1971.10.20 – Rzym – Łączy nas Kościół i Naród. Przemówienie do Polaków z Kanady, przybyłych na beatyfikację ojca Maksymiliana

 
Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski

ŁĄCZY NAS KOŚCIÓŁ I NARÓD. PRZEMÓWIENIE DO POLAKÓW Z KANADY, PRZYBYŁYCH NA BEATYFIKACJĘ OJCA MAKSYMILIANA

Rzym, Instytut Polski, 20 października 1971 r.

 

Drogi Księże Prałacie, umiłowani bracia kapłani i wszystkie dzieci Boże wielkiej rodziny narodowej polskiej, żyjące w Kanadzie!

Jesteśmy wszyscy pod wrażeniem wielkiej uroczystości beatyfikacji ojca Maksymiliana Kolbego, którą przeżywaliśmy wspólnie w Bazylice Piotrowej. Można to doniosłe wydarzenie rozważać pod wieloma kątami. Można widzieć w nim wielkie zwycięstwo, które z Bożą pomocą odniósł bł. Maksymilian nad nienawiścią. Można – jak mówiliśmy w bazylice Dwunastu Apostołów – rozważać sprawę pod kątem społecznym, narodowym, a nawet międzynarodowym. Oto Kościół postawił przed oczyma ludów i narodów wzór, jak zwycięża się przez miłość, jak służy się człowiekowi nawet za cenę własnego życia. Ten kapłan-zakonnik idzie na śmierć za ojca rodziny. Uważa, że życie tego człowieka jest tak doniosłe i ważne, iż on jako kapłan może siebie poświęcić, aby go ratować.

Ojciec Kolbe moc, przykład i wzór wziął z Chrystusa. Jak Chrystus oddał swoje życie za rodzinę ludzką, tak ojciec Maksymilian oddał życie w obronie rodziny domowej. Możemy odważyć się na to porównanie, chociaż zawsze jest dystans między działaniem człowieka a działaniem Boga, bo Bóg działa własną mocą i miłością, człowiek zaś działa mocą Bożą i zapożyczoną od Boga miłością.

Ojciec Kolbe uczy nas wiele. Jego przykład jest nam szczególnie potrzebny w chwilach trudnych – gdziekolwiek żyjemy: w kraju czy poza jego granicami. Niewątpliwie, o wiele łatwiej jest utrzymać wspólnotę narodową wśród milionów rodaków we własnej Ojczyźnie. O wiele trudniej uczynić to wam, Polakom żyjącym w rozproszeniu, na olbrzymich przestrzeniach amerykańskich czy kanadyjskich.

Opowiem wam jeden fakt z mojego życia. Kiedyś we Francji jadąc pociągiem spotkałem w przedziale kobietę, która pochodziła z miasta Łodzi. Gdy dowiedziała się, że jestem Polakiem (zobaczyła polską gazetę w mojej kieszeni), podeszła do mnie i powiedziała: „Ja jestem z Łodzi, a ksiądz jest z Polski?” – „Tak, z Polski”. – „To ksiądz na pewno zna w Łodzi kupca R., to mój ojciec”. – Byłem zakłopotany. Jakże nie znać kupca w mieście Łodzi! Jej się wydawało, że mam obowiązek go znać. Chcąc wybrnąć jakoś z sytuacji odpowiedziałem: „Gdy dostanę adres, postaram się go zobaczyć”. Byłem wierny temu przyrzeczeniu. Dostałem później list z podziękowaniem. Ta kochana Żydówka uważała, że w Polsce wszyscy są sobie oddani, chociażby ich dzielił język i wyznanie. Tak myślą ludzie na obczyźnie.

Między nami wszystkimi, dziećmi wspólnej Ojczyzny, istnieje przedziwna więź, która pomaga przezwyciężyć wszelki dystans, różnice pochodzenia, wykształcenia czy warunków materialnych. Wszystko to maleje wobec faktu, że jesteśmy dziećmi jednego narodu. Dzieje się tak z woli Bożej. Dobry Bóg wybiera nam ojca i matkę w rodzinie, a przez to i miejsce we wspólnocie narodowej.

Musimy mieć świadomość, że wyrastamy z jednego pnia, że wykształtował nas królewski szczep Piastowy. Wszystko jedno, czy przyjechaliście do Kanady pięćdziesiąt czy pięć lat temu. Jesteśmy jednym narodem. Niewątpliwie, są między nami różnice, przewidziane przez Opatrzność. Nudny byłby świat, gdyby wszyscy byli do siebie podobni i mieli jednakowe temperamenty, usposobienia i zdolności. Tak bywa niekiedy w wąskich cywilizacjach materialistycznych. Jeśli produkuje się pudełko, to od razu dwa miliony jednakowych. Ale dobrego Boga stać na to, aby każdy człowiek był trochę inny. Dopiero ta odmienność zdolności, talentów, zainteresowań i usposobień jest radością, jak mówi łacińskie przysłowie „varietas delectat” – „rozmaitość cieszy”. Dopiero z tej rozmaitości powstaje prawdziwa jedność. Podobnie jest w mozaice. Gdy kiedyś zwiedzałem pracownię mozaiki na Watykanie, pokazano mi kilka tysięcy odcieni barwy czerwonej. Jeden kolor, a tyle odmian!

Naród jest również złożoną wielością. Pana Boga stać na to, aby każdy z nas był trochę odmienny. Ale są moce Boże, przez które stajemy się do siebie podobni. Bo wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. Wszyscy jesteśmy odkupieni przez Krew Chrystusa; wszyscy jesteśmy przedmiotem miłości Ojca, opowiedzianej nam przez Syna; wszyscy jesteśmy nawiedzani Duchem Świętym, który jest Duchem miłości. Wszyscy należymy przez chrzest do wspólnoty nadprzyrodzonej Kościoła. Wszyscy jesteśmy krzepieni tym samym Ciałem eucharystycznym. Wszyscy gromadzimy się przy misterium wiary, przy ołtarzu ofiarnym Mszy świętej. Wszyscy słuchamy jednego i tego samego słowa Bożego. I wszyscy jesteśmy przeznaczeni do tej samej ojczyzny niebieskiej. Dopiero tam przekonamy się, jak jesteśmy sobie bliscy, jak mili Bogu, i jak On nas kocha.

Łączą nas dwie siły: Kościół i naród. Łączy nas naród, a więc jego język, jego kultura, jego dzieje, choćby bolesne, ukrzyżowane. Ale ciekawa rzecz: im bardziej droga narodu jest trudna, krzyżowa, tym bardziej nas ona łączy. Widzieliśmy to w latach okupacji niemieckiej, w czasie Powstania Warszawskiego, podczas walk o polskość Lwowa.

Raczej to podkreślajmy, co nas łączy, niż to, co dzieli. W imię tych wartości, które nas łączą, w imię wartości narodowych i religijnych starajmy się układać nasze życie i współżycie. Starajmy się przezwyciężać trudności, których przecież nigdzie nie brak, są wszędzie. Wielkoduszność, wspaniałość i szerokość naszej duchowej inteligencji potrafi wyrozumieć wszystko, podobnie jak Bóg nas wszystkich rozumie i po swojemu kocha.

Zgromadziła nas przy konfesji św. Piotra miłość Chrystusowa, ukazana w nowym wydaniu – w postaci bł. Maksymiliana Marii Kolbego. Niech ona wam towarzyszy i patronuje, najmilsi, w waszym życiu i współżyciu na terenie Kanady. Jest to moje najszczersze życzenie, a zarazem pokorna prośba.

Raduję się bardzo, że są wśród was kapłani tego samego Kościoła katolickiego, który jednoczy naród w Polsce i w imię którego zebraliśmy się wszyscy – Polacy z kraju i ze świata – w Bazylice św. Piotra. A jak dobrze się rozumiemy, jak naprawdę stanowimy jedno, można to było wyczuć w śpiewie, którym w ostatnich dniach napełniliśmy Bazylikę Piotrową i bazylikę Dwunastu Apostołów.

Naszą wspólnotę w duchu wiary wyczuli również uczestnicy Synodu. Musieliśmy wysłuchać wielu uwag i spostrzeżeń na temat Polaków, którzy przybyli do Rzymu z pielgrzymką. Niemal mi rękawów nie poobrywano na Synodzie, bo każdy z biskupów chciał coś powiedzieć. I ciekawa rzecz, często urabia się opinię, że o nas tylko źle mówią. A tymczasem, przeciwnie. Chcieli powiedzieć same pochwały, chcieli nam powinszować, pogratulować. Ojciec Święty powiedział mi w niedzielę przy obiedzie następujące słowa: „Polacy stworzyli atmosferę modlitwy. Było to tak odmienne od wszystkich uroczystości i pielgrzymek, które zapełniają tak często Bazylikę św. Piotra. Polacy wnieśli do niej ducha głębokiej wiary, religijności i pobożności”. I to nas łączy!

Na sesji wtorkowej Synodu, przewodniczący sesji kardynał Duval z Algierii złożył Ojcu Świętemu podziękowanie, że na tle rozważań Synodu pokazał wzór nowoczesnego kapłana – to znaczy nie wygodnego, myślącego o sobie, tylko zdolnego do ofiary nawet z życia. A nam, nic „niewinnym” ludziom, polskim biskupom, kardynał Duval złożył za przyzwoleniem Ojca Świętego podziękowanie właśnie za to, że w Polsce wypielęgnowany został tak wspaniały kwiat służby Bogu. Ale myśmy naprawdę „niewinni”, wszystkiemu „winien” Pan Bóg, który z gnoju wyciąga ubogiego i z książętami na niebieskiej sadza ławie. Musieliśmy wysłuchać jeszcze wielu pochwał. Mówiono nam: „Wy, Polacy, macie niezwykłą siłę. Wy się modlicie i wy kochacie Matkę Bożą! Obyśmy i my tak mogli. Jak my wam tego zazdrościmy”.

Najmilsi! Pamiętajcie, że Kanada, w której żyjecie, wsławiła się między innymi wielką czcią Matki Bożej. Tam właśnie – po Hiszpanii – jest najbardziej rozpowszechniona cześć Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia, którą za wzór wziął sobie ojciec Maksymilian. Dlatego jesteśmy wdzięczni wam, kapłani, i wam, drodzy pielgrzymi, że przezwyciężając trudności przyjechaliście z pielgrzymką na uroczystość beatyfikacji. Przypuszczam, że łatwiej wam to przyszło niż rodakom z kraju. Musieliśmy pokonać wiele przeciwności, abyśmy mogli te półtora tysiąca ludzi wsadzić w samoloty i przywieźć do Rzymu. Na krótko przed beatyfikacją trudności zmalały. Liczba Polaków przybyłych z kraju wzrosła. Do modlącej się rodziny polskiej w Bazylice św. Piotra można było doliczyć jeszcze wielu innych, którzy przybyli na zaproszenie indywidualne. Razem Polaków z kraju było około trzech tysięcy. Dołączyli się do nich Polacy z emigracji. Jesteśmy za to wam, najmilsi, i waszym kapłanom, bardzo wdzięczni.

Może wypadło wam znieść trochę niewygód, ale w bunkrze głodowym w Oświęcimiu było trudniej, a jednak ojciec Maksymilian wytrwał, zwyciężył. Wy również, po szczęśliwym powrocie do waszych rodzin, odczujecie radość z odniesionego zwycięstwa i pogodnego przezwyciężenia wszystkich trudności.

Najważniejszym błogosławieństwem w Rzymie jest błogosławieństwo Ojca Świętego, dlatego będę wam błogosławił nie jako ojciec, ale jako wasz brat. Z tym braterskim błogosławieństwem pragnę was odesłać do miejsc życia i pracy, do waszych rodzin, z którymi jesteście związani, do waszych świątyń i parafii.

Tekst autoryzowany. Zbiory Instytutu Prymasowskiego

 

Wpisy powiązane

1981.05.01 – Warszawa – List do o. Stanisława Podgórskiego CSsR, przewodniczącego KWPZM

1981.03.06 – Warszawa – Franciszkanizm dzisiaj. Przemówienie z okazji jubileuszu 800-lecia urodzin św. Franciszka z Asyżu

1981.01.08 – Warszawa – List do zakonnych rekolekcjonistów i misjonarzy ludowych, zebranych na dorocznym kursie