Meyer Karl OP, Społeczny i duchowy wymiar zakonów dzisiaj

 

Karl Meyer OP – Kolonia

SPOŁECZNY I DUCHOWY WYMIAR ZAKONÓW DZISIAJ

Ordenskorespondenz, 4/1990, s. 285-402

 

 

Nie jest to jakiś zasadniczy referat o ponadczasowym wymiarze życia zakonnego. Nie chce również rozpatrywać wymiaru życia zakonnego w świetle Soboru Watykańskiego II, chociaż sformułowane tam myśli wyciskają na nas piętno i fascynują do dnia dzisiejszego.

Przez słowo „dzisiaj” wyrażona jest raczej analiza czasu w Niemczech i to przede wszystkim tam. Ze względu na rozmiar i kompleksowość zagadnienia, referat można potraktować jedynie jako próbę do szkicu.

 

Część I. SPOŁECZNY WYMIAR ZAKONÓW

Uwaga wstępna: Społeczny wymiar.

Duchowość, życie kulturalne i religijne nie są całkiem niezależne od świata materialnego. Istnieją fizyczne i społeczne podstawy, które mają na duchowość realny wpływ, sprzyjają jej lub ją ograniczają. Tomasz z Akwinu twierdzi: gratia supponit naturam et perficit eam.

To co mówi on o stosunku natury i nadnatury, ma również znaczenie na innych płaszczyznach. Społeczny wymiar jest też odbiciem jak dalece duch albo duchowa wspólnota wpływa na społeczną strukturę.

Społeczny wymiar zakonów w historycznym porównaniu.

Chętnie porównuje się – z odcieniem pewnego ubolewania – wzrost, znaczenie i wielkość zakonów na początku naszego stulecia w porównaniu ze stanem w obecnym czasie. Chcemy to porównanie kontynuować.

Co się działo, gdy się wstępowało do klasztoru w wieku XIX albo na początku XX stulecia?

Wychodziło się naprzeciw społecznej potrzebie.

Sytuacja społeczna

–      Minął już czas Oświecenia, romantyzm określa obraz życia intelektualnego. Styl gotycki i romański przewodzą w sztuce. Wiara znowu dochodzi do głosu, buduje się wspaniałe katedry. W narodach rozwija się poczucie tożsamości, również wyznania religijne organizują się na nowo i służą w znalezieniu swej tożsamości.

Higiena i związane z tym obniżenie śmiertelności dzieci powoduje powstawanie wielkich rodzin. Rolnictwo nie może już ludzi wyżywić, na wsi powiększa się ubóstwo. Uprzemysłowienie prowadzi do wzrastania miast i powstawania nowej klasy ludność – klasy robotniczej.

Europa jeszcze raz zagarnia intensywnie części świata. Świat poza Europą staje się politycznym lub gospodarczym obszarem kolonialnym europejskich narodów.

W Kościele powstają odpowiedzi na tę sytuację

Młodzi społecznie rozbudzeni ludzie, rozwiązują te problemy w oparciu o motywacje wiary /częste inicjatywy swoich proboszczów/ i tworzą religijne, społeczno-charytatywne wspólnoty, które cieszą się wielkim powodzeniem.

Wielu młodych ludzi znalazło w ten sposób dobrą pozycję w społeczeństwie, a wstąpienie do zakonu oznaczało dla nich społeczne schronienie i awans. /W czasach, gdy znano jedynie instytucje „przechowalni nocnej”, każda najmniejsza pojedyncza cela przedzielona zasłoną stanowiła awans; w czasie, w którym panowały rygorystyczne zasady pracy, surowy, klasztorny porządek domowy nie był niczym niezwykłym lub groźnym/. Można powiedzieć, że nowe zgromadzenia /również instytuty diakonisek/ były zjawiskiem społecznym eksplozji ludnościowej.

Wielu odważnych młodych ludzi wyjechało wówczas na misje. Początkowo chcieli oni obcym ludom zanieść jako dar wiarę chrześcijańską. W i mię postępu chcieli również tym ludziom pomagać i podnieść ich na europejski standard. Faktycznie łagodzili oni skutki kolonializmu. Działając dla ich dobra, jednak misje miały orientację europejską, tzn. z misjami była, często połączona jakaś forma poczucia wyższości nad tymi ludźmi i pogardy dla ich rodzimej kultury. To umacniało jeszcze pewność siebie misjonarzy.

Kiedy wstępuje ktoś do klasztoru, otacza się go pewną czcią. Decyzja wstąpienia do klasztoru jest na ogół oceniana pozytywnie.

Ponieważ klasztory były po większej części ciemiężone, albo już wymarłe, powstawało wolne pole do inicjatywy i pracy twórczej. Nowych, członków nie obarczały stare obciążenia.

Gdy się wstępuje do klasztoru, zmienia się swoje warunki życiowe w sposób bardzo. Ograniczony. Ci, którzy wstępują do klasztoru, są społecznie przygotowani przez silne wpływy wielkich rodzin i przyzwyczajeni do biedy. A do Kościoła, którego przedstawicielami byli biskupi i kapłani, było nastawienie pozytywne i pełne zaufania.

Co dzieje się, gdy się dzisiaj u nas wstępuje do klasztoru?

Czy dzisiaj przez, życie zakonne, przez wstąpienie do jakiegoś klasztoru wychodzi się naprzeciw społecznej potrzebie?

Czy istnieje taka społeczna potrzeba w świście pluralistycznym, w jakim świat się znajduje? Co mogłoby być taką społeczną potrzebą, na którą Kościół miałby odpowiedzieć?

Gdyby na to pytanie chciano odpowiedzieć, że obecnie nie ma takiego zainteresowania, to jednak trzeba tutaj zachować ostrożność. Wiek XIX przyniósł nowe formy zaangażowania, które mogły zainteresować młodych łudzi. Można by tu wymienić Salezjanów, z ich zaangażowaniem się dla młodzieży jako specjalnie udane. Ale XIX w. odnowił i przekształcił także stare ideały i formy /np. Franciszkanie/, które znalazły wielu zwolenników.

Również nasze czasy przyniosły już nowe formy: Małe Siostry i Mali Bracia są np. odpowiedzią na poniżającą pracę wielu ludzi w przemyśle. Nowe formy udziału w społeczeństwie i współżyciu w świecie robotniczym przesiąknięte wiarą znajdują swój wyraz w Instytutach Świeckich. W naszym dziesięcioleciu powstaje cały szereg duchowych wspólnot, których struktury się ustalają. To się uwydatnia bardziej w innych krajach Europy, a jeszcze więcej w skali światowej.

W takim czasie jak obecny czas z historyczną świadomością odżywają takie zasady, które w początkowym wartościowaniu i motywacji były prawie niezauważalne. W ten sposób mogą stare owocne zasady przyczynić się również do kształtowania życia i wyjść naprzeciw potrzebom społeczeństwa.

Trzeba jednak stwierdzić, że potrzeby społeczne oczekujące odpowiedzi Kościoła oraz kościelnych wspólnot jak zakony nie są tak dokładnie wyrażone jak w wieku poprzednim, a zwłaszcza w Niemczech leżą one na innej płaszczyźnie.

Pragnienie wstąpienia do klasztoru wywołuje przynajmniej w najnowszych czasach niezrozumienie i nieprzychylność, gdyż kojarzy się to z marnowaniem życia. Kto wstępuje do klasztoru, izoluje się i doznaje społecznej degradacji.

Kto wstępuje dzisiaj do istniejącej już od dawna wspólnoty zakonnej, wchodzi on na pole, które może kształtować, tylko uważany jest jako korek do zapychania dziur, chyba, że przełożeni zmienią radykalnie swoje nastawienie. On /ona/ ma w perspektywie towarzyszyć wielkiej ilości starych ludzi – do śmierci i ponosić za to koszty.

Wstąpienie do wspólnoty apostolskiej dokonuje się w istocie ze względu na wpływ na społeczeństwo. Czy przychodzą jednak do współkształtowania społeczeństwa właściwi ludzie?

Ojciec Duchowny /Seminarium w Münster/ Seeger zebrał krótko w referacie zbiór motywów u dzisiejszych diecezjalnych kandydatów do kapłaństwa, które wykazują więcej lęku przed światem niż odważnego zaangażowania się dla świata. Jeśliby te spostrzeżenia zastosować również do zakonów, wówczas społeczny wymiar zakonów byłby zasadniczo osłabiony. Niestety, potwierdzają się tego rodzaju spostrzeżenia. Często miarodajnym motywem wstąpienia do zakonu jest pragnienie, aby ze swą wiarą i zaangażowaniem nie stać samotnie we wrogim świecie. Oczywiście środowisko jest również „wrogie”.

Również zasadnicza identyfikacja z konkretnym Kościołem jest u wielu kandydatów do zakonu mało rozwinięta. Chciałoby się spełniać krytyczną solidarność. Nie rzadko łączy się ze wstąpieniem do zakonu chęć wyłączenia się z systemu niemieckiego kościoła diecezjalnego, któremu zarzuca się niekiedy brak zmysłu realizmu. Brak również stanowczości, by wyciągnąć konsekwencje dla swego życia z pożądanego dystansu. Czy to jednak wystarczy dla kształtowania wiary zeświecczonego świata?

Społeczny wymiar zakonów – systematycznie.

Jeśli ma się zamiar ustawić to pytanie systematycznie, to połączone są z tym trzy pytania:
Co wpływa na nas? Co nam pomaga? Co nas ogranicza?
Kto interesuje się nami? Jaką mamy publiczność przed sobą?
Bo kogo, kierujemy nasze zainteresowanie? Na kogo mamy wpływ? Kogo dosięgamy?

Społeczny wymiar pokazuje się we wpływach, którym się ulega, albo się przyjmuje jako sprzyjające życiu, i we wpływach, które się wywiera na innych.
Co wpływa na nas?
Opanowana przez technikę społeczna organizacja wywiera wielki wpływ.

aa)  Ogólna sytuacja atmosferyczna społeczeństwa wyraża się przez:

liczne materialne możliwości,
wysoka mobilizacja,
wielka prędkość zmian
w technicznych zastosowaniach,
w gospodarczych zależnościach,
w naukowych ocenach.

Wzrastający rozwój społeczności robotniczej i socjalizacja sprzyjają wielkim instytucjom i czynią je jeszcze silniejszymi. W sektorze usług obok państwa istnieją związki zawodowe, kościoły i zrzeszenia opieki społecznej. W dziedzinie społecznej może państwo, mając do dyspozycji swe wielkie zasoby materialne, finansować związki, ustanawiać prawa, przygniatać mniejsze prywatne przedsiębiorstwa. I tylko wielkie związki mogą wpływać na prawodawstwo.

W dziedzinie zdrowia rozwój aparatów medycznych powoduje takie koszta, że państwo regularnie musi pomagać do utrzymania szpitali i dla prywatnej przedsiębiorczości pozostaje mało możliwości /czy siostry byłyby w stanie przyjąć do swego szpitala biednych, którzy nie są ubezpieczeni? Chyba nie/.

Pewność ubezpieczenia i wielkie wymagania pacjentów powodują podobne skutki, ponieważ koszty zatrudnienia służby zdrowia wzrosły astronomicznie i małe przedsiębiorstwa nie są w stanie je opłacić. Dlatego małe jednostki bywają zamykane.

W zakładach wychowawczych przepisy nakreślają standard mieszkania i utrzymania, który dla wielu rodzin jest nieosiągalny.

bb)  Zakony zbudowały w przeszłości wiele instytucji w dziedzinie szkolnictwa, zdrowia i opieki społecznej.

Zakony są więc w swoich przedsięwzięciach wplecione w ten rozwój i dlatego są coraz bardziej zależne od państwa /np. dofinansowanie szpitali/. Przy wzroście instytucji i spadku liczby własnych członków /własnego personelu/ rośnie związanie z prawnie istniejącym ustrojem o przedsiębiorstwach, z jego porządkiem i rozwojem taryfowym. Związanie z tymi ustawami coraz mniej pozwala na kształtowanie własnych instytucji także w pozytywnym znaczeniu. Także coraz trudniej określić atmosferę domu zakonnego.

Zakony są nie tylko przez swoje instytucje wplecione w społeczeństwo z wysokim standardem ubezpieczenia, ale same wraz ze swymi członkami należą do niego. Państwo żąda od zakonników odpowiedniego ubezpieczenia chorobowego i na starość.

Ubóstwo w dawnym znaczeniu jako nieubezpieczeni z nieubezpieczonymi jest państwowo niedozwolone i niemożliwe.

Nawet „zasady kształcenia w instytutach zakonnych” /l, 2.90/ w rozdziale o klasztorach kontemplacyjnych mają nową wymowę /s. 59/:

„W systemach opieki społecznej, które w rozmaitych krajach nabierają coraz więcej mocy obowiązującej, praca włącza i zakonników do narodowej solidarności, od której żaden obywatel nie może się uchylać”. „Ogólnie biorąc, praca jest elementem solidarności z wszystkimi robotnikami świata”. Odpowiada ona nie tylko gospodarczej i społecznej konieczności, lecz także wymogom Ewangelii”.

Jeśli dawniej solidarność zakonników z ludźmi w świecie była wyrażona przez modlitwę i ofiary, to obecnie ta solidarność jest bardziej namacalna. Problem powstaje przez jakie rodzaje pracy należy się włączyć do tej solidarności. Samo swobodne spełnianie sporadycznych czynności nie wystarcza. Premie mogą być pokryte tylko z bieżących dochodów. To uwydatnia się coraz bardziej przy niekorzystnym układzie rozpiętości wieku we wspólnotach zakonnych. W ten sposób odjęta została zakonom swoboda do „bezpłatnego” angażowania się. /Stąd powstaje niepewność, czy będzie można zadośćuczynić żądanym wymogom/.

cc)  Zakony mają ponadto stosunkowo małą ochronę prawną w „landach” niemieckich /oprócz Bawarii/.
Nie są one w większości stowarzyszeniami prawa publicznego, muszą więc one swoje możliwości zaspokajania potrzeb wobec członków wykazać wobec państwa odpowiednim funduszem rezerwowym.

Konkluzja: Zakony zostają w wzrastającej mierze wchłonięte przez społeczeństwo.

Wpływ innych czynników

Dotychczas rozważaliśmy niektóre czynniki społecznej struktury. Należy wymienić jeszcze inne czynniki, które na zakony w obecnym stanie wpływają, a często je ograniczają:

Zmiana społecznej pozycji kobiety. Kobiety mogą się odrywać z rodziny i same stanowić o swoim zawodzie i mieszkaniu.

Zmiana w charakterze zawodu. Emancypacja kobiety stworzyła samodzielne a nawet zamężne nauczycielki czy siostry szpitalne. Dla takich kobiet wstąpienie do klasztoru nie jest już pociągające.

Nastąpił wielki spadek powołań na braci. Bracia w wielu zakonach są zastąpieni przez pracowników świeckich. Powstająca z tego powodu potrzeba finansów może być uzupełniona przez własną działalność w uregulowanej umowie pracy. Fachowcy twierdzą, że przez to powstała w życiu zakonnym większa zmiana niż przez teologiczne programy

Struktura pracy szkolno-wychowawczej przejętej przez diecezje. Przez to niemało zakonników zostało wchłoniętych przez struktury diecezji.

Spadek urodzin, zalew pigułek /chociaż spadek powołań nie ma z tym nic wspólnego/. W czasach gospodarczego rozkwitu, gospodarka potrzebuje pilnie kwalifikowane siły i zdobywa je wysokimi zarobkami.

Brak religijnego uspołecznienia. Społecznie zainteresowani ludzie starają się urzeczywistniać swoje zaangażowanie poza Kościołem.

Brak uspołecznienia z powodu małych rodzin i dzieci jedynaków. Z braku rodzeństwa wielu młodych ludzi jest mało uspołecznionych i trudniej im psychicznie się ustabilizować.

Wszelkie zainteresowanie osobistą wolnością /jako równowartość do trwałego uzależnienia w związkach technicznych/. Tacy ludzie nie wstępują do klasztoru albo szybko występują.

Wielkie zainteresowanie przeżyciami i emocjami: ci, którzy są bardzo uczuciowi /ponieważ codzienne życie jest tak monotonne/, hołdują z drugiej strony wierze w potęgę pracy i pragną od razu bezpośredniego zaspokojenia.

Tutaj zaliczyć należy obok muzycznych przeżyć /beat, disco/, seksualnych zbliżeń /które niby gwarantują osobiste spotkania, ale często je uniemożliwiają/, narkomanii, również duchowe przeżycia i emocje /np. w kościelnych masowych uroczystościach, również z Papieżem/. I odwrotnie pierwszy brak przyjemnego odczucia w modlitwie /który prawdopodobnie polega na wadliwym praktykowaniu ascezy/ tłumaczą sobie tacy ludzie od razu „wejściem w ciemną noc duszy”. Tacy ludzie źle są dostosowani do powszedniego dnia w klasztorze i „długiego marszu przez duszę”.

Więcej odpowiada im uczestnictwo w duchowych ruchach, które dzisiaj mają wielu zwolenników. Spotkania, uroczystości, akcje różne odpowia­dają ich potrzebom, bo nie trzeba wiązać się na całe życie.

Ideały i stereotypy, rozpowszechniane i umacniane przez środki masowego przekazu, potwierdzają potrzebę znalezienia szczęścia przez materialne i często pozorne ponawiane zaspokojenie. One mają wielki wpływ na dzisiejszych ludzi. Ale to oznacza dalszą przeszkodę dla dalszej konsekwentnej drogi na całe życie. W wyżej wymienionych przesłankach nie wszystko jest negatywne – pozytywne założenia trzeba by rozwinąć, ale do tego są potrzebni mistrzowie życia duchowego.

W streszczeniu można stwierdzić, że społeczny wymiar zakonów jest słaby. Zakony ulegają bardziej negatywnym wpływom swego otoczenia, a nie wpływają na otoczenie. Sprzyjające wpływy są prawie niezauważalne.

Kto interesuje się nami? Jaką publiczność mają zakony?

Zakony /szczególnie zakonnicy/ zginęły z publicznego codziennego życia. A publiczność tego wcale, nie odczuwa.

Zakonnicy mogą przecież pokazywać się publicznie, mówią niektórzy. Nikt ich nie wstrzymuje. Przeszkodą jest to, że dzisiaj strój stanu duchownego i zakonnego nosi się najwyżej w czasie wykonywania posługi duchowej, zwłaszcza tam, gdzie jest on miłe widziany. Nie należy oczekiwać pozytywnego zainteresowania. Indywidualny styl wyprzedza styl grupy.

Z tym łączy się słuszne pragnienie, aby być blisko ludzi i nie oddzielać się od nich przez strój /w Niemczech jest to bardzo wyraźnie podkreślane/, pragnienie, które cechowało nowe zakony we wszystkich stuleciach.

Jeśli zakonnicy pokazują się publicznie, co oni wtedy przedstawiają? Czy uważani są jako „znaki życia”? Z czym się to ludziom kojarzy? Jakie jest odczucie ludzi spotykających się z zakonnikami? Gdzie występują np. zakonnicy w środkach masowego przekazu? Filmy o klasztorach? Filmy o zakonnych zakładach wychowawczych? Jakie stereotypy one przynoszą i umacniają? To trzeba by jeszcze zbadać.

 

Zakony mają nawet na obszarze kościelnym małe publiczne wpływy.

aa)  Nie istnieje świadomość, że zakony należą do istoty i tajemnicy Kościoła.

Na potwierdzenie powyższego niech posłuży, co następuje: Mimo wyraźnego zainteresowania biskupa z Hildesheim dla zakonników w protokole Synodu z Hildesheim na temat „Wspólnota” oprócz jednego pytania: „jakie jest stanowisko zakonów” i wzmianki o grupie Sióstr w Brazylii, nie ma żadnej innej wzmianki o zakonach.

W odczuciu katolików zakonnicy mają swoje miejsce:

Siostry jako pomocnice w szpitalach.

Siostry i ojcowie są odpowiedni dla dzieci w szkołach.

Powstaje krótkie przerażenie, gdy Siostry opuszczą parafię lub jakąś katolicką miejscowość. Ale to trwa krótko. Jeszcze pewien charakter publiczny mają „kazania niedzielne” z okazji jubileuszów zakonnych w Kościele.

Życie sióstr zakonnych nie służy jako godny polecenia model życia nawet u kapłanów. Siostry zakonne czują, że nie są poważnie traktowane przez kapłanów /odkurzyć siostry – słuchać spowiedzi sióstr/. /Por. wnioski zakonnic diecezji Hildesheim na Synod Diecezjalny/.

bb)  Zakony jako stan kościelny nie mają przedstawicielstwa w centralnych ośrodkach niemieckiego Kościoła, gdzie po wymianie zdań następują decyzje.

Przedstawiciele ich wspólnot nie mają udziału w Konferencjach Biskupów /ani głosu ani przedstawicielstwa, ani statusu gościa/. /Gdyby tak nie było w wielu krajach, nie napisano by tego rodzaju polecenia w „Mutuae relationes”/. Nie ma też instytucjonalnie uregulowanych rozmów w Komisjach Biskupich. Może poszczególni zakonnicy wybrani przez biskupów są powołani jako doradcy, ale nie jako stan zakonny. Nie mają też żadnego oficjalnego udziału w ZdK jako partner do rozmów /np. ze względu na program „Dni Katolickich” co do naszych międzynarodowych powiązań/. /Temat „Zakony” na najbliższym „Dniu Katolickim” w Berlinie 1990 r. pojawi się w niewielkim Forum/, Nie zaproszono też przedstawicieli zakonów, na bardzo znane wspólne Sympozjum ZdK i DBK w listopadzie 1988 r. na temat przekazywania wiary.

Ta sytuacja ma swoje historyczne uwarunkowania:

Proces emancypacji katolików w XIX w. rozwinął się przez pewny siebie i samodzielny stan świecki.

Silny wpływ katolicyzmu w okresie Adeanuera – współudział w tworzeniu się demokracji w Federalnej Republice Niemiec – umocnił jeszcze bardziej stan świecki. Dla nich polityczną platformą działania było przede wszystkim CDU/CSU.

Ten wysoki stopień organizacji stanu świeckiego odpowiada władzy biskupiej i Sekretariatowi Konferencji Episkopatu. To umożliwiło umieszczenie w Konkordacie zgodnego systemu podatku kościelnego, który wzmacnia centralne struktury.

Tak więc istnieją w życiu publicznym Niemiec dwa wyraźne bieguny: Biskupi – ludzie świeccy. Zakony nie są prawie wcale brane pod uwagę. Powstaje jednak pytanie, czy doświadczenia zakonów w tak ważnym stadium przejściowym mogą pozostać nie uwzględnione?

cc)  Oczywiście należy postawie pytanie: Dlaczego zakony zostały pominięte?

Czy istnieją tematy lub problemy, które zakony /nie poszczególni zakonnicy/ na temat swych zadań, swej duchowości, swego apostolstwa mają tylko dla siebie? A jeśli nie, to czy brak im może przestrzeni, w której głębokie wspólne doświadczenia i krytyczne refleksje znalazłyby swój kształt i zainteresowanie?

Czy zakony chcą w ogóle brać udział w życiu publicznym? Przez długi czas VDO /Konferencja Wyższych Przełożonych/ była ukierunkowana tylko na wewnątrz. O rocznych zebraniach nic nie wychodziło na zewnątrz. Stanowiska krytyczne członków były niepożądane, bo chciano zachować jedność i obawiano się stanów napięcia. Powstaje jednak pytanie, czy wolno dla wspólnej sprawy Kościoła utrzymywać nadal to zamknięcie się wewnątrz. Bezpośrednio łączy się z tym pytanie:

Czy zakony są gotowe dostarczyć na to odpowiednie środki? Czy Kościół w Niemczech, który coraz bardziej zależny jest od podatków kościelnych niż od kolekt w kościele, gotów jest stawić do dyspozycji pomocnicze środki?

Sekretarz Konferencji Episkopatu, Prałat Honneger powiedział na zebraniu uczestników VDO w Hünfeld w 1975 r.: Należy przezwyciężyć starania bycia partnerstwa obok siebie zainteresowanych /Protokół s. 13/. Cel jest dobry. Drogi jednak do wspólnego opracowania fachowych problemów są jeszcze niewystarczająco utarte.

Do kogo kierują zakony swe zainteresowanie? Dokąd sięga nasze myślenie i działanie?

Jest to zasadnicze pytanie o społeczny wymiar zakonów.

Zakony miały w przeszłości wielki wpływ w ramach społeczeństwa i Kościoła, szczególnie w dziedzinie szkolnictwa, szpitalnictwa, opieki społecznej, w zakładach wychowawczych, w domach starców, w sierocińcach i w misjach /tam również z podobną społeczną działalnością/, ponieważ odpowiadało to elementarnym potrzebom ludności.

Niektóre społeczne problemy zniknęły w międzyczasie:

Sierot nie ma już w większej ilości.

Państwowe wyższe szkoły są wystarczające, a komunikacja tak się poprawiła, że i internaty stają się niepotrzebne.

Inne działy są stosunkowo całkowicie inaczej skonstruowane. To, co w ubiegłym stuleciu powstało z małych spontanicznych założeń, później przeobraziło się w wielkie instytucje, które dzisiaj nas przerastają i stają się wielkim zagrożeniem. One nie są już „ciałem” dla ducha wspólnoty, ale molochem, który kurczące się wspólnoty pożera, jeśli się nie zdołają od niego oderwać.

Na skutek tej sytuacji alarmowej /i za wskazaniami Soboru Wat. II/ wraca się od pewnego czasu do charyzmatu pierwotnego. Do tego, co zamierzał Założyciel lub Założycielka, i próbuje się z tego źródła czerpać nowe impulsy do pracy.

Wiadomo: poza pośrednim pragnieniem pomagania ludziom, Kościół i założycieli zakonów przenikała zawsze myśl pełnego zbawienia, wiara w Jezusa Chrystusa jako centrum integralnego zbawienia. Najpierw próbuje się w istniejących instytucjach wyszukać i właściwie ocenić początkowy impuls. To nie wymaga tak wielkich zmian, niż musiałoby się wszystko od nowa zaczynać.

aa)  W szpitalach czyni się rozmaite próby, aby przejąć odpowiednie zadania zgodne z charyzmatem /duszpasterstwo w szpitalu, współpraca z ludźmi świeckimi/.

bb)  W szkolnictwie mimo rozwoju szkół publicznych zainteresowanie rodziców do szkól prywatnych jest jeszcze dość duże, tak że od tych zadań nie będzie łatwo się uwolnić. Odwrotnie ze względu na zanik wiary i religijnego usposobienia istnieje wielkie zainteresowanie kierownictwa Kościoła dla katolickich szkół. Ze względu na spadek zakonnych sił nauczycielskich, które w nauczaniu różnych przedmiotów wpływały również duchowo na uczniów, „duszpasterstwo szkolne” zajmuje przodujące miejsce /Tezy VDO 1990, s. 426-452/.

Dawniej prawie wszystkie prywatne szkoły katolickie były szkołami zakonnymi. Dzisiaj jest ich już mniejsza połowa /Dzień Studiów DBK 1989/. Diecezje przejęły niektóre z tych szkół. Ale jest to połowiczne rozwiązanie. Zakony bowiem wnosiły do szkół poza normalną nauką swą specyficzną duchowość.

Zakony winny więc obecnie koniecznie rozważyć, w jaki sposób można by utrzymywać w żywotności tę różnorodność katolickiej duchowości. Biskupi zaoferowali zakonom pomocnicze poparcie, nie tylko w dziedzinie finansowej. Należy jednak poważnie zastanowić się, czy nie należy uczynić dalszych zasadniczych kroków dla zapewnienia i profilowania szkół zakonnych.

cc)  Misje to następna dziedzina, w której nastąpiły wielkie zmiany.

Misje były kiedyś domeną zakonów. Nakaz misyjny Chrystusa był jakby przekazany zakonom. Również przez działalność misyjną były zakony związane z ludem katolickim. Misje były także pierwszą dziedziną, w której zakony widziały potrzebę koordynacji: bł. o. Arnold Jansson SVD założył VDO, aby koordynować pracę zakonów dla misji.

Można jeszcze przypomnieć: DKMR, założone z inicjatyw zakonów, istniało jeszcze przed instytucjami „Misereor” i „Adiuvat”.

Stopniowo misje stawały się sprawą całego kościoła – rozwój, który należy jak najbardziej pochwalić. Od czasu „Fidei Donum” mamy już księży diecezjalnych jako misjonarzy.

Powstały związki partnerskie między diecezjami a młodymi kościołami misyjnymi, których autochtoniczny episkopat już nie składa się tylko z zakonników.

Problem „misje” jest zdominowany przez centralną, urzędową instytucję „Kongregację Rozkrzewiania Wiary” i przez diecezjalne „Dzieła misyjne” z odpowiednim zapleczem finansowym.

Od roku 1960 zakony mogą wysyłać misjonarzy tylko w zmniejszonej liczbie. Nie można jednak pomijać faktu: zakony mają jeszcze dzisiaj przeważającą ilość niemieckich misjonarzy w krajach misyjnych. Znaczna część finansowej pomocy dla misji płynie przez zakony. To dociera jednak tylko częściowo do opinii publicznej.

Pojawiają się również interesujące impulsy ze strony zakonów i z ich powiązań z misjami względnie od młodych kościołów misyjnych, albo od prowincji zakonnych w Trzecim Świecie. Wiele zakonów żyje w międzynarodowych wspólnotach /z przynależnymi obciążeniami/, uwzględniając swą kolonialną przeszłość, przygotowują się na „500 Ameryki Łacińskiej” w pełnym świetle rzeczywistości propagują i podkreślają „inkulturację”. Każda kapituła generalna jest tego wyrazem.

Europa i Niemcy są coraz więcej uważane za „kraj misyjny” – inne kontynenty zwracają nam na to uwagę. Również Europa znajduje się w polu widzenia, jeśli chodzi o projekty „Jesuit European Volunteers”.

Te projekty muszą być oczywiście dopiero opracowane również w niemieckich zgromadzeniach zakonnych.

W dziedzinie „Misje” i „Europa” również zakony w Niemczech są obciążone brzemieniem historycznego Narodowego Socjalizmu i wyraźnym rozłamem pokoleń:

Niemcy są /dla wielu starych/ jakby w Europie izolowani w ich przeświadczeniu.

Konflikt Wschód-Zachód stoi u starszych na pierwszym planie, u młodszych konflikt Północ-Południe /z jednostronnością i fałszywym naświetleniem po obydwu stronach/.

Można więc stwierdzić: Wielkie części tradycyjnych obszarów i dziedzin pracy zostały zakonom odjęte albo są w zagrożeniu. Powstaje więc pytanie: Jeśli te wielkie obszary jako pole bytu i pracy odpadną zakonom, czy to sprowadzi koniec zakonów? Jak wygląda ich przyszłość? Gdzie należy szukać ich przyszłości Te pytania chciałbym rozważyć w II części „Duchowy wymiar zakonów”. Bowiem bez silnego duchowego wymiaru nie da się zachować społecznego wymiaru w zgromadzeniu, które traci społeczne zapotrzebowanie.

 

Część II. DUCHOWY WYMIAR ZAKONÓW DZISIAJ

Uwaga wstępna: Duchowość i duchowy wymiar.

Duchowość powstaje przez spotkanie działania Boga z wielowarstwowością ludzkiej natury w jej rozwoju.

Rozum człowieka jest wszystkim w swych możliwościach.

Otwarta przez ducha dusza jest wielością ze swej natury i historii.

Przez spotkanie Boga z intelektem i duszą może powstać przestrzeń, zaciszne miejsce, przestrzeń życiowa, na którą mogą wstąpić inni ludzie ponieważ czują oni oddźwięk z własną duszą. Istotą chrześcijańskiej duchowości jest Syn Boży, który stał się człowiekiem, z całym bogactwem swej osobowości.

„W Nim zostało wszystko stworzone, na niebie i na ziemi” /Kol 1,16/.

On sam wrósł w ten świat i przejął jego potrzeby i tęsknoty. Jezus Chrystus ze swoim zmartwychwstaniem jest obecny w każdym czasie.

„Kajfasz … jako najwyższy kapłan wypowiedział proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród, ale także, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno” /J 11,51 n./. Dlatego przyłączenie się do Chrystusa /osobiste/ i do Jego sposobu życia jest ważne dla historii ludzkości. Jest to jedna strona. Druga strona jest taka: Przestrzeń duchowości musi się wykazać jako przestrzeń życiowa, na którą wielu wstępuje.

Wspólnota, która wstępuje na ową przestrzeń i przyjmuje jej styl życia, należy istotnie do tej przestrzeni życiowej. Jako duchowy wymiar można określić głębię i szerokość duchowej przestrzeni życiowej.

Zakon jako duchowa przestrzeń życiowa

Apostołowie /i Apostołki/ byli początkową grupą przestrzeni życiowej Jezusa.

Zakony są wspólnotami, które założył kiedyś człowiek, który pobudzony przez Ducha chciał w przestrzeni życiowej Jezusa, przebywać i poruszać się i w ten sposób jeden aspekt z pełności przestrzeni życiowej Chrystusa przekształcić w oddzielną przestrzeń życiową. Na to wskazują same nazwy:

Jezuici – Towarzystwo Jezusowe.

Redemptoryści – Zgromadzenie Najświętszego Odkupiciela.

„Ubogie Służebnice Jezusa Chrystusa” itd.

Widzimy też to w postępowaniu założycieli zakonów:

Franciszek buduje żłóbek, aby być obecny w Betlejem.

Dominik wznawia „apostolicam vivendi formom”, aby jak Apostołowie żyć w bliskości Jezusa.

Wszyscy oni wypełniali polecenie Jezusa opisane u Mk 3,14:

Powołał tych, których chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił ich dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysłać ich na głoszenie Ewangelii i aby mieli zarazem władzę w Jego imieniu wypędzać złe duchy.

Lumen Gentium, nr 46, rozwija taki program dla zakonników: „Zakonnicy winni troskliwie na to zważać, aby przez nich Kościół z każdym dniem coraz więcej przedstawiał wierzącym i niewierzącym Chrystusa, jak On na Górze przebywa w kontemplacji albo jak On tłumom zwiastuje królestwo Boże, albo jak On chorych i słabych uzdrawia i grzeszników ku dobremu nawraca, albo jak On dzieci błogosławi i wszystkim dobrze czyni /wyświadcza dobrodziejstwa/, jednak we wszystkim jest posłuszny woli Ojca, który Go posłał”.

Dlatego pierwszym zadaniem jest wspólnota życiowa z Chrystusem i nauczenie się sposobu Jego życia.

Syn Boży wszedł w historię, więc i Ciało Mistyczne Chrystusa jest historyczne. Wkłady każdej epoki czasowej winny w Nim być integrowane.

W Apostołach i we wszystkich innych istnieją uzdolnienia, przez które przestrzeń życiowa może być wielostronnie kształtowana:
uzdolnienia człowieka osobiste,
uzdolnienia rodzinne i narodowe,
uzdolnienia płynące z ducha czasu.

Ale tak samo istnieją niezdolności, które przeszkadzają w wypełnianiu i kształtowaniu przestrzeni życiowej:
niezdolność całkiem osobista,
niezdolności rodzinne i narodowe,
niezdolności ducha czasu.

Każdy czas ma ponadto opadającą i zwyżkującą linię:
linię śmierci, w której coś się kończy,
linię życia, która może być zintegrowana w Mistycznym Ciele Chrystusa.

Pan Jezus powiedział nie tylko do Jerozolimy: „O, gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi” /Łk 19,42/. To należy do zadań Kościoła, do zadań duchowych wspólnot, poznawać każdorazowo, co służy pokojowi, co służy życiu ludzi.

Wielka duchowość /wielki duchowy dom/ buduje na zrozumieniu pozytywnej linii, życia danego czasu. To są reguły nie jakieś powierzchownie widoczne linie życia, ale głęboko ukryte nadzieje i wartości. Wielcy założyciele zakonów umieli historycznie chorobliwą linię życia przekształcić i takie zakony miały przez to wielki duchowy i społeczny wymiar.

Duchowy wymiar zakonów dzisiaj /w dobie obecnej/.

Jeśli dzisiaj zastanawiamy się nad duchowym wymiarem zakonów, to wydaje się, że nie jest on zbyt wielki, a przynajmniej nie znajduje się w rozkwicie.

Na ten temat nasuwają się pewne pytania i próby odpowiedzi:

Czy jest żywy kontakt zakonników z Jezusem Chrystusem? Żywa przyjaźń aż do szpiku kości, obejmująca wszystkie komórki żyda?

Czy wspólnoty mają ludzi, czy pozwalają takim ludziom działać, którzy wchłonęli w siebie pozytywnego ducha czasu /wyssali z mlekiem matki/?

Czy wspólnoty wytwarzają takie przestrzenie, na których dzisiejsi ludzie /z powierzchowną motywacją i pobudkami/ mogą rozwinąć swoje głębsze Kwalifikacje /czy istnieją dla takich ludzi „mistrzowie życia duchowego”/?

Czy wspólnoty wytwarzają takie przestrzenie, na których różnorodność i indywidualność, która dzisiaj tak wyraźnie się uwydatnia, łączy się w jedność?

Te pytania trzeba szerzej rozwinąć.

Ad 1. W społeczeństwie nastawionym na celowość i sukcesy nieobowiązkowa modlitwa ma trudne zadanie do spełnienia.

U ludzi około 50 lat /jednak już generacja powojenna/ daje się zauważyć wątpliwości odnośnie sensu modlitwy. Oni nie przecierpieli wojny i ucisku, dorastając nie mogli dyskutować na pewne tematy i wyrośli w okresie wypierania wstecznego spojrzenia na dawniejszy model życia i w okresie brakującego czasu na duchowe dyskusje i związane z tym głębsze decyzje.

Günter Grass skarżył się kiedyś, że ta grupa wiekowa nie angażuje się w polityczne dyskusje. Jeśli to jest słuszne, to brakuje im także doświadczenia.

Nastawienie 50-latków ustala jednak duchowy klimat wspólnot.

Dalsze pytanie: Jak dalece może być ktoś człowiekiem takim, jakim jest, jak dalece może on sam sobie uświadomić, co się z nim dzieje, tak aby to było utrzymane w świetle Bożym? Rozmawiam ja w modlitwie z Bogiem, czy też rozmawia jakaś postać zastępcza z Bogiem?

Sądzę też, że w niektórych wspólnotach sióstr zakonnych istnieje jeszcze poczucie grupowe i wzajemne pilnowanie się, które nie pozwala wykazać swej indywidualności /słuszny dowcip wiewiórek: Pan Bóg jest wszystkim bez wyjątku/.

Duchowość była zbyt ujednolicona. Bogactwo człowieka nie ujawniło się, nie mogło ukazywać nowych dróg. Siostra kucharka, siostra furtianka, brat furtian mogli poniekąd wydobywać się jeszcze z tego gorsetu. Dlatego zrozumiałe jest, że przede wszystkim spośród takich osób zakonnych wyrastali święci.

Ad 2. Czy wspólnoty zakonne mają ludzi, którzy wchłonęli pozytywnego ducha czasu? .Albo wolą one ludzi małego ducha, łatwych do kierowania?

„Radość i nadzieja, smutek i lęk dzisiejszych ludzi, szczególnie biednych i przygnębionych troskami wszelkiego rodzaju, są również radością i nadzieją, smutkiem i lękiem uczniów Chrystusa … I nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co by nie znalazło oddźwięku w ich sercach”.

„Dlatego czuje się ta wspólnota z ludzkością i jej historią rzeczywiście jak najmocniej związana” /Gaudium et Spes 1/.

Te podniosłe sława Konstytucji pastoralnej są również najlepszym wyrazem pozytywnego ducha czasu, linii życia naszego czasu. Nabrało to już w zakonach pewnych kształtów. Mają wartości dzisiejszej generacji jakieś uznanie miejsca u nas:

pokój, sprawiedliwość, troska o ekologię,

prawa ludzkie dla wszystkich /dla szukających azylu/, spontaniczność i osobiste spotkanie,

jedność ludzkiego rodzaju,

prawda, także jako moja prawda łącznie z nowoczesnymi wartościami wolności?

Ad 3. Potrzebne są bardzo uduchowione wspólnoty, aby ludzie widzieli w niech drogę, którą winni iść, na której ludzie odpowiednio do swego wieku dojrzali /i niedojrzali/ mogliby żyć i działać /por. Instrukcja o wychowaniu, która kładzie nacisk na własną drogę człowieka/.

Nie możemy czekać aż ludzie staną się doskonałymi. Jeśli przyjmiemy obraz drabiny, wtedy jest możliwe, że ktoś, który nie stoi zbyt wysoko, może podać rękę komuś, aby go podciągnąć, bo ten, który jest zbyt wysoki, już może nie jest w stanie mu pomóc. Każdy musi uznać, że jest w drodze. Każdy potrzebuje także towarzysza. Jeśli ludzie się rozwijają, wtedy potrzebna jest dojrzałość /dojrzałość i posłuszeństwo, dojrzałość i ubóstwo/. Jeśli ludzie się rozwijają, wtedy powstają różnorodne osobistości.

Ad 4. Jedność w różnorodności.

Różne są zdolności i potrzeba rozmaitych zdolności, aby sprostać rozległym zadaniom.

Wspólnota jest wtedy bogata, gdy różnorodność owocnie przyczynia się do jedności, a nie wtedy, gdy wszyscy o tym samym jednakowo mało wiedzą. Także dla działalności musimy rozwijać zmysł dla uzupełniających zjawisk.

Czy wobec tych pytań są jakieś nadzieje?

Duchowy wymiar poszczególnych ludzi i całej wspólnoty pozostaje tajemnicą i może długo pozostać ukrytą. Dlatego nie odważam się tutaj wydawać jakiegoś wyroku. Trzeba jednak stwierdzić, że zakony uznały, iż w duchowości leży klucz dla ich przyszłości. Dlatego podejmuje się dzisiaj w zakonach olbrzymie wysiłki, aby dotrzeć do duchowych źródeł:
spotkanie z biblią,
spotkanie z założycielem, z założycielką.

Te wysiłki mają na celu na pierwszym miejscu uporać się z oporami we własnych szeregach. Zauważa się wysiłki przejście z formalnych do osobistych kontaktów.

Siostry prawdopodobnie dojdą prędzej do nowego kształtu życia, co jednak nie oznacza, że wielkie ilości kobiet zaczną wstępować do klasztoru.

Uczestniczą one w dynamice ruchu kobiet;

Siostry odczuwają bardziej naciski. One nie mogą się ukrywać za kapłańską posługą;

Siostry czynią więcej dla swego wykształcenia, a także w rozwoju swoich instytucji /czasami prawie przesadna wiara w metody kształcenia/. Te inwestycje przyniosą kiedyś owoce;

Siostry przez wielki upadek instytucji żeńskich zakonów są bardziej przygotowane do przetrzymania i umierania;

u sióstr następuje przesunięcie w samopoczuciu, w samodzielności, w życiu wśród ludzi, idące w parze z gotowością do ofiar z pierwszej połowy ich życia;

Siostry są bardziej spontaniczne: uroczystości dla młodzieży;

Siostry mają więcej odwagi do prostych eksperymentów, do zwykłego współżycia z ludźmi.

W dziedzinie sprawiedliwości, pokoju, ekologii rozpoczęli działalność mężczyźni na podstawie swoich międzynarodowych kontaktów i budują struktury. Kobiety później przystąpiły do tych problemów, biorą np. udział w „Inicjatywie osób zakonnych dla pokoju”. I one grają przy tym ważną rolę. W kobietach bowiem istnieje konkretny zmysł dla pokoju, sprawiedliwości, ekologii, one mają więcej zrozumienia dla „compassio” cierpiącego zbawiciela ze swoim stworzeniem, ponieważ wewnętrzna więź z Chrystusem bardziej przekształca życie. One mają więcej „compassio” z ludźmi, ponieważ asceza i konkretne osobiste ubóstwo są dla nich jeszcze rzeczywistością.

Jako istotne wpływy Trzeciego Świata można wymienić z jednej strony również i przez zakony kształtowaną teologię wyzwolenia i praktykę wyzwolenia. Z drugiej strony przejście Matki Teresy z Kalkuty z tradycyjnego apostolatu w nową bliskość do człowieka, ugruntowaną w mistyce, co ma znaczenie profetyczne i wielką siłę przyciągania.

Można tu wyliczyć wielką liczbę dalszych konkretnych zadań do urzeczywistnienia: przyjęcie przesiedleńców, do klasztorów, praca wśród bezdomnych, opieka nad chorymi na Aids. Wspólnoty sióstr zaczynają po prostu żyć między ludźmi, aby być jądrem stosunków między anonimowymi ludźmi. Głębiej leżące potrzeby ludzi mogłyby być na takiej płaszczyźnie wzajemnych stosunków lepiej uwzględniane /byłoby godne pochwały, gdyby w OK powstała „giełda” dla takich dających otuchę prób/.

Czy wobec tych nowych prób należy odrzucić wszystkie znane dawne formy? Nie.

Papież Jan Paweł II powiedział w Bulawayo /Zimbabwe/: „Pewne dobrze wypróbowane formy apostolatu, jak wychowanie i troska o zdrowie są bardzo skuteczną drogą do obrony i popierania praw ludzkich, ponieważ one bronią ludzką godność przeciw głębokiemu poniżeniu w niewiedzy i opuszczeniu” /L-Osserv. Romano – niemieckie, 14.10.88, s. 14/. Jeśli to się również odnosi szczególnie do społecznego stanu Trzeciego Świata, to ma to swoją wymowę. Powstaje więc pytanie: Co da się z istniejących form w konkretnym środowisku przekształcić w duchu Chrystusowym?

Jeśli osoby zakonne takie przedsięwzięcia pomocne dla ludzi tworzą i zachowują, musi to być obszerna opcja Boża dla ludzi wyraźnie podkreślona.

W szpitalach trzeba wyraźnie podkreślić:
że Jezus uzdrawia,
jak Jezus uzdrawia /głównie przez bliskość, przez wyzwolenie własnych sił w wierze/,
kogo Jezus szczególnie uzdrawia /kto sam sobie pomóc nie może/,
dlaczego Jezus uzdrawia /aby przywrócić wiarę w Królestwo Boże/,
że Jezus polecenie uzdrawiania przekazał gminie wyznaniowej /wiernym/.

W szkolnictwie chodzi o te same wartości. Tutaj mogą rodzice stawiać pewne zastrzeżenia do katolickiego szkolnictwa w Niemczech, pomimo jego zasług i popytu.

Publicysta Alfred Grosser robi taką uwagę o katolickich szkołach Francji: Większość rodziców posyła swoje dzieci do katolickich szkół, ponieważ chodzi im o lepsze szkoły i o to, aby ich dzieci nie pomieszały się z innymi. A publicznym szkołom pozostawia się, aby przyjmowały i socjalizowały obce dzieci /Fr. Wetter, Kościół w Europie, s. 193/.

Czy to nie ma znaczenia i dla Niemiec?

Te same problemy powstają, w jakich granicach należy wychowywać dzieci nieochrzczone? Czy zakony ze względu na posłannictwo Jezusa mogą dopuścić, że ich szkoły staną się uprzywilejowanym getto? Rlf D. Pfahl SJ wciągnął słusznie dla porównania szkoły katolickie w krajach misyjnych. Jeśli Kościół przez zakony chce ukazywać wierzącym i niewierzącym, jak Jezus uczył /por. LG 46/, wtedy muszą ich szkoły stać się bardziej misyjne.

 

Zakończenie

Gdyby te rozważania wciągnąć pod jeden mianownik, trzeba by powiedzieć: Im więcej my wchodzimy w fundamentalne zainteresowanie Jezusa, w którym pragnie On miłości i zdolności miłowania każdego człowieka, tym większy jest nasz duchowy wymiar. Każdy człowiek jest ostatecznie tym zainteresowany – móc kochać i być kochanym. Stąd nie może tu zabraknąć i społecznego wymiaru takiego życia. Jego kształt będzie taki, jaki Bogu się podoba.

Tłumaczył o. Bronisław Skóra SVD

 

Archiwum KWPZM

Wpisy powiązane

Wawrzeniecki Robert OMI, Proces synodalny w zakonach w Polsce, w ramach konferencji zakonnych i Kościoła lokalnego

Dyrek Krzysztof SJ, „Twórczo odważni” wobec współczesnych „krwotoków” życia konsekrowanego

Kozacki Paweł OP, «Uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański»(Mt 1,24) – czujność wobec wezwań Pańskich w życiu konsekrowanym