Siostry na trudne czasy

„Spokój i cisza malowały się w tych anielskich rysach; w czarnej sukience i białym klasztornym kapeluszu piękna była jak nigdy, ale już tą nieziemską pięknością, więcej anielską niż ludzką”.

Tymi słowami „klasztornego” optymizmu kończy Sienkiewicz opowiadanie Hania. Były to czasy powszechnego osłabienia religijności, ale wśród mniej „postępowych” Europejczyków odradzała się świadomość wyjątkowości życia zakonnego. Piękno oblubienic Chrystusa podziwiano na ulicach europejskich miast w szarytkach (fr. la charite – miłosierdzie), czyli siostrach miłosierdzia. Porewolucyjnej odnowie ich kongregacji sprzyjała sama Matka Najświętsza, która ich nowicjuszce objawiła Cudowny Medalik.

Siostry nie tylko wyglądały anielsko w swych nakrochmalonych kornetach, lecz także wykonywały wymagające „anielskiej” mocy prace dla chorych. W Warszawie utożsamiano je z królewskim klasztorem na Tamce, Szpitalem Dzieciątka Jezus i z Biurem Nędzy Wyjątkowej, które informowało o ludziach w najtrudniejszych sytuacjach życiowych. Nagłych i strasznych sytuacji nie brakowało nawet w czasach pokoju, gdyż miasta i fabryki rozwijały się spontanicznie, a bogaci rzadko poczuwali się do odpowiedzialności wobec tych, którym się w kapitalizmie nie udało.

SWIĘTE EMANCYPANTKI

Triumf chrześcijańskiego miłosierdzia był tak wielki, że zaczęto postrzegać zakonnice jako najbardziej wyzwolone z kobiet. Powody tego stanu rzeczy były cztery. Po pierwsze to one same zdecydowały o własnym losie, gdyż nie było już zwyczaju umieszczania za klauzurą „niepotrzebnej” córki lub siostry pana dziedzica. Po drugie prowadziły życie niezależne od mężczyzn. O ich emancypacji świadczył też fakt, że nie były utrzymankami czy rentierkami, lecz żyły z pracy własnych rąk, a na dodatek ich praca była społecznie bardzo użyteczna.

Mimo rządowych ograniczeń pojawiały się wtedy nowe zgromadzenia, m.in. sióstr Matki Bożej Miłosierdzia założone w Warszawie (1862) „dla skutecznego dopomagania do powrotu na drogę cnoty duszom pokutującym, powierzonym przez Boskiego Mistrza”. Chodziło o ratowanie „kobiet upadłych”, których liczba ciągle wzrastała w wyniku podwójnej mieszczańskiej moralności „pana Dulskiego” i jemu podobnych nowoczesnych obywateli.

Jednak najbardziej widoczne były „szare anioły miłosierdzia”, jak nazwał je Sienkiewicz, nawiązując do francuskiej nazwy zgromadzenia. Pisząc o zgliszczach Pułtuska, dał taki obraz: „Łuna pożaru rzucała jaskrawe blaski na białe ich kapelusze i blade, ale spokojne twarze. Ten spokój i rezygnacja wśród ogólnego ruchu i zamętu, wśród wrzasku i przekleństw miały w sobie coś prawie świętego”. Wcześniej pokazał siostry na tle skarg warszawskiej „nędzy wyjątkowej”, której stolica, zakrzątana balami dobroczynnymi, nie zauważała, a „czasem tylko na tle tego obrazu przesunie się, jak weselszy promień słońca, cicha postać szarej siostry miłosierdzia, niby anioł niosący z sobą wspomożenie i pociechę”.

POLSKA OBECNA W LITERATURZE

Oprócz malowniczych szarytek Warszawa miała wtedy jeszcze dwa klasztory „na wymarciu”, bo za karę pozbawiono je dóbr materialnych i nowicjatu. Były to wizytki z Krakowskiego Przedmieścia i benedyktynki sakramentki z Nowego Miasta, którym w 1865 r. zamknięto też szkołę dla panien z domów szlacheckich. Była to fundacja królowej Marysieńki Sobieskiej. Do ostatnich absolwentek pensji należała Eliza Orzeszkowa. Chociaż pani Eliza rychło stała się działaczką „postępową” i liderką emancypantek, to po 1890 r. wprowadziła do literatury znane sobie zakonnice. Opowiadanie Ascetka przez większą swą część wydaje się antyzakonne, gdyż pokazuje trzydziestoletnią siostrę pogrążoną w wielkiej „melancholii” i niewiarygodnie dziwacznej religijności. W tle pojawia się sympatyczna przełożona, której zachowanie z czasem też zaczyna budzić naszą wątpliwość. Jest tam jednak kilka pięknych obrazków z życia pensji i klasztoru oraz miłe portrety normalnych, pobożnych sióstr. W finale Ascetki Eliza Orzeszkowa pokazuje swój literacki kunszt i zmianę pozytywistycznego nastawienia do chrześcijaństwa.

W tym czasie Bolesław Prus zaczął pisać Emancypantki, gdzie znaczącą rolę grają szarytki na czele z matką Apolonią, której „kornet nie zasłaniał oczu”. Emancypantka Madzia myśli o zakonnicach klasycznie: „stykała się z zakonnicami, zawsze w przykrych warunkach: przy łóżku chorego albo przy trumnie”. Nic dziwnego, że myślała: „Cóż to za okropne życie! Siedzieć w wiekuistym więzieniu, zerwać z rodziną, wyrzec się znajomych, patrzeć na świat tylko przez kratę… I nigdy żadnego celu, żadnej nadziei. Ach, lepiej od razu umrzeć”. Jednak po serii „przygód” w stolicy to klasztor na Tamce okaże się dla niej jedyną przystanią wśród jej życiowych burz. Zresztą sam Prus, choć nie był człowiekiem religijnym, często tam bywał i przyjaźnił się z przełożoną. Od niej usłyszał o logice licznych (!) wówczas powołań: „Dwie kategorie osób zgłaszają się do nas i znajdują szczęście: albo takie, które świat zniechęcił, karmiąc je zbyt wielką goryczą, albo te, które, ciągle myśląc o Bogu i życiu wiecznym, nic nie znajdują dla siebie między rzeczami doczesnymi”.

POŚWIĘCENIE I OFIARA

W tym schemacie mieści się s. Aniela, którą w Rodzinie Połanieckich Sienkiewicza poznajemy jako panią Emilię, mamę umierającej Litki. Dramat jej powołania wygląda niemal jak moralne samobójstwo z miłości do dziecka. Sienkiewicz wspomina też o nazaretankach w Rzymie. Mistrzowsko ogrywa carską cenzurę, gdyż reklamuje nowo powstałe polskie zgromadzenie zakonne: „Jadę do Rzymu, to przedsionek do innego świata. Reguła nazaretanek [jest] taka pogodna i prosta, jak pierwsze chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo nie tylko się nie kończy, jak się niektórym filozofującym wartogłowom zdaje, ale zrobiło dopiero połowę drogi”. Sienkiewicz orientował się we współczesnym życiu zakonnym i martwiło go, że wiele Polek wstępowało do klasztorów zagranicznych. Rozumiał, jak znaczącą siłą narodu są zakonnice, które nie tylko pracują dla społeczeństwa (nazaretanki ruszyły wtedy na pomoc polskim emigrantom), lecz także będąc eschatologicznym znakiem królestwa Bożego, uczą rodaków poświęcenia i ofiary, bez których żadna ludzka wspólnota nie przetrwa.

Artykuł pochodzi z Miesięcznika Różaniec – LUTY 2025 r.

O. dr Andrzej Bielat OP

Wpisy powiązane

Abp Marek Jędraszewski w Dniu Jubileuszowym w Kalwarii Zebrzydowskiej: Być człowiekiem sprawiedliwym, który wie kiedy i jak przychodzi szczęście

Ks. prof. Bortkiewicz: to, co było patologią, dzisiaj staje się normą prawną

Życie warte jest…życia – wspomnienie o paulinie o. Krzysztofie Kotnisie, który za obronę nienarodzonych odsiedział wyrok