Sowulewska Weronika OSB Cam, Kim był Św. Romuald?

 
M. Weronika Sowulewska OSB Cam.

KIM BYŁ ŚW. ROMUALD?

 

Odpowiedź na to pytanie jest niezwykle ważna dla każdego kameduły i kamedułki – zależy od niej kształt całego ich życia. Św. Romuald jest bowiem nie tylko ich założycielem i świątobliwym patronem wypraszającym łaski u Boga, ale przede wszystkim duchowym ojcem i mistrzem. Jedynie wpatrując się w niego i naśladując z możliwie największą wiernością, mogą oni zrealizować swoje powołanie – ukonkretnić, rozwinąć, sprawić by zaowocował dar otrzymany od Boga. Wbrew pozorom, wcale nie jest łatwo jednoznacznie określić św. Romualda, zamknąć do szufladki opatrzonej jasno sformułowaną etykietką. Jego osobowość była tak bogata, a głębia osobistego kontaktu z Bogiem tak wielka, że wymykały się – i nadal wymykają – wszelkim próbom klasyfikacji.

 Bez wątpienia była to postać wielka, dorównująca Ojcom pustyni z pierwszych wieków chrześcijaństwa, stojąca w jednym rzędzie z wielkimi założycielami zakonów, takimi jak św. Augustyn, Benedykt czy później Franciszek i Dominik. Biografowie nazywają go “człowiekiem pijanym Bogiem”, “prorokiem” przełomu tysiącleci (pierwszego i drugiego) głoszącym światu: “Któż jak Bóg?” [ L. A. Lassus, Saint Romuald de Ravenne, ed. S-te Madeleine 1991, s. 7-8]. Dla wszystkich pozostaje jednak nie zgłębioną nigdy do końca tajemnicą. Jego uczniowie i naśladowcy od tysiąca lat czerpią z powierzonego Romualdowi charyzmatu, co zaowocowało na przestrzeni wieków różnymi formami kamedulskiego życia. Jak dotąd jednak, nikt nie wyczerpał tego przeobfitego źródła; nie posiadł do końca, na wyłączną własność całości romualdowego dziedzictwa. Dlatego też pytanie “Kim był św. Romuald” jest wciąż aktualne i nieustannie nurtuje duchowych synów i córki św. Romualda. Wiadomości dotyczące życia i działalności świętego czerpiemy głównie z “żywota” napisanego przez św. Piotra Damiana zaledwie kilkanaście lat po śmierci Romualda. Cenne uzupełnienie odnajdujemy w żywocie pięciu braci” św. Brunona z Kwerfurtu. Pierwszy z autorów, choć był uczniem i naśladowcą Romualda, nie znał go osobiście, co nie pozostało bez wpływu na przekazywane przez niego wiadomości. Jego dzieło zresztą, jak cała ówczesna literatura żywotopisarska, miało na celu nie tyle uwiecznienie faktów historycznych, ile ukazanie świętego jako wzoru do naśladowania. Znamię osobistego zaangażowania w opisywane wydarzenia nosi natomiast opowieść św. Brunona o polskich męczennikach z Międzyrzecza, napisana jeszcze za życia św. Romualda. O duchowości założyciela kamedułów dowiadujemy się ponadto z dwóch zachowanych tekstów Bł. Rudolfa, czwartego z kolei opata Camaldoli, a także z późniejszego, XVI-wiecznego dzieła bł. Pawła Justiniani.

Wymienione źródła, choć nieliczne i podporządkowane w znacznej mierze średniowiecznej konwencji żywotopisarskiej, dają niezwykle przejrzysty i sugestywny obraz wybitnej postaci. Romuald pochodził z Rawenny, z książęcego rodu. Młodzieńcze lata upłynęły mu wśród zabaw, polowań oraz wszelkich godziwych i mniej godziwych rozrywek odpowiadających jego stanowi. Ten rodzaj życia budził w nim jednak niepokój, poczucie winy i coraz silniejsze pragnienie uwolnienia się od dotychczasowej rozterki. Wielkie, piękne lasy w rodzinnej posiadłości, gdzie tak często polował, nasuwały myśl o życiu pustelniczym w leśnej głuszy, daleko od zgiełku i niepokoju świata, za to bardzo blisko Boga. Rodzina szybko zwróciła uwagę na dziwne zachowanie młodego księcia. Grożono mu nawet wydziedziczeniem, jeśli nie porzuci mrzonek i nie będzie postępował tak, jak przystoi rycerzowi. Okazało się jednak wkrótce, że właśnie ta książęca “rycerskość” popchnęła go w kierunku wyznaczonym przez Opatrzność. Pewnego dnia jego ojciec zabił w walce swego krewnego. Romuald, obecny przy tym. tak był wstrząśnięty tragicznym wydarzeniem, że bez wahania zdecydował się podjąć za ojca pokutę przewidzianą przez ówczesny zwyczaj: zamknięcie się na 40 dni w klasztorze. Postanowienie natychmiast wprowadził w czyn, udając się do pobliskiego opactwa benedyktyńskiego w Classe. Po upływie przewidzianego terminu ogarnęła go jednak na nowo rozterka. Nie wiedział, czy wracać do dawnego życia, czy też pozostać w klasztorze. W podjęciu decyzji miał mu pomóc, według tradycji, sam Bóg, spełniając jego śmiałą prośbę o znak. Otrzymawszy upragniony znak, a ponadto doznawszy gwałtownego rozpalenia się miłości Bożej w duszy, pozostał w Classe, gdzie wkrótce otrzymał zakonny habit. W późniejszym czasie, w innym już miejscu, musiał otrzymać święcenia kapłańskie, skoro w “żywocie” jest mowa o odprawianiu przez niego Najświętszej Ofiary. Ĺ»ycie we wspólnocie benedyktyńskiej nie było jednak jego ostatecznym powołaniem. Bóg wyznaczył mu rolę reformatora tego życia, prekursora nowej jego odmiany, chociaż sam Romuald nigdy nie myślał o zakładaniu nowego zakonu. Jedyną rzeczą, której pragnął i której całym sercem szukał, była duchowa doskonałość umożliwiająca zjednoczenie z umiłowanym nade wszystko Bogiem. Jego gorliwość w tych poszukiwaniach była tak wielka, a stawiane sobie cele i zadania tak maksymalistyczne, że żaden ze współbraci nie mógł mu dorównać. Wspólnotowe życie okazało się dla Romualda drogą zbyt szeroką, zbyt wolno zbliżającą do upragnionego celu. A ponieważ Reguła św. Benedykta przewiduje taką możliwość, za zgodą opata przeniósł się przyszły święty do pustelni. Był to krok przemyślany i przygotowany, o czym świadczy staranny wybór pustelni oraz nauczyciela eremickiego życia – stał się nim Maryn, sławny w tamtym czasie pustelnik wenecki, do którego Romuald udał się czym prędzej i któremu całkowicie się podporządkował.

Niebawem jednak prześcignął mistrza w duchowym wzroście. Coraz też więcej otaczało go towarzyszy w eremickim życiu. Garnęli się do niego zafascynowani nieprzeciętną osobowością, wyjątkowo ascetycznym życiem, nade wszystko zaś promieniującym z niego pokojem, Bożą mądrością, mocą, miłością. Wszyscy biografowie podkreślają pogodne, a nawet żartobliwe usposobienie Romualda, które doskonale licowało z patriarchalną dostojnością. Nikogo też nie odpychał od siebie – przygarniał wszystkich, wiedziony tym samym pragnieniem, z którego zwierzył się Koryntianom św. Paweł w swoim liście: ”Pragnąłbym, aby wszyscy byli jak i ja… Chciałbym, abyście byli wolni od utrapień” (7,7.32). W tej sytuacji pierwsza pustelnia nie mogła wkrótce pomieścić uczniów św. Romualda. Nauczyciel wypracował więc sposób postępowania, który stosował potem do końca życia: Dla mniej wytrzymałych na trudy eremickiej egzystencji budował w pobliżu pustelni klasztor. Gdy i on się zapełnił zakonnikami, pozostawiał zarząd wybranemu uczniowi, sam zaś – z niewielkim gronem braci lub tez bez nich – przenosił się w inne, ukryte w leśnej głuszy miejsce. Budował tam sobie celę, w której wiódł samotne, pokutnicze i pogrążone w Bogu życie. Gdy po pewnym czasie otaczała go nowa gromadka naśladowców, historia się powtarzała i to wielokrotnie. Trzeba tu jednak dodać, że w podjęciu decyzji o zmianie miejsca najczęściej pomagały mu dodatkowe okoliczności: A to był gdzieś wezwany w pilnej potrzebie, a to znów musiał uciekać przed zemstą wrogów – Bóg, prowadząc go, gdzie sam chciał, posługiwał się i ludzkimi cnotami i słabościami, podobnie jak wszelkimi przewidzianymi i nieprzewidzianymi wydarzeniami; nic bowiem nie dzieje się bez Jego woli. Sława świętego Pustelnika rozchodziła się szeroko po italskiej ziemi, a także poza jej granicami. Coraz częściej się zdarzało, że książęta, biskupi, a nawet sam papież zabiegał o to, by go mieć na swoim terytorium. O rozmowę, o radę, a nawet o milczącą obecność prosili go cesarze; gdy zaś nie przybywał na ich dwór, sami udawali się do jego pustelni. Drżeli natomiast przed Romualdem złoczyńcy i grzesznicy – jak pisze św. Piotr Damian: “Duch Święty mieszkający w jego sercu, wzbudzał u nieprawych ten postrach”. Sprawiał on też, że “gdziekolwiek udawał się święty człowiek, zawsze zbierał plony, pozyskiwał dusze, wyrywał ludzi ze świata, umysły ludzkie tak zapalał do rzeczy niebieskich, że świat cały wydawał się być spowity w płomienie”. Jak wszystkie wielkie osobowości, miał św. Romuald i wrogów. Nienawidzili go zwłaszcza ludzie słabi, przeciętni, mali, którzy nie mogli lub nie chcieli sprostać stawianym przez niego wymaganiom. Wiele w swoim życiu od nich wycierpiał. Nierzadko musiał przed ich złością uciekać. Czasem ingerował sam Pan Bóg, ratując swego sługę z opresji czy też karząc winnych. Sam Romuald nigdy jednak nie żywił złości czy urazy do swych wrogów. Przebaczał im największe zniewagi, a nawet zbrodnie, gdy tylko okazywali skruchę.

Ta Boża miłość i wyrozumiałość stawała się coraz bardziej widoczna w miarę upływu lat. Coraz bowiem jaśniej widział Romuald prawdę o świecie, o człowieku, o sobie samym i swoim powołaniu. Coraz też bardziej przybliżał się Boga. Zrozumiawszy na samym początku eremickiego życia, że zajmowanie się wyłącznie własnym zbawieniem doprowadziłoby go do zguby i wiecznego potępienia, zawsze pozostał otwarty na problemy i troski innych ludzi – niezależnie od tego, czy byli to współbracia, okoliczni wieśniacy, czy możni tego świata. Mając na względzie ich dobro niejednokrotnie przerywał milczenie, opuszczał pustelnię, narażał się na trudy, niebezpieczeństwa i nieprzyjemności, by tylko przyjść im z pomocą. Taka właśnie sytuacja miała miejsce w Pereum, skąd wywodzili się męczennicy międzyrzeccy. Jak zaświadcza św. Brunon, Romuald tak szeroko otworzył tam drzwi pustelni przed cesarzem Ottonem III, że wzbudziło do niezadowolenie krótkowzrocznych i małodusznych uczniów; stało się też pośrednio przyczyną wysłania zakonników do Polski. Brunon jednak nigdy nie mógł odżałować, że opuścił wówczas mistrza. Jeżeli zaś chodzi o św. Romualda nigdy nie miał wątpliwości, jak powinien w podobnych sytuacjach postąpić. Ĺ»aden też kontakt ze światem i jego sprawami nie był w stanie wytrącić go, choćby na moment z raz obranego toru całkowitego oddania się Bogu samemu w samotności, milczeniu i pokucie. Można właściwie powiedzieć, że od chwili wyjścia poza mury klasseńskiego opactwa nigdy nie opuścił pustelni: zmieniały się wprawdzie miejsca, otaczali go coraz to nowi ludzie, zawsze jednak trwała raz przyjęta, zaakceptowana, umiłowana samotność, pokuta i milczenie. Te trzy kamienie węgielne pustelniczego życia nie tylko bowiem nadają mu sens, ale sprawiają, że całe to życie staje się świadectwem, znakiem Boga i Jego obecności. Takie właśnie było życie św. Romualda. Takie powinno być życie każdego jego ucznia – kameduły czy kamedułki. Ludzie pozostający w świecie mogą się dziwić, wyśmiewać, oburzać czy gorszyć. Zawsze niech jednak pamiętają, że jak słusznie podkreślił to niedawno w jednym ze swoich artykułów Ks. Biskup J.Krasicki, pustelnicy odchodzą ze świata “nie po to, aby – mówiąc słowami samego Chrystusa – go potępić, ale aby pomagać tym, którzy pozostali w świecie…”.

Za: www.kamedułki.eu

 

Wpisy powiązane

Żynel Apoloniusz OFMConv, Święty Bonawentura – „Drugi Założyciel” Zakonu Franciszkańskiego

Soras Philippe, Wielcy konwertyci. Ze „Standard Oil” do klasztoru. Kenyon Bede Reynolds (1892 -1989) OSB

Lory Maria-Joseph, Wielcy konwertyci. Syn chrzestny Leona Bloy’a. Pieter van der Meer de Walcheren (1880-1970) OSB