1952.12.07 – Niepokalanów – Na Niepokalanów patrzy cała Polska. Kazanie z okazji w 25-lecia Niepokalanowa

 
Abp Stefan WyszyńskiPrymas Polski

NA NIEPOKALANÓW PATRZY CAŁA POLSKA.
KAZANIE Z OKAZJI W 25-LECIA NIEPOKALANOWA

Niepokalanów, 7 grudnia 1952 r.

 

Najmilsi ojcowie i bracia, drogie dzieci Boże!

Uprzedzam dzisiaj o jeden dzień wielką uroczystość pracy Niepokalanowa. Mówię: wielką uroczystość, bo chociaż ma ona skromne wymiary, pamiętać trzeba jednakże o tym, że w tej uroczystości brać będzie udział wszystko, co na przestrzeni dwudziestu pięciu lat zostało tutaj dokonane z miłości Bożej dla chwały Najświętszej Maryi Panny. W tym miejscu była wielka energia miłości, niezłomna, żywa wiara, pełna nadziei, że odrodzi się oblicze ziemi.

To wszystko najbardziej opiera się tutaj w Niepokalanowie na jednym pragnieniu: aby dziękować Bogu za to, że „Możny jest i święte imię Jego” (Łk 1,49), że taką moc dał ludziom, o jakiej nawet nie myśleli. Mówi się, że z niczego nic nie ma, a przecież te wszystkie zjawiska, które widzimy, sam Bóg z niczego uczynił.

I również tutaj w Niepokalanowie Bóg dał dowód wielkiej potęgi swojej, że to dzieło powstało. Z niczego, mówiąc językiem normalnym, nic nie ma, ale uczynić coś z niczego, mówiąc językiem wiary, może tylko Bóg. To, co tutaj widzimy, nie powstało z niczego, lecz z tego, co jest najważniejsze: powstało z miłości. Dobrze rozumiemy, że to, co się rodzi z miłości, trwa, a to, co z nienawiści, kona.

Wydaje się, że sprawcy nienawiści budują coś nowego i swe zawistne dłonie wyciągają nad wszystkim, lecz tylko na krótko, gdyż po jakimś czasie sami je bezwładnie opuszczają nie dokonawszy nic więcej. Wtedy przychodzi Bóg, przychodzi ze swoją wielką miłością, porządkuje świat i układa. Świat wojną przewraca wszystko, co ma znamiona wiary, lecz to trwa krótko. Potem przychodzi czas, który leczyć będzie rany zadane przez wojnę i nienawiść. A to trwa długo. Drzewo ściąć łatwo – wystarczy kilka minut, by zaś wyrosło – na to potrzeba szeregu lat.

Tak więc, ukochani, świat swoimi zasadami ludzi unieszczęśliwia. Ale naród miłujący jest jakby ziarnem gorczycznym. Myśl, która się rodzi w duszy człowieka – jak Boga miłować, z natury swej jest niemal nieuchwytna. Miłość zdaje się ukrywać i być niedostępna, a jednak jak ona jest wspaniała, jak wielka, cierpliwa, jak długowiecznie trwała!

Ziarno rzucone w ziemię, w błoto, azali nie ginie? Azali nie przepada? Jednocześnie jeżeli obumrze, ile owocu przynosi (por. J 12,24). Niemądry niekiedy wydaje się ten człowiek, który bierze złote ziarno pszeniczne i jesienią rozrzuca po błotnistych polach, a jednak nikt nie potępia tego czynu, bo mamy nadzieję, że z tego ziarna, rzuconego w błoto, wyrośnie później duża roślina, która będzie obfitować w owoce. I „będzie miała żywot i obficie miała” (por. J 10,10).

Tak też i tutaj było rzucone życie. Rzucono je hojnie. Nie szczędzono trudu, nie szczędzono potu, nie szczędzono ofiar i gorliwości nad wyrobieniem własnym, aby przez to stworzyć Ojczyźnie ziemskiej, niedaleko od stolicy, jeszcze jedno ognisko, które żyje miłością Boga i które się wyżywa przez miłość Boga.

Dlatego też na Niepokalanów patrzy cała Polska. Również i w życiu zakonu – niknący już ostatnio w naszej Ojczyźnie zapał ojców franciszkanów odrodził się przez pracę tutejszą i jeżeli doszedł do tak wielkiego znaczenia w Ojczyźnie, to – przez Niepokalanów. Bóg pobłogosławił jego działalności. Przyjął ofiarę pracy i trudu, owszem, wsławił imię ojca Maksymiliana, które błyszczy jak gwiazda na niebie, nabiera znaczenia i jest najwspanialszym wzorem dla nas, jest przykładem Polaka poświęcającego się dla innych. Bo to on dał rozmach tej wielkiej działalności.

Najmilsi, dzieci Boże! Jesteśmy okryci dzisiaj barwą fioletu i jakby smutku, ale jutro będzie barwa radości i chwały, barwa Niepokalanej. Także tutaj, gdzie wzniesiono Niepokalanów wraz z tą świątynią, żył i pracował wielki czciciel Maryi, który cierpiał i przeżywał wiele smutku, ale dziś triumfuje w wiecznej radości. Tak samo jest z życiem każdej duszy, która w cierpliwości wsiewa ziarno pracy i mozołu. Wówczas Bóg wyzłoci ją i uczyni czystą, i przyprowadzi do chwały, do radości, do której wszyscy zmierzamy.

Tak bym pragnął wam, drodzy ojcowie i bracia, dzisiaj, w przededniu 25-lecia, podziękować szczerym sercem za wszystko, coście zdziałali odpowiadając łasce Bożej. Tu uczyniliście wiele rzeczy dobrych. Nie mam słów podzięki. Sprawić to może jeno sam Bóg. On to uczynić może, gdyż On tylko zna wartość czynów ludzkich. Ja będę wam po ludzku dziękował i błogosławił, iżeście uwierzyli.

Dziękuję wam za to, że z wiary uczyniliście zasadę waszego życia, a miłość i nadzieja zdobiły wasze czoła. Dziękuję wam za waszą pracowitość – budowniczość; za waszą cierpliwość; za wasz spokój, który zachwyca i w chwili pracy, i w chwili nieszczęścia, i w chwili niedoli, i w chwili wojny, i w późniejszym czasie, prawdziwie dając wyraz i przykład temu, że niestrudzenie zaufaliście Bogu samemu. Dziękuję wam szczególnie za waszą pracę i trudy, któreście oddawali na wybudowanie w tym miejscu tej pięknej świątyni. Dziękuję wam i za to, żeście zdołali skupić wokół siebie tyle młodzieży zakonnej, prowadząc ją w dążeniu do Boga. Dziękuję wam za tyle dobrych prac społecznych i bezpośrednią pomoc dawaną, tak zawsze chętnie wokół, wszystkim, którzy tej pomocy potrzebowali i od was oczekiwali. Resztę to już w sumieniu wam dobry Bóg dopowie.

Cieszę się, że mogę w tej świątyni powiedzieć słów kilka odnośnie do życia parafii; że wy, dzieci Boże, w pobliżu mieszkające, wy, matki, dziewczęta, ojcowie i chłopcy, będziecie mogli tutaj łatwiej spełniać swoje obowiązki wobec Boga i będziecie mogli – na wzór Rodziny Świętej – tym częściej przychodzić do świątyni.

Praca dla parafii, chociaż nie jest zasadniczym przedmiotem wysiłków zako­nu, to jednak została tu w pełni podjęta. Składam wam za nią, ojcowie, słowa mojej serdecznej podzięki.

Najmilsze dzieci! I wy jesteście świadkami uroczystości 25-lecia. Gdy to osiedle żyć zaczynało, was jeszcze nie było, a dzisiaj przybiegacie do tej świątyni, by się pomodlić, zwłaszcza w tę piękną uroczystość dzisiejszą, którą chcecie uczcić!

Jakże się cieszę, że i was, kochane dziewczęta i chłopcy, widzę! Cieszę się, że was tu tak wiele skupia się przy ołtarzu. Cieszę się tobą, kochana młodzieży, że masz ufność w Bogu, że nadal swe czoła wieńczysz zielenią i kwieciem dla chwały Bożej i dłonie swe wyciągasz, aby usłać Panu kwiaty na drodze Jego.

Cieszę się z was, rodzice katoliccy, że czuwacie nad swoimi dziećmi i że się do waszej pracy rzetelnie przykładacie przygotowując je do zawodu na roli czy do innych rodzajów prac, które mają wielkie znaczenie, nawet i na życie wieczne, gdy są dobrze spełniane. Dziękuję wam za to wszystko.

Chciałbym, abyście nie przestając ufać Kościołowi Bożemu i nam ufali, bo jakkolwiek jesteśmy obarczeni odpowiedzialnością za was przed Bogiem, to jednak zawsze i Kościołowi, i Ojczyźnie naszej – wiedzcie o tym – rzetelnie i bez zdrady służyć pragniemy. Pragniemy zarazem od was, abyście, najmilsze dzieci Boże, cokolwiek by w przyszłości Kościół święty jeszcze przeżywał, nie przestawali być mu wierni.

Pragnę, abyście nadal ufali Kościołowi, wiedząc, że Kościół prowadzi do miłości Boga, a przez miłość Boga prowadzi do miłości Niepokalanej i do miłości wszystkich braci w Chrystusie, do pokoju i sprawiedliwości społecznej. Miłość jest zawiązką doskonałości. Wszystko inne ustanie, ale miłość nigdy – będzie trwać wiecznie.

Pragnę wam, drodzy ojcowie i bracia, i wam, ministranci, dziewczęta, ojcowie i matki, na dalszą wspólną modlitwę i pracę, na waszą dalszą drogę do Ojca niebieskiego całym sercem błogosławić.

Tekst nieautoryzowany. Archiwum Niepokalanowa

 

Wpisy powiązane

1981.05.01 – Warszawa – List do o. Stanisława Podgórskiego CSsR, przewodniczącego KWPZM

1981.03.06 – Warszawa – Franciszkanizm dzisiaj. Przemówienie z okazji jubileuszu 800-lecia urodzin św. Franciszka z Asyżu

1981.01.08 – Warszawa – List do zakonnych rekolekcjonistów i misjonarzy ludowych, zebranych na dorocznym kursie