1973.05.15 – Warszawa – Przemówienie do Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich

 
Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski

PRZEMÓWIENIE DO WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH

Warszawa, klasztor redemptorystów na Karolkowej, 15 maja 1973 r.

 

Zacznę stojąc, a potem, aby nie tworzyć zbyt wielkiej przewagi nad Wami, przynajmniej fizycznej, usiądę. Chciałbym na wstępie przekazać wszystkim braterskie pozdrowienie Kardynała Tabery, którego dzisiaj o ósmej rano żegnaliśmy na lotnisku. Ksiądz Kardynał musiał odjechać do Rzymu, a wczoraj miał do pokonania daleką trasę, tak że pomimo iż wiedział o Konferencji, nie mógł tutaj przybyć. Dlatego podjąłem się, aby Jego imieniem pozdrowić Konferencję Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich, pracujących w naszej Ojczyźnie. Czynię to z sercem i z taką prostotą, z jaką słowa te zostały wypowiedziane.

Kardynał Tabera przez kilkanaście dni wędrował po Polsce, czyniąc liczne obserwacje. Ludzie Kościoła, po przyjeździe do naszego kraju na nowo niejako poznają naszą Ojczyznę. Mają oni o nas i o Kościele w Polsce obraz uformowany zagranicznymi środkami przekazu i dopiero po przyjeździe tutaj przekonują się, że my nie robimy nic dla propagandy.

Zwierzył mi się Ksiądz Kardynał, że gdy brał udział w pierwszej uroczystości kościelnej – w Gnieźnie, w dniu świętego Wojciecha, wydało mi się, że jest ona przygotowana „ad hoc”. Dopiero osobiste spostrzeżenia: obraz modlącego się ludu, cisza, skupienie i dostojność, z jaką wierni brali udział w modlitwie – poprawiły jego osąd. Zrozumiał, że jest to owoc rzetelnej i długiej pracy i współpracy duchowieństwa i ludu. Spostrzeżenia te potwierdziły się zarówno na Jasnej Górze, jak i w ostatnią niedzielę, w Krakowie na Skałce, podczas uroczystości ku czci św. Stanisława Biskupa i męczennika. Ksiądz Kardynał miał nadto wiele innych sposobności, aby dostatecznie przekonać się, że to, co widział u nas, nie jest czymś doraźnym, lecz stałym procesem naszego życia religijnego o wysokiej wartości, a także błogosławionym owocem pracy rodzin zakonnych w Polsce.

Do pozdrowienia Kardynała Tabery dołączam pozdrowienie Biskupa Dąbrowskiego, który ma bodaj najwięcej zasług w utrzymywaniu systematycznej współpracy rodzin zakonnych, zarówno męskich jak i żeńskich. Ksiądz Biskup również odleciał dzisiaj do Rzymu, razem z Księdzem Kardynałem Taberą, a nie mając innej sposobności, wykorzystuje przynajmniej tę, aby przeze mnie przekazać Wam, Najmilsi Confratres, swoje braterskie i zakonne uczucia wspólnoty i radości. Tak się składa, że ja „laicus” mam możność być pośrednikiem uczuć dwu zakonników: klaretyna – Kardynała Tabery i orionisty – Biskupa Dąbrowskiego. Sądzę, że będzie to przyjęte przez Was, Najmilsi, z głębszym jeszcze zrozumieniem i uczuciem.

Jesteśmy współodpowiedzialni nie tylko za własną rodzinę, zakonną, lecz za cały Kościół

Jak powiedział Przewodniczący Konsulty Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich, mamy głębokie zrozumienie dla życia zakonnego w Kościele Powszechnym i w naszej Ojczyźnie. Dlatego cieszyliśmy się, gdy w czasie Soboru Watykańskiego II życie zakonne zostało dowartościowane i uznane jako stały element życia Kościoła katolickiego, (por. Konstytucja dogmatyczna o Kościele). Jest to niewątpliwie stwierdzenie zaszczytne i bardzo zobowiązujące dla każdego z Was osobiście, dla rodziny zakonnej, którą reprezentujecie, dla całego życia zakonnego w świecie, a zwłaszcza w naszej Ojczyźnie. Musi się to udzielać każdemu, a więc i mnie – może nawet nieco wcześniej, aniżeli zalecił to Sobór.

Postawa naszej pracy i współpracy wynika z należytego rozumienia sytuacji Kościoła w Polsce, która wymaga skoordynowanej, zgodnej, zespolonej i zjednoczonej współpracy biskupów, przełożonych zakonów męskich i żeńskich, kapłanów diecezjalnych i zakonnych. Odpowiedzialność za Kościół święty w Polsce ciąży bowiem na nas wszystkich.

Myśli przewodnie Soboru Watykańskiego II ukazują, że podobnie jak biskup jest odpowiedzialny za cały Kościół, nie tylko za swoją diecezję, i ma tytuł do zabierania głosu nawet wobec biskupa innej diecezji, oraz ma prawo i obowiązek postulować coś, co jest potrzebą innej diecezji – tak samo i w życiu zakonnym. Chociaż jest ono podzielone na wiele rodzin, jednakże tworzy wspólnotę. W Konstytucji dogmatycznej o Kościele nie wymienia się poszczególnych rodzin zakonnych, ale mówi się o życiu zakonnym w ogóle. Nie jest więc rzeczą obojętną dla jednej rodziny zakonnej, jak wygląda sytuacja w innej wspólnocie zakonnej. Każdy zakon jest zainteresowany całością życia zakonnego, tym, co się dzieje w innym zakonie. Ma nawet prawo „in caritate fraterna” wskazywać na niektóre potrzeby czy braki, a może i postulować, co należałoby uczynić, jakiego wkładu oczekujemy od tej czy innej rodziny zakonnej w życie całej wspólnoty zakonów, jak również i w życie Kościoła Bożego.

Sądzę, że nikt nie powinien czuć się tym dotknięty. Jak nie może się czuć dotknięty biskup, któremu sugeruje się pewne rzeczy w jego pracy diecezjalnej, tak nie może być dotknięty jeden, przełożony zakonny, gdy przełożony innej rodziny zakonnej „in spiritu caritatis” komunikuje mu niektóre sprawy i stara się uwrażliwić go na pewne problemy, bo to jest wspólne dobro – „bonum commune unitatis, totius Ecclesiae, totius vitae religiosae”.

Jest to jeden z tytułów, dla którego zbieramy się tutaj i wspólnie pracujemy, słusznie uważając, że każda rodzina zakonna ma obowiązek przyczyniać się do całości, należytego rozwoju i pogłębienia życia zakonnego w Polsce. I to uważam za wstęp do dzisiejszych naszych obrad. Myślę, że należałoby także nawiązać do referatu z ubiegłego roku i do referatu wygłoszonego wczoraj.

Referat Ojca Piotra „W poszukiwaniu drogi[1] przeczytałem bardzo uważnie. Wracając wczoraj z Krakowa, miałem czas spokojnie wszystko przemyśleć i nie chciałbym wchodzić w te sprawy, które są już wyczerpująco przedyskutowane. Wydaje mi się, że Ojciec Piotr – obok wielu innych – należy do najstarszych, może nie wiekiem, i najbardziej zasłużonych w utrzymywaniu wspólnoty pracy Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich. Wspomnę też tutaj wielkiej miary zakonnika – Ojca Kazimierza Hołdę, który włożył niesłychanie dużo energii w tę pracę, podobnie jak Ojciec Bernard Przybylski, czy Ojciec Kokociński.

Jego wielka troska o sprawy zakonów towarzyszyła mi przez wiele lat. Pracowało się nam niesłychanie blisko, mile i serdecznie. – Gdybym chciał w tej chwili wydobywać z mojej świadomości wszystkich zasłużonych w dziele pogłębiania tej wspólnoty, byłoby ich bardzo wielu. Ograniczę się tylko do kilku nazwisk, w nadziei, że dobry Bóg, który jest najsprawiedliwszy w ocenie życia i pracy ludzi, dopowie resztę.

Chciałbym natomiast przejść do kilku spraw, które na pewno interesują zakony w naszej Ojczyźnie. Są to sprawy, nad którymi w najbliższym czasie duchowieństwo diecezjalne i zakonne wspólnie musi pracować.

Sprawy Kościoła Powszechnego

Dotknę najpierw spraw ogólnych Kościoła Powszechnego. Myślę, że bardzo ważną rzeczą, zarówno dla Kościoła w Polsce, dla duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego, dla wspólnot zakonnych, a nawet dla świeckich katolików, jest jak najbardziej konsekwentne informowanie swoich wspólnot i tych, z którymi się kontaktujemy, czym żyje Ojciec Święty, o czym mówi w swoich licznych przemówieniach, jak przeżywa Kościół.

Jest znamienne, że wypowiedzi Ojca Świętego są coraz bardziej kierownicze, stanowcze, usiłujące porządkować nieład myśli w dziedzinie nauki katolickiej – teologii i w życiu moralnym. O ile w pierwszych latach pracy posoborowej Ojciec Święty raczej wysuwał zagadnienia, oczekując, że się w nie wpiszemy, będziemy o nich mówić, rozważać je, to obecnie, wobec pogłębiającego się rozkładu myśli teologicznej i rozkładu moralnego, Ojciec Święty jest bardziej stanowczy, bardziej kierowniczy. Myślę, że od głowy trzeba się uczyć.

Wydaje się, że okres nieustannych dyskusji i niekończących się dialogów jak gdyby nieco się przesilił. Dzisiaj coraz lepiej rozumie się niezbędność „principium regiminis” wszędzie – w Głowie Kościoła, w głowach diecezji, czy w głowach przełożonych zakonów męskich i żeńskich. Był niewątpliwie czas na to, że wysłuchiwało się uważnie, oględnie, cierpliwie wszystkiego, co myślą rozmaici ludzie. Ale okazuje się, że wachlarz problemów jest niesłychanie wąski. Właściwie wszystko obraca się wokół kilku tematów, które postulują jakieś luzy w życiu Kościoła, w jego nauce i moralności, luzy w karności kościelnej, w życiu zakonnym, jakąś tolerancyjność, wyrozumiałość, a nawet ojcowskość – choć w innej dziedzinie paternalizm jest niepożądany. Niemalże nie znajduje się już nowych myśli, problemów czy postulatów. Podobnie zresztą i w piśmiennictwie teologicznym naukowym czy popularyzacyjnym, nawet w publicystyce religijnej nastąpiło pewne przesilenie, wyczerpanie się tematu.

Znowu trzeba wiec stanąć na stanowisku, że przede wszystkim, mamy uczyć i pouczać. Nie tylko “episcopos posuit Spiritus Sanctus regere Ecclesiam”, ale wszystkich przełożonych. Oni też pełnią swoje zadanie „in Spiritu Sancto”, bo zgodnie ze stylem i życiem pracy Kościoła wszczepieni są w nadprzyrodzony organizm sprawowania władzy kierowniczej i muszą korzystać z dynamizmu Ducha Świętego, ujawniającego się w kierownictwie Kościołem.

Stąd też i w życiu zakonnym czynnik kierowniczy – za przykładem Ojca Świętego – musi dochodzić do głosu, musi odzyskiwać swoje właściwe miejsce, swoje napięcie, swoją melodię. Nie możemy uważać, że ludzie, których mamy w diecezji czy w zakonie, są ze wszech miar doskonali, jak i my nie jesteśmy doskonałymi. Wszyscy są w drodze do doskonałości i dlatego wymagają kierownictwa. Przełożony nie może być kierowany, lecz musi sam kierować, być kierującym, oczywiście – „in caritate”, ale jako władzę mający. I to władzę nie samozwańczą, lecz udzieloną mu przez Kościół, który aprobuje wszelkiego rodzaju wybory we wspólnotach zakonnych i przez to daje stygmat łaski stanu dla przełożonego.

Trzeba też pamiętać, że ludziom, których Duch Boży kieruje do odpowiednich rodzin zakonnych, należy się coś od przełożonych tych rodzin. Przełożeni mają obowiązek przekazać im ducha rodziny zakonnej oraz cały dorobek kultury religijnej swego zakonu. Znając dzieje różnych zakonów, wiemy, że dopracowały się one pewnego kierunku duchowego i mają pewien kapitał duchowy w swoim życiu zakonnym. Jeżeli ludzie wybierają taką czy inną wspólnota zakonną, to nie dlatego, że pociągają ich członkowie tej wspólnoty, lecz instytucja jako taka, jej dorobek i wartości, które wypracowała przez łaskę Bożą. One budzą nadzieję w tych, którzy zgłaszają się do zakonu, że z ich pomocą spokojnie przejdą przez ziemię do Królestwa Bożego.

A więc zasadnicza myśl: czytać samemu przemówienia Ojca Świętego. Dziś o nie łatwiej, bo niektóre z nich, przynajmniej ważniejsze, są ogłaszane w Biuletynie Informacyjnym w przekładzie polskim. Trzeba także skłaniać i zachęcać współbraci, aby i oni czytali i wmyślali się w te przemówienia. Kto wie, czy nie byłoby rzeczą dobrą, aby do lektury domowej, zwłaszcza w czasie posiłków, wprowadzić przemówienia Ojca Świętego, chociaż niewątpliwie, aby móc się w nie wgłębić, wymagają one lepszej aury niż przy stole. W tekstach tych można znaleźć wiele tematów do rozmyślania i czytania duchownego. – Będziemy usiłowali naśladować Ojca Świętego i w jego nauczaniu, i w tym „principium regiminis” – w woli porządkowania nieładu myśli teologicznej, moralnej, ascetycznej, zaprowadzania karności kościelnej.

Druga myśl, którą chciałbym tutaj uwydatnić, wiąże się również z zadaniami Kościoła Powszechnego. Tematem zapowiedzianego na rok przyszły Synodu Biskupów w Rzymie jest nauczanie katolickie przez głoszenie Ewangelii. Wśród najrozmaitszych projektów na Synod, wziął górę, z decyzji Ojca Świętego, temat: „Dzisiejsze nauczanie ewangeliczne”. Dzisiejsza ewangelizacja jako powrót nie tylko do Ewangelii, lecz do prostoty ewangelicznej, do wyrazistości postępowania: „tak, tak-nie, nie”, do Chrystusowego stylu w nauczaniu ewangelicznym. Pozwoli to uwolnić się nieco od tych niemalże już talmudycznych często myśli i sformułowań współczesnej teologii. Zdaje się, że coś analogicznego możemy znaleźć właśnie w czasach, gdy nauczał Chrystus. Spotykał się On przecież z wieloma szkołami talmudycznymi. Faryzeusze i doktorowie zakonni prowadzili nieustanne spory z Chrystusem. Podobnie i dzisiaj wielu współczesnych teologów uważa sobie za pierwsze zadanie prowadzić spór z papieżem i niejako pouczać go, przekonywać, że oni reprezentują lepsze zrozumienie prawdy Bożej, bardziej autentyczne. Chrystus zajmował stanowisko wyraźne wobec ówczesnych szkół talmudycznych, wobec sporów, sformułować i zwyczajów „grobów pobielanych”, które usiłowały narzucić Izraelowi własne koncepcje moralne czy prawne. Musimy dziś wracać do stylu Chrystusowego: „tak, tak – nie, nie”. Niech taka będzie mowa nasza w osobistym studium i w nauczaniu Ludu Bożego. Musi się ona uprościć, stać się strawna, dostępna dla wszystkich ludzi. Ich nie obchodzą spory teologów, oni pragną jasnej drogi do Boga, do Królestwa Niebieskiego. I tę drogę należałoby im ukazać.

Mam wrażenie, że i Wyżsi Przełożeni zakonni powinni się zająć zagadnieniem Synodu. Na razie nie mamy jeszcze schematów synodalnych. Byłoby jednak wskazane, aby władze zakonne postarały się o te schematy (będą one w swoim czasie w Sekretariacie Episkopatu) i złożyły swoje wotum albo na ręce wyższych przełożonych w Rzymie, albo też do Sekretariatu Episkopatu czy do Sekretariatu Prymasa. Wotum dotyczące tego właśnie nauczania ewangelicznego, aby Ewangelia Chrystusowa znowu stała się światłem przewodnim dla rozwoju zdrowej teologii. Zadanie to stawiamy przed Konsultą i przed Konferencją Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich. Bylibyśmy bardzo wdzięczni, gdybyśmy otrzymali jakieś wypowiedzi na ten temat.

Ważną jest rzeczą, aby się wyzwolić, zarówno w osobistym studiom jak i w nauczaniu Ludu Bożego, od pogoni za nowością, odmiennością, bo naszym głównym zadaniem jest dawać świadectwo prawdzie Chrystusowej. Nie – takim czy innym teologom, tylko prawdzie Chrystusowej! Coraz mniej powinniśmy powoływać się na teologów, coraz więcej na Chrystusa. Kiedyś słyszałem kazanie, w którym przesunęło się przez usta kaznodziei szereg kontestacyjnych nazwisk, lecz ani jeden tekst Ewangelii. Pomyślałem: „ut quid perditio temporis” – po co to? Zamiast powoływać się na najrozmaitszych teologów światowej sławy, czyż nie lepiej po prostu powoływać się na Chrystusa? Wierni oczekują od nas nauki Chrystusowej, a resztę zostawmy ich własnym, prywatnym dociekaniom czy lekturze. Do nas należy dawać świadectwo prawdzie Chrystusowej!

W tej dziedzinie może nam przyjść z pomocą zapowiedziany przez Ojca Świętego Rok Święty – 1975, do którego też wypadnie przygotować nasze rodziny zakonne, jak również i tych, wśród których prowadzimy pracę duszpasterską.

Sprawy Kościoła w Polsce

Chciałbym teraz przejść do spraw Kościoła w Polsce. Bardziej kompetentny byłby tutaj Biskup Dąbrowski, który zawsze znalazł czas, aby przełożonym zakonnym przekazać najrozmaitsze informacje o sytuacji Kościoła. Nie będę umiał zastąpić go w detalach, które jemu są znane. Poruszę więc problemy najbardziej ogólne.

Episkopat Polski na ostatniej Konferencji na Jasnej Górze, w dniach 2, 4 i 5 maja zajął się zagadnieniem tak zwanego wychowania socjalistycznego, mówiąc inaczej – komunistycznego, albo materialistycznego, marksistowskiego, albo też ateistycznego czy laickiego. Jakkolwiek byśmy je nazwali, idzie o jedno.

Sprawa ta wyskoczyła dość jaskrawo na tle naszych przetargów o tak zwaną normalizację w stosunkach Kościół – Państwo. Zauważyliśmy, że od pewnego czasu normalizacja jakoś nie idzie. Ktoś sypie piasek w tryby maszyn obracających problem i dlatego jest dużo szumu, a rezultaty są nikłe. Poza jednym osiągnięciem – uznaniem tytułu prawa własności dla diecezji i dla rodzin zakonnych oraz normalizacją diecezji na Ziemiach Piastowskich i Pomorskich. Inne sprawy niemalże nie ruszyły. Nadal nie ma większych nadziei, aby nasze starania mogły dać rezultat, chociaż wiele się mówi i obiecuje.

Nastąpiła pewna poprawa na odcinku służby wojskowej alumnów diecezjalnych i zakonnych. Najrozmaitsze udręki, specjalny, niemalże karny styl postępowania z alumnami w wojsku, zostały nieco złagodzone. Projekt, aby służbę wojskową alumnów zmienić na przygotowanie sanitarne, na razie utknął.

Podobnie utknęły sprawy podatkowe, ubezpieczenia i uzyskanie pewnych luzów dla pracy katechetycznej i prasy katolickiej. Odbiera się wrażenie, że osiągnięć trwałych, będących rezultatem przekonania o słuszności naszych postulatów, nie mamy się co spodziewać.

Natomiast zaskakująca dla nas jest uchwała o wychowaniu socjalistycznym. Episkopat zajął się tą sprawą bardzo starannie. Mieliśmy podstawy do tego, bo już przedtem zwrócono się do nas, aby się wypowiedzieć w tej sprawie, wypowiedzieliśmy się dwukrotnie – raz w krótkim piśmie, a następnie – w wyczerpującym memoriale. W pewnej części przedłożenia nasze wzięto pod uwagę, zwłaszcza jeżeli idzie o prawo rodziny do wychowania dzieci, ale zaprzeczeniem tego jest próba przedłużenia zajęć szkolnych dla dzieci i młodzieży, a więc odciągnięcia ich od rodziny, i wprowadzenie monopolu wychowania socjalistycznego, w duchu diamatycznym. Na to zaś zgodzić się nie możemy, gdyż żadna władza państwowa nie ma swojego światopoglądu. Światopogląd może reprezentować człowiek, obywatel, osoba, może reprezentować naród jako organizm żywy, ale nigdy aparat urzędniczy, administracyjny, jakim są władze państwowe. Państwo jako takie swego światopoglądu czy religii nie ma i nie może nikomu narzucać jakiegoś światopoglądu, religii czy też sposobu oceniania zjawisk moralnych.

Kościół milczeć nie może. Musimy więc wykazywać brak założeń etycznych, brak wzorów w nowej uchwale sejmowej o wychowaniu i w zapowiadanej ustawie. Musimy wykazywać wąskość celów, Wychowanie społeczne może iść po linii społecznego charakteru osoby ludzkiej – „persona socialis”. Ale co oznacza wychowanie socjalistyczne, tego nie wiemy, dlatego że nie ma dotychczas pedagogiki i etyki socjalistycznej.

Postulujemy więc raczej wychowanie społeczne, chrześcijańskie, albo też przynajmniej nie przeszkadzanie w tym, aby rodzina mogła wychowywać po chrześcijańsku. Jest to bowiem wychowanie wszechstronne, w odróżnieniu od wychowania dla celów ekonomiczno-produkcyjnych, jakie przyświecają nowym założeniom. Człowiek nie jest tylko do pracy, a ściślej mówiąc – do produkcji. Jego wartość i prawa w społeczeństwie nie mogą być mierzone jego wydajnością produkcyjną, jak niestety często dziś się ocenia. Musimy się z takiego myślenia wyzwolić.

Pamiętajmy, że chociaż ustrój nasz jest proletariacki, a właściwie mówiąc strawniej – robotniczy, to jednak ten ustrój demokratyczny rządzi się duchem produkcyjności kapitalistycznej. I to również wpływa na zawężanie celów wychowania. Będzie to raczej wychowanie młodzieży do konkretnych zadań o wąskiej specjalizacji, przygotowanie do produkcji przemysłowej, i nic więcej.

Oczywiście, z uznaniem podkreślamy ukierunkowanie się ku rodzinie w drugiej części uchwały sejmowej. Pozostanie to jednak tylko sloganem, jeżeli rodzina nie będzie miała dzieci w domu, a według projektu szkół zbiorczych czy też przedłużenia pobytu uczniów w budynku szkolnym, poza godzinami lekcyjnymi, w praktyce dojdzie do tego, że rodzice stracą możność wychowywania dzieci, a szkoły zamienią się w domy dziecka. Wiemy, czym to może grozić.

Episkopat Polski podjął uchwałę, by w dniu 3 czerwca br. ogłosić list do rodziców i wychowawców, w którym zwróci uwagę na zawężenie zadań w dziedzinie reformy oświaty i wychowania. Podobny list, skierowany już do całego społeczeństwa, będzie odczytany prawdopodobnie w dniu 26 sierpnia. Decyzję w tej sprawie podejmie Konferencja Episkopatu w połowie czerwca w Pieniężnie i Fromborku, z okazji uroczystości Kopernikowskich.

W każdym razie przykro nas musi uderzyć w nowym programie wychowania przemilczanie Chrystusa i Jego Ewangelii, okazanie jak gdyby wotum nieufności Chrystusowi. Dlatego niezmiernie ważny jest nasz postulat, aby zająć się w szczególny sposób obroną praw rodziców. Episkopat Polski prosi więc kaznodziejów zakonnych, aby w duchu encykliki „Pacem in terris” oraz encykliki „O wychowaniu chrześcijańskim”, a zwłaszcza „Karty Praw Człowieka”, wydanej przez Organizację Narodów Zjednoczonych, w oparciu o liczne wypowiedzi Episkopatu Polski czy Stolicy Świętej – stanęli w obronie praw rodziny i rodziców do chrześcijańskiego wychowania swoich dzieci. A ponadto prosimy Was o stworzenie młodzieży odpowiednich warunków wychowania religijnego.

Biskupi zachęcają, aby nie tylko poszczególne parafie, lecz i domy zakonne otworzyły swe podwoje i serca młodzieży. Bo młodzież jest nieszczęśliwa i protestuje przeciwko temu, co ją spotyka. Widzieliśmy to na krakowskich „Juwenaliach”. Młodzież doskonale ocenia próby zepchnięcia jej do koszar – czy w organizacjach akademickich czy w wychowaniu szkolnym. Broni się przed tymi zakusami, jak umie. Musimy w sposób umiejętny, taktowny, pozytywny stanąć przy młodzieży, aby ją wybronić, bo niebezpieczeństwo jest tutaj olbrzymie. Stąd prośba, którą przekazuję w imieniu Konferencji Episkopatu Polski na ręce Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich, aby zakony wspólnie z nami zaradzały tym problemom.

Chrześcijańskie wzory wychowania

Mamy w tym roku obfitość najrozmaitszych jubileuszów, które dają tytuł Kościołowi do ukazania narodowi prawdziwie trwałych wzorów wychowania. Jest to niezmiernie ważne, zwłaszcza dziś, na tym bezrybiu, gdzie nie ma właściwie wzorów, bo któż może być wzorem wychowania diamatycznego?

Należałoby więc starannie wykorzystać najrozmaitsze jubileusze kościelne. Przede wszystkim – jubileusz krakowski – św. Stanisława biskupa, z okazji jego wejścia na stolicę krakowską. Należałoby ukazać św. Stanisława jako obrońcę ładu społeczno-moralnego, który obowiązuje wszystkich, a więc i władców i zwierzchników; a także jako męczennika i męża stanu, który stworzył wzór, jak należy bronić ładu moralnego i etyki chrześcijańskiej. Wyeksponowanie tej postaci będzie bardzo wdzięcznym tematem do naszej pracy wśród młodzieży.

Możemy się również posłużyć przykładem Ojca Augustyna Kordeckiego, który był nie tylko obrońcą Jasnej Góry, ale i obrońcą polskiej racji stanu. Wybronił naród i państwo przed „potopem” i rozbiorem, a Kościół – przed protestantyzmem. Zwraca na to uwagę List Episkopatu i uroczystości, które miały miejsce na Jasnej Górze. Tendencja, aby zaniżyć postać Ojca Kordeckiego, jest dla nas wszystkich jasna, zrozumiała. Nie przejmujmy się tym. Ukazujmy, jak Kościół przygotowuje swoich synów do postawy otwartej, mężnej, odważnej, jakiej przykład i wzór dał obrońca Jasnej Góry – Ojciec Augustyn Kordecki.

Możemy także jako wzór współczesnej młodzieży stawiać i księdza Mikołaja Kopernika. Mówię „księdza”, dlatego, że coraz częściej dochodzi się do wniosku, iż wielki Astronom musiał mieć święcenia kapłańskie. Ostatnio w niedzielę, w czasie akademii kopernikańskiej w kościele św. Anny w Krakowie, ks. prof. M. Rechowicz powiedział, iż jest przekonany, że Mikołaj Kopernik miał święcenia kapłańskie. Podobnego zdania jest historyk biskup J. Obłąk i wielu in­nych kopernikologów.

Kopernik – syn Kościoła – liczył się z religijną racją stanu, nawet w obliczu swoich genialnych osiągnięć; dawał przykłady przedziwnej wrażliwości, na dobro Kościoła, wierności wierze świętej, prawdzie Bożej i rzetelnej nauce. Chociaż był synem epoki renesansu, był głęboko religijny, chociaż nie przypisujemy mu świętości, tak jak radujemy się ze współczesnego Kopernikowi świętego Kazimierza królewicza, również wychowanego w epoce renesansu. Potężne imperium Polski Zygmuntowskiej zajmowało terytorium cztery razy większe niż Polska dzisiejsza, bo ponad milion trzysta tysięcy kilometrów kwadratowych. W tej atmosferze potęgi państwa i potęgi humanizmu wykształtowana została postać i świętego, i geniusza.

Ponieważ jesteśmy w Warszawie, może zaciekawi zebranych notatka, jaką podał tygodnik „Stolica”. Oto w czasie okupacji zostały wywiezione przez Niemców dwa pomniki: Chrystus z cokołu świętokrzyskiego i Kopernik sprzed Pałacu Staszica. Znaleziono je po wojnie na Dolnym Śląsku w baraku i trzeba było je przewieźć do Warszawy, gdyż starosta tamtejszy chciał pomniki zatrzymać dla ozdobienia miasta Nysy. Chcąc zapewnić sobie transport bez trudności, otrzymali przepustkę, która opiewała na przewiezienie „Obywatela Mikołaja Kopernika i Pana Chrystusa Króla do Warszawy”. Na jednym wozie ciężarowym wróciły do Stolicy na swoje miejsca obydwa pomniki.

Wreszcie – mamy jubileusz 200-lecia Komisji Edukacyjnej. Przecież to jest dzieło kapłanów polskich. Nie tylko Zakonu Księży Pijarów, zasłużonego bardzo dla Oświaty polskiej, dla duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego czasów ówczesnych. Trzeba o tym młodzież pouczać. Trzeba ukazywać jej wkład Kościoła w kulturę polską. Trzeba dawać wzory wychowania chrześcijańskiego. Należałoby też odpowiednio wykorzystać Listy Episkopatu, które z tej racji kierujemy do wiernych.

Życie modlitwy liturgicznej

Chciałbym teraz przejść do postulatów, prosząc jednocześnie, aby Wyżsi Przełożeni Zakonni zwrócili na nie pilną uwagę. A więc – ponieważ ład służby liturgicznej obowiązuje wszystkich, bardzo byśmy prosili o utrzymanie tego ładu i wybronienie się przed nieładem, który już w innych krajach doszedł do absurdu.

Mięliśmy możność mówić na ten temat z Kardynałem Taberą. Chociaż jest on człowiekiem świeżym w Kongregacji Kultu, nie zorientowanym jeszcze w anteriorach wielkiej reformy liturgicznej, ale przez skontaktowanie go z naszą rzeczywistością religijną, przekonaliśmy go o wyższości metody przyjętej przez Episkopat Polski, gdy idzie o przeprowadzenie odnowy liturgicznej.

Odnowa liturgiczna ma na celu nauczenie nas modlitwy, ma o niej przypomnieć. Nie idzie przecież tylko o zmianę form i przepisów liturgicznych, lecz o modlitwę. Służba liturgiczna ma nas, kapłanów, wspólnoty zakonne i lud Boży, któremu służymy – nauczyć modlitwy. To jest jej właściwy sens. Otrzymaliśmy olbrzymi materiał teologiczny, skrypturystyczny, zarówno w liturgii ołtarza jak i w modlitwie godzin kanonicznych. Z pewnością nie pozostanie to bez wpływu na nasze życie wewnętrzne, przyczyni się do rozwoju i ubogacenia naszej modlitwy.

Dlatego, Najmilsi, trzeba stać na stanowisku, że stosujemy się we wszystkim do wskazań Konferencji Episkopatu. Konferencja decyduje o takich czy innych etapach odnowy liturgicznej. Prosiłbym więc, aby nie spieszyć się za bardzo z wprowadzaniem zmian na własną rękę. Proszę czekać na odpowiednie instrukcje Konferencji Episkopatu, bo do niej należy wprowadzanie w życie lub nie – instrukcji wydawanych przez Kongregację Kultu. Jest to rzecz niewątpliwa i na tle soborowej Konstytucji Liturgicznej, i na tle praktyki administracyjnej. Nie można przyjmować stanowiska, jakoby miały tutaj decydować władze zakonne. Ośrodków dyspozycji zakonnych jest wiele i gdybyśmy chcieli przyjmować wszystkie przekazy dyspozycyjne wspólnot zakonnych, mielibyśmy na terenie Polski kompletne zróżnicowanie stanowisk i praktyk – jak dzieje się na Zachodzie. Nie możemy dopuścić do tego. Ponawiam wiec swą, prośbę sprzed roku, aby stosować się we wszystkim do instrukcji wydawanych przez Konferencję Episkopatu Polski. O instrukcje te trzeba się starać w Sekretariacie Episkopatu.

Episkopat Polski bardzo podkreśla sprawę wyeksponowania czci Eucharystii w życiu religijnym w Polsce. Gdzie indziej bowiem popełniono wiele błędów, tak że właściwie cześć eucharystyczna – jako przedłużenie liturgii ołtarza – jest w niektórych krajach w zaniku; to samo gdy idzie o częstą i codzienną Komunię świętą. A przecież cześć Eucharystii ma olbrzymie znaczenie dla naszej duchowości religijnej. Dlatego więc tam, gdzie Chrystus Eucharystyczny został schowany, gdzie znalazł się w jakichś zakamarkach, trzeba Mu przywrócić naczelne miejsce w świątyni. I to na ołtarzu, a nie w jakiejś zawieszonej na ścianie szafce, przypominającej raczej apteczkę „Czerwonego Krzyża” aniżeli tabernakulum, jak to widzimy w niektórych kościołach i kaplicach. Są to rzeczy nie do przyjęcia. Tabernakulum musi być umieszczone na ołtarzu, nie może wisieć na ścianie, gdyż to nie odpowiada wysokiej godności Eucharystii, czci eucharystycznej, i często jest zgorszeniem dla ludzi.

W tym też duchu jest pomyślana instrukcja Episkopatu o nabożeństwach dodatkowych, ogłoszona w urzędowych organach diecezjalnych. Dotyczy ona wszystkich nabożeństw dodatkowych, łącznie z majowym, czerwcowym, październikowym itd. Podobnie procesje Bożego Ciała nie mogą odchodzić od utrwalonych już zwyczajów, które w wielu wypadkach przynoszą wiernym wielką pomoc duchową i dają sposobność do rozwijania modlitwy. Musimy uczynić wszystko, aby zwyczaj modlitwy utrzymać.

Chciałbym dotknąć krótko sprawy brewiarza kapłańskiego, dlatego że i w tej dziedzinie sytuacja jest trudna. Rozmawiając wczoraj wieczorem z Kardynałem Taberą usłyszałem takie sformułowanie: „To dziwne, u nas łatwo o brewiarz, a nie chcą go odmawiać. A wy chcecie go odmawiać, tylko go nie macie”. Mieliśmy poważmy kłopot w tym roku, jak zdobyć dla diakonów – nie mówię – nowy brewiarz, ale ten dwutomowy.

Niektórzy księża mówią: „Dzięki Bogu, że wyszedł polski brewiarz dla zakonnic. Możemy się nim posługiwać”. Wyjaśniam: jest to brewiarz dla zakonnic, nie dla księży. Kapłani mają obowiązek posługiwania się brewiarzem rzymskim. Jeżeli mają możność dostać nowy czterotomowy brewiarz, niech się na nim modlą. Jeżeli go nie mają, są zobowiązani do odmawiania brewiarza rzymskiego dwutomowego.

Była wprawdzie instrukcja Kongregacji, aby dwutomowy brewiarz odmawiać według przepisów stosujących się do nowego czterotomowego brewiarza. Jednakże Episkopat Polski uznał za stosowne – by uniknąć dowolności – że dopóki nie będziemy mieli brewiarza czterotomowego, odmawiamy brewiarz dwutomowy według dawnych przepisów rubrycystycznych. Uchwała Konferencji Episkopatu obowiązuje wszystkich kapłanów.

Proszę, abyście, Confratres, sami rozważyli, czy jest możliwą dla was rzeczą uzyskanie nowego brewiarza dla wszystkich członków wspólnot zakonnych. Jest to rzecz bardzo kosztowna, chociaż wyszło też tak zwane „wydanie ekonomiczne”, na specjalne polecenie Ojca Świętego. Niemniej jednak nadal ogromnie trudno jest go dostać. Sam się o tym przekonałem, gdy w roku ubiegłym starałem się w Rzymie o siedem egzemplarzy brewiarza dla naszej komisji krajowej, która zajmuje się przekładem brewiarza na język polski.

Przystąpiliśmy do pracy nad przygotowaniem przekładu polskiego, ale to wymaga wiele czasu. Nowy brewiarz jest o wiele większy niż dawny czterotomowy, ze względu na oficjum lekcyjne. Lekcje drugie są dość trudne. W przekładzie pierwszej lekcji możemy posłużyć się Biblią Tysiąclecia, ale przekłady tekstów patrystycznych, modlitw i hymnów są bardziej skomplikowane. Ponadto „Preces” w Laudes i Vesperes są pełne głębokiej treści teologicznej i wymagają wielkiej precyzji w przekładzie.

Wszystkie w tej dziedzinie rady, uwagi i wskazówki należy kierować do przewodniczącego Komisji Liturgicznej – Biskupa Jopa. Przypuszczam, że tłumaczenie brewiarza na język polski potrwa co najmniej trzy lata. A pomyślmy, ile pieniędzy i czasu potrzeba jeszcze na wydrukowanie tego dzieła w naszych warunkach. Nie możemy czekać na nowy brewiarz, musimy korzystać ze starego, bo z modlitwą kapłańską rozstać się nie możemy.

Obrona naszego kapłaństwa

Jednym z postulatów, który Konferencja Episkopatu bardzo podkreśla, to zadanie obrony naszego kapłaństwa. Już nie idzie o zwykłą laicyzację duchowieństwa lecz o styl naszego noszenia się, o naszą obecność w społeczeństwie. Trzeba dawać nieustannie świadectwo tej obecności, aby podtrzymywać na duchu wiernych, którym, nasza obecność sprawdzalna wizualnie jest niezbędna, konieczna. I to nie tylko wtedy, gdy występujemy w gromadzie – jak na przykład w Gnieźnie w czasie procesji ku czci św. Wojciecha, na Jasnej Górze, czy w Krakowie. Wierni z radością widzą biskupów i kapłanów w sutannach, zakonników w habitach. Zbyt łatwo pogodziliśmy się z tym, że nasi współbracia zakonni nie chcą nosić habitów, które mają już swoją pozycję historyczną w życiu religijnym Narodu. A przecież postuluje to nawet pewna propaganda obecności Kościoła w polskim świecie współczesnym. To jest potrzebne naszym wiernym. Zbyt wiele znaleźliśmy tytułów dla usprawiedliwienia naszego rozstawania się z sutanną czy habitem.

Episkopat Polski, kieruje swoje apele do duchowieństwa diecezjalnego, prosi również Wyższych Przełożonych Zakonów, aby byli bardziej na to uwrażliwiani. Nawet Ojciec Święty musiał zabrać głos w tej sprawie i upomnieć się o strój kapłański, ze względu na dobro ogółu wiernych.

Ale idzie jeszcze o coś więcej. Idzie o systematyczną akcję, która jest prowadzona w naszej Ojczyźnie – zaniżenia pozycji moralnej, społecznej i autorytetu kapłaństwa. Weźmy chociażby ostatnie filmy – jak przedstawieni są biskupi i kapłani w filmie o Koperniku, w „Chłopach”, a jak – duchowny prawosławny w filmie „Wojna i pokój”.

Jest więc jakaś zakamuflowana akcja, która zmierza do zaniżenia wszystkiego, co ma jakikolwiek związek z Kościołem. Obecnie, na przykład, rozpoczęto akcję przeciwko O. Kordeckiemu, usiłując zaniżyć jego postać w opinii publicznej, przypisując mu takie intencje obrony Jasnej Góry, jakich ten człowiek nigdy nie miał.

W tej sytuacji, Najmilsi, musimy pomóc naszym konfratrom, niekiedy chwiejnym i zaczadzonym rzekomą postępowością, tym braciom naszym, którym odpowiada bardziej świecki ubiór aniżeli związek z Chrystusem, obleczonym w szatę białą czy okrytym czerwonym płaszczem. – aby i oni dawali świadectwo swemu kapłaństwu.

W diecezjach obowiązek obrony kapłaństwa należy do zadań rad prezbiterów. Miałem możność sam, po długim namyśle, zorganizować radę prezbiterów w Gnieźnie, ale wyznaczyłem jej zadania specjalne, właśnie w dziedzinie obrony „bonum commune presbiteri” – i to w najszerszym znaczeniu. I przecież tak samo istnieje „bonum commune congregationis, religiosis, ordinis”. Zakony też powinny czuwać nad swoim wielowiekowym nieraz dorobkiem, powinny umieć go uszanować i przekazać następnym pokoleniom zakonnym, aby nie dokonały one jakiejś alienacji w życiu konkretnej rodziny zakonnej. Bo wielkość rodziny zakonnej płynie z Ducha Świętego, z Jego woli, który czasu stosownego powołuje do życia daną wspólnotę i obdarza ją łaskami. A dzisiaj obecność zakonów w Kościele jest nadal postulowana, konieczna.

Mamy się czym pochwalić. Obchodziliśmy niedawno jubileusz zakonu dominikanów i przy tej okazji mieliśmy możność ukazać ogromne zasługi tego Zakonu dla Polski. Nie mówię już o wymiarze szerszym. Jubileusz Komisji Edukacyjnej natomiast daje nam możliwość wyeksponowania otwartej postawy tego Zakonu, który w swoich programach edukacyjnych pozostał wierny chrześcijaństwu, Kościołowi i dobrze pojmowanej religii. Tradycji naszych musimy strzec, abyśmy nie rozproszyli dóbr, które są dorobkiem wielu pokoleń naszych Konfratrów zakonnych. Wiele wartości i dziś musi funkcjonować, i dziś są potrzebne.

Szczęśliwie się składa, że właśnie w tym roku obchodzimy jubileusz Kopernikowski, który uwagę naszą, skierowuje ku słońcu i zachęca nas, abyśmy patrzyli na słońce, a nie poprzestawali tylko na ziemi, bo Królestwo Boże nie jest z tego świata. My zaś mamy ukazywać ludowi Bożemu inną ojczyznę, do której wszyscy darzymy. Dlatego musimy mieć nadprzyrodzoną siłę i moc. Nie wystarczy tkwić we wspólnocie zakonnej, by przeżyć w niej do końca swoich dni. Trzeba dbać o jej rozwój, o jej ducha i prężność, trzeba zbierać energie na przyszłość. Jeżeli Kościół nie uśmierca danej rodziny zakonnej, to i nam nie wolno tego czynić, bo my jesteśmy odpowiedzialni za całą spuściznę. Tłumaczycie się czasem: „A no, kiedy oni nie chcą tego, co było dawniej, oni muszą się przebrać, potrzebują iść do kina, oglądać programy telewizyjne”. – Boże kochany, czego by oni nie chcieli, czego by nie potrzebowali, gdyby nie mieli poczucia odpowiedzialności za to, kim są. Przecież są powołani, zaszczyceni przez Boga, włączeni do wspólnoty zakonnej, za którą my bierzemy odpowiedzialność. Musimy więc stworzyć odpowiednie środowisko, odpowiedni klimat, w którym człowiek powołany naprawdę się modli i uświęca, o czym tak często – niestety – zapominamy.

Pilne zadania duszpasterskie

Rozważając najpilniejsze zadania pastoralne, chciałbym skierować kilka próśb. Episkopat Polski w szczególny sposób prosi tych Wyższych Przełożonych Zakonnych, których synowie służą Ludowi Bożemu w parafiach, aby przejęli się naszym najpilniejszym zadaniem – pomocą matkom, zwłaszcza licznych rodzin. W zasięgu naszych kontaktów, w parafiach, znajdziecie wiele matek obarczonych licznym potomstwem. Są one bardzo osamotnione. Zmontowanie dla nich pomocy społecznej innych rodzin w środowisku parafialnym czy w środowisku, na które ma wpływ dany dom zakonny, skierowanie do nich opiekunek parafialnych, które są do takiej pomocy przygotowane – to sprawa najpilniejsza.

Druga prośba Episkopatu – otoczyć opieką młodzież przez organizowanie dla niej dni skupienia. Pamiętać przy tym należy, iż bardziej zagrożone są dziewczęta, aniżeli chłopcy. Wzrasta też w Polsce wśród młodzieży spożycie narkotyków, tak że zagadnienie nietrzeźwości w porównaniu z tym zagrożeniem maleje.

Trzecia prośba, którą kierujemy dziś do Was, to ukazywanie młodzieży praktycznych zadań. Dotyczy to zwłaszcza tych młodych, którzy skupiają się przy swoich duszpasterzach. Mło­dzieży, na którą macie wpływ, trzeba ukazać konkretne zadania – czy to będzie opieka nad dziećmi podczas katechizacji, nad salami katechetycznymi, czy opieka drogowa, zadbanie o estetykę otoczenia świątyni, czy nawet tworzenie młodzieżowych zespołów parafialnych.

Jest to zadanie niesłychanie ważne i doniosłe, zwłaszcza dzisiaj, gdy wchodzi w życie nowa uchwała sejmowa o wychowaniu socjalistycznym. Oczywiście, nie wejdzie ona w życie w tym wymiarze, w jakim się projektuje, bo to przerasta możliwości najbardziej bogatego i zasobnego społeczeństwa. Ale gdyby zrealizowano ją choćby częściowo, to dzieci i młodzież nie będą mogły korzystać z katechizacji w takim stopniu jak dotychczas. Musimy być świadomi, że ostatecznie do tego się zdąża, aby rozłożyć katechizację. Dlatego oprócz siedmiu czy ośmiu godzin lekcyjnych dziennie, jeszcze pięć czy sześć godzin pozalekcyjnych – czyli właściwie dziecko zostaje całkowicie zabrane nie tylko rodzicom, ale i Kościołowi, a tym samym pozbawione nauki religii. – Stąd obowiązek nieustannego poprawiania warunków katechizacji. Niech będzie to pierwsza pozycja w budżecie parafii zakonnej czy domu zakonnego.

Ważna jest również akcja trzeźwości. Musimy przestać na ten temat żartować, bo to już nie są żarty, to jest katastrofa o wymiarze narodowym. Dlatego biskupi proszą, aby Wyżsi Przełożeni przygotowali do akcji trzeźwości pewną liczbę misjonarzy – kompetentnych, znających problem i chętnych do przeprowadzenia na ten temat misji czy rekolekcji.

Musimy wszystkim wiernym wskazywać zadania praktyczne, bo oni ciągle nas pytają, co konkretnie mają w Kościele robić. Dlatego więc więcej uwagi poświęćmy dziełom pastoralnym podejmowanym przez Kościół w Polsce. A więc – zapoznajmy się z programem duszpastersko-homiletycznym, układanym każdego roku, jak również ze Społeczną Krucjatą Miłości i dziełem Pomocników Matki Kościoła, które wskazują konkretne zadania. – Obecnie, gdy w diecezjach odbywają się wykłady dla duchowieństwa na temat dzieła Pomocników Matki Kościoła, brak jest prelegentów. Prosilibyśmy bardzo, aby również zakony zaznajomiły się z tym tematem i dostarczyły nam prelegentów.

Możecie powiedzieć. Najmilsi, że wciągam Was w pracę duszpasterską, jak gdybym nie wiedział, że każda rodzina zakonna za swoje naczelne zadanie uważa uświęcenie tych, których przysyła jej Duch Święty. Mam to przed oczyma, Najmilsi, ale jednocześnie pamiętam, że walną pomocą do osobistego uświęcenia jest zawsze konkretna służba Ludowi Bożemu, bo ona zmusza nas do nieustannego wysiłku, do pracy, do modlitwy i studiów, a przez to pomaga do pogłębienia życia wewnętrznego. Mam to przed oczyma. Ale ponieważ Opatrzność Boża wpisała was w Ojczyźnie naszej we wspólną troskę o Kościół Święty w Polsce, dlatego wybaczcie, Najmilsi, że w spotkaniu naszym wyeksponowaliśmy te zadania, które Episkopat widzi dla rodzin zakonnych. Jestem w tej chwili tylko wyrazicielem próśb Episkopatu Polski, zwłaszcza z ostatniej Konferencji – 136, obradującej na Jasnej Górze. Konferencja ta bowiem w szczególny sposób zajęła się tymi sprawami.

Na zakończenie pragnę przekazać Wam, Drodzy moi, słowa braterskiej podzięki całego Episkopatu za Waszą wspólnotę pracy w Kościele świętym. Za to, że – dzięki Bogu – maleją konflikty na terenie diecezji, wynikające niekiedy z różnicy temperamentów, z jakichś resentymentów i nastrojów, a może i innych subiektywnych racji. Musimy przyjmować wszystko „in spiritu humilitatis”, bijąc się w piersi – i my, i wy, aby to było wspólne „Confiteor”. Przebaczajmy sobie nieustannie wszystkie niedociągnięcia w naszej codziennej pracy, tak jak miłosierny Bóg – jesteśmy tego świadomi – nieustannie nam przebacza. Przezwyciężajmy łatwo konflikty i zatargi, przechodźmy nad nimi do porządku dziennego. Pamiętajmy, że idzie o „bonum commune totius Ecclesiae” i dobro wszystkich rodzin zakonnych, wszczepionych w Kościół. W duchu wzajemnego szacunku postanówmy, że nie będziemy już więcej czynili sobie wymówek.

/tekst autoryzowany/


[1] O. Piotr Rostworowski E.C., W poszukiwaniu drogi. Zebranie plenarne WPZM, Warszawa 14.05.1973 r.

Archiwum KWPZM

Wpisy powiązane

1981.05.01 – Warszawa – List do o. Stanisława Podgórskiego CSsR, przewodniczącego KWPZM

1981.03.06 – Warszawa – Franciszkanizm dzisiaj. Przemówienie z okazji jubileuszu 800-lecia urodzin św. Franciszka z Asyżu

1981.01.08 – Warszawa – List do zakonnych rekolekcjonistów i misjonarzy ludowych, zebranych na dorocznym kursie