1969.04.13 – Niepokalanów – Miejsce modlitwy i duchowej odnowy. Przemówienie do franciszkanów w refektarzu w Niepokalanowie

 
Kard. Stefan WyszyńskiPrymas Polski

MIEJSCE MODLITWY I DUCHOWEJ ODNOWY.
PRZEMÓWIENIE DO FRANCISZKANÓW W REFEKTARZU W NIEPOKALANOWIE

Niepokalanów, 13 kwietnia 1969 r.

 

Pragnąłbym chociaż w kilku słowach podziękować i Ojcu Prowincjałowi, i Ojcu Gwardianowi, i całej rodzinie franciszkańskiej, zwłaszcza w Niepokalanowie, za to, że nas tak zawsze chętnie tutaj przyjmują na pielgrzymki diecezjalne, pomimo że my, starając się o najlepsze, nie zawsze umiemy to zrobić tak, jakbyśmy pragnęli, bez większego kłopotu, zwłaszcza przy stole. Tutaj największy zdaje się sprawiamy kłopot. Ale nie można wytłumaczyć ojcom i braciom, żeby nas puścili, że tak powiem, z pustymi żołądkami. Ale to już, drodzy moi, jest raczej wasza wina i wasz „nałóg” zastarzały tak, że cierpicie dobrowolnie. Oczywiście, to jest też „felix culpa” – „szczęśliwa wina”. Cieszymy się, że macie taką wadę, bo coś sobie zjemy i pokrzepimy się, zwłaszcza tym wspaniałym franciszkańskim chlebem, który mi zawsze imponuje, gdy go widzę na stole, no i wzrusza, że też dobry Bóg tak obmyśli zawsze, iż tego chleba naszego powszedniego nie brakuje. Widocznie modlitwa Chrystusa była i jest bardzo skuteczna, skoro chleba nie braknie. Pragnąłbym dać wyraz swojej wdzięczności za to, że w tak pomyślnych warunkach mogą w odpowiedniej, religijnej atmosferze odbywać się nasze pielgrzymki, bo idzie tu wszystko o wiele lepiej, wygodniej i sprawniej, aniżeli nawet w mieście, chociaż jest ono położone centralnie. Pod Grójcem, jak wiemy, leży Warszawa.

Drodzy moi, ale obok tego pragnąłbym skierować uczucie wdzięczności przede wszystkim do Boga, za to, że w planach swoich, widząc rozwój Warszawy i całego basenu warszawskiego, właśnie tutaj od dawna pomyślał o takim ośrodku, gdzie ludzie mogliby omywać dusze i nieco się modlić. Taka sadzawka Siloe. To jest myśl Boża, plan Boży. Przecież Bóg wcześniej wiedział, aniżeli obliczyli to urbaniści, ile miasto liczyć będzie mieszkańców. Dziś jest oficjalnie milion trzysta, nieoficjalnie pewno znacznie więcej. Według planów ma być milion pięćset. Ale według rzeczywistości na pewno bardzo szybko przejdzie w dwa miliony. A takie miasto naprawdę wymaga ośrodków wytchnienia duchowego. Przecież Chrystus nawet uczniów swoich wyprowadzał od czasu do czasu w góry, aby być z nimi sam na sam na modlitwie. I ludziom żyjącym w mieście potrzeba miejsca odnowy, oddechu i spokojnej modlitwy. Takie znaczenie ma również i dla naszego ludu Bożego stolicy i archidiecezji ta wyprawa do Niepokalanowa. Wszystkim konfratrom i kapłanom z biskupem Jerzym na czele i uczestnikom tej pielgrzymki, przedstawicielom parafii, składam słowa podzięki za to, że tak ochotnie odpowiadacie na nasz zew i przybywacie na pielgrzymki do Niepokalanowa.

Do ciebie, Ojcze Prowincjale, kieruję słowo, które mnie ciągle nurtuje, a które wiąże się z rozwojem i ze znaczeniem Niepokalanowa. Wydaje mi się, że życie ojca Maksymiliana, które tutaj upływało tak owocnie, nie ustanie w swoim owocowaniu. To zaledwie początek. Jeżeli dziewczę spod Lourdes – Bernadetka w swoim skromnym życiu była takim niezwykłym pośrednikiem łask widzenia Maryi i dzisiaj tak nam imponuje jej prostota i głębia religijna w drodze do Niepokalanej, to pomyślmy o kapłanie, który miał swą niezwykłą tajemnicę. A była to tajemnica niemalże widzenia w każdym momencie Tej, którą ukochał żywo i głęboko swoją wiarą. To było bohaterstwem, ta uporczywość wierzenia i ta uporczywość czci, z jaką się odnosił do Maryi Niepokalanej. I to zostawił. To owocowało tutaj. I nie tylko tutaj. Owocowało w Polsce całej i nadal będzie owocowało.

Dzisiaj, gdy, jak powiedziałem, jesteśmy niemal w przededniu beatyfikacji ojca Kolbego, już dzisiaj trzeba by myśleć w sposób systematyczny, planowy, nad wydobyciem z nauki i religijności ojca Maksymiliana wszystkiego, czym mają się pożywić w swej wierze ludzie, którzy tutaj przyjdą, a będzie ich przychodzić coraz więcej. To jest pewnik. To nie jest proroctwo, to jest pewnik. Będzie ich tu przychodzić coraz więcej. I dla tych ludzi przychodzących tu trzeba mieć gotowe pomoce, zwłaszcza gdy idzie o samą modlitwę ojca Kolbego, która wymaga specjalnej monografii. To musi być opracowane. Trzeba by komuś to zlecić, żeby tę bogatą modlitwę ojca Kolbego wydobył i omówił. Niedawno ogłoszono publikację o Drodze Krzyżowej w Polsce. Zebranie najrozmaitszych tekstów i opracowanie naukowe wskazało, jaką potęgą w Kościele jest rozważanie Męki Pańskiej. Taka monografia zachęca. Może być specjalna monografia, powtarzam, poświęcona modlitwie, formom modlitwy ojca Kolbego. Jest też rzeczą wysoce pożądaną, ażeby jeden czy dwóch, czy może nawet trzech, z uwagi na rozległy temat, młodych franciszkanów poświęciło się specjalnym studiom nad mariologią ojca Maksymiliana Kolbego. To jest ogromny temat: mariologia ojca Maksymiliana. Opracowanie tego tematu wymaga oczywiście przygotowania teologicznego i wielu lat pracy. Ale sądzę, że trzeba to jak najrychlej zacząć.

Współcześnie, gdy mariologia przechodzi pewne próby, zwłaszcza u słabych duchów, tym bardziej trzeba pokazać mocnego ducha, który tak wiele wydobył z nauki o Matce Najświętszej i zmobilizował tyle energii duchowych. Niedawno rozmawiałem z jednym z katolickich redaktorów. Mówię: Tak tanio skwitowaliście tę ogromną energię modlitwy, która miała miejsce na terenie archidiecezji krakowskiej w związku z nawiedzeniem Matki Najświętszej i koronacją w Kościele Mariackim, w co kardynał Wojtyła włożył tyle energii, troski i osobistej modlitwy. A wy to wszystko potraktowaliście w kilku wierszykach w znanym nam piśmie, którego nie mam zamiaru i nie potrzebuję tu wymieniać. Odpowiada mi ów człowiek: My mamy swój pogląd na manifestacje. Ja mówię: – Manifestacje? Manifestacje są niejako zakończeniem, ale idzie o coś więcej, o tę olbrzymią energię modlitwy, pracy duszpasterskiej, przemian wewnętrznych przez spowiedź, przez nawrócenia, o czym kapłani w każdej diecezji nawiedzanej przez Matkę Bożą umieją tyle opowiedzieć. A zwłaszcza tam na terenie diecezji krakowskiej zjawiskiem powszechnym były spowiedzi odbywane po trzydziestu, czterdziestu nawet latach, chrzty dorosłych i pojednania małżeństw. Mówię pomyśl, człowieku, o tej olbrzymiej energii pracy duszpasterskiej, o tej energii modlitwy, o tym olbrzymim wkładzie i o tym poświęceniu ludzi, którzy nieraz w śniegu brodzą, żeby się dołączyć do wspólnoty modlitewnej. Czy to są manifestacje? Troszkę trzeba skorygować ten pogląd. A zresztą, gdyby były i manifestacje, one wśród środków życia religijnego też mają swoje doniosłe znaczenie.

Nie wiem, czy przekonałem wybitnych ludzi, ale w każdym razie ja tak myślę. Drodzy moi! Musimy mobilizować wszystkie te wartości, które dobry Bóg dał, i to już wcześniej, ażebyśmy dzisiaj z nich żyli.

I dlatego też, jeśli wolno, drogi Ojcze Prowincjale, chciałbym tutaj zostawić tę moją prośbę. Macie, zdaje się, na studiach kilku młodych kapłanów, i chyba na KUL-u też są. Zachęcajcie ich, aby zamiast pisać niesłychanie skomplikowane rozprawy doktorskie, których często nikt nie rozumie, ani oni sami, ani profesor, niech się wezmą do rzeczy jasnych, trzeźwych, konkretnych, realnych, które przeszły próbę życia właśnie tutaj. A to doświadczenie życiowe, wewnętrzny sprawdzian wartości, ma szczególne miejsce w mariologii ojca Kolbego. Podrzucam więc przynajmniej tych kilka tematów, które trzeba opracować, bo one będą później gotowym materiałem, jakim będą żyli ludzie, którzy tutaj przez łaskę Bożą zostaną przyprowadzeni. To jest moja prośba.

Posądzacie mnie o to, że ciągle wam dokuczam, ciągle mam do was jakieś pretensje i zamówienia, i nadzieje. To prawda. Chciałbym jedno przyrzec Ojcu Prowincjałowi i wam, drodzy bracia franciszkanie, kapłani, bracia i wszyscy, że ja już sobie postanowiłem, dopóki tchu mi stanie w piersi, strasznie wam dokuczać. Dlatego, że wydaje mi się, iż ja za to dzieło też jestem troszkę odpowiedzialny, w skromnym wymiarze, bo i ja byłem kiedyś wrogiem Niepokalanowa. Było to dawno temu, gdym też był „wielkim człowiekiem”. A później, gdy strasznie małym się zrobiłem, zrozumiałem. Dlatego w tej chwili, dokuczając wam, poniekąd uprawiam ekspiację za dawne moje grzechy. Ponieważ ekspiacja im większa tym lepsza, dlatego i w dalszym ciągu będę wam dokuczał, bo w tym dokuczaniu daję dowód swojej wiary w wielkie dzieła, których Bóg dokonał przez pokornego sługę Służebnicy Pańskiej.

Dziękując za wszystko, przyrzekam, zdaje się z Księdzem Biskupem razem, że jeszcze nieraz, gdy Bóg pozwoli, przyjedziemy tutaj wam dokuczać.

Tekst nieautoryzowany. Archiwum Niepokalanowa

Wpisy powiązane

1981.05.01 – Warszawa – List do o. Stanisława Podgórskiego CSsR, przewodniczącego KWPZM

1981.03.06 – Warszawa – Franciszkanizm dzisiaj. Przemówienie z okazji jubileuszu 800-lecia urodzin św. Franciszka z Asyżu

1981.01.08 – Warszawa – List do zakonnych rekolekcjonistów i misjonarzy ludowych, zebranych na dorocznym kursie