „komitetowych” prowadziło nabożeństwo. Jeden dokonał aspersji, drugi rozłożył liturgiczne szaty na ołtarzu, ustawił kielich i rozpoczęła się„Msza”. Recytowano wszystko co jest w mszale, do momentu Przeistoczenia. Wtedy zapanowała cisza, rozległ siępłacz. A ksiądz „w cywilu” siedział między ludźmi i myślał sobie: W tym zgromadzeniu kilkuset osób, tylko ja jeden mogę sprowadzić Boga na ołtarz, ale mnie nie wolno! Nie wolno … – Sprawowano dalej czynności liturgiczne. Nadszedł moment Komunii świętej. Drugi radny podszedł do tabernakulum, wyjął puszkę z komunikatami, które poprzedniego dnia przywiózł od dziekana, oddalonego o 60 km i rozdawał Komunie świętą. A ksiądz nie poznany przez nikogo myślał dalej: Mój Boże! Ilu to księży w mojej Ojczyźnie tak nierozważnie rozstaje się z kapłaństwem, które tak jest potrzebne tym ludziom, jak chleb poprzedni …
Takie są sytuacje dzisiaj! Jeżeli mówi się ludziom o tych sprawach – w sposób oczywiście możliwie obłędny, nie wymieniając miejsca – ani kraju – otwierają szeroko oczy …
Zasłużyłem sobie na uznanie różnych kół, gdyż mówiąc na Synodzie o „drugim świecie” nie wymieniłem żadnego państwa, nie powiedziałem, gdzie to się dzieje. Mogli więc myśleć w Warszawie, że to pewno na Księżycu, czy może w Ameryce. Niech tak będzie.
Maryja pierwszą Głosicielką Dobrej Nowiny
Jedna rzecz jest znamienna, Najmilsi, w duchowości współczesnego głosiciela Ewangelii ludziom świeckim. Doskonale to ujął w swej wypowiedzi na Synodzie Ojciec Generał Rywalski. Wszyscy byliśmy mu wdzięczni. Powiedział tak: Tyle mówimy o ewangelizacji świata, a przypomnijmy sobie, że pierwszą Głosicielką Dobrej Nowiny była Matka Najświętsza, bo Ona pierwsza przyznała się do Boga, mówiąc: „Oto ja, służebnica Pańska” i poddała się Jego woli, gdy chciał przez Syna ogłosić światu swoją naukę: „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Ona też wyśpiewała program ewangelizacji świata – „Magnificat”. Ewangelizacja ta prowadzona jest nadal przez Maryję w sanktuariach. Wszędzie, gdzie Ona jest, porusza sumienia i serca skłaniając ludzi do posłuszeństwa Jej Synowi i przypominając im: „Cokolwiek Syn mój wam każe, czyńcie”. Ojciec Rywalski między innymi sanktuariami wymienił Jasną Górę. Tam w szczególny sposób dzieją się cuda ewangelizowania przez Maryję, ale także i w innych sanktuariach w Polsce. Zachęcił też, abyśmy nauczając, głosząc Ewangelię, nigdy nie pomijali Maryi, dlatego, że Ona jest pierwszą Ewangelistką, pierwszągłosicielką prawdy Bożej.
Wy, Najmilsi, którzy współpracujecie z dziełem Nawiedzenia Obrazu Matki Bożej, dobrze to odczuwacie i wiele macie na to dowodów. Jest to też powód szczególny naszej wdzięczności dla rodzin zakonnych, bo przede wszystkim zakonnicy przygotowują diecezje i parafie do Nawiedzenia. Mamy wspaniały przykład, jak skuteczna być może w rodzinach parafialnych prawda o szczególnym posłannictwie Maryi, o którym przypomniał Sobór mówiąc, że Matka Najświętsza, jest i dziś obecna w misterium Chrystusa i Kościoła.
Dalej już nie będę mówił, bo wszedłbym w temat Najdoskonalszemu Biskupowi Kraszewskiemu, który jest specjalistąod mariologii. Jemu więc oddaję głos.
Serdecznie dziękuję Kierownictwu dni skupienia Za podjęcie tej inicjatywy, za to, że prowadzi ją w Krakowie i tutaj w Warszawie. Poświęcając swój cenny czas, dajecie wyraz dobrej woli włączenia się w prace Episkopatu Polski, gdyżjednym z jej punktów jest właśnie apostolstwo świeckich w parafii.
Proszę Was, abyście jako znak naszej wspólnoty i zachęty duchowej przyjęli od Prymasa Polski książkę – „Sursum corda”. Nie jest ona napisana przy biurku, bo nie mam na to czasu. To jest żywe słowo mówione z ambony, chwytane na taśmę magnetofonową, opracowane przez Instytut Prymasowski i później – jeśli się da – wydrukowane za granicą, albo w Polsce. Proszę więc Was, Najmilsi Bracia, abyście dla rozweselenia waszego ducha, zwłaszcza gdy będzie Wam ciężko, przeczytali sobie przynajmniej pierwsze jej słowa: „Sursum corda”.
(Tekst autoryzowany)
Archiwum KWPZM