1972.04.09 – Niepokalanów – Ołtarz życia. Kazanie do mężczyzn podczas konsekracji ołtarza ku czci bł. Maksymiliana Marii

 
Kard. Stefan WyszyńskiPrymas Polski

OŁTARZ ŻYCIA. KAZANIE DO MĘŻCZYZN PODCZAS KONSEKRACJI OŁTARZA KU CZCI BŁ. MAKSYMILIANA MARII

Niepokalanów, 9 kwietnia 1972 r.

 

Umiłowani kapłani, mężowie katoliccy archidiecezji warszawskiej, dzieci, młodzieży, rodzice!

Uroczystość konsekracji ołtarza ku uczczeniu bł. Maksymiliana Marii Kolbego łączymy dziś z pielgrzymką mężów katolickich naszej archidiecezji do sanktuarium w Niepokalanowie. Przychodząc tutaj, chcemy oddać cześć człowiekowi, którego Bóg uczcił w obliczu całego świata, i zaczerpnąć z jego wzoru. Chcemy też – zgodnie z programem dnia modlitwy mężów katolickich – przygotować się do zrealizowania dzieła Pomocników Maryi Matki Kościoła w naszej archidiecezji i w całej Ojczyźnie.

Zawsze jednak podczas każdej uroczystości, chociażby miała ona motywy najwspanialsze, nie zapominamy o nauce płynącej z liturgii słowa. Kościół Chrystusowy w drugą niedzielę wielkanocną czyta nam wyjątek z Listu Piotra Apostoła: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie. Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego na to, aby się objawić w czasie ostatecznym. Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku przez różnorodne doświadczenia. Przez to wartość waszej wiary okaże się wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu” (1 P 1,3-7).

Napełniajmy ołtarze Boże ofiarnymi darami

Słowa św. Piotra można powiązać z dzisiejszą uroczystością. Zaczynamy ją od udziału w konsekracji ołtarza – jednego z pierwszych w świecie – ku uczczeniu bł. Maksymiliana Marii. Oczywiście, jest to ołtarz Jezusa Chrystusa, dlatego że pierwszą ofiarą omywającą rodzinę ludzką z grzechów jest Ofiara Jezusa Chrystusa, złożona na Kalwarii. Chrystus, ustanawiając Najświętszy Sakrament, uczniom swoim w Wieczerniku polecił: „To czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22,19). Pragnął, aby Jego Ofiara odnawiała się w sposób niekrwawy. Kościół, posłuszny Chrystusowi, nieustannie powtarza Jego Najświętszą Ofiarę na wszystkich ołtarzach świata.

Ale wszystkie ołtarze przypominają nam jeden Ołtarz – na Kalwarii. Ofiara krwawa Chrystusa, złożona na Kalwarii, odnawia się na wszystkich ołtarzach Kościoła Chrystusowego w sposób niekrwawy, ale rzeczywisty. To Msza święta. I ona to, podobnie jak Ofiara Krzyża, mocami zbawczymi Chrystusa nieustannie omywa świat, wszystkie dzieci Boże, każdego z nas, a szczególnie jej uczestników – z codziennych słabości, niedoskonałości, win i grzechów.

W świątyni katolickiej ołtarz zajmuje naczelne miejsce, bo przypomina nam on Chrystusa. Kapłan stojący przy ołtarzu, sprawując Ofiarę, uosabia sobą Jezusa Chrystusa, jest „alter Christus” – „drugim Chrystusem”. Choćby sam potrzebował omycia z win swoich, to jednak mocą kapłaństwa, przez wiarę naszą i żal za grzechy, oczyszcza nas z win.

Zapewne, męka Chrystusa na ołtarzu krzyża miała wartość zadośćczyniącą za wszystkie grzechy rodziny ludzkiej – minione, teraźniejsze i przyszłe. A jednak stale jesteśmy przez Kościół zachęcani, abyśmy naszym życiem i ofiarą codzienną dopełniali to, czego „nie dostaje” męce Chrystusa, abyśmy włączali się w dzieło Odkupienia.

Nie wystarczy składać Ojcu niebieskiemu ofiarę Ciała i Krwi Chrystusa. W odnowionej liturgii wierni niejednokrotnie przynoszą kapłanowi przygotowującemu się do Mszy świętej – dary ofiarne: chleb, sól, świece, kwiaty. Miało to miejsce również w Bazylice Piotrowej podczas beatyfikacji ojca Maksymiliana Kolbego. Delegacje polska i japońska wręczyły Ojcu Świętemu różne dary ofiarne.

Do darów ofiarnych Mszy świętej musimy dołączyć siebie samych, całe nasze życie, wszystko, czym jesteśmy. Powinniśmy złożyć Bogu w ofierze nasze dusze i ciała, nasze czyny, żywą wiarę, głęboką nadzieję i żal za grzechy. Dopiero wtedy ołtarz jest napełniony darami, bardziej nawet aniżeli ołtarz sprawiedliwego Abla czy Melchizedeka. Nasze osobiste życie musi być włączone do Ofiary, którą złożył Chrystus na Kalwarii i którą składa na ołtarzach świata. Będzie to znakiem naszej miłości ku Bogu i ludziom.

A Chrystus mówił: „Nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś życie swoje daje za braci” (J 15,13). I sam dał jej przykład. Wzór Chrystusa jest tak potężny i pociągający, iż w życiu Kościoła, który składa się przecież z pszenicy i kąkolu, z dobrych i złych, ze świętych i grzeszników – nieustannie znajdują się ludzie gotowi do naśladowania Zbawiciela. Poszli za Nim niemal wszyscy Jego uczniowie – Apostołowie; poszły tysiące pierwszych chrześcijan, męczenników. Poszli za Nim ci, którzy wypełniając polecenie Chrystusa: „Kto chce iść za Mną, niech weźmie krzyż swój na ramiona swoje i naśladuje Mnie” (Mt 16,24) – poświęcili dla Niego całe życie.

W szeregu ludzi gotowych do naśladowania Chrystusa stanął również bł. Maksymilian Maria. I on złożył na ołtarzu Chrystusa swoje życie, swoje ciało i duszę, swoje nadzieje, plany i zamiary. Miał ich zapewne wiele. Może myślał, że wróci kiedyś z obozu koncentracyjnego do Niepokalanowa i podejmie przerwaną pracę, że będzie ją rozwijał dla chwały swej Niepokalanej Matki. A jednak gdy przyszedł moment decydujący, wszystkie wartości zostały oddane za jedną: dać życie za brata, aby go ocalić od śmierci.

Oczywiście, aby być zdolnym do takiego czynu, trzeba przez całe życie gromadzić siły i energie duchowe. Na heroiczny czyn bł. Maksymiliana Marii złożyło się całe jego życie: gorąca miłość do Niepokalanej, ofiarna praca dla Niej, nieustanne posłuszeństwo poleceniu Maryi: „Cokolwiek ci każę mój Syn, to czyń”. Całe życie musi się składać niekiedy na jeden czyn ofiarny, na największy wymiar miłości, jakim jest dać życie za braci.

Odpowiedzialność za Kościół Chrystusowy wymaga ofiary i męstwa

Nie każda jednak ofiara ma taki wymiar jak Ofiara Chrystusa czy Apostołów, męczonych i krzyżowanych, czy też ofiara naszego patrona z Niepokalanowa. Różne zadania dyktują różne ofiary. Pomyślcie! Jesteście wszyscy synami Kościoła Chrystusowego. Jesteście tak przywiązani do nauki Chrystusa, że gdyby trzeba było dać świadectwo prawdzie, gdyby trzeba było stanąć w obronie Chrystusa, niejeden oddałby i życie – chociaż Bóg nie zawsze tego wymaga. Najczęściej trzeba składać Bogu w ofierze codzienne nasze życie, nie tylko jego kres.

Kościół Boży przypomina dzisiaj całemu ludowi i wam, mężowie katoliccy, że razem z biskupem i kapłanami jesteście odpowiedzialni za Kościół, za jego byt, prace, miejsce w Ojczyźnie, w diecezji i parafii. Coraz częściej wzywamy was, mężowie katoliccy, i prosimy: Stańcie wokół waszych biskupów i kapłanów, aby wszystkim było wiadomo, że Kościół w Polsce to nie tylko Prymas, nie tylko biskupi i kapłani. Kościołem w Polsce jesteście wy wszyscy! Każdy z was posiada w sobie dar wiary żywej, łaskę nadziei nadprzyrodzonej i miłość wlaną w serca wasze przez Ducha Świętego w was mieszkającego.

I dzisiaj raz jeszcze zachęcamy was, abyście stali jak najbliżej waszych kapłanów, waszego duszpasterza parafialnego. Zdajecie sobie bowiem sprawę z tego, ile niebezpieczeństw ciągle jeszcze zagraża naszej wierze – w pracy, w warsztacie, w urzędzie, w fabryce, czy w życiu politycznym. Bo nieraz się jeszcze ludziom wydaje, jak kiedyś za czasów Reformacji, że kto ma władzę, ten narzuca religię, wiarę czy też niewiarę – „cuius regio, eius religio”.

Coraz częściej dochodzi się jednak do zrozumienia, że jest to wielki błąd. Nie można nikogo zmuszać – ani do wierzenia, ani do niewiary! Jest to zagwarantowane Konstytucją. Nie można odbierać wiary nigdzie: ani w szkole, ani w wojsku, ani w pracy! Nie można nikomu grozić: stracisz pracę, gdy będziesz chodził do kościoła, chrzcił dzieci. Takie postępowanie jest niezgodne z Konstytucją i z prawem człowieka do wolności.

Wczoraj rano czytałem pewien artykuł dyskusyjny w piśmie warszawskim. Artykuł poświęcony szerzeniu tak zwanej „kultury laickiej”, czyli kultury jak najbardziej oddalonej od Boga. Ale nawet i w tym piśmie dochodzą do wniosku, że narzucanie obywatelom światopoglądu nie może należeć do państwa. Państwo, zajmując się sprawami społecznymi, gospodarczymi, politycznymi, ma obowiązek uszanować wiarę, wierzenia, poglądy i moralność swych obywateli. I to wszędzie! Wykorzystywanie aparatu szkolnego czy administracyjnego dla szerzenia niewiary czy też nawet laicyzmu – bo jest to problem światopoglądu – równałoby się pogwałceniu obywatelskich praw człowieka!

Musicie o tym wiedzieć i wy, najmilsi mężowie katoliccy! Bo Kościół Chrystusowy w naszej wspólnej Ojczyźnie nieustannie przypomina o tym wszystkim. A wasz biskup, nie lękając się niczego, od dwudziestu pięciu lat mówi to tym, którzy stanęli na czele naszego Państwa i wzięli na siebie odpowiedzialność za los narodu. Dlatego w imię słusznych praw oczekujemy pełnej wolności w wyznawaniu wiary! – pełnej wolności praktyk religijnych w życiu prywatnym czy publicznym – w szkole, w wojsku, w urzędzie, w rodzinie; pełnej wolności w oddawaniu naszej czci Bogu! Mamy prawo wznieść w naszej Ojczyźnie, w stolicy czy w każdym innym mieście, odpowiednie budowle, służące kultowi, czci Bożej.

Kto by się temu sprzeciwiał, kto by przeciwko temu działał, dopuszczałby się pogwałcenia zasad naszej Konstytucji Ludowej i praw człowieka do wolności wierzenia, wyznawania i kultu. Ktokolwiek niszczy kapliczkę, krzyż przydrożny czy też znieważa miejsca i znaki święte – jak to niestety ostatnio zdarzyło się w Zbroszy Dużej, w naszej archidiecezji – narusza przepisy Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i odpowiednie przepisy Kodeksu Karnego.

Jeżeli mówię wam to dziś, mężowie katoliccy, czynię to dlatego, abyście wiedzieli, że potrzeby religijne rodziny parafialnej i ich zaspokajanie, a także odpowiedzialność za organizację parafii, należy nie tylko do duszpasterza, ale i do was! Często wiąże się to z ofiarą, wymaga odwagi i męstwa, a nawet narażenia na szkody materialne, może i na utratę pracy. Niestety, często się tak dzieje, choć tak być nie powinno, bo jest to pogwałcenie praw wolności obywatelskich.

Pamiętajcie jednak, dzieci Boże, że trzeba raczej Boga słuchać, trzeba kierować się sumieniem, w którym Bóg mówi, czerpać mądrość ze świateł Ewangelii, aniżeli słuchać ludzi i kierować się tym, co oni postanowili o sprawach, które do nich nie należą.

Potrzeba ofiar i wyrzeczeń w życiu rodzinnym i w pracy

Niesłychanie doniosłą dziedziną, w której trzeba wielu ofiar i wyrzeczeń, jest życie rodzinne. Popatrzcie, jak wyglądało ono w Najświętszej Rodzinie. Ojciec niebieski, posyłając Syna swojego na świat, wymagał od Tego, który był Bogiem i Człowiekiem, posłuszeństwa wobec ludzi: wobec Maryi, Bogurodzicy, Matki Chrystusowej, i wobec Józefa, Opiekuna Świętej Rodziny. Jezus musiał się podporządkować ludziom. I uczynił to. Przydała Mu się później umiejętność posłuszeństwa. Posłuszny Ojcu, przyjął kielich goryczy, ofiarował się na śmierć krzyżową. Posłuszny ludziom, pozwolił zgodnie z wolą Ojca, przybić swoje dłonie do krzyża. Posłuszny – wrócił z nieba po Zmartwychwstaniu do uczniów swoich.

Posłuszna była Maryja. Powiedziała Bogu: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). Posłuszny był też i Józef, gdy otrzymywał od Boga najrozmaitsze polecenia, aby zapewnić Świętej Rodzinie bezpieczeństwo, zasłonić Ją przed wrogami. Ale łączyło się to z licznymi ofiarami.

Nie myślcie, dzieci Boże, że spełnienie obowiązków małżeńskich może być wolne od ofiar i krzyża. Potrzeba wielkiego poświęcenia i wielu wyrzeczeń. Wy, ojcowie, musicie pamiętać, że żyjecie nie dla siebie, lecz dla swojej rodziny, dla żony i dzieci. Wasze zdolności, talenty i umiejętności, owoce waszej pracy zawodowej – nie są waszą własnością, lecz własnością waszej rodziny. Podobnie praca żony.

W tych dniach czytałem w świątecznym numerze „Tygodnika Powszechnego” krótki artykuł o pracy robotników budowlanych i ich życiu w hotelu robotniczym. Autor artykułu opisuje swoje spostrzeżenia. Mieszkał w tym hotelu miesiąc. W sobotę po wypłacie młodzi chłopcy – bo przeważnie tacy tam mieszkali – osiemnasto-, dwudziesto-, dwudziestopięcioletni – wszystko co zarobili, przepijali. W niedzielę czasem któryś poszedł na Mszę świętą, ale większość była pijana. Niekiedy jeszcze w poniedziałek nie zjawił się nikt w pracy. Dopiero we wtorek stanęło na budowie około trzydziestu procent pracujących. Ci młodzi ludzie nie myśleli o tym, że człowiek ma obowiązek czynić z siebie ofiarę i opanować swoje złe nałogi.

Dotykamy tutaj niesłychanie bolesnego problemu: stosunków w pracy. Tak wiele mówi się o tym, że trzeba w Ojczyźnie więcej pracować, aby doprowadzić do ostatecznej odbudowy kraju z klęsk wojennych. Sam często obserwuję tę pracę i widzę, jak ona wygląda. Jeszcze bodaj najrzetelniej w Polsce pracują rolnicy, bo pracują na swoim. Ale ludzie zależni w pracy, niejednokrotnie nie są świadomi, że praca jest obowiązkiem wszystkich.

Na ciebie pracują inni i ty musisz pracować. Musisz ukrzyżować swoje złe skłonności, opieszałość, niesumienność, lenistwo, nieuczciwość – i pracować nie tylko dla siebie, ale dla dobra całej społeczności. Nie dlatego pracujesz, że otrzymasz zapłatę, ale dlatego, że na ciebie pracują inni i ty ciągle korzystasz z pracy innych. Wystarczy, że spojrzysz na to, w co jesteś ubrany. Sam sobie przecież tego nie przygotowałeś. Kupiłeś to, co inni wypracowali. Wielka dziedzina codziennego życia – praca – wymaga ofiary i wyrzeczenia się siebie. Na jej ołtarzu trzeba złożyć wiele, a niekiedy życie dać za braci.

Żołnierz oddaje życie za wolność Ojczyzny; lekarz naraża swoje życie, ratując chorych, zwłaszcza zakaźnie; górnikowi grozi śmierć w głębokiej sztolni, z której wydobywa węgiel lub inne bogactwa ziemi; rybak na dalekim morzu, wśród wichrów i sztormów, naraża swoje życie. I tak bez końca! Pomyślcie, ilu pracowników laboratoryjnych, a zwłaszcza pracujących w rentgenie, narażonych jest na promieniowanie i choroby zawodowe. I oni życie swoje oddają za braci, za innych.

Gdybyście chcieli w tej chwili powiedzieć wszystkim: „Nie potrzeba mi was, sam sobie poradzę” – musielibyście wyjść z tego kościoła nago. I nie moglibyście spodziewać się w swoim domu posiłku, który przygotowała żona, córka czy siostra. Takie jest życie!

W Kościele, w rodzinie, w życiu społecznym, zawodowym, gospodarczym – bez ołtarza, bez krzyża, bez ofiary i wyrzeczenia się siebie, nie ma żadnych owoców. Jest rzeczą właściwą, abyśmy sobie to uświadomili właśnie teraz, gdy uczestniczymy w konsekracji ołtarza ku czci człowieka, który oddał życie za brata. Nie jest to wyjątek, lecz potwierdzenie zasady.

Nawet od waszych małych dzieci domagacie się, aby się uczyły. Nic nie można osiągnąć bez wysiłku. Dziś młodzież musi się rzetelnie uczyć, aby przygotować się do trudnego, skomplikowanego życia. Nie może to przyjść łatwo.

Z gitarą i butelką daleko się w życiu nie zajdzie. Zmarnuje się tylko zdolności i talenty, które potrzebne są Ojczyźnie i państwu i które mogłyby służyć chwale Bożej i dobru Kościoła.

Wzywamy was do włączenia się w szeregi Pomocników Maryi Matki Kościoła

Mężowie katoliccy! Stajecie dzisiaj wokół nowo konsekrowanego ołtarza pod wezwaniem bł. Maksymiliana Marii, aby mobilizować swoje energie do zrealizowania dzieła Pomocników Maryi Matki Kościoła. Matka Chrystusowa, Matka Kościoła jest dla nas wzorem. Z woli Ojca niebieskiego Maryja została wezwana do pomocy Chrystusowi. Można powtórzyć za Kongresem Maryjnym w Zagrzebiu, że Ona jest „początkiem lepszego świata”. Tak chciał Bóg. Nie było jeszcze na ziemi Jezusa, a już chodziła po niej Maryja. Już otrzymała od Boga polecenie: „Poczniesz, porodzisz Syna i nazwiesz imię Jego Jezus”. I odpowiedziała: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (por. Łk 1,26-38). Staję na Twoje rozkazy, Ojcze. – Maryja dała Synowi Bożemu ciało i krew, opiekowała się Nim, czuwała nad Jego siłami. Trwała przy Nim przez całe życie i wytrwała nawet pod krzyżem Kalwarii.

Ale nie stała tam sama. Był przy Niej Jan, były też niewiasty galilejskie. Oni pierwsi wspierali Matkę Najświętszą, aby wypełniła swoje zadanie. Według nauki współczesnej Kościoła, Maryja jest obecna w misterium Chrystusa i Kościoła. Bo Kościół ma swoją tajemnicę. Jest nią Chrystus, Bóg Żywy, a przy Nim Matka Boga, Maryja. Nie dziwcie się więc, najmilsi, że naszą ufność pokładamy w Niej, że wszystkie nasze niedole chcemy w Jej imię przezwyciężyć.

W Ojczyźnie naszej mamy dowody wielu łask, otrzymanych przez Maryję. To są nasze osiągnięcia – przez Nią. Zdołaliśmy bowiem – jako naród – dochować wiary Bogu, Kościołowi Chrystusowemu i Matce Najświętszej. A to wiele znaczy, nawet dla codziennego naszego życia.

Dlatego, najmilsze dzieci Boże, w niedługim czasie usłyszycie List biskupów polskich, którzy będą was wzywali do włączenia się w szeregi Pomocników Maryi Matki Kościoła, aby Kościół mógł wypełnić – przy waszej pomocy – swoje błogosławione zadanie. Jak Maryja pomagała Synowi Bożemu od kołyski betlejemskiej aż do ołtarza kalwaryjskiego na krzyżu, tak i wy macie pomagać Kościołowi przez Maryję. Bo Kościół w Polsce nie jest po to, aby prowadził jakąś specjalną politykę, aby mobilizował ludzi do różnych celów. Kościół mobilizuje nas do służby Bogu, którego przykazania mają znaczenie dla wszystkich: dla tych, co wierzą i dla tych, co nie wierzą.

Boże przykazania są potrzebne wszystkim i wszystkich zobowiązują. A Kościół ciągle o nich mówi, ciągle nam przypomina, że najważniejszym z nich jest: „Będziesz miłował Pana Boga twego … Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego” (Mt 22,37.39). To przykazanie miłości bliźniego musimy odnieść do wszystkich ludzi w naszej Ojczyźnie. Mniejsza z tym – czy wierzą czy nie wierzą, czy nas kochają czy nie, szanują czy nie szanują. Wszyscy mają prawo do naszej miłości. Dopiero gdy to prawo upowszechni się w Ojczyźnie naszej, nastąpi na ziemi polskiej prawdziwy Boży pokój dla Kościoła i dla wszystkich ludzi. Do takiej właśnie pracy wzywamy was dziś, najmilsi.

Na zakończenie przypomnę słowa Chrystusa do jednego ze swoich uczniów, Tomasza. Nie był on obecny, gdy Chrystus ukazał się Apostołom. Mówi się o nim: „niewierny Tomasz”. Jest też przysłowie: „niewierny jak Tomasz”. Chrystus go szukał. Upatrzył chwilę, gdy był on razem ze swoimi współbraćmi, przyszedł, stanął pośrodku nich i powiedział do Tomasza: „Podnieś rękę i włóż ją do mego boku. Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: „Pan mój i Bóg mój”. A Jezus dodał: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20,27-29).

Nie bądź niedowiarkiem, ale wierzącym – to jest błogosławieństwo na twoje życie osobiste, dla twojej rodziny, Ojczyzny, nawet dla twojego państwa, któremu łatwiej wypełnić swoje zadanie z wierzącymi niż z niedowiarkami.

Przyszliśmy, aby stanąć tutaj przy ołtarzu bł. Maksymiliana Marii, aby uczcić świętego naszych czasów. Wielu z obecnych go znało, większość jednak nie znała go wcale. Wielu z was tylko z opowiadań wie, co ucierpiał. Ale powiem wam: podnieście i wy swoje ręce i dotknijcie tego człowieka. Dotknijcie jego ran, jego męki i cierpienia, i uwierzcie, że w Polsce, pod Warszawą, z woli Bożej żył człowiek, którego Bóg na czasy dzisiejsze postawił jako wzór dla nas wszystkich, abyśmy umieli życie swoje codzienne – w rodzinie, w Kościele, w Ojczyźnie, w pracy zawodowej – oddać za braci.

Drodzy mężowie katoliccy archidiecezji warszawskiej! Złóżcie na tym ołtarzu wasze życie, wasze zdolności i talenty, waszą wiarę, miłość i nadzieję, najlepsze postanowienia. I nie bądźcie niedowiarkami, ale wierzącymi! Niech miłość Boża napełni wasze serca i wasze codzienne życie. Amen.

Tekst autoryzowany. Zbiory Instytutu Prymasowskiego

 

Wpisy powiązane

1981.05.01 – Warszawa – List do o. Stanisława Podgórskiego CSsR, przewodniczącego KWPZM

1981.03.06 – Warszawa – Franciszkanizm dzisiaj. Przemówienie z okazji jubileuszu 800-lecia urodzin św. Franciszka z Asyżu

1981.01.08 – Warszawa – List do zakonnych rekolekcjonistów i misjonarzy ludowych, zebranych na dorocznym kursie