1957.12.15 – Niepokalanów – Nabierzcie odwagi, nie bójcie się. Kazanie z okazji 40-lecia Milicji Niepokalanej i 30-lecia Niepokalanowa

 
Stefan Kardynał WyszyńskiPrymas Polski

NABIERZCIE ODWAGI, NIE BÓJCIE SIĘ. KAZANIE Z OKAZJI 40-LECIA MILICJI NIEPOKALANEJ I 30-LECIA NIEPOKALANOWA.

Niepokalanów, 15 grudnia 1957 r.

 

Ekscelencje, najdostojniejsi Księża Biskupi, Ojcze Prowincjale, drodzy ojcowie i bracia zakonu franciszkańskiego, młodzieży kochana, rodzice katoliccy i wy, wszystkie dzieci Boże!

Wielką radość pragnie obudzić Kościół Boży dziś w naszych sercach. Stoimy przecież w drzwiach niemal, blisko, w drzwiach wielkiej radości, jaką jest pamięć przyjścia na świat Boga Człowieka, Jezusa Chrystusa. Kościół w swoich antyfonach brewiarzowych, w modlitwach kapłańskich woła do nas całym sercem: „Wstań, Jeruzalem i stań na miejscu wysokim, albowiem idzie ci zbawienie, które jest przygotowane od Pana” (Ba 5,5). A w innym miejscu: „Podnieście głowy wasze, albowiem zbliża się zbawienie wasze”. I jeszcze: „Wyprostujcie kolana omdlałe i ramiona osłabłe podnieście, albowiem zbliża się wam zbawienie wasze” (Iz 35,3-4). Radość Kościoła jest tak wielka, iż dzisiaj odłożywszy na stronę fioletowe szaty przyozdabia się w szaty różowe, które bierze tylko dwa razy do roku, aby jeszcze bardziej podkreślić nadzieję, która nam od Pana przychodzi. To jest ta trzecia niedziela Adwentu. W starej liturgii była ona już ostatnią niedzielą Adwentu, dziś jest jeszcze czwarta. Ale gdy spojrzymy w nasze serca, gdy spojrzymy wokół siebie czujemy, że już jesteśmy w atmosferze świątecznej. Już serca nasze radują się, albowiem Pan jest blisko! Dzisiaj w Komunii Kościół Boży słowami proroka Izajasza będzie wołał do wszystkich kapłanów: „Mówcie do zatrwożonych w sercu, nabierzcie odwagi, a nie bójcie się, oto bowiem Bóg nasz przyjdzie i sam nas zbawi” (Iz 35,4). Tak Kościół Boży nieustannie, dzieci najmilsze, woła do naszych dusz, do naszych serc, do ludzi zmęczonych życiem, do utrapionych srodze: nie lękajcie się! Co więcej, Kościół pragnie wlać w dusze nasze chrześcijańską radość: „Radujcie się; po wtóre powtarzam wam, radujcie się w Panu!” (Flp 4,4).

Gdy Kościół wzywa do radości, to może w duszy niejednego z nas budzi się wątpliwość: azali mamy wiele powodów do radości? Azali cały ten świat nie jest zbyt przepełniony goryczą i męką, jak gąbka octem, jak noc ciemnością? Czy tak nie jest? Niewątpliwie, świat jest przepełniony męką. Ale chociażby męka człowieka spotęgowała się po stokroć, nic to wszystko w obliczu Boga, który może zawsze sprawić, że każdy smutek świata w radość się obróci. Abyśmy mieli nadzieję w możliwość tej radości, odsłania Kościół Boży przed oczyma naszymi postacie ludzkie, które mają nam dodać otuchy. (…) Oto widzimy wielką postać, którą wyczarował Bóg i postawił jako promienną kolumnę nadziei przed oczyma upadłego człowieka, ażeby obracał ku niej swoje spojrzenie, aby podnosił oczy swoje i nie ustał. Przecież dzisiaj według dawnych przepisów liturgicznych Kościoła kończyła się zazwyczaj oktawa o Niepokalanym Poczęciu. Wszyscy jesteśmy jeszcze w promieniach tej wielkiej uroczystości, która daje tyle radości, budzi tyle nadziei. A Kościół dziś jeszcze powtarza: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna i nazwie imię Jego Emmanuel” (Iz 7,14). Okres Adwentu, najmilsi, jest czasem szczególnej czci Matki Bożej, a zwłaszcza Niepokalanie Poczętej. To jest ta wspaniała Postać, która jest wielkim światłem w dziejach myśli religijnej na ziemi, Postać, ku której wspinamy się jak ku czystej, szklanej górze, tym szczęśliwsi, że na ramionach swoich ma Dziecię Boże: Boga Człowieka – Jezusa. Tym lepiej Ją rozumiemy i tym goręcej Jej pragniemy. Godzi się więc w tej chwili wzrok nasz, o my strwożeni, maluczcy, zakłopotani, podnieść – jak ongiś w raju po grzechu pierworodnym Ewa – matka wszechżyjących i nasza pramatka za dłonią Boga Ojca, Boga miłosierdzia, Boga nadziei – ku tej Niewieście, która sama zetrze głowę węża.

Tragiczne były ciemności, które okryły duszę pierwszych rodziców, gdy poznali swój upadek i gdy usłyszeli wyrok. Straszna to była złuda, której owoce nieraz i dzisiaj zbieramy. Możemy sobie jeszcze teraz wyobrazić tę chwilę, gdy przed Sędzią, który chciał być tylko Ojcem, stanęło dwoje biednych ludzi, jedynych na tej ziemi w tym czasie: Adam i Ewa. Już widzą nad sobą dziejowy miecz śmierci, już widzą ziemię, która ciernie i osty rodzić będzie, już czują, jak każdy nowy człowiek na ten świat w boleściach i we krwi otwierać będzie swe oczy, łzami zalane, by napełniać tę ziemię nowym krzykiem bólu, męki i cierpienia. Takie oto widoki otwierały się przed człowiekiem, gdy poznał winę grzechu pierworodnego. I na tę mękę dwojga ludzi-dzieci Bożych patrzył Ojciec, który przez miłość ich zrodził i który przez miłość chciał ich mieć na łonie swoim i przekazać im całe swoje szczęście, a nie mógł, bo człowiek przez niewiarę wyrwał się z tych ramion ojcowskich i zaczął słuchać już nie Boga, ale zwodniczego głosu szatana. Trzeba było dać nadzieję człowiekowi, bo na ziemi wyrastała jakaś wielka potęga, która mogła była zniweczyć cały porządek Boży. Tą potęgą był szatan, ogromna potęga. Te dwie moce – jakże nierówne – miały się z sobą zewrzeć: Bóg i szatan.

I wtedy człowiek zobaczył, że będzie się toczyć nieustanny bój między porządkiem i prawem przez Boga ustanowionym a nowym bezprawiem i nieładem narzucanym przez szatana. Wówczas to właśnie sam Bóg ukazał pierwszym rodzicom, ukazał światu Rycerza Niepokalanego – Maryję, Niewiastę. Powiedział o Niej: „Ona zetrze głowę twoją” (Rdz 3,15). W tym momencie nastąpiło pasowanie przez samego Boga na Rycerza – Niewiasty. Bóg, który miał zwyciężyć szatana, to dzieło powierzył Niewieście i zapowiedział, że wprawdzie szatan będzie nieustannie czyhał na Jej stopę, będzie nieustannie z Nią walczył, będzie walczył z Jej nasieniem, z owocem Jej żywota, ale po tych nieustannych walkach, które trwać będą dziesiątki, a może i setki wieków, ostatecznie Ona zetrze głowę węża. Ostatecznie Ona zwycięży. Maryja zwycięży. Niewiasta zwycięży. Pewność, którą Bóg dał ludzkości, była przejawem wielkiej dobroci Boga, który nie chciał nas pozostawić w niepewności. Tam było, jak powiedziałem, pasowanie na Rycerza Boga Żywego Niewiasty – Maryi Niepokalanej.

Długo czekaliśmy na Nią. Długo prorocy podnosili głowy swoje, aby ujrzeć Tę przepowiedzianą w raju. Raz po raz wielki Duch Boży wyrywał się z piersi męża wybranego i widział w przyszłości: „Oto Dziewica porodzi Dziecię i nazwie imię jego Emmanuel” (Iz 7,14). Ale chwila ta nie nadchodziła i trzeba było wielkiej wiary. Trzeba było męża wiary, ojca wiary, samego Abrahama, trzeba było takiego mocarza jak Mojżesz, trzeba było takiego pieśniarza jak Dawid, trzeba było tylu wspaniałych proroków, wizjonerów Bożych jak Ezechiel, którzy oglądali, jak zmartwychwstają wszyscy pobici na niezmiernych polach pokrytych suchymi kośćmi, ażeby wreszcie przyszedł ten moment – taki cichy, nieznaczny, skromny, opisany w Ewangelii – nawiedzenia w Nazarecie dzieweczki Maryi, której zapowiedziano, że to właśnie Ona jest tą Niewiastą widzianą oczyma Boga samego w raju, która zetrze głowę węża. Że to właśnie Ona, ta kilkunastoletnia Dziewczynka z Nazaretu pocznie i porodzi Syna pierworodnego; że Duch Święty zstąpi na Nią, moc Najwyższego ogarnie Ją, a to, co się z Niej narodzi Święte, nazwane będzie Synem Najwyższego.

I oto jest błogosławiony Owoc Jej żywota. To się stało w Nazarecie w dniu Zwiastowania. Później przyszło Betlejem, Epifania, a potem szereg dni życia cichego w Nazarecie, i Kana, a później droga krzyżowa, Kalwaria i radosne „Wesel się, Królowo miła” Zmartwychwstania wielkanocnego. A potem dzień Zielonych Świątek w Wieczerniku, Wniebowzięcie i ukoronowanie Maryi. I oto ujrzeliśmy na prawicy Syna Bożego „Niewiastę obleczoną w słońce, pod stopami Jej księżyc, a nad głową korona z gwiazd dwunastu” (Ap 12,1). Nowa wizja Tej, którą Ojciec ukazał w raju. Tym razem oglądana oczyma umęczonego, czystego Jana na wyspie Patmos, gdy w kopalniach miedzi tęsknił jako więzień za tymi dniami, kiedy Owoc Jej żywota zetrze ostatecznie głowę węża. Stało się to na krzyżu, i powtarza się nieustannie.

Powtarza się to w każdej duszy, gdy Maryja swą dziewiczą, niepokalaną stopę postawi na tych wężowych głowach, na tym wężowisku żmij, które się wydobywa z każdej duszy, z każdego serca, ten straszliwy las cierni, myśli niewiary, uczuć pożądliwych, nieładu serca, niepokoju woli; to wszystko, co tak człowieka ogarnia, co go niekiedy spowija jak gdyby zarośla straszliwe, tak iż, zda się, wydobyć się z nich już nie można, tak iż drogi wyjścia z nich, zda się, nie ma. Ileż każdy z nas przeżywa, dzieci kochane, ciemności ducha, ciemności myśli, nieładu uczuć, całkowitego osłabienia i upadku woli. Jak bardzo potrzeba nam nieustannie siły, jak bardzo trzeba pamiętać o tej zachęcie Izajaszowej: „Nabierzcie odwagi, a nie bójcie się, oto bowiem Bóg nasz przyjdzie i sam nas zbawi” (Iz 35,4). Odtąd na ziemi włada, walczy i zwycięża Niepokalany Rycerz Boga Żywego – Maryja, Dziewica Wspomożycielka, zwycięska Pani. Chcielibyśmy powiedzieć: tylko jednego Rycerza ma Bóg na tej ziemi, bo Ona jest Pośredniczką łask wszelkich. Jednego sobie wybrał i temu jednemu Rycerzowi złożył w macierzyńskie ramiona to, co miał najcenniejszego: swojego Syna. Bóg nawet Syna Jednorodzonego Jej oddał. Jej oddał Kościół swego Syna, Jej oddał ludzkość całą, każdego z nas, testamentem Chrystusowym na krzyżu: „Oto Matka twoja” (J 19,27).

Dlatego i w naszych czasach, chociaż już proroków nie ma, bo to zadanie wypełnia Kościół, raz po raz w tym Kościele rodzą się duchy mocne, które się zapalają jakąś przedziwną wiarą w to, że właśnie Ona – Maryja będzie kierować, zwyciężać i prowadzić wszystkie boje Boga Żywego. Można by snuć całą historię takich przedziwnych zdarzeń w dziejach Kościoła i ludzkości, które by wskazywały, że właśnie Ona zwycięża. Ale nie pora na to tutaj.

Może wystarczy, że wspomnimy jedno zdarzenie tak nam bliskie: to sprzed lat czterdziestu, gdy grupka młodziuchnych franciszkańskich zakonników, dopiero stawiających pierwsze kroki swoje na niwie pracy wewnętrznej, gdzieś tam w dalekim Rzymie, naraz zrozumiała, że w tych ciężkich, niepewnych czasach ratunkiem dla świata będzie Maryja. Był to przecież rok 1917, gdy świat pobity, sponiewierany, zmęczony wojną, dźwigał się jak ten włodarz ze skopanej ziemi i rozglądał się wokół, skąd mu przyjdzie zbawienie. O tym zbawieniu ludzkości myśleli dyplomaci i politycy układając traktaty pokojowe. Myśleli też i ludzie, którzy politykami nie byli, ale którzy Boga kochali. Oni także, na swój sposób, szukali ratunku dla świata. Takim był w gromadce młodych zakonników ojciec Maksymilian Kolbe. Za narzędzie przyjął Milicję Niepokalanej, a jako wzór i siłę – właśnie Maryję, Niepokalanego Rycerza Boga Żywego. Jej zaufał. I z tego zawierzenia powstało wielkie dzieło, które trwa już lat czterdzieści. Z tego zawierzenia powstał „Rycerz Niepokalanej”, a także Niepokalanów polski i japoński. Dokonało się jakieś wielkie wyzwolenie, wstąpiła jakaś wielka otucha, jak gdyby ustami Izajaszowymi, on, pokorny zakonnik, mówił: „Nabierzcie odwagi, a nie bójcie się, oto bowiem Bóg nasz przyjdzie i sam nas zbawi”.

Ile dobrego to dzieło zrodziło, ile zwycięstw w niejednej duszy, ile szlachetnych powołań zakonnych, ile porywów do nawrócenia, ile uczuć najszlachetniejszych czystości, wiary, miłości! Któż to obliczy? Gdybyśmy dzisiaj chcieli pisać kroniki 40-lecia trwania Milicji Niepokalanej, musielibyśmy przeprowadzić jakąś duchową introspekcję, mieć możność wejrzenia w głębię dusz, bo te dzieje są pisane palcem łaski Bożej, przy udziale Pośredniczki łask wszelkich, na każdej duszy, w każdym sercu, na każdej myśli. To nie jest łatwe dzieło. Trzeba je odłożyć na czas, kiedy wystawione będą „księgi spisane”, które każdą rzecz wyjawią. A dziś jesteśmy bezsilni. Wspominamy jednak tę chwilę, dzieci najmilsze, po to, żeby ta uroczystość, która nas, biskupów, i cały niemal zakon franciszkański, i was, przyjaciele Niepokalanowa, zebrała tutaj, dodała nam otuchy.

Bo i dzisiaj zda się nam, że jakieś fale ciemności nas przykrywają. I dzisiaj Kościół Boży w nieustannej, tyle już lat trwającej pracy, zmaga się z mocami ciemności, zmaga się z tą odrastającą głową węża, który czyha na Owoc żywota Niepokalanej w polskiej ziemi i chciałby Go zniszczyć. Zmieniają się tylko sposoby walki. Dziś ten, jutro inny. Wczoraj może policja i więzienia, użyte do walki z sumieniem, do walki z Kościołem; dziś może ateizm i płatne posady ateistów, niewiara, zepsucie, jakieś straszliwe zwyrodnienie, przerost seksualizmu i zmysłowości, pornografii i brudu, a może pijaństwo, rozwiązłość, rozbicie rodziny – wszystko jedno jakich środków użyć, byleby tylko ten „błogosławiony Owoc żywota”, który się w polskiej ziemi przed tysiącem lat narodził i Krzyż swój umocnił, i Ewangelię zaczął głosić, zamilkł, byleby usechł, umarł. Wszystkie środki są dostępne, wszystkie są godziwe, żadnego, najbardziej potwornego i brudnego się nie odrzuci, byleby tylko zniszczyć królestwo Chrystusowe w polskiej ziemi. To jest ta wielka groza, która nieustannie stoi przed Kościołem Chrystusowym w Ojczyźnie naszej.

Gdy jednak groza ta głowę podnosi, my zachowujemy spokój i was, najmilsze dzieci, do tego spokoju wzywamy. Mówimy do zatrwożonych w sercu: „Nabierzcie odwagi, a nie bójcie się, oto bowiem Bóg wasz przyjdzie i sam was zbawi”. Jedna jest tylko rzecz konieczna: abyśmy, zachowując należyty spokój w tej walce z mocami ciemności, umieli rozpoznać zło, które szkodzi narodowi. Bo w tej chwili każdy grzech, najmilsze dzieci, jest nie tylko obrazą Boga, ale jest też i uderzeniem w polską rację stanu. Każda rozbita rodzina jest nie tylko obrazą Boga, ale jest krzywdą wyrządzoną narodowi. Każda nietrzeźwość, każda rozrzutność, każde niszczycielstwo jest nie tylko grzechem przeciwko moralności katolickiej, ale też szkodą wyrządzoną narodowi. Każda niewierność małżeńska, każdy zamach na życie dziecka nie narodzonego, to nie tylko grzech przeciwko przykazaniom Bożym, to niszczenie narodu, osłabianie siły narodu, pomniejszanie jego zdolności oporu i obrony. Tak przedziwnie w polskiej ziemi łączą się sprawy Boże i ludzkie, doczesne i wieczne, przyrodzone i nadprzyrodzone.

Dlatego też, najmilsze dzieci, walka z grzechem w Ojczyźnie jest nie tylko nakazem Bożym dla dobra dusz naszych, ale też nakazem narodowym dla dobra Ojczyzny, dla obrony narodu. Można szkodzić narodowi nie tylko wtedy, gdy się łamie Kodeks Karny, ale i wtedy, gdy się niszczy i rozbija rodzinę przez niewierność; i wtedy, gdy się zabija dzieci w rodzinie; i wtedy, gdy ojciec zamiast dać dziecku należyte i ciepłe ubranko, i strawę, niszczy zarobek ciężko zdobyty na pijaństwo, karciarstwo, rozwiązłość; i wtedy, gdy młodzież zamiast siły swoje, czas i zdrowie poświęcać na naukę, na dobre przygotowanie się do przyszłych zadań, marnuje czas i siły fizyczne, narażając się przez rozwiązłość na cherlactwo fizyczne i duchowe, na nieprawość myśli, woli i serca. To wszystko jest krzywdą wyrządzoną nie tylko Bogu – Ojcu narodów, ale to jest działanie na szkodę Polski, zwłaszcza w tych czasach i w tych warunkach, w jakich żyjemy.

Dlatego, najmilsze dzieci, jak przed czterdziestu laty ojciec Maksymilian Kolbe, my również zwracamy oczy nasze ku Niepokalanej Dziewicy, ku zwycięskiemu Rycerzowi Boga Żywego – ku Maryi. I prosimy: „One miłosierne oczy Twoje ku nam zwróć”, a narodowi naszemu „Jezusa, Owoc żywota Twojego, w tej walce ciężkiej okaż”. Wołamy do Niej słowami modlitwy na uroczystość Pani Jasnogórskiej: „Wszechmogący i miłosierny Boże, Ty dałeś narodowi polskiemu w Najświętszej Maryi przedziwną pomoc i obronę, a Jej święty obraz jasnogórski wsławiłeś niezwykłą czcią wiernych, spraw łaskawie, abyśmy na ziemi z zapałem walczyli w obronie wiary, a w niebie wysławiali Twoje zwycięstwo”. Wołamy do Niej dzisiaj: Ty, Maryjo Niepokalana, jesteś ustanowiona przez Boga Żywego na tej ziemi, abyś toczyła wszystkie Jego boje z mocami ciemności i z szatanem. Czemuż to osłabła dłoń Twa niepokalana, czemu trzymasz ręce na piersiach swoich, czemu jak Judyta wojująca nie podniesiesz ich, abyś gdy już zaczęłaś zwyciężać, do końca zwyciężyła? Czemu czekasz, gdy my w męce i w bólu, w nieustannej walce i trwodze o to, co najdroższe dla narodu, dla Kościoła, dla Ojczyzny, dla każdej duszy, dla każdej myśli, dla każdego serca, dla każdej woli. „One miłosierne oczy Twoje obróć ku nam”. Tak wołał naród pod Jasną Górą, gdy składał swoje Śluby Jasnogórskie, i tak wołał w każdej parafii tego roku, gdy je odnawiał w dniu 5 maja, i tak będzie wołał aż do chwili, gdy zwycięsko przekroczy próg Tysiąclecia chrześcijaństwa. Tak woła i dziś, gdy pracuje nad tym, aby umocnić w sobie wierność Bogu, wierność Krzyżowi i Ewangelii, wierność Kościołowi i jego pasterzom.

Takie też i my, najmilsze dzieci, z tego spotkania dzisiejszego wyniesiemy postanowienia. Modlić się będziemy wytrwale do Niepokalanego Rycerza Boga Żywego – Maryi. I prosić Ją będziemy, aby zwyciężała do końca. I niech to się stanie modlitwą waszą codzienną, najmilsze dzieci, o Jej pełne zwycięstwo w świecie i w Ojczyźnie naszej. Nie chciejcie się poddawać zwątpieniu, smutkowi; przeciwnie, tak jak Kościół was zachęca, czuwajcie na progu każdej myśli, każdej woli, każdego serca waszego, czuwajcie na progu każdego warsztatu i miejsca pracy, na każdym zagonie. Jednakże w tej trosce czujnej weselcie się zawsze. I po raz wtóry mówię wam: „Weselcie się! Skromność wasza niech będzie znana wszystkim ludziom. Pan bowiem blisko jest” (Flp 4,4-5). On, który ustanowił jeszcze w raju Niewiastę i Jej zlecił, aby toczyła wszystkie boje Boga Żywego na tej ziemi. Ona zwycięży! Bo o Niej sam Bóg, który jest Prawdą, powiedział: „Ona zetrze głowę węża” (Rdz 3,15). A więc i teraz, w tym okresie Adwentu, i zawsze módlcie się wytrwale do Niepokalanego Rycerza Boga Żywego, do Maryi. Dziękujmy Bogu, że w Niej dał nam całą nadzieję. Dziękujmy Bogu, że przez Nią wzmocnił nas i wołajmy: „Spuśćcie rosę, niebiosa, z góry. «Rorate, caeli, desuper». Obłoki niech ześlą z deszczem Sprawiedliwego. Niech się otworzy ziemia i zrodzi Zbawiciela” (Iz 45,8).

Tekst nieautoryzowany. Archiwum Niepokalanowa

 

Wpisy powiązane

1981.05.01 – Warszawa – List do o. Stanisława Podgórskiego CSsR, przewodniczącego KWPZM

1981.03.06 – Warszawa – Franciszkanizm dzisiaj. Przemówienie z okazji jubileuszu 800-lecia urodzin św. Franciszka z Asyżu

1981.01.08 – Warszawa – List do zakonnych rekolekcjonistów i misjonarzy ludowych, zebranych na dorocznym kursie