1971.10.19 – Rzym – Zbieżność postawy Ojca Maksymiliana Kolbego, biskupów i narodu polskiego. Przemówienie do pielgrzymki polskiej z Anglii, przybyłej na beatyfikację ojca Maksymiliana

 
Kard. Stefan WyszyńskiPrymas Polski

ZBIEŻNOŚĆ POSTAWY OJCA MAKSYMILIANA KOLBEGO, BISKUPÓW I NARODU POLSKIEGO. PRZEMÓWIENIE DO PIELGRZYMKI POLSKIEJ Z ANGLII, PRZYBYŁEJ NA BEATYFIKACJĘ OJCA MAKSYMILIANA

Rzym, Hospicjum Św. Stanisława, 19 października 1971 r.

 

Drodzy rodacy, siostry i bracia, kapłani!

Trudno w sytuacji tak wyjątkowo podniosłej znaleźć pierwsze słowo, którym można by – jak złotą strzałą – „przebić” serca, aby patrząc w serca, mówić do serc … Wydaje mi się, że w dniach wielkich przeżyć całego narodu u skały Piotrowej ognistą strzałą, która nas zjednoczyła w imię miłości Chrystusowej, jest wspólny nasz brat, bł. Maksymilian Maria Kolbe.

Nie przypuszczaliśmy, że uda się nam zgromadzić większą ilość naszych braci wokół tak radosnej chwili. Zwłaszcza pielgrzymka z Polski miała swoją ciężką i krzyżową drogę, podobnie jak ciężka i krzyżowa była droga bł. ojca Maksymiliana. Widocznie jednak wszystko, co ma znamię większej i trwalszej wartości, musi przechodzić przez doświadczenia, aby ujawniła się jeszcze większa miłość.

Gdy organizowaliśmy pielgrzymkę naszych rodaków z Polski do Rzymu, przeszliśmy przez niezwykłe doświadczenia. Począwszy od wszelkich negacji, poprzez wielkie wątpliwości, różne „tak” i „nie”, przez najrozmaitsze, mnożące się niekiedy w nieskończoność wymagania, doczekaliśmy się wreszcie, że fala przeciwności pękła. Może w dużym stopniu pomogli nasi rodacy z zagranicy, bo dochodziły wieści, że ma być ich w Bazylice Piotrowej bardzo wielu, ze wszystkich ludów i narodów. Jak by to więc wyglądało, gdyby zabrakło Polaków z nad Bugu, Wisły, Odry i Nysy?! Ostatecznie, zdrowy rozsądek zwyciężył.

Zwycięstwo to łatwe nie było, ale tym bardziej jest nam drogie. Gdy zbliżał się dzień 17 października, łatwiej było naszym rodakom wydostawać się z kraju. Początkowo mieliśmy przywieźć ich do Rzymu zaledwie pięćset osób, później tysiąc, wreszcie tysiąc pięćset. Teraz możemy się doliczyć trzech tysięcy osób, razem z tymi, którzy różnymi drogami otrzymali paszporty. Jesteśmy i za to Bogu wdzięczni, że nasza droga była trudna. Wymagała nie lada wysiłku i przezwyciężania samego siebie, aby dołączyć się do rodaków z całego globu ziemskiego, przy konfesji Piotrowej.

Możemy powiedzieć, że wszystko to zawdzięczamy człowiekowi, który broniąc życia brata, poświęcił własne życie. Stał się przez to dla nas wszystkich szkołą, wymownym znakiem i programem, z którym chcemy się liczyć.

Dzisiaj o godzinie 9 rano, otwierając sesję synodalną w obecności Ojca Świętego, kardynał Duval powiedział: Dziękujemy Ci, Ojcze Święty, za beatyfikację ojca Maksymiliana Kolbego. Dziękujemy Ci, że właśnie w okresie prac Synodu, rozważającego model kapłana współczesnego na czasy dzisiejsze, ukazałeś nam wzór w postaci człowieka, który okazał największą miłość, bo oddał życie swoje za brata. – Potem skierował się do nas, polskich biskupów, obecnych na Synodzie – których jest czterech – i powiedział: Wam także dziękujemy, polscy biskupi, za waszą pracę, której owoce widzieliśmy w Bazylice Piotrowej.

To tak rzadko spotykane uznanie odpowiada w wyjątkowy sposób rzetelnej prawdzie. Pamiętajmy, że mamy za sobą dwadzieścia pięć lat pracy w obecnych warunkach. Przez dwadzieścia pięć lat naród zachował żywy związek ze Stolicą Świętą, żarliwego ducha modlitwy i gorąco wyznawaną wiarę, której atmosferę wyczuwali tu w Rzymie wszyscy, bo nam o tym „na prawo i na lewo” mówiono. Chodzimy z „poobrywanymi rękawami”, gdyż na auli synodalnej kardynałowie i biskupi ciągle nas zatrzymują, składają swoje uznanie i podziękowanie. Jeżeli taki żar modlitwy można było rozpalić w Bazylice św. Piotra, a na wczorajszej audiencji ujawniło się tak gorące oddanie Ojcu Świętemu, jest to dowód, że biskupi i duchowieństwo w Polsce pracują w rytmie upragnionym przez naród.

Praca ta wydaje owoce – wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi i Ojcu Świętemu; wierności ideałom chrześcijańskiej Ojczyzny, rodzimej kulturze, mowie i dziejom ojczystym oraz szlachetnym porywom, którymi żyjemy. Dzięki tej wierności przestaliśmy się czegokolwiek lękać i myśleć o sobie. Człowiek lęka się wtedy, gdy myśli o sobie, ale gdy się z tego wyzwoli, jest mu wszystko jedno, co z nim będzie. Staje się odważny na miarę odwagi, która musi być równoważona z roztropnością, aby móc wypełnić zadanie; ale gdy zajdzie potrzeba świadczyć nie tylko słowem, wtedy już nie ma wahań!

Najmilsi! Bardzo to sobie cenimy, że możemy takie właśnie słowa do was skierować. Mówię w tej chwili nie w swoim imieniu, ale także w imieniu czterdziestu biskupów, obecnych na beatyfikacji – z Kardynałem Krakowskim i ze mną na czele – oraz w imieniu trzydziestu biskupów, którzy pozostali w kraju. Mówię w imieniu całego Episkopatu Polski, a sądzę, że także w imieniu wszystkich naszych rodaków, z którymi skontaktowaliście się w niedzielę w Bazylice Piotrowej, w poniedziałek w sali posłuchań, na audiencji u Ojca Świętego, oraz w bazylice Świętych Apostołów na wspólnej modlitwie.

Cieszę się, że mogę powiedzieć o przedziwnej więzi, która każę mi modlić się w waszej intencji, oraz w intencji wszystkich naszych rodaków, gdziekolwiek żyją i dokądkolwiek losy i Opatrzność Boża ich zaprowadziła. Nigdy nie wiemy, czego i w jakich czasach zażąda Bóg od tej czy innej cząstki narodu. Czego zażąda od nas w Polsce – czego od was, gdziekolwiek jesteście. Wiemy jednak, że Bóg ma zawsze prawo zażądać od nas wszystkiego.

Mogło się wydawać, że ojciec Kolbe, którego Duch Boży pchnął do ofiary za brata, przegrał, umierając w bunkrze głodowym w Oświęcimiu. Trzeba było cierpliwie poczekać trzydzieści lat, aby zrozumieć sens jego ofiary i uległości żądaniom Ducha Świętego. Zrozumieliśmy to właśnie w niedzielę, w Bazylice św. Piotra. Zdaje się również, że on uczy nas nadal, bo każdy święty może o sobie powiedzieć: „Non omnis moriar”. I każdy człowiek, kierujący się Duchem Bożym i odrobiną miłości, może powiedzieć o sobie to samo: „Nie całkowicie umarłem”, bo kto w miłości trwa, w Bogu trwa …

Taka jest właściwość Boga, że gdy Mu się zaufa, zwłaszcza w męce i ofierze, znajdzie On drogi do uczczenia przyjaciół swoich. Dlatego wczoraj w bazylice franciszkańskiej powiedziałem, że ostatnią wojnę wygrał bł. Maksymilian Maria Kolbe. Wygrał na całego! Bo nie tylko jest uczczony przez Boga i przez Kościół, ale także przez naród. Stał się symbolem i wymownym znakiem dla narodu. Żyje wśród nas, zachęcając do takiej ofiary, jakiej sytuacja narodu dziś wymaga, o czym jasno i twardo mówimy naszej młodzieży w Polsce. Bóg może wymagać wiele, może zażądać jeszcze wielkich ofiar i wyrzeczeń, jak zażądał kiedyś od Maksymiliana Kolbego. Jaki jest sens tego żądania, widzimy już dziś, a zobaczymy i później, gdy obfitować będzie ofiara, spotęgowana przez łaskę, ukazana dziś w światłości ołtarzy.

Najmilsi rodacy! Może Ksiądz Kardynał Metropolita jeszcze coś doda. Chciałbym ograniczyć się do serdecznego podziękowania za to, że pragnęliście przynajmniej na moment się z nami zobaczyć i że nam ufacie. Nie chcemy mówić o sobie, bo z naszej pozycji nie wszystko możemy słowami wyrazić. Nie wszystko jest wam znane! Detale życiowe są bardziej skomplikowane aniżeli synteza, która może dotrzeć do tej czy innej gazety, pod takie czy inne pióro … Jest to zazwyczaj bardzo skromny wymiar informacji. Cieszymy się z tego, że prasa zagraniczna bardzo często pisze o nas rzeczy „niedokładne”. Jest to dowód, że się nami interesuje. Może to im „nie wychodzi”, ale nie możemy wymagać za wiele. Godzimy się z tym, a sami robimy, co nam każę Duch Boży.

Przechodziliśmy rzeczy trudne. Zbliża się rocznica tragicznych wydarzeń na Wybrzeżu. Musieliśmy, najmilsi, odważnie przyznać się do tego, że nie wszystkie obowiązki wypełniliśmy. Chociaż sprawy, o które szło, nie leżą w naszej gestii, jednak stanowimy jeden wspólny naród. Dlatego też i ja osobiście mogłem sądzić, że nie wszystkie obowiązki spełniłem. Może trzeba było jeszcze odważniej i bardziej stanowczo przemawiać i nauczać? Jeszcze więcej narażać się, chociaż w tej dziedzinie nie szczędzimy niczego! Modlimy się, pracujemy, rozmawiamy …

Dzisiaj kardynał Duval wypytywał mnie uporczywie, czy to prawda, że w Polsce na Jasnej Górze, modlą się dzień i noc na kolanach za Synod? Powiedziałem: Eminencjo – prawda! Tak modlono się w czasie czterech lat Soboru, tak modliliśmy się przez dziewięć lat Wielkiej Nowenny. Możemy oglądać wyklęczane kolana naszych dziewcząt – nie tych, które pokazuje się często na ulicach … – a zobaczymy świetlane plamy, wyciśnięte przez modlitwę. To za Polskę, za Kościół w Polsce, za wszystkich Polaków, za wszystkich rodaków, a więc i za was, drodzy moi! My się modlimy! Naszą mocą jest modlitwa!

Gdybyśmy osłabli w modlitwie, nie moglibyśmy ręczyć za jutro, ale gdy się modlimy, jesteśmy spokojni. Modlitwa przywraca nam spokój i nadzieję, która w Polsce nie jest „matką głupich”, tylko bardzo mądrych. My się modlimy! Przyszły sytuacje tak trudne, że Episkopat musiał powiedzieć: Chociaż Kościół ma swoje postulaty i wymagania, na razie o nich milczymy. Mówimy o robotnikach, o naszych braciach, których potrzeby są bardziej dokuczliwe, bezpośrednie i gnębiące. Najpierw więc trzeba zaspokoić ich potrzeby, a gdy to będzie spełnione, wtedy Episkopat powie, co jest prawem Kościoła i narodu wierzącego.

Tak czyniliśmy! Mogło to wyglądać na jakąś swoistą „woltę”, trudną do zrozumienia, ale trzeba było być blisko tragicznych wydarzeń, aby pojąć taką właśnie linię postępowania biskupów polskich. Trzeba było dotknąć ludzi cierpiących, widzieć tych, co padli, patrzeć na łzy osieroconych, oglądać wieńce, rozwieszone na płotach stoczni jednej, drugiej i trzeciej, oraz czytać dramatyczne napisy … Trzeba było to wszystko dostrzec!

Przez mękę i współcierpienie człowiek wewnętrznie dojrzewa. Wie, jak wielką jednością i całością jest naród, a w nim – każdy człowiek, każdy Polak, wszczepiony przez Boga w aktualne dzieje i proces życiowy narodu. Musimy się w to wsłuchiwać i być wrażliwi. Musimy być bardzo roztropni, ciesząc się każdym najmniejszym dobrem i osiągnięciem na dziś, a niekiedy musimy umieć poczekać na „lepsze”, które jest dopiero na jutro. Nie jest to styl życia wygodnego. Nie jest to łatwe! Ale jeżeli ma się poczucie odpowiedzialności za naród, za każdą kropelkę krwi nierozważnie rozlaną, musi to kosztować i kosztuje bardzo wiele.

Jesteśmy synami Kościoła i narodu. Na ramionach naszych ciąży odpowiedzialność za Kościół i naród. Szczerze to mówimy, radując się tak drogą nam obecnością rodaków z wysp.

Resztę niech wam powie Kardynał Metropolita Krakowski Karol Wojtyła, który jest ode mnie o dziewiętnaście lat młodszy, bardziej postępowy i nowoczesny. Posiada także wiele innych cnót, których ja nie zdołałem w sobie wyrobić.

Tekst autoryzowany. Zbiory Instytutu Prymasowskiego

 

Wpisy powiązane

1981.05.01 – Warszawa – List do o. Stanisława Podgórskiego CSsR, przewodniczącego KWPZM

1981.03.06 – Warszawa – Franciszkanizm dzisiaj. Przemówienie z okazji jubileuszu 800-lecia urodzin św. Franciszka z Asyżu

1981.01.08 – Warszawa – List do zakonnych rekolekcjonistów i misjonarzy ludowych, zebranych na dorocznym kursie