O. Gabriel Bartoszewski: Wszyscy byli za

O beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki z o. Gabrielem Bartoszewskim, doktorem prawa kanonicznego, promotorem sprawiedliwości w procesie diecezjalnym i współpracownikiem postulatora w czasie prac nad procesem w Kongregacji do spraw Kanonizacyjnych, rozmawia Paweł Teperski OFMCap.


6 czerwca 2010 roku zostanie wyniesiony na ołtarze człowiek,
który tak wiele zrobił dla wolności, dla Polaków – ks. Jerzy
Popiełuszko. Jak doszło do tej beatyfikacji?

Cofnijmy się do śmierci księdza
Jerzego 19 października 1984 roku, która spowodowała ogromne poruszenie
wśród ludzi w całej Polsce. Pogrzeb 3 listopada był manifestacją na
niesamowitą skalę, bo liczył około pół miliona uczestników. Sława
męczeństwa księdza Jerzego Popiełuszki była oczywista dla wszystkich.
Proszę sobie wyobrazić, że pięć czy sześć dni po pogrzebie
kilkudziesięciu pracowników szpitala na Inflanckiej, gdzie ksiądz Jerzy
był kapelanem, przysłało pismo do księdza prymasa, ordynariusza
diecezji, z prośbą o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. To jest
fenomen. Potem te listy, tzw. postulacyjne, raz po raz się powtarzały.
Zebrano ich dwie grube teczki.

Oczywiście Kościół jest ostrożny i ksiądz prymas czekał z
rozpoczęciem procesu aż do 1989 roku, co niektórych gorliwych katolików
denerwowało. Ale przecież pamiętamy, że od chwili pogrzebu ustawiały się
niekończące się kolejki do grobu ks. Jerzego, bo ludzie uważali, że on
jako męczennik już jest w niebie. A więc ks. Jerzy odbierał kult
religijny, ale był w tym też element innej natury. Trzeba pamiętać, że
przy kościele św. Stanisława Kostki gromadzili się ludzie ówczesnej
opozycji, którzy mieli swoje cele. I stąd też oczekiwanie ks. Prymasa
miało głęboki sens. Nawet po 1989 roku, kiedy Polska odzyskała wolność.
Prymas czekał, żeby zweryfikować religijność kultu dla rozpoczęcia
procesu. Na przełomie lat 1993-94 powołał komisje biegłych historyków, w
pracach których ja też uczestniczyłem, prosząc o wyrażenie opinii, czy
już czas rozpocząć proces, czy nie będzie nieprzewidzianych trudności
itd. Zasięgnął też opinii Konferencji Episkopatu Polski o stosowności
rozpoczęcia procesu.

Wyniki prac tych komisji były pozytywne i dopiero w 1996 roku prymas
zdecydował się na rozpoczęcie procesu, który formalnie rozpoczął się 8
lutego 1997 roku. Pierwsza publiczna sesja zaprzysiężenia trybunału
odbyła się w kościele św. Stanisława Kostki. Był to bardzo podniosły
moment, bardzo dużo ludzi. Dopiero po tej uroczystości nastąpiły
przesłuchania świadków…

Dlaczego proces zwykle ma tak powolne tempo?

Proces beatyfikacyjny jest bardzo skomplikowany, wymaga dużego
nakładu pracy i czasu, bo oprócz przesłuchania świadków należy powołać
cenzorów – teologów do oceny autografów pozostawionych po zmarłym.

Po księdzu Jerzym pozostało ich niewiele, ale przecież trzeba je
przeczytać i napisać ocenę teologiczną, czy nie ma w nich wypowiedzi
przeciw wierze i moralności. Następnie powołuje się komisję historyczną,
która zbiera pisma niedrukowane i wszystkie dokumenty sługi Bożego i o
słudze Bożym. W wypadku księdza Jerzego było tego bardzo dużo. Trzeba
było sięgnąć nie tylko do archiwów kościelnych, ale i archiwów Urzędu
Ochrony Państwa itd.

Potem te materiały należy opracować, a więc zeznania świadków trzeba
przepisać na komputerze, następnie przetłumaczyć je na język włoski,
którym posługują się urzędnicy w Watykanie. Dokumenty należy też
uporządkować. To wymaga czasu.

Ale przecież my w archidiecezji warszawskiej proces księdza Jerzego
prowadziliśmy tylko cztery lata. To jest właściwie forma ekspresowa. W
2001 roku akta znalazły się w Kongregacji do spraw Kanonizacyjnych i tam
nadano sprawie też stosunkowo szybki tok, bo już pod koniec roku
sprawdzono tzw. legalność procesu, czyli zgodność jego przebiegu z
przepisami prawa, oraz to, czy materiał przysłany do kongregacji może
stanowić podstawę do przygotowania tzw. positio de martirio,
dokumentacji o męczeństwie.

Dopiero ta praca nieco się przeciągnęła. Zaczęła się w 2002-2003 roku
i trwała do 2008, ale dokumentacja o męczeństwie ks. Jerzego obejmuje
ponad tysiąc dwieście pięćdziesiąt stron formatu A4. Więc nie trzeba się
wcale dziwić, że jej przygotowanie tyle trwało. Poza tym trzeba
pamiętać, że diecezja może przeprowadzić proces szybko, a w kongregacji
są setki czy nawet tysiące spraw i pewna ich kolejność. Każda sprawa
jest ważna. Mając to na uwadze, mogę powiedzieć, że w przypadku procesu
ks. Popiełuszki mieliśmy szczęście.

Jak wygląda zakończenie procesu, zanim ogłosi się kogoś
błogosławionym czy świętym?

Kiedy postulator zakończy pracę nad dokumentacją o męczeństwie – co w
wypadku księdza Jerzego nastąpiło 20 czerwca 2008 roku – składa ją w
Kongregacji do spraw Kanonizacyjnych. Tam trafia ona do rąk ośmiu
konsultorów (teologów) i promotora sprawiedliwości. Każdy z nich ma
kilka miesięcy na jej przestudiowanie i przygotowanie na jej podstawie
swojej opinii na piśmie.

Następnie kongregacja wyznacza datę posiedzenia i dyskusji
teologicznej, na której każdy z teologów referuje swoją opinię, omawia
się wątpliwości, o ile zaistniały, a na koniec odbywa się tajne
głosowanie: czy udowodniono męczeństwo, czy nie. Bo sprawa toczy się w
oparciu o konkretne pytanie: Czy prawdą jest, że ksiądz Jerzy
Popiełuszko był męczennikiem? Czy poniósł śmierć za wiarę? I konsultorzy
mają na nie odpowiedzieć.

Proszę sobie wyobrazić, że w wypadku księdza Jerzego – 20 stycznia
2009 roku – wszyscy byli za. Nie było żadnych wątpliwości, co zdarza się
rzadko.

Jeżeli opinie konsultorów są pozytywne, to przekazuje się je do
komisji kardynałów i biskupów, którzy dokonują tego samego studium.
Takie posiedzenie odbyło się 1 grudnia 2009 roku. Również wtedy
opowiedziano się za męczeństwem księdza Jerzego. Dopiero wówczas sprawę
przekazuje się pod rozwagę papieżowi i Benedykt XVI w oparciu o
dotychczasowe studia i opinie 19 grudnia podpisał dekret o męczeństwie. I
to jest koniec sprawy w przypadku męczennika, ponieważ Kościół bardzo
wysoko ceni męczeństwo za wiarę i nie wymaga wówczas dodatkowego
argumentu cudu.

Od tego momentu rozpoczyna się przygotowanie do beatyfikacji. Ksiądz
Jerzy Popiełuszko zostanie ogłoszony błogosławionym 6 czerwca 2010 roku.
Uroczystość odbędzie się na placu Piłsudskiego, skąd wyruszy procesja z
relikwiarzem księdza Jerzego do Świątyni Opatrzności Bożej, gdzie
zostanie on wraz z obrazem beatyfikacyjnym umieszczony w kaplicy
męczenników.

Znał Ojciec księdza Jerzego osobiście. Jak to się stało, że
związał się on ze środowiskami patriotycznymi, które walczyły wówczas o
wolność?

Jak wiemy, ks. Jerzy Popiełuszko pochodził z Podlasia, z rodziny
rolniczej, bardzo prostej, głęboko religijnej. Stamtąd wyniósł wartości
duchowe i łaskę powołania. W seminarium odbył służbę wojskową dla
kleryków, która tak naprawdę była obozem specjalnym. Ponieważ był
człowiekiem wierzącym, klerykiem, nosił medalik i różaniec na palcu,
podpadł politrukom i był maltretowany. Mimo tych prześladowań, nie
załamał się.

Z wojska wrócił jak wrak, ze zniszczonym zdrowiem, przeszedł nawet
poważną operację. Koledzy klerycy usilnie modlili się za niego, bo
uważano, że nie przeżyje, a jednak przetrwał i prowadził pracę
duszpasterską, tak jak każdy młody kapłan. Ze względu na słabe zdrowie
nie mógł jednak pracować na pełny etat. Przez pewien czas przebywał w
parafii św. Anny, potem przeniesiono go jako rezydenta do parafii św.
Stanisława Kostki.

Proboszczem w tej parafii był wtedy ksiądz Teofil Bogucki, bardzo
ciekawa osobowość, duszpasterz, który z końcem 1982 roku zainicjował
msze za ojczyznę odprawiane w każdą ostatnią niedzielę miesiąca. Ksiądz
Jerzy bardzo chętnie przyłączył się do tej akcji.

Zaistniał wtedy fenomen. Ksiądz Jerzy był przeciętnym kapłanem, ale
kiedy przyszedł do kościoła św. Stanisława Kostki, otrzymał szczególną
łaskę i szczególne powołanie – powołanie Ducha, który go prowadził; bo
trzeba przyznać, że choć głosił homilie proste – oparte na tekstach
Ewangelii, papieża Jana Pawła II, kardynała Wyszyńskiego – w jego ustach
wybrzmiewały one specjalnie, głęboko i pociągały ludzi. Do kościoła
Stanisława Kostki zbiegały się rzesze, nie tylko z Warszawy. A przy tym
ks. Jerzy był otwarty, łatwo nawiązywał kontakty, ludzie do niego
lgnęli, miał charyzmat. Był duszpasterzem studentów medycyny, miał
kontakt ze środowiskiem pielęgniarek. Wspomagał strajkujących robotników
i studentów. W ogóle nawiązał kontakt z "Solidarnością"…

Oczywiście wszystko to – praca i zapał, jaki wykazywał – denerwowało
władze komunistyczne. Tak rozpoczęły się przesłuchania na milicji,
wezwania do prokuratury… Rzecznik prasowy rządu, Jerzy Urban, zaczął go
szkalować publicznie w radiu, telewizji i prasie. Wytworzyła się wokół
niego bardzo trudna atmosfera.

W połowie lipca 1984 roku, a więc trzy miesiące przed jego śmiercią,
spotkałem się z nim i trzema innymi kapłanami w Krynicy Górskiej na
wakacjach. Pewnego dnia po obiedzie usiedliśmy w pokoju i rozmawialiśmy
dosyć długo. On opowiadał o swoich przeżyciach, przesłuchaniach, o
grożącym mu procesie… Co interesujące, podczas rozmowy o robotnikach
powiedział: Poświęciłem się i się nie cofnę. Na mnie te słowa zrobiły
tak duże wrażenie, że poczułem ciarki na plecach. Były niezwykle
wymowne. Rozpoznałem w nich determinację i przygotowanie na śmierć. On
zdawał sobie sprawę z tego, co go czeka.

W kościele w Bydgoszczy tuż przed swoją śmiercią ks. Popiełuszko
powiedział: "Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku i zastraszenia, ale
przede wszystkim od żądzy odwetu i nienawiści".

W kazaniach zawsze odnosił się do realiów życia i zasadniczych cnót
moralnych: prawdy, sprawiedliwości, miłości i przebaczenia. Nie wahał
się zwrócić do władz z prośbą o pojednanie z ludźmi, z robotnikami, o
uwolnienie internowanych itp. Stąd też jego homilie były tak bardzo
ujmujące.

Gdy ks. Popiełuszko zaginął, ludzie modlili się: Boże, zwróć nam
księdza Jerzego! Jak teraz, tuż przed beatyfikacją, możemy spojrzeć na
te słowa?

Pan Bóg wysłuchał tych próśb i zwrócił nam ks. Jerzego jako
błogosławionego, wielkiego orędownika, który wyprasza wiele łask. W
archiwum przy kościele św. Stanisława Kostki jest wiele listów i wpisów w
księgach z podziękowaniami za otrzymane łaski za jego wstawiennictwem;
niektóre z nich mogłyby nawet zostać wykorzystane do rozpoczęcia procesu
o cudzie. Ksiądz Jerzy musi być szczególnie blisko Boga w niebie.

Beatyfikacja księdza Jerzego jest bardzo oczekiwana od dłuższego
czasu przez społeczeństwo, przez Polskę i przez wielu ludzi na świecie.
Ufamy, że w dzisiejszej rzeczywistości, tak bardzo skomplikowanej,
będzie ona dobrym, mocnym impulsem do odrodzenia społeczeństwa,
pojednania i uporządkowaniu bardzo zagmatwanych, bardzo bolesnych spraw
społeczno-politycznych. Stoimy zatem przed wielkim wydarzeniem. Mamy
nadzieję, że będzie to powiew Ducha Świętego.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad pochodzi z "Głosu
Ojca Pio"
nr 63/2010.

Za: www.franciszkanie.pl.

Wpisy powiązane

Niepokalanów: XXX Międzynarodowy Katolicki Festiwal Filmów i Multimediów

Piknik kapucyński w Stalowej Woli

Dziękczynienie za pontyfikat u franciszkanów w Krakowie