1965.05.31 – Niepokalanów – U źródeł wody żywej. Kazanie z okazji poświęcenia chrzcielnicy Tysiąclecia w Niepokalanowie

 
Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski

U ŹRÓDEŁ WODY ŻYWEJ.
KAZANIE Z OKAZJI POŚWIĘCENIA CHRZCIELNICY TYSIĄCLECIA W NIEPOKALANOWIE

Niepokalanów, 31 maja 1965 r.

 

Najmilsze dzieci Boże, dzieci moje!

W ciągu miesiąca maja uczucia nasze często były kierowane w Litanii Loretańskiej do Świętej Bożej Rodzicielki, do Świętej Bożej Karmicielki, Matki Boga Człowieka, Matki naszej i Matki Kościoła. Szczęśliwa to zbieżność okoliczności, że te rozważania maryjne, uwielbienia Maryi kończymy dzisiaj u źródeł wody żywej, przy chrzcielnicy, którą przed chwilą ofiarowali na większą chwałę Bogu ojcowie i bracia zakonu św. Franciszka, duchowi synowie ojca Maksymiliana Kolbego. Poświęciliśmy ten dar, aby stał się dla was wszystkich źródłem wody żywej, wytryskującej na żywot wieczny.

Ambicja i wola życia bez końca – źródłem postępu ludzkości

Ilekroć stajemy przy tym źródle, przypominają się nam zamysły Serca Bożego, zbawcza i uświęcająca wola Ojca naszego, który jest w niebie. On ma myśli pokoju, a nie zawstydzenia, nie chce śmierci grzesznika, ale aby się nawrócił i żył. Zesłał swego Syna na ten świat, abyśmy życie mieli i obficiej mieli. Przyjście Chrystusa na ziemię jest wymiarem nieogarnionej miłości Boga ku człowiekowi: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby wszelki, kto uwierzy weń, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16).

Bóg, który nie umiera, wszystko czyni na obraz i podobieństwo swoje, a więc i człowieka uczynił nieśmiertelnym. Wszczepił w naszą naturę pragnienie wiecznego życia, tak że każdy człowiek broni się przed śmiercią. Nasza obrona przed śmiercią, przed zniszczeniem, przed unicestwieniem naszego bytu jest warunkiem postępu w dziejach ludzkości. Dogmat zmartwychwstania ciał, dogmat o życiu wiecznym leży u źródeł wszelkiego postępu, bo postęp kultury materialnej i duchowej w tym właśnie się wyraża, że człowiek chce istnieć, chce żyć lepiej, ciągle, bez końca.

Ambicję życia bez końca rozbudza w nas Kościół Boga Żywego. Dlatego też każda religia, a szczególniej chrześcijańska, jest przyczyną sprawczą wszelkiego postępu i każdej kultury, która zmierza do tego, aby na tym świecie umocnić życie, aby ludzie mieli życie, aby człowiek, natchniony wolą lepszego życia, czynił sobie ziemię poddaną i bardziej ludzką.

Gdy ten porządek został zakłócony przez grzech pierworodny, Bóg jako najlepszy Ojciec, zatroskany o swoje dzieci, nawet na chwilę nie zezwolił na to, aby człowiek osłabł w nadziei wiecznego życia, aby poddał się zwątpieniu, deflacji psychicznej. Bóg ma program życia, jest Bogiem życia, daje życie. Dlatego też pragnie utrzymywać w nas wolę życia i pragnienie życia, i pobudza nas nieustannie do tego, abyśmy tak postępowali, aby wszystko zmierzało do życia wiecznego.

Bez takiej wiary i takich ambicji nie ma postępu ludzkości. Dlatego wszędzie, gdzie zamiera wiara i religijność, tam też słabną i ambicje człowieka. A wyniszczenie wiary i zwalczanie religii jest właściwie walką z postępem, jest osłabieniem lotów ludzkości, wyniszczaniem wysiłku do pogłębiania ambicji i woli życia.

Widzimy więc, jak olbrzymie znaczenie dla ludzkości ma kultura chrześcijańska, i jakim nieszczęściem i katastrofą dla ludzkości jest kultura i cywilizacja pogańska, która wyniszcza w nas wiarę i osłabia ambicję nieskończonego, wiecznego życia.

Gdy przychodzimy do źródła wody żywej, przypomina się nam od razu ten Boży program, na czele którego stoi Matka Życia. W dzisiejszych modlitwach brewiarzowych, którymi Kościół czci Maryję Królową, zaraz w pierwszych zwrotkach jest mowa o Tej, która była od dawna, od początku. Gdy dobry Bóg poznał naszą niedolę, od razu postanowił dodać nam otuchy. Dlatego też jeszcze w raju zapowiedział źródło wody żywej i wskazał Tę, która rozpocznie tworzyć i budować nowy ład na ziemi.

Oto Niewiasta zetrze głowę węża. Właściwie, sądząc po ludzku, trzeba było zacząć od mężczyzny, przecież Adama uczynił Bóg głową rodzaju ludzkiego. Ale – że tak powiem – Bóg zawiódł się na pierwszym rodzicu. Dlatego też nowy porządek zaczął ustanawiać od niewiasty. „Położę nie przyjaźń między tobą – mówił Bóg do zwodniczego szatana – a Niewiastą, między nasieniem twoim, a nasieniem Jej. Chociaż ty stale czyhać będziesz na Jej stopę, Ona zetrze głowę twoją” (por. Rdz 3,15). – To było wymowne i znamienne.

W księgach prorockich widzimy, jak Bóg przez proroków ukazuje Dziewicę, która pocznie i porodzi Zbawiciela. A gdy przyszła pełnia czasów, posłał Bóg swojego zwiastuna do Dziewczęcia w Nazarecie i zaczął Jej wykładać Boży program życia, odnowy rodzaju ludzkiego, wyzwolenia człowieka z niewoli grzechu i z następstw pierworodnej winy.

„Bądź pozdrowiona, łaski pełna! Pan z Tobą! Błogosławionaś Ty między niewiastami” (Łk 1,28). Nikt dotychczas nie usłyszał z ust Bożych takich słów i takiej pochwały. Nie dziwmy się więc, że nawet Niepokalanie Poczęta była zaniepokojona. „Cóż to było za pozdrowienie?” – A było to tylko ogłaszanie dalszego programu zbawiania człowieka, który został powołany przez Boga do życia wiecznego.

Bóg nie pozwoli sobie niszczyć tego programu. Musi więc mieć na tej ziemi Matkę Życia. Dlatego posyła swojego Zwiastuna do Dziewczęcia, aby Jej powiedzieć: Ty jesteś Matką Życia. Ewa również nazywała się matką żyjących, ale ona zawiodła, choć jej wina była mniejsza aniżeli wina Adama. Trzeba było ukazać światu nową Ewę, Maryję. Ona nie zawiodła. Jak od początku zamierzył Bóg program odnowy, umacniania życia, tak do dziś dnia czyni to Kościół Boży, gdy w „Wierzę w Boga” każę nam wyznawać: „Wierzę w ciała zmartwychwstanie i w żywot wieczny”.

Najmilsze dzieci! My tylko się zaczynamy, ale się nie kończymy. Nasze istnienie ma początek w myśli Bożej i w konkretnym czasie, gdy rozpoczynamy wędrówkę po tej ziemi. Ale nasze istnienie nie ma końca. Człowiek jest niezniszczalny. Ludzie tak bardzo lękają się dziś sił kosmicznych, tych niszczycielskich potęg, które nauka odsłania, a które zła wola używa do wzajemnego zagrażania. Człowiek boi się, aby te potęgi kosmiczne nie zniszczyły jego bytu, aby nas nie rozniosły w proch i pył. Ale chociażby nauka wynalazła jeszcze potężniejsze siły niszczycielskie, nie ma takiej siły, takiej potwornej energii – chociażby liczyła się na miliony ton – która byłaby zdolna zniszczyć istnienie człowieka. Wszystkie bomby wodorowe mogą zniszczyć glob ziemski, ale żadna z nich i wszystkie razem nie są w stanie zniszczyć, to znaczy unicestwić istnienia maleńkiego dzieciątka. Tego nikt nie jest w stanie uczynić. Żadna matka czy ojciec, żadna władza, siła polityczna czy kosmiczna – chociażby pozbawiono nas życia – nie jest w stanie zniweczyć istnienia, bytu osobowości ludzkiej. Siła fizyczna może odrzeć nas z ciała, z kości, ale człowiek się nie składa tylko z ciała i kości. Jego byt, jego istnienie opiera się na duchu, a ducha żadna bomba nie jest w stanie zniweczyć, bo jest on nieśmiertelny.

Idzie właśnie o to, aby nasza ambicja szła po linii niezniszczalności naszego bytu, naszej osobowości, aby człowiek współpracował z Bogiem, współdziałał rozumem, wolą, sercem, ciałem i duchem nad programem życia, tworzył moralność życia, kulturę i cywilizację życia, politykę i ekonomię życia; aby układał program nie pięcioletni czy dziesięcioletni, ale program wiecznego życia. Cały wysiłek wszystkich ludzi, którzy pracują nad rzetelnym postępem ludzkości, powinien zmierzać do tego, aby potęgować i rozwijać w nas ambicję życia. To jest postęp; wszystko inne jest wstecznictwem, zacofaniem, ciemnogrodem. Jeżeli gdzieś czai się program niszczenia, program nienawiści, walki z człowiekiem, z jego bytem, z jego życiem – tam jest ciemnogród, tam jest uwstecznienie. Jeżeli chcecie znaleźć program i ambicję życia, to musicie ich szukać w Tym, który nie umiera, w Bogu i w Jego Wysłanniku, Jezusie Chrystusie, który po to przyszedł na ten świat, abyśmy „życie mieli i obficiej mieli” (J 10,10).

Symbolizuje się to w wielu wspaniałych znakach, a wśród nich w tym źródle wody żywej. Rodzice wierzący, miłujący Boga, przynoszą dzieciątko do źródła wody żywej, do chrztu. To jest istnienie samotne, chociaż dziecię Boże. Ale gdy je stamtąd odnoszą, to już nie jest samotne istnienie. Człowiek ochrzczony otrzymał najwspanialsze towarzystwo: w jego życie wszczepił się Bóg w Trójcy Świętej Jedyny – Ojciec niebieski, Syn Boży i Duch Święty. To jest najlepsze towarzystwo, które nigdy człowieka nie opuści.

Nieraz może wydawać się człowiekowi, że jest sam, przeraźliwie sam. Nikogo przy nim nie ma, nikt go nie kocha, nikt się nim nie zajmuje, nie interesuje. Przerażenie ogarnia człowieka przed tą samotnością. Ale jest to największe złudzenie. Człowiek ochrzczony nigdy nie jest sam, nigdy nie jest samotny, zawsze jest ze swoim Ojcem, z Jego Synem i Duchem Świętym. Dlatego Chrystus polecił wszystkie dzieci Boże chrzcić w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Dlatego też kapłani do dziś dnia, gdy podsuwacie dziecięce główki, mówią nad nimi, polewając je wodą, symbolem życia: „Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Odtąd człowiek jest świątynią Boga, odtąd Duch Boży mieszka w nim.

Bóg Człowiek wzorem dla nas, dzieci Bożych związanych z ziemią

Nad źródłem chrzcielnym unosi się w szczególny sposób Duch życia, Creator Spiritus. Pierwszy raz w dziejach chrześcijaństwa Creator Spiritus, Stworzyciel Duch, spoczął w Nazarecie na Maryi. O Niej powiedziano: „Duch Święty zstąpi na Cię, moc Najwyższego ogarnie Cię, a zatem to, co się z Ciebie narodzi, nazwane będzie Synem Bożym” (Łk 1,35). Od tej chwili, gdy Duch Stworzyciel spoczął na Niej, Maryja już nie była samotna. Miała w sobie Boga, była pierwszą Nosicielką Boga, i co więcej, była Świętą Bożą Rodzicielką i Świętą Bożą Karmicielką.

Dobry Bóg jako Ojciec zapragnął pokazać wszystkim, że jesteśmy Jego dziećmi i że karmimy się z Niego. Na przykładzie Świętej Rodziny z Nazaretu ukazał nam, jak się odbywa karmienie człowieka z Boga. Maryja, Święta Boża Rodzicielka, Święta Boża Karmicielka, stała się wzorem i przykładem dla wszystkich rodzicielek i karmicielek.

Kościół Boży wynosi Ją na ołtarze i ustawia przed naszymi oczyma, abyście wszyscy, najlepsze matki i ojcowie, droga młodzieży i dzieci, widzieli, że przez Nią spływa życie na ten świat.

Kto kiedykolwiek studiował historię, mógł wyczytać w mitologii greckiej czy rzymskiej, jak tam bogowie i boginie ukazywali się na wysokich szczytach lub powstawali z morskiej piany. To wszystko było bardzo ładne, ale ludzkość nie żyje mitologią, tylko rzeczywistością. Człowiek złożony jest z ciała i rozumnej duszy, trzeba więc pokazać mu rzeczywistość. Dlatego też Bóg Człowiek ukazał się nam jako rzeczywistość ludzka, jako człowiek złożony z ciała i duszy, bo tylko taki Bóg mógł być wzorem i przykładem dla wszystkich ludzi. Rozpoczyna się życie Boga na ziemi, ale życie ludzkie, we wszystkim podobne do naszego, prócz grzechu. Stąd religia chrześcijańska, wprawdzie cała skierowana ku Bogu, jest przedziwnie ludzka, człowiecza, tworzy kulturę ludzką, humanistyczną.

Nasze życie jest skierowane ku Bogu, ku Chrystusowi, jesteśmy chrystocentryczni, a Bóg jest skierowany ku człowiekowi, jest – że się tak wyrażę – homocentryczny. Wiemy o tym z „Wierzę w Boga”, bo tam śpiewamy: „Qui propter nos, homines, et propter nostram salutem descendit de coelis” – „który dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba”. Chrystus nie musiał stać się człowiekiem, ale chciał przyjść do dzieci Bożych, do ludzi. I przyszedł nie jako Bóg z Parnasu, nieuchwytny mit, ale jako prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, aby spojrzeć Bożymi oczyma, ale po ludzku, na dzieci Boże, aby mową ludzką porozumieć się z człowiekiem, opowiedzieć mu po ludzku Boże sprawy, aby człowiek wiedział, że ma Ojca w niebie, że jest Bożym dziecięciem.

Trzeba było też pokazać człowiekowi Matkę. Dlatego Bóg przy żłobie swojego Syna posadził ziemską Matkę. A chociaż jest Żywicielem całego świata, to jednak swojego Syna kazał żywić Matce ziemskiej. Nie tworzył dla Dziecięcia Bożego jakichś szczególnych środków odżywczych, tylko kazał Mu drobnymi rączkami szukać piersi matczynej, tak jak to każdy z nas instynktownie czynił, aby ratować swój byt, aby żyć.

Nam trzeba ciągle sprawy Boże przedstawiać po ludzku, abyśmy lepiej rozumieli sens życia nas wszystkich jako dzieci Bożych, ale związanych z tą ziemią.

Boży plan wobec człowieka – równe, choć różne zadania mężczyzny i niewiasty

W raju Bóg powiedział do Adama i do Ewy, do mężczyzny i do kobiety: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rdz 1,28). Pragnął, aby tych dwoje na tej ziemi razem wypełniło swoje zadanie.

Nieraz mówi się, że dzisiaj zaczął się awans kobiety. Nie, awans kobiety zaczął się w raju. Ojciec niebieski ustawił tych dwoje na równi i tak utworzył współżycie ludzi, że życie, właściwości fizyczne i duchowe, energie umysłowe i psychiczne tych dwojga potrzebne są, aby życie ludzkie rozwijało się na tej ziemi w sposób normalny i zdrowy.

Nieraz mówi się i czyta o specjalnych prawach mężczyzny, o prawach mocnej płci. Nie ma specjalnych praw mężczyzny! Nie ma specjalnych praw tak zwanej mocnej płci! I mężczyzna, i kobieta mają w obliczu Boga jedno, wspólne, chociaż różne zadanie. Dlatego też świat musi wyglądać tak, jak go Bóg zaprogramował w raju, gdy stworzył dwoje ludzi „mężczyzną i niewiastą uczynił ich” (Rdz 1,27). Współżycie ludzi musi być męskie i kobiece zarazem. Kultura, cywilizacja i cały postęp musi być Boski i ludzki, męski i kobiecy zarazem. Wychowanie w rodzinie, jeżeli będzie tylko kobiece albo tylko męskie, zawiedzie; gdy będzie wychowaniem męskim i kobiecym zarazem, wyda swój owoc, bo każdemu potrzeba wartości męskich i wartości kobiecych, aby był pełnym i całym człowiekiem.

Taki jest plan wobec człowieka, tak wygląda rodzina, którą tworzy dwoje, tak też wygląda i Kościół Boży.

Pozwólcie, że odwołam się do wspomnień z trzeciej sesji Soboru Watykańskiego II. Dwa i pół tysiąca biskupów katolickich zastanawiało się nad Kościołem, który ma już dwa tysiące lat, a w Ojczyźnie naszej dobiega tysiąca. Co to znaczy zastanawiać się nad Kościołem? Przecież wiemy, co to jest Kościół, znamy jego doświadczenia w świecie, wiemy, co uczynił dla ludzkości. Po dwóch tysiącach lat, gdy już tak wiele o Kościele powiedziano, chyba nie trzeba mówić coś nowego. A jednak Sobór zastanawiał się nad Kościołem, nad jego istotą. Może całkowicie i w pełni odpowiemy na to dopiero wtedy, gdy z Kościoła pielgrzymującego i oczyszczającego staniemy się Kościołem triumfującym, uwielbionym, ale musimy i teraz uświadomić sobie, gdzie się znajdujemy, w czyich ramionach jesteśmy.

Ojcowie soborowi, zastanawiając się nad Kościołem i jego tajemnicą, uwydatniali, że misterium Kościoła to żyjący Chrystus. Tyle pięknych przemówień powiedziano na ten temat. Ale gdy Sobór zastanawiał się nad życiem, obecnością i działalnością w Kościele Jezusa, Boga Człowieka, musiał odpowiedzieć na pytanie: Kto w takim razie jest Matką Boga Człowieka? Mówiąc o misterium Kościoła, widzimy Jezusa, który jest Głową Kościoła, a my jego członkami. Ale musimy też widzieć w Kościele i Matkę Głowy Kościoła, a więc i Matkę jego członków.

Stąd powstało wołanie, aby w Konstytucji dogmatycznej o Kościele była również zawarta nauka o Matce Najświętszej. W tej sprawie może najwięcej uczynili polscy biskupi, którzy zaraz na początku trzeciej sesji złożyli Ojcu Świętemu memoriał, w którym prosiliśmy, aby Ojciec Święty na tle prac soborowych ogłosił Maryję Matką Kościoła. Przyszło to w dobrym momencie, bo liczne głosy ojców soborowych uważały, że nie można dobrze mówić o Kościele Chrystusa, jeżeli jednocześnie nie będzie się mówić o Matce Najświętszej, o Jej obecności w misterium Chrystusa i Kościoła.

Mówię o tym dlatego, aby wyjaśnić, że jak w planie odwiecznym Bóg stworzył dwoje: mężczyznę i niewiastę, jak w planie rodzinnym również stworzył to powiązanie: „opuści człowiek ojca i matkę i połączy się z żoną swoją, i będą dwoje w jednym ciele” (Ef 5,31), jak cała kultura, jeśli ma być zdrowa, musi łączyć pierwiastki niewieście i męskie, tak też i Kościół jest męski i niewieści, Chrystusowy i Maryjny zarazem, a w Kościele wszystkie dzieci Boże w równych prawach są powołane do świętości.

Kościół Boży zaludniają wszyscy – mężczyźni, młodzieńcy i mali chłopaczkowie, niewiasty, dziewczęta i małe dziewczynki – to jest lud Boży, to jest Kościół Boży. To wszystko przedziwnie się uzupełnia. Tak w martyrologium, gdzie krew świętych męczenników i świętych dziewic męczennic zlewa się w olbrzymi kapitał ku chwale Bożej, jak i w życiu i świętości całego Kościoła, gdzie szeregi świętych ojców, doktorów, męczenników idą niemal równym krokiem obok świętych i wspaniałych dziewic, matek, męczenniczek, organizatorek i założycielek olbrzymich zakonów, instytucji dobroczynnych, wychowawczych, oświatowych. Kościół doprawdy zrównał wszystkich. Wystarczy wziąć do ręki mszał rzymski, który widzicie na ołtarzu, i przeglądać jego kartki, aby stwierdzić, jak w zmieniającym się co dzień patronale w równym niemal wymiarze są święci i święte Boże.

Dlatego Kościół jest doskonałym wzorem dla współczesnego świata, jak należy wyrównać współżycie tych dwojga. Nie tylko w raju, nie tylko w każdej rodzinie i w życiu narodów, ale i w życiu Kościoła musi działać tych dwoje. Zapewne, inaczej działa Jezus w Kościele, a inaczej Maryja, tak jak inaczej działa w rodzinie ojciec, a inaczej matka. Ale ich zadanie i w Kościele, i w rodzinie jest wspólne, dążą do jednego celu.

Najmilsze dzieci! Oto szkoła i program życia. Musimy rozwijać w nas ten program i uświadamiać sobie, że normalny rozwój ludzkości musi iść po tej linii, jaką wskazał nam sam Jezus Chrystus.

Niepokalanów – szkołą nowego życia dla przyszłych pokoleń Polski katolickiej

Przed zejściem z tej ambony pragnę dać wyraz swojej radości, że w kilka dni po powrocie z Rzymu przybyłem do was na tę radosną uroczystość, aby poświęcić źródło wody żywej, gdzie będą się rodzić nowe dzieci Boże i brać Ducha Świętego. Ten sam Duch Święty „unosił się nad wodami” i zstąpił i ogarnął w Nazarecie wybraną przez Ojca niebieskiego Dziewicę, tak iż poczęła z Ducha Świętego i stała się pierwszym człowiekiem noszącym w sobie Boga Żywego.

Od tej chwili miliardy ludzi ochrzczonych nosi w sobie Boga Żywego. I wy wszyscy, wprowadzeni przez chrzest do wielkiej rodziny Chrystusowej, nosicie w sobie Boga w Trójcy Świętej Jedynego, jesteście w towarzystwie Boga Żywego.

Najmilsi ojcowie! Przywożę wam uczucie głębokiej wdzięczności za to, że pracując w tej parafii dbacie, aby chwała Boża umacniała się, aby nawet głosiły ją kamienie. Dlatego tak upiększacie tę świątynię, dlatego znać w tej pracy nie tylko waszą kulturę duchową, znawstwo sztuki i dobry smak, ale też miłość Bożą. Wy budujecie to i upiększacie przez miłość. Tutaj we wszystkim jest wielka miłość ku Bogu i wielka troska o Jego chwałę. Czyńcie tak dalej, a uczynicie z tej świątyni wspaniałe sanktuarium!

Mamy nadzieję – otrzymałem takie zapewnienie od Ojca Świętego – że w niedługim czasie, może w Roku Milenijnym, sługa Boży ojciec Maksymilian Kolbe będzie wyniesiony na ołtarze. A to jest przecież rycerz Niepokalanej. To jest nie pismo, to człowiek żywy, który służył Rycerzowi Boga Żywego, Maryi, powołanej przez Boga do tego, aby starła głowę węża i aby sama zniszczyła wszystkie herezje na całym świecie. Gdy doczekamy tej radości, że sługa Boży ojciec Maksymilian będzie wyniesiony na ołtarze, wtedy ta świątynia, którą uprzedzając te radosne chwile tak przygotowujecie – stanie się ośrodkiem czci rycerza Niepokalanej, ojca Maksymiliana, ale również sanktuarium Rycerza Boga Żywego, Maryi. Tego wam całym sercem życzę. Wiecie, że Bóg czyni wszystko opatrznościowo. Wcześnie zasiewa ziarno, ale w swoim czasie ono wzejdzie i wyda owoc stokrotny.

Najmilsi! Wielu z was tu żyjących, objętych macierzyńskimi ramionami tej parafii i pochodzących z najbliższych okolic, jeszcze osobiście znało ojca Maksymiliana i pomagało mu. Żyjąc w ramionach i w promieniach tego wspaniałego życia radujcie się i módlcie o to, aby przez wielką dobroć Boga rok tysiączny Chrztu Polski był przypieczętowany tą przecenną perłą życia ludzkiego z Bogiem, jakim będzie nowy błogosławiony i w niedługim – jak ufamy –czasie święty, człowiek, który chodził po tej ziemi jak i wy, żywił się chlebem mazowieckich pól, pił tę samą wodę i ogrzewany był tym samym słońcem Bożym. To wasz brat, krew z krwi waszej, kość z kości waszej, wasz ziomek, wasz rodak, duchem zrodzony tutaj, nie tyle z woli ciała czy z woli męża, ale z woli Boga.

Ta świątynia będzie u wrót stolicy miejscem wielkiej chwały Matki Najświętszej i Jej sługi, który okazał największą, jakiej dziś potrzeba światu, miłość, bo duszę swą dał za braci. A więc to miejsce będzie szkołą nowego życia dla tych pokoleń polskich, które wejdą w bramy drugiego Tysiąclecia Chrztu Polski i dochowają wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi, jak dochowały jej pokolenia, które przez dziesięć wieków od czasów księcia gnieźnieńskiego Mieszka i jego małżonki Dubrawy szły w znaku Krzyża aż do naszych czasów.

Na te wielkie dni narodu polskiego Ojciec Święty całym sercem wam błogosławi. I prosił mnie, abym, gdziekolwiek się znajdę wśród swoich dzieci, przekazał im to błogosławieństwo.

Małe dziateczki! Bardzo wam dziękuję za kwiaty, których dostałem całe naręcza. Zawiozę je do katedry w Warszawie. Część z nich pójdzie na grób naszego poprzednika, śp. Kardynała Prymasa Augusta Hlonda. A zaraz wam powiem, dlaczego. On to bowiem powiedział: „Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej”. Ja jestem tylko wykonawcą jego programu. Pracuję nad tym, aby to zwycięstwo przyszło i aby było to zwycięstwo Matki Najświętszej. Ono przyjdzie i będzie Jej zwycięstwem. Dlatego wasze kwiaty pójdą na grób tego polskiego proroka, który gasnącymi oczyma i słabnącymi wargami zapowiadał zwycięstwo Matki Najświętszej. Módlcie się o to, aby mi starczyło sił, bym się przyczynił do tego zwycięstwa. Ale i wy wszyscy w tym współpracujcie.

Aby współpraca wasza była owocna, udzielę wam teraz – w imieniu Ojca Świętego –apostolskiego błogosławieństwa.

Tekst autoryzowany. Zbiory Instytutu Prymasowskiego

Wpisy powiązane

1981.05.01 – Warszawa – List do o. Stanisława Podgórskiego CSsR, przewodniczącego KWPZM

1981.03.06 – Warszawa – Franciszkanizm dzisiaj. Przemówienie z okazji jubileuszu 800-lecia urodzin św. Franciszka z Asyżu

1981.01.08 – Warszawa – List do zakonnych rekolekcjonistów i misjonarzy ludowych, zebranych na dorocznym kursie