Kijas Zdzisław OFMConv, Przywrócić figurę „ojca” w życiu zakonnym

 

O. Zdzisław Kijas OFMConv

PRZYWRÓCIĆ FIGURĘ „OJCA” W ŻYCIU ZAKONNYM

Kraków, 125. rocznica powstania Sióstr Sercanek, 29 czerwca 2019 r.

 

 

Nie jest moim celem dokonywanie głębszej refleksji na temat duchowości franciszkańskiej. W kontekście tego, co już istnieje, pisanie czegoś dodatkowego mija się z celem. Chcę natomiast zatrzymać się wyłącznie na kilku aspektach, jak: a) kwestia duchowości franciszkańskiej; b) miejsce Jezusa w duchowości św. Franciszka; c) idea braterstwa i współczesne jej zagrożenia; d) rola indywiduum. Jest, oczywiście, wiele innych jeszcze tematów, lecz wspomniane wydają mi się nad wyraz aktualne.

Bóg Ojciec centrum duchowości

Co jest autentycznym centrum, swoistym sercem duchowości św. Franciszka? Znajomość jego życia oraz lektura jego pism pozwala stwierdzić, że takim centrum jest Trójjedyny Bóg[1]. Bóg św. Franciszka jest Bogiem wszechmocnym i pełnym dobroci. Jest Ojcem, który kocha swoje stworzenie, wysyła swojego Syna, aby je zbawić. A zatem figura Boga Ojca w tajemnicy Trójcy Świętej jest najważniejszym rysem duchowości Franciszkowej.

Współcześnie wielu jest jednak takich, którzy uważają, że rysem charakterystycznym duchowości św. Franciszka jest braterstwo (fraternità). Nie brak też i takich, którzy widzą w braterstwie nowy rodzaj ‘religii’. Jedni i drudzy utrzymują, że tylko i wyłącznie braterstwo, zarówno między ludźmi, jak również braterstwo z całym stworzeniem, jest w stanie ‘rozwiązać’ niemal wszystkie trudności, z jakimi boryka się współczesny człowiek i świat. Utrzymują oni, że braterstwo (widziane głównie w wymiarze horyzontalnym, jako jakiś rodzaj ‘bratania się’ ludzi czy przyjaźni), jest w stanie rozwiązać istniejące problemy, przywrócić szczęści i zapewnić pomyślną przyszłość, czyli stworzyć niebo na ziemi.

Doświadczenia zdaje się jednak mówić, że braterstwo (skądinąd bardzo ważne) nie jest w stanie unieść (spełnić) wszystkich powierzanych mu zadań. Podobnie jak nie uczyniła tego demokracja (chociaż składała bardzo wielkie obietnice). Jedno i drugie potrzebują czegoś więcej, czegoś głębszego. Zredukowanie duchowej intuicji św. Franciszka wyłącznie do fraternità bardzo mocno ją wypacza. Sądzę, że zaciera w niej to, co jest dla niej najbardziej charakterystyczne, wielkie i piękne, co jest autentycznym centrum, sercem, które ożywia i czyni ją zawsze aktualną. Jest nim osoba Jezusa Chrystusa, który objawia Ojca i wysyła Ducha Świętego, który przyjął cierpienie za nas, i dla nas i zmartwychwstał dla naszego zbawienia.

„Centralność” Boga Ojca, Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego jest konieczna do właściwego zrozumienia duchowości Franciszkowej (jak również chrześcijańskiej) i poprawnego odczytania roli franciszkańskiego braterstwa. Pozbawione mocnego odniesienia do Boga Ojca, braterstwo (skądinąd piękne i szlachetne) łatwo zostać może zredukowane do prozaicznego spotkania, do jakiegoś show¸ do tylko (świeckiego w swoim wewnętrznym wymiarze) happeningu. Braterstwo (a tym samym także wspólnota) pozbawione swojej naturalnej głębi, którą nadaje mu Jezus Chrystus, Boży Syn, bardzo łatwo adoptować się może do sytuacji świata, w którym żyje. W efekcie staje się jeszcze jedną społecznością świecką, jakich jest już bardzo wiele. Lecz taki rodzaj braterstwa, bez mocnego odniesienia do Boga, przestaje być braterstwem prorockim. Nie prowokuje i nie interpeluje, nie irytuje na tyle mocno, na ile powinno, czy wręcz musi. W efekcie braterstwo przestaje pełnić pokładane w nim zadania. Nie jest ono już dłużej ziemską ikoną eschatologicznej rzeczywistości, lecz jednej z wielu grup społecznych, które równie łatwo się organizują, co rozpadają.

Uśmiercenie figury „ojca”

Różne są przyczyny (źródła) trudności, jakich doświadcza współczesny świat. Jedną z nich jest odrzucenie, eliminacja, uśmiercenie figury „ojca” i zastąpienie jej figurą „brata”. To bardzo ważna informacja również dla naszej refleksji na temat duchowości i braterstwa. Potrzeba koniecznie przywrócić na nowo do duchowości (i do życia) figurę „ojca”. Oczywiście, nie chodzi o odzyskanie na nowo figury „ojca”, jako kogoś, kto każe, kontroluje, dyscyplinuje… Tego rodzaju rysy ojcostwa zostały odrzucone przez współczesność i wspominanie czy ożywianie ich wywołuje nierzadko uzasadnione uczucie strachu, lęku, rodzi wewnętrzny protest.

Kiedy mówię o nieodzownej potrzebie przywrócenia figury „ojca”, chodzi mi o odzyskanie, przywrócenie, ożywienie pewnej rzeczywistości duchowej, społecznej, kulturowej, która kryje się za tym obrazem. Z czym zatem wiąże się figura „ojca”? W pierwszym rzędzie ojciec kojarzy się z postawą odpowiedzialności. Jednym słowem ojciec ma wielkie poczucie odpowiedzialności: za swoją rodzinę, czyli za żonę i dzieci… Relacje, jakie nawiązuje ojciec z pozostałymi członkami rodziny, są relacjami o rysach odpowiedzialnych, które są zarazem relacjami mądrymi i dojrzałymi, znaczonymi miłością.

Kiedy więc mówię o potrzebie przywrócenia figury (rzeczywistości) „ojca” w duchowości Franciszkowej (a tym samym również zakonnej), mam na uwadze osobę o cechach opiekuńczych, nie dyktatora czy clowna. Ojciec bierze udział w początkach życia i bierze za nie odpowiedzialność, troszczy się o jego rozwój, staje w jego obronie, wiernie mu towarzyszy. On jest dla swych dzieci rękojmią bezpieczeństwa, skalą wartości, gwarancją pomyślnej przyszłości. Przekazuje tradycję, którą one wzbogacając lub interpretują.

Kiedy w braterstwie żywa jest figura „ojca”, kiedy powraca rzeczywistość „ojca”, to wówczas dzieci przestają być sierotami. Nie są już niczyje, ale mają ojca, który jest dla nich stałym punktem odniesienia, skalą wartości. Nie są już dłużej ludźmi bez korzeni czy bez tradycji, ale z przeszłością i przyszłością.

Figura „ojca” jest ważna w życiu społecznym, jednak szczególnie ważna jest w życiu duchowym. Bez stałego odniesienia do ojca duchowość łatwo stać się może wyłącznie splotem emocji, niekontrolowanych uczuć, wrażliwości, która – zamiast mieć pozytywny wkład w życie człowieka – dekomponuje go duchowo; pozbawia go nieodzownej integralności, opóźnia lub wręcz uniemożliwia osiągnięcie pełnej dojrzałości duchowej.

Rola „Ojca” w braterstwie

Bóg jest najwyższym wzorem wszystkiego, co szlachetne i godne pożądania. Jest On również wzorem, modelem, przykładem ojcostwa, którego brakuje współczesnemu światu, a niekiedy również duchowości. Bóg jest Ojcem par excellence. Aby więc przywrócić figurę „ojca” w duchowości i w braterstwie, trzeba koniecznie zwrócić się do Boga. Trzeba powrócić do szkoły św. Franciszka (i innych świętych), który wydziedziczony przez ziemskiego ojca, obrał Boga za Ojca. Dał tym samym do zrozumienia, że nie ma pełnego, autentycznego rozwoju duchowego bez ścisłego odniesienia do duchowej rzeczywistości, która związana jest z figurą „ojca”. Mając Boga za ojca, Franciszek spoglądał na wszystko i wszystkich oczami Boga Ojca. Uważał się za dziecko Boga Ojca, stąd też wszystkich, całe stworzenie mógł nazywać swoimi braćmi i siostrami.

Przyjęcia Boga za ojca pozwoliło Franciszkowi nawiązać poprawne relacje z innymi. Gwarantowało również poprawne rozumienie braterstwa. Dlaczego? Psychologia uczy, że kiedy braterstwo zostaje pozbawione mocnej figury „ojca” (przede wszystkim Boga, ale także przełożonego, który przyjmuje rysy ojcowskie), kiedy naraz wszyscy wokół, wszyscy członkowie wspólnoty stają się wyłącznie braćmi i siostrami, bez obecności figury „ojca”, łatwo wówczas można ulec pokusie pomieszania uczuć, zamienienia miłości w uczucie nienawiści lub odwrotnie, uznania nienawiści za miłość. Dokonuje się wtedy coś, co można by nazwać homoerotyzmem[2]. Homoerotyzm nie jest tym samym, co homoseksualność czy zakochanie. Homoerotyzm wyklucza stałość uczuć i wierność złożonym obietnicom. Charakteryzuje się on szybką przemianą uczuć z miłości w nienawiść, z przyjaźni w gniew. Relacje w braterstwie, w którym brak odniesień do figury „ojca”, przebiegają na poziomie uczuć, nie zaś na poziomie ratio, czyli rozumu. Sprawia to, że są one emocjonalne, dlatego przelotne i nietrwałe.

W braterstwie, w którym brak figury „ojca” (co skutkuje, że składa się ono wyłącznie z braci lub sióstr) uczucie miłości czy nienawiści nie rodzi się „z powodu” czegoś (jako racjonalne następstwo jakiegoś ważnego doświadczenia). Uczucia miłości czy nienawiści nie mają racjonalnego uzasadnienia, lecz tylko emocjonalne, a przez to trudno się je zwalcza i trudno koryguje. Emocje zaczynają odtąd brać górę nad zdrowym rozsądkiem i rozumem. Racjonalne uzasadnienia takich czy innych decyzji (również tych, które wymagają posłuszeństwa) zostają odrzucone. Wszystko rozgrywa się na poziomie emocji, nie zawsze zdrowych przyjaźni, jakichś obietnic, faworyzmów.

Kiedy brak „ojca”, jest „lider”

Ponieważ braterstwo (jak każda wspólnota ludzka) nie może funkcjonować poprawnie bez przywódcy, stąd też w przypadku braku figury „ojca” i przy braku odniesień do „ojca”, jego miejsce zajmuje postać, którą można nazwać liderem[3]. To dużo zmiana. Kim jest lider? Przede wszystkim ma bardzo niewiele z ojcostwa. Czasami stara się udawać bycie ojcem, nierzadko odgrywa rolę brata lub siostry, w rzeczywistości jednak interesuje go wyłącznie władza. Lider, ponieważ chce być liderem, tworzy wyłącznie pozory braterstwa. Jest mu ono potrzebne tylko po to, aby członkowie grupy wybrali go na swojego lidera, jakiegoś przywódcę, zwierzchnika. W osiągnięciu swoich celów używa zbliżonych do przyjętych  w grupie gestów, języka, terminologii itd. Bardzo często jest to język uśmiechu, poklepywania po ramieniu, dziwnych uścisków, mrugnięć, półszeptów, nieformalnych spotkań itd., a wszystko po to tylko, aby zaskarbić sobie sympatię i przyjaźń członków grupy, którzy mają wpływ na to, kto będzie ich liderem. Jednym słowem następuje proces bratania się, który ma niewiele wspólnego z prawdziwym braterstwem, wiele w nim natomiast rysów i zachowań zbliżonych do kumplowania się. Kto chce zostać wybranym na lidera, a brak w nim cech ojcostwa, usiłuje stać się kumpleminnych, chce zyskać ich przychylność i zjednać ich głosy. Ukrytym celem zabiegów takiej osoby jest chęć przejęcia „na własność” członków grupy. Lider, który nie jest ojcem, nie poczuwa się do odpowiedzialności za innych. Wyłącznie udaje bycie odpowiedzialnym, ale takim nie jest. Jego intencje są często egoistyczne. Opiekuje się grupą (lub jej częścią) po to tylko, aby nie utracić władzy albo by ją rozszerzyć.

Braterstwo, gdzie figura „ojca” zostaje zastąpiona niedojrzałą figurą „lidera”, przestaje być prawdziwym braterstwem. Jest tylko jego atrapą, fikcją. Brak mu autentyczności. Nie rośnie, nie rozwija się, nie bogaci się duchowo. Przestaje być braterstwem ewangelicznym. Nie przyciąga nowych osób, nie powołuje do pójścia za sobą i nie doskonali w świętości. Braterstwo bez figury „ojca”, jest w pewnym stopniu braterstwem na zapotrzebowanie tych, którzy chcą rządzić, dominować nad innymi. Stosują oni (na ile jest to możliwe) wyłącznie narrację braterską, demokratyczną, która nie jest jednak autentyczna, lecz udawana i obłudna.

Ojciec gwarancją mądrych relacji

Nauka mówi, że między rodzeństwem (braćmi i siostrami) możliwe są zasadniczo dwa uczucia, równie wyraźne, co przeciwstawne: uczucie miłości i uczucie nienawiści. Brata (lub siostrę) się kocha lub się go nienawidzi. Między rodzeństwem brak w zasadzie uczucia przyjaźni, wszystko zaś rozgrywa się na linii miłość-nienawiść. Uczucia te bolą, ale są szczere.

Podobnie wyraźnych uczuć nie spotyka się natomiast (albo spotyka się rzadko) między kolegami, przyjaciółmi, między kobietą czy mężczyzną. Relacje między nimi mają w sobie coś z gry. Ich relacje przybierają często formę zabawy w kotka i myszkę. Nierzadko tylko udają bycie dla siebie nawzajem kimś, kim w istocie się nie są. Robią to niekiedy z wygody czy wyrachowania, w perspektywie ewentualnych korzyści – duchowych, materialnych, politycznych. Przybierają wówczas rodzaj maski, zdejmując ją lub zmieniając na inną, kiedy wchodzą w relację z innymi, gdyż spodziewają się od innych większych korzyści. Nie są szczerzy, a często wręcz fałszywi. Z takimi postawami nie spotykamy się w zasadzie między rodzeństwem.

Kiedy braterstwo pozbawia się figury „ojca” i autorytetu z tym związanego, kiedy brak w nim odniesienia do Boga Jezusa Chrystusa, to równocześnie pozbawia się go ożywczej hierarchii. Raptem wszyscy są tylko i wyłącznie braćmi lub siostrami, równymi sobie, być może kolegami czy przyjaciółmi, niekiedy kumplami, ale nic poza tym. W takim rodzaju braterstwa bardzo łatwo relacje między członkami przybrać mogą formę gry. W grze łatwo zmieniają się role, założenia, dynamika i wszyscy (lub prawie wszyscy) noszą maski odpowiednie do ról, które odgrywają, łatwo je zmieniając na inne, kiedy zachodzi taka konieczność.

W braterstwie, które wyrasta z wiary, figurą naczelną jest Jezus Chrystus, Bóg, który jest naszym Ojcem i Bratem, najpierw Ojcem, a dopiero później naszym Bratem, jak zwykł nazywać Go św. Bonawentura. Braterstwo takie szanuje hierarchię wartości i ról, stąd cenna dla niego jest figura „ojca”, którą widzi w swoim przełożonym. Lecz jednocześnie również przełożony stara się pełnić rolę ojca wewnątrz wspólnoty. Poczuwa się do zdrowej odpowiedzialności za każdego brata lub siostrę. Zabiega o równość między nimi. Dba o ich wychowanie. Miłuje ich miłością ojcowską lub macierzyńską. Jest wymagający, ale nie selektywnie, lecz względem wszystkich. Wytycza kierunek dalszego rozwoju, rozpala ideały i idzie razem z pozostałymi.

Franciszek – święty Boga, nie zaś święty „braterstwa stworzenia” 

U korzeni duchowości św. Franciszka, o czym już wiemy, znajduje się głębokie doświadczenie wiary. Franciszek doświadczył bardzo mocno bliskości i miłości Boga. Przeżycie to zmieniło radykalnie jego życie i miało wpływ na jego relację z całym stworzeniem. Odtąd zaczął dostrzegać obecność Boga we wszystkich i wszystkim. Nikogo jednak nie chciał (nie zamierzał) nawracać na siłę, ale pragnął rozpalać we wszystkich wewnętrzny ogień miłowania Tego, który jest ich Stwórcą, miłującym Ojcem, który ich kocha, poświęca dla nich swojego Syna i zsyła im Ducha Świętego.

Była to wielka nowość Franciszka. Do każdego, kogo spotykał, zwracał się w słowach: „Bóg bardzo cię kocha! Miłuje cię bezgranicznie! Tylko On jest prawdziwym Królem! Jemu tylko warto służyć i Jego tylko warto kochać!” Nie mówił: „Musisz się nawrócić, bo gdy nie, pójdziesz do piekła!” Pytał retorycznie: „Dlaczego się jeszcze nie nawróciłeś? Dlaczego nie odpowiadasz miłością na Jego miłość?”.

Franciszek odczytał swoje powołanie w chwili, kiedy odkrył bliskość Boga. Najwyższy, który mu się objawił, ukazał mu jednocześnie sens życia.

Przeżycie bliskości Boga, tak ważne dla św. Franciszka, było jednak poważnym wyzwaniem (problemem) dla tych, którzy w Boga nie wierzą, ale akceptują Franciszka. Spora grupa przedstawicieli psychoanalizy utrzymuje na przykład, że wiara w Boga wszechmogącego i transcendentnego jest rodzajem zaburzenia obsesyjno-kompulsyjnego (Zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (ang. obsessive-compulsive disorder, OCD). Jest to zaburzenie psychiczne charakteryzujące się występowaniem u chorego natrętnych (obsesyjnych) myśli lub zachowań przymusowych (kompulsyjnych). Obsesjami nazywa się występowanie u chorego irracjonalnych myśli, które pojawiają się w świadomości automatycznie i powodują u pacjenta cierpienie oraz chęć uwolnienia się od nich. Myśli najczęściej dotyczą przemocy, religii czy seksualności, jak również dążenia do porządku (czystości) i symetrii (układaniu przedmiotów w symetryczny sposób). Innymi często pojawiającymi się myślami są te odnoszące się do zdrowia i obaw przed zakażaniem się jakąś chorobą, potrzebą zachowania nieskazitelnej czystości ciała, nieustanne myślenie, czy wszystko dopięło się na ostatni guzik (co powoduje wielokrotne, absurdalne sprawdzanie wszystkiego). W jaki zatem sposób ci, którzy w Boga nie wierzą, zaakceptowali Franciszka, świętego i herolda Najwyższego? W jaki sposób przyjęli świętego, odrzucając źródło świętości? Jakiemu zabiegowi (duchowemu, kulturowemu, politycznemu itd.) poddano życie Franciszka, aby wprowadzić go do kultury masowej, promując braterstwo łączące ludzi i stworzenia, wykluczające jednocześnie Boga?

Zabieg okazał się stosunkowo prosty. Otóż miejsce Boga zajęła przyroda, stworzenie. Świat duchowy i niewidzialny przestał istnieć, jedynie istniejącym stał się wyłącznie świat materialny i widzialny. Dotychczasowa troska o Boga, stała się nagle troską o przyrodę, o czyste powietrze, czystą wodę, ekologiczne pokarmy, czyste środowisko itd. Ochrona stworzenia, od zawsze, od początku będąca odpowiedzialnością ludzi wierzących, stała się ekologią, która nierzadko przybierała, i przybiera, rysy zbliżone do religii. Dla wielu jest ona nową religią, nowym wyznaniem wiary, nową miarą i wyznacznikiem godności człowieka. Nie brakuje zatem takich, którzy utrzymują, że jedynie ekolodzy, ludzie zajmujący się ochroną przyrody, są osobami o sercu wrażliwym, a przez to godnymi zwać się autentycznymi ludźmi. Z konieczności przejaskrawiam niektóre sformułowania, ale wszystko tylko po to, by uchwycić ukryty zamysł wspomnianych ruchów.

W środowiskach o takim klimacie ideowym Franciszek przestał być świętym, który zachwycił się bliskością i wielkością Boga, odkrywając, że sam jest kochany ponad życie. Przeciwnie, widzi się go wyłącznie jako kogoś, kto zauroczył się pięknem przyrody. Stał się pierwszym ekologiem i wzorem ekologów; człowiekiem wrażliwym na wszystko, co jest wokół, tylko nie na Boga. te promuje się promują go zatem, jako człowieka pokoju, zgody, otwartości, wspólnoty, demokracji, człowieka dialogu itd., zapominając natomiast o tym, co była dla niego najważniejsze, czyli o osobie Boga Ojca, Jezusa Chrystusa, Ducha Świętego. Trzeba się strzec, aby podobnej pokusie nie ulegali jego wierzący naśladowcy, lecz odkrywali i promowali w nim to, co najważniejsze: wielkość i bliskość Boga Ojca.

* * *

Przywrócenie na nowo figury “ojca” w życiu osobistym i w życiu zakonnym wydaje się być nieodzowne. Bez podjęcia takich starań, istnieje poważne niebezpieczeństwo dodatkowego pogłębiania i poszerzania relatywności zachowań, wyborów, celów. Tego następstwem będzie pogłębiający się brak szacunku do tradycji, do przełożonych i do pojedynczych członków wspólnoty. Dla wierzących, szczególnie zaś dla osób konsekrowanych, jest to więc wielkie i naglące wyzwanie. o. prof. dr hab. Zdzisław Józef Kijas OFMConv

[1] Zob. pozycję.J. Kijas Kto szuka Boga. Napomnienia św. Franciszka, WAM, Kraków 2011.

[2] Homoerotyzm różni się od definicji homoseksualizmu, ponieważ odnosi się do pożądania samego w sobie – momentalnego, tymczasowego – natomiast homoseksualizm jest bardziej permanentnym stanem, między innymi identyfikacją z daną orientacją seksualną.

[3] Nie mam tutaj na myśli lidera, przywódcy, jako kogoś, kto cieszy się naturalnym autorytetem i zaufaniem tej grupy osób, w której się znajduje, które są skłonne podporządkować mu się dobrowolnie. Chodzi mi natomiast o taki rodzaj lidera, który chodzi do władzy w sposób nie całkiem etyczny.

 

Archiwum KWPZM

Wpisy powiązane

Rostworowski Piotr OSB, Accommodata renovatio a obecne życie zakonne

Krupa Andrzej Ludwik OFM, Teologia oddania się Maryi w macierzyńską niewolę miłości

Jankowski Augustyn OSB, Podstawy ewangeliczne i historyczne życia zakonnego