Lwów: jak benedyktynki i benedyktyni pomagają uchodźcom

„Od początku wojny przyjmujemy uchodźców. W sumie przez nasz klasztor przeszło ponad 700 osób” – mówi siostra Bernadeta benedyktynka klauzurowa z klasztoru św. Józefa Solonka pod Lwowem. „Żyjemy perspektywą zwycięstwa i wtedy można będzie zbudować jakiś bardziej dalekosiężny plan pomocy tym ludziom. Żyjemy nadzieją, że zwycięstwo czeka nas już niebawem” – zapewnia. Siostry wspomagają bracia benedyktyni z Tyńca i z Lubinia.

Siostry benedyktynki klauzurowe z Żytomierza w nowym klasztorze mieszkają od marca 2021 r. „Wcześniej, przez 31 lat byłam w opactwie w Żytomierzu. W niedzielę kościół pw. św. Opata Benedykta jest pełen. Smak modlitwy odnajduje tu dużo ludzi ze Lwowa. Wystarczy wsiąść w marszrutkę i po kilkunastu minutach jest się tutaj” – mówi s. Bernadeta. Wraz nią w klasztorze są siostry: Rita i Augustyna.

Siostry od początku wojny przyjmują uchodźców. W sumie przez klasztor przeszło ponad 700 osób. „Na początku zatrzymywali się na jedną lub kilka nocy ci, którzy masowo wyjeżdżali z kraju. Trzeba było cały klasztor kompletnie poprzestawiać i przeorganizować, gdyż każde pomieszczenie wówczas służyło uchodźcom. Trzeba było też zabezpieczyć wiele żywności i wszystkie inne potrzebne środki oraz zorganizować opiekę medyczną. Udało się to wszystko w dużej mierze dzięki wolontariuszom z różnych organizacji, głównie z Caritas Spes Ukraina oraz innych stowarzyszeń religijnych” – mówi zakonnica.

Obecnie w klasztorze przebywa 45 uchodźców, w tym 13 dzieci. Są to rodziny, głównie matki z dziećmi i starsze osoby. W najbliższym czasie ma przyjechać jeszcze jedna rodzina. „Jeden pan jest ciężko chory na raka. Mamy też matkę chorą na stwardnienie rozsiane z czwórką dzieci, są staruszkowie na wózkach. Nie brakuje też sierot. Pochodzą oni w terenów objętych wojną na wschodzie, z Ługańska, Doniecka, Zaporoża i innych miejscowości. Nie mają gdzie wracać. Ich mieszkania zostały zbombardowane i zburzone, a część bliskich została zabita. Zdajemy sobie sprawę, że będziemy tę zimę razem, a może i znacznie dłużej. Żyjemy perspektywą zwycięstwa i wtedy można będzie zbudować jakiś bardziej dalekosiężny plan pomocy tym ludziom. Żyjemy nadzieją, że zwycięstwo czeka nas już niebawem” – wyznaje s. Bernadeta.

Zaznacza, że ze wszystkimi uchodźcami “zżywamy się jak jedna rodzina”, choć nie brakuje i problemów, jak zawsze między ludźmi. „Dwójka naszych uchodźców pracuje na zewnątrz, a reszta albo zajmuje się dziećmi albo starszymi ludźmi, którzy wraz z nimi przyjechali. Młodsi mieszkańcy angażują się dyżury sprzątania i w kuchni. Pracują w ogrodzie, refektarzu, jadalni i pomagają w świątyni” – opowiada.

S. Bernadeta podkreśla, że od początku wojny wraz uchodźcami utrzymywany jest benedyktyński tryb modlitwy. „W tym zgiełku i zamieszaniu często jest to bardzo trudne, ale to nas podtrzymuje i daje siłę. Przez dwa miesiące na początku wojny, kiedy Żytomierz był systematycznie bombardowany, były tu z nami także wszystkie siostry z Żytomierza” – przypomina s. Bernadeta.

W sumie na Ukrainie jest siedemnaście sióstr benedyktynek klauzurowych. Mają jedną postulantkę i jedną kandydatkę.

Siostry wspomagają bracia benedyktyni z Tyńca i z Lubinia. Służą im jako kapelani i sprawują nabożeństwa w niedawno konsekrowanej świątyni. „Przy pomocy naszych klasztorów z Tyńca, Lubinia i Biskupowa oraz zaprzyjaźnionych osób pomagamy siostrom jak tylko możemy. W 2021 r. udało nam się zakończyć budowę, wyposażyć klasztor i nastała wojna. Teraz klasztor stał się domem dla uchodźców, którzy uciekali ze wschodu i południa Ukrainy. Przewinęło się już prawie tysiąc osób. W `krytycznym` momencie mieszkało tu nawet 150 osób. Dzięki Bogu dla wielu rodzin udało się znaleźć mieszkania i pracę, aby mogli się usamodzielnić” – mówi brat Efrem Michalski z opactwa w Lubiniu.

Zwraca uwagę, że obecna sytuacja dla sióstr jest dużym psychicznym wysiłkiem. „Mężczyznom w takich sytuacjach jest trochę łatwiej. Cały trud spadł na siostry. One ponoszą największą ofiarę i dają wspaniałe chrześcijańskie świadectwo” – mówi brat Efrem.

Zwraca uwagę, że Ukraina nie zamierza kapitulować, mimo że każdy dzień wojny to ogromne straty w ludziach. „Mówi się, że ginie od 100 do 150 ludzi dziennie, w większości żołnierzy: ojców, braci i synów. To są olbrzymie straty społeczne, które już są odczuwalne i już je wyraźnie widać” – zaznacza zakonnik.

Jego zdaniem póki co nie brakuje żywności, choć dość drastycznie spadła pomoc humanitarna z zagranicy. Ponadto wszyscy mieszkańcy Ukrainy szukają alternatywnych źródeł ogrzewania. Najbardziej potrzebne są generatory prądotwórcze. „W klasztorze jeszcze grzejemy na gaz. Ale jak wyłączą gaz to mamy zakupiony piec na drewno” – mówi brat Efrem.

Wraz z nim w klasztorze są bracia: pochodzący z Ukrainy Leopold Rudzinski, Borys Kotowski z opactwa w Tyńcu oraz kandydat do zakonu Paweł Lipiński.

mp, tom (KAI) / Lwów

Wpisy powiązane

Wielkopostna droga bezdomnych z okolic Watykanu

Wielka Brytania: Kościół wspomniał św. Mikołaja Owena SJ – męczennika, który ukrywał i ratował księży

Nigeria: stulecie seminarium duchownego mającego niemal 800 kleryków, w tym 240 zakonników