Niech się święci 1 maja. Felieton Dariusza Kowalczyka SJ

Skąd się biorą takie idee? – pomyślałem zadziwiony po rzuceniu okiem na artykuł „Przechwytywanie 1 maja” pana Strapki. Ów przedstawiciel środowiska „Krytyki Politycznej”, skupiającego zasadniczo młodych lewaków, zaniepokoił się wyborem dnia 1 maja na beatyfikację Jana Pawła II. Dlaczego? Nie zgadliby Państwo na pewno. Otóż Strapko sugeruje, że wybranie tej daty to kolejny wrogi akt zawłaszczania Święta Pracy przez siły katolickie i neoliberalne.

 
W tekście myśliciela „Krytyki Politycznej" czytamy: „Jak
pogan wywłaszczono z symboliki przesilenia (dziś Boże Narodzenie), (…) tak
ludzi pracy wywłaszcza się z jednego z nielicznych symboli, wokół których mogą
organizować swój protest przeciw wyzyskowi".

Strapko
jest świadom, że w tym roku 1 maja to Niedziela Miłosierdzia Bożego,
uroczystości ustanowionej właśnie przez Jana Pawła II. Przytacza też uczciwie
argument kard. Stanisława Dziwisza, że pierwsze dni maja są w Polsce wolne od
pracy, a zatem „rodacy będą mogli udać się do Rzymu, by wziąć udział w
ceremonii beatyfikacji". Tym niemniej zauważa, że „bez względu na szczerość
jego (kard. Dziwisza) intencji, efekty odbywającego się przechwytywania są
łatwe do przewidzenia". Strapko martwi się, że od tego roku pierwszomajowe
wydania telewizyjnych programów informacyjnych „zaczynać się będą wspomnieniami
cudów za wstawiennictwem, a kończyć – w najlepszym wypadku – jakimś fajnym
cytatem z encykliki". Rzeczywiście, okrutna to wizja dla żywiących nadzieję
odrodzenia marksistowskiej utopii w Polsce.

Mnie
niepokoi co innego. A mianowicie to, że w pewnym stopniu straciliśmy sześć lat
po śmierci Jana Pawła II, gdyż zamiast przepracowywać intelektualnie i
modlitewnie jego dziedzictwo, ulegaliśmy podbijanym przez media sensacyjkom:
beatyfikacja „naszego" papieża się opóźnia, ktoś ją blokuje, są jakieś
rozgrywki w Watykanie, cud okazał się nie być cudem itd. Pamiętam, jak kiedyś w
gronie znajomych musiałem bronić Benedykta XVI przed absurdalnymi zarzutami, że
„ten Niemiec jest niechętny szybkiej beatyfikacji". Tymczasem Benedykt XVI
zrobił dwie bardzo ważne rzeczy: pozwolił na rozpoczęcie procesu
beatyfikacyjnego od razu po śmierci Jana Pawła II oraz nadał sprawie absolutne
pierwszeństwo pośród innych spraw beatyfikacyjnych. Wszystko inne odbywało się
wedle przewidzianych procedur, z najwyższą starannością. I bardzo dobrze, gdyż
trzeba było skonfrontować się ze wszelkimi możliwymi krytykami Jana Pawła II,
których przecież nie brakowało. A i tak był to najszybszy proces beatyfikacyjny
w historii.

Niepokoi
mnie też niebezpieczeństwo zmarnowania najbliższych miesięcy dzielących nas od
dnia beatyfikacji. Rozumiem, że rozmawiamy i piszemy o sprawach
organizacyjnych: drogich biletach, możliwościach noclegu w Rzymie itd. Wielu
chce 1 maja być na placu św. Piotra, a to stwarza określone trudności. Mam
jednak nadzieję, że nie poprzestaniemy na tym plus na huraoptymistycznych
zaklęciach, ale postaramy się indywidualnie i wspólnotowo pogłębić nasze
rozumienie postaci i dzieła papieża Polaka. Przyznam szczerze, że nie stać mnie
na nadzieję, iż ta beatyfikacja może przynieść jakieś oczyszczenie naszego
życia w wymiarze społeczno-politycznym. Ale spróbujmy, zaczynając od siebie
samych.

Proponuję
takie modlitewne ćwiczenie przy użyciu wyobraźni. Pomyślmy, że oto Jan Paweł II
przychodzi do naszego domu, na przykład na kolację. O czym chcielibyśmy z nim
porozmawiać, o co zapytać? Jakiej rady mógłby nam udzielić? Popracujmy trochę
pamięcią. Przypomnijmy sobie sytuacje naszego życia związane z Janem Pawłem II.
Zaplanujmy lekturę, która pomoże nam przygotować się do autentycznego
świętowania tegorocznego 1 maja. Sięgnijmy po jakąś książkę o papieżu albo po
jakiś tekst papieski. Wszak Jan Paweł II wciąż chce do nas mówić, a także
wstawiać się za nami…

 
Za: www.idziemy.pl
 

Wpisy powiązane

Niepokalanów: XXX Międzynarodowy Katolicki Festiwal Filmów i Multimediów

Piknik kapucyński w Stalowej Woli

Dziękczynienie za pontyfikat u franciszkanów w Krakowie